Euroszaleństwo

Opublikowano: 22.03.2009 | Kategorie: Gospodarka

Liczba wyświetleń: 1066

Nie milknie dyskusja wokół konieczności (lub nie) wprowadzenia w Polsce eurowaluty. Przy czym zwolennicy tego rozwiązania sprawiają wrażenie, jakby euro odbierało im rozum.

To prawda, że w dzisiejszym świecie prowadzenie niezależnej polityki finansowej bywa z różnych względów niezwykle trudne. Tym niemniej należy pamiętać, że emisja pieniądza to jeden z filarów niepodległego państwa, a przy tym najistotniejszy instrument, umożliwiający ingerowanie w gospodarkę narodową.

W tym kontekście, o ile można zasadnie dyskutować na temat rezygnacji z elementów niepodległości na rzecz skuteczniejszej w dzisiejszej rzeczywistości struktury polityczno-ekonomicznej, to podejmowanie tego rodzaju wyzwań w sytuacji narastającego kryzysu, świadczy bądź to o jakiejś nadzwyczajnej tępocie polskich decydentów, albo o ich osobistej (i jakże kompromitującej) zależności od międzynarodowego kartelu finansowego. Bo przecież założenie, że zaraz po wprowadzeniu euro wszystkim Polakom w portfelach przybędzie, a polska gospodarka “ruszy z posad bryłę świata”, a wszystko to dzięki deklarowanej nieustannie przez Brukselę paneuropejskiej solidarności z obywatelami kraju położonego nad Wisłą, to co to niby jest, jeśli nie zatrważająca naiwność?

Politycy małej Danii mają w głowach coś więcej niż słomę, skoro w dalszym ciągu odrzucają euro, mimo iż Dania od dekady dba o stały kurs wymiany korony duńskiej i europejską walutę mogłaby przyjąć w dowolnej chwili. Najwyraźniej troska o bieżące odizolowanie kraju od światowych rynków finansowych przeważa nad partykularyzmem grup kapitałowych funkcjonujących na duńskim rynku.

Bez wątpienia kryzys przewartościowuje dotychczasowe idee, głoszone przez rozmaitych guru tak zwanego wolnego rynku, a szerzej: cywilizacji euroatlantyckiej. Bank of America, uznawany za jeden z największych na świecie (trzecie miejsce w USA oraz dziesiąte w skali całego globu pod względem wielkości aktywów, obecny również w Polsce), otrzymał 118 miliardów dolarów wsparcia publicznego. Instytucje finansowe ośmiu największych państw Europy w “walce z kryzysem” mogą wykorzystać prawie półtora biliona euro (te pieniądze gwarantują im rządy państw Starego Kontynentu). Przy czym jedna trzecia tej kwoty przypada na Niemcy. Dalej idą Francja, Holandia, Portugalia i Hiszpania. W sumie kilkadziesiąt banków i kilka firm ubezpieczeniowych. Przemysł motoryzacyjny i stoczniowy. I tak dalej, i tak dalej. I nie ma żadnej gwarancji, że ta częściowa nacjonalizacja przedsiębiorstw czy sektora bankowego cokolwiek pomoże. Jak wszystko powyższe ma się do idei wolnego rynku, lepiej nie pytać.

TROSKA O SWOJE

Co ciekawe, do prawdziwego krachu bliżej tym, którzy swoje gospodarki już związali ze strefą euro. W każdym razie wyniki ekonomiczne są tam znacznie gorsze niż w Polsce, zaś w krajach nadbałtyckich fatalne (tylko w IV kwartale 2008 gospodarka Estonii skurczyła się o jedną dziesiątą, a inflacja w lutym sięgnęła dziesięciu procent). Estoński urząd statystyczny poinformował niedawno, że produkcja przemysłowa tego kraju spadła w grudniu o ponad 20 procent, a w styczniu o 27. Nieco lepiej – ale tylko nieco – ma się rzecz na Łotwie czy Słowacji. O tyle lepiej, że w tych krajach dynamika recesji wydaje się odrobinę wolniejsza.

Na tym tle Polska wypada, póki co, niczym zwalniający przed przeszkodą parowóz na tle kilku rdzewiejących drezyn. Wszelako dyskusja wokół konieczności (lub nie) wprowadzenia w Polsce eurowaluty, musi w tych okolicznościach niepokoić. Tym bardziej, że zagraniczni przedsiębiorcy, którzy zainwestowali w Polsce, w obliczu kryzysowej nawałnicy na własnych podwórkach, chcieliby możliwie szybko wymienić polskie aktywa na euro – oczywiście po jak najkorzystniejszym kursie – po czym zamierzają opuścić upadający “wschodzący rynek” bez strat własnych, by ratować, co się da, u siebie. A niektórzy z rodzimych orędowników wprowadzenia euro nad Wisłą sprawiają wrażenie, jakby obsesyjnie marzyli, by im ten “geszeft” umożliwić.

Na przykład: Ryszard Petru, były doradca Leszka Balcerowicza oraz funkcjonariusz Banku Światowego, a obecnie wykładowca w warszawskiej Szkole Głównej Handlowej, w obszernym materiale zamieszczonym na łamach “Rzeczpospolitej” agituje: “będąc w strefie euro, zmuszamy większy organizm gospodarczy do przejęcia odpowiedzialności za nasze ewentualne trudności ekonomiczne”. Po czym dodaje: “Świat nie jest bajką i oczekiwanie, że ktoś nam pomoże z dobroci serca, jest naiwne”.

Jakim sposobem “zmuszanie do przejęcia odpowiedzialności” połączyć logicznie z brakiem oczekiwań na pomoc płynącą “z dobroci serca”, to trop myślowy dla mnie nieuchwytny. Natomiast opinii R. Petru, jakoby “kryzys walutowy nie dotyczył krajów strefy euro”, nawet komentować nie warto. Zwłaszcza gdy się wie, że w IV kwartale ubiegłego roku strefa euro zanotowała największy spadek PKB w historii. Albo pan Petru tego nie wie – co odzwierciedlałoby jego niekompetencję w sprawach, w których raczy zabierać głos, albo wie, lecz z sobie tylko wiadomych powodów wiedzę tę starannie przed nami ukrywa – co kompromitowałoby go tym bardziej.

* * *

Mamy drugą połowę marca, tymczasem już co dziesiąty Polak nie ma pracy. Zaś dynamika wzrostu bezrobocia może przerażać. I to zagrożenie rośnie z tygodnia na tydzień. Polska powinna zatem zadbać o swój narodowy interes skuteczniej niż dotąd. Bo – w perspektywie kilku najbliższych lat – zgoda na euro oznacza dla nas cięższy kryzys i głębszą recesję.

Autor: Krzysztof Ligęza
Źródło: Tygodnik “Goniec” z Toronto


TAGI:

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

2 komentarze

  1. pi 22.03.2009 10:56

    Prawdą jest, że nie potrafimy często zadbać o swój własny interes. W tym przypadku jednak się nie zgodzę – jesteśmy krajem o zbyt małym kapitale, żeby być w stanie obronić złotówkę. Rosja nie była w stanie obronić rubla. To są potężne kartele finansowe (jak pisze autor). W tym kraju obecnie nie da się nic zaplanować. Nawet na trzy miesiące do przodu. O tyle, o ile “rewolucje ustawowe” to jedna rzecz, która jest charakterystyczna dla naszej władzy i do tego można się przyzwyczaić o tyle huśtawka walutowa uniemożliwia prowadzenie interesów. Ciężej wahnąć całą strefą euro, niż samą złotówką. Do mnie osobiście nie dociera argument niepodległości walutowej, elementu tożsamości narodowej a nawet suwerenności państwa jako takiej. Można tak na to patrzeć – ale ja akurat inaczej to widzę. Wcale nie jestem ślepym euroentuzjastą, w bajki nie wierzę – solidarność w UE mnie bawi, bo jest brudną hipokryzją – niemniej nadal upatruję szansę na rozwój właśnie w integracji i wspólnej walucie 🙂

  2. sharpq 22.03.2009 13:48

    Dlaczego nikt nie napisze tego, że Polska wstępując do UE jest zobowiązana do przyjęcia euro. Pytanie nie czy chcemy tylko kiedy… ;(

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.