Liczba wyświetleń: 1634
Był wtorek, 4 kwietnia. Chrześcijanie przygotowywali się do świąt, trwał na dobre Ramadan. Grupa funkcjonariuszy Straży Granicznej z Przemyśla wdarła się na teren uczelni w Wołominie. Na pierwszy ogień poszedł najstarszy z wyglądu funkcjonariusz.
– Straż Graniczna! Nie ruszać się! – krzyczał do przerażonych pracowników dziekanatu szkoły. Za nim do pomieszczenia wkroczyło sześciu kolejnych mundurowych. Brawo! Element zaskoczenia jak z podręcznika. Tak jak uczyli na szkoleniu.
O tym jednak, że szkoły wyższe mają zagwarantowaną „Konstytucją” autonomię, a wejście na teren uczelni wymaga uprzedniej zgody rektora, nie uczyli. Bo właściwie na co to? Jest klepnięte przez „proroka” postanowienie o zatrzymaniu rzeczy, to kiego grzyba chcecie?
Strażnicy po wylegitymowaniu pracowników uczelni przystępują do przeszukania. Wezwanie, zgodnie z „Kodeksem”, do dobrowolnego wydania rzeczy ich nie obchodzi. Oni mogą bez żadnego trybu. Tego nie było na szkoleniu, ale przykład idzie z góry.
Najważniejszy jest cel, a tym celem jest „zorganizowana grupa przestępcza popełniająca przestępstwa o charakterze imigracyjnym”.
Najstarszy wiekiem funkcjonariusz rozsiada się na kanapie w gabinecie rektora. Zaczyna swoją przemowę: co on by nie zrobił z obcokrajowcami. Palcem wskazuje na zdjęcie rektora z ambasadorem Arabii Saudyjskiej i chorągiewkę z flagą Arabii.
– He, he! Dostaliście to od nich? Do dziesiątego pokolenia tych arabusów bym deportował z Unii Europejskiej, bez dyskusji – peroruje.
Ekstra. Co jeszcze powiesz?
Funkcjonariusze kontynuują przeszukanie, odpychają od komputera pracownika dziekanatu. Zakazują wychodzenia z pomieszczeń pracownikom. Trwa to ponad dwie godziny, nie ma zgody na samodzielne wyjście do toalety, odbierania prywatnych telefonów.
Dowódca ekipy podchodzi do prorektora uczelni i krzyczy:
– Nie takich jak ty zatrzymywałem!
Strażnicy robią kopie z dysków twardych uczelnianych i prywatnych komputerów, zabierają teczki osobowe studentów-cudzoziemców, prywatne notatki pracowników,
– Ci z Dorohuska (Placówka Straży Granicznej w Dorohusku), co prowadzili przed nami postępowanie, to cienkie Bolki – mówi szef umundurowanej zgrai. – My znamy się na rzeczy — kontynuuje z dumą. Jest godzina 17.00, funkcjonariusze kończą swoje czynności.
– Jedziemy na Złote Tarasy – mówią podekscytowani i wsiadają do szarego busa. Od niektórych z nich wciąż czuć było jeszcze woń alkoholu wypitego pewnie poprzedniej nocy… Przypadków, takich jak ten, jest wiele, zdarzają się codziennie. To jedynie drobna ilustracja tego, czym stało się państwo polskie i jego organy za rządów PiS.
Autorstwo: Radosław Barwin Zagórski
Zdjęcie: Sonse (CC BY 2.0)
Źródło: MyslPolska.info
O autorze
Radosław Barwin Zagórski jest prawnikiem, prorektorem Wyższej Szkoły Współpracy Międzynarodowej i Regionalnej im. Zygmunta Glogera w Wołominie.
Dobrze ze za Ruskich sie nie wzieli bo tych trudniej odroznic. Jeszcze deportowaliby Polaka ktory akurat nie ma przy sobie dowodu osobistego ale wyglada na Ruska
Nikomu nie wpadło do głowy żeby zadzwonić na policję? Ciekawe jak by się to skończyło gdyby na nielegalne wtargnięcie (SG) musiała zareagować policja.
PS. Przepisy o których wspomina autor (autonomia itd.) dotyczą służb wymienionych w ustawach. Straży Granicznej nie wymienia się ponieważ straż graniczna z ustawy nie ma prawa działać poza pasem granicznym i nie ma prawa dokonywać przeszukań.
PPS. Wiecie kto pilnuje polskiej granicy na wschodzie? Wcale nie straż graniczna tylko policja z oddziałów prewencji z całego kraju. Rotacyjnie pilnują jej od prawie dwóch lat.