Rozgrywka o twarz na Bliskim Wschodzie

Opublikowano: 23.03.2010 | Kategorie: Polityka

Liczba wyświetleń: 658

Możliwości są tylko dwie. Albo twarz straci prezydent Stanów Zjednoczonych, Barack Obama, albo premier Izraela, Benjamin Netanjahu. Jeden z nich będzie musiał ustąpić w kwestii budowy nowych domów we wschodniej Jerozolimie, co byłoby politycznym problemem dla premiera Izraela (wszakże uderzy we własny elektorat), a z drugiej strony – katastrofą wizerunkową dla Obamy, bo ostatecznie udowodniłoby to tezę, że Amerykanie wspierają politykę izraelską, a nie kształtują proces pokojowy.

DLACZEGO ROZBUDOWA OSIEDLI JEST PROBLEMEM?

Izrael uważa Jerozolimę za swoją stolicę, podobnie wyobrażają sobie rolę tego miasta, w swoim przyszłym państwie, Palestyńczycy. Nie jest to zatem spór o kilka domów, a o charakter tego miasta. Palestyńczycy obawiają się, iż Izrael dąży do polityki faktów dokonanych, czego przykładem jest budowa muru bezpieczeństwa zagarniającego “kawałek” Zachodniego Brzegu Jordanu.

Status Jerozolimy jest jednym z największych problemów nieustannie umierającego i odżywającego procesu pokojowego. Żadna ze stron nie może ustąpić, gdyż Jerozolima jest świętym miastem dla wyznawców judaizmu oraz islamu. Tego konfliktu nie rozwiąże się, oddając miasto jednej ze stron.

Izrael uzyskał Jerozolimę w czasie wojny sześciodniowej (1967 rok) i nie zamierza się jej pozbyć. Państwo wspiera osadnictwo żydowskie i jednocześnie administracyjnie prześladuje Palestyńczyków. Dla premiera Netanjahu (i jego elektoratu) to sprawa życia i śmierci. Im więcej osadników “zainstaluje” się w tamtym miejscu, tym trudniej będzie rozstrzygnąć kwestię statusu tego miasta nie po myśli Izraela. Jeżeli Netanjahu straci władze, następny rząd również będzie musiał to wziąć pod uwagę.

Logiczne zatem, że do przeprowadzenia uczciwych negocjacji pokojowych, powinno się zatrzymać (lub inaczej mówiąc: zamrozić) rozbudowę osiedli izraelskich, nie tylko w Jerozolimie, ale na całym Zachodnim Brzegu Jordanu. Palestyńczycy rządzący na Zachodnim Brzegu Jordanu dostrzegają zagrożenie i nie zamierzają rozmawiać. Ci ze Strefy Gazy krytykują politykę izraelską, ale oni i tak do stołu negocjacyjnego siadać nie zamierzają. O sabotowaniu rozmów pokojowych, przez obie strony, pisałem już wcześniej.

JAK WPŁYNĄĆ NA IZRAEL?

To pytanie stawiać musi sobie codziennie rano, stojąc przed lustrem, prezydent Stanów Zjednoczonych. Już raz doszło do starcia pomiędzy administracją amerykańską, a rządem izraelskim, dotyczącego osiedli na Zachodnim Brzegu Jordanu. Obama żądał całkowitego zatrzymania budowy, premier izraelski się nie zgodził – skończyło się na 10-miesięcznym zamrożeniu, bez uwzględnienia wschodniej Jerozolimy. Na pewno nie była to wiktoria Obamy.

Teoretycznie możliwości wpływu na politykę państwa, jest wiele, w praktyce sprawdzają się tylko dwie. “Motywowanie” pozytywne i negatywne. Oznacza to, iż Stany Zjednoczone stają się świętym Mikołajem, który “grzecznym” państwom daje prezenty, a niegrzecznym rózgi albo mniejsze prezenty.

Trudno wyobrazić sobie, by Amerykanie, w obecnej sytuacji gospodarczej i politycznej, jeszcze bardziej zwiększyli swoją pomoc dla Izraela. Aktualnie wynosi ona około 2,5 mld dolarów. Do tego dodać należy preferencyjne kredyty, pomoc dla izraelskiego wojska, inwestycje w izraelską gospodarkę i rozłożenie parasolu ochronnego w każdej niemal sytuacji. Polecam szczegółowy artykuł Piotra Wołejko analizujący tę kwestię na podstawie książki Stephena Walta i Johna Mearsheimera – “The Israel Lobby and US Foreign Policy”,.

W relacjach opartych na prostym rachunku, Barack Obama zagroziłby więc przycięciem miliarda, może dwóch, odcięciem preferencyjnych kredytów, powstrzymaniem dzielenia się najnowocześniejszymi technologiami (w tym wojskowymi) i zahamowaniem inwestycji w gospodarkę. To powinno przekonać premiera Netanjahu i jego koalicjantów do zmiany stanowiska.

Wiele wskazuje na to, iż prezydent – nawet jakby chciał – zrobić tak nie może. O ile bowiem Demokraci z Republikanami kłócą się o reformę służby zdrowia i milion innych, doraźnych kwestii, o tyle stosunek do Izraela jest ponadpartyjny i wynika z potęgi lobby żydowskiego. Skutkiem tego jest, iż Obama ma przeciwko sobie nie tylko zdeterminowany rząd izraelski, ale również wpływowych polityków amerykańskich. Na forum AIPAC (Amerykańsko-Izraelskiegi Komitet Spraw Publicznych) ma dojść do spotkania sekretarz stanu, Hillary Clinton, z premierem Izraela. Pani Clinton ponoć zrugała w 40-minutowej rozmowie telefonicznej Netanjahu, ale ostatnio podkreśliła, iż Stany Zjednoczone łączą z Izraelem “bliskie i nierozerwalne więzi”. Na wtorek zaplanowana jest rozmowa premiera z prezydentem Obamą. Wątpliwe, by “The Magic Negro” groził żydowskiemu premierowi.

IZRAEL POD PRESJĄ

Pod taką presją rząd izraelski nie był nigdy. Rozbudowę krytykują m.in.: ONZ, Stany Zjednoczone, Unia Europejska, Rosja i Brazylia. Dość doborowe towarzystwo.

Znać o sobie dała również armia amerykańska. Generał Petraus, dowódca sił amerykańskich w Azji Centralnej, skrytykował politykę izraelską, argumentując, iż jej efektem jest zwiększenie zagrożenia dla amerykańskich żołnierzy oraz wzrost nastrojów antyamerykańskich w państwach islamskich. Krótko mówiąc, polityka izraelska ma fatalne skutki dla sytuacji wojsk amerykańskich. Amerykańscy żołnierze nie chcą ginąć za osiedla w Jerozolimie, co doskonale obrazuje wypowiedź generała. Rząd izraelski może lekceważyć wypowiedzi Catherine Ashton czy Ban-Ki-Moona, ale nie przedstawiciela wojska amerykańskiego. Obama otrzymał potężne poparcie dla bardziej zdecydowanych działań – nie znaczy to, ze zechce taką operację przeprowadzić. To wymagałoby kolejnej wojny wewnętrznej, bez gwarancji zwycięstwa.

KTO SIĘ WYCOFA?

Ktoś będzie musiał odpuścić i przyznać się tym samym do porażki. Premier izraelski zdaje sobie sprawę, że tym razem przeszarżował i szuka kompromisu. Dlatego – według nieoficjalnych informacji – miał zaproponować Amerykanom, iż zniesie punkty kontrolne na przejściach między Izraelem, a Zachodnim Brzegiem Jordanu oraz wypuści część palestyńskich więźniów. Równocześnie, nie cofa się ani o centymetr w kwestii rozbudowy osiedli.

Amerykanie, w tej koncepcji, mieliby zadowolić się nagrodą pocieszenia. Sprawy jednak zaszły za daleko, a Amerykanie zostali upokorzeni wyjątkowo mocno – trudno przypuszczać, by zgodzili się na taką propozycję. Do rozmów trzeba przecież przekonać Palestyńczyków i Ligę Państw Arabskich, a bez cofnięcia decyzji o rozbudowie, będzie to zadanie z katalogu tych niemożliwych, bo wtedy twarz straciliby Arabowie.

SMUTNA KONKLUZJA

Benjamin Netanjahu to nie Icchak Rabbin, ani nawet Ariel Szaron. “Arik”, jak na niego mówiono, był znienawidzony wśród Arabów, ale gdy był taki rozkaz – nie sprzeciwił się ewakuacji Synaju. Już w XXI, jako premier, wieku podjął decyzję o jednostronnych wycofaniu ze Strefy Gazy, co doprowadziło do podziału Likudu i powstania partii Kadima. Rabin zaś został zamordowany przez żydowskiego ekstremistę, o poglądach zbliżonych do deklarowanych przez wicepremiera i ministra spraw zagranicznych Izraela, Avigdora Liebermana.

Wśród Palestyńczyków też nie ma prawdziwych liderów. Przywódców z Zachodniego Brzegu Jordanu uważa się za “dobrych Palestyńczyków”, ale są bezradni i na własnym podwórku tolerując mnóstwo nieprawidłowości. Z kolei ci z Hamasu nie chcą słyszeć o żadnym kompromisie i do spółki z Izraelem doprowadzili do katastrofy humanitarnej w Strefie Gazy.

Autor: Patryk Gorgol
Źródło: Kącik Dyplomatyczny


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

2 komentarze

  1. salman 23.03.2010 14:23

    Obszary, na których niemuzułmanie nie mogą zamieszkiwać

    Nie jest dozwolone niemuzułmanom zamieszkiwanie na Półwyspie Arabskim, dlatego że Umar (rahimahullah) słyszał Wysłannika Allaha (sal allahu alejhi ła salaam) mówiącego:

    Wygnałem (wypędziłem) żydów i chrześcijan z Półwyspu Arabskiego i nie zostawię (na nim) nikogo z wyjątkiem muzułmanów.
    Yahya relacjonował od Malika od Ibn Shihaba, że Wysłannik Allaha (sal allahu alejhi ła salaam) powiedział:

    Dwie Deen (Religie) nie będą mogły współistnieć na Półwyspie Arabskim
    Zakazane jest również żydom zamieszkiwanie w al-Quds (Jerozolimy) z powodu Ijma as-Sahaba co do traktatu Umara bin al-Khattaba (rahimahullah) zawartego z chrześcijanami z Aelia (al-Quds), w którym to powiedział:

    Żadnemu żydowi nie będzie dozwolone zamieszkiwanie z nimi w Aelia.

  2. ogrr 23.03.2010 19:24

    nikt nie straci twarzy, co najwyżej jeden zdejmie maske. a poza tym ten drugi nie ma twarzy odkąd objął urząd!

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.