Realny liberalizm

Opublikowano: 19.04.2011 | Kategorie: Gospodarka

Liczba wyświetleń: 653

Podwyżki podatków – w tym VAT-u – nie stoją w sprzeczności z doktryną liberalizmu gospodarczego. Są jej perwersyjną kwintesencją.

Pewien popularny zespół muzyczny śpiewa, że „Nic nie boli tak, jak życie”. Nas owo życie zaboli za sprawą podwyżki stawek podatku VAT na żywność, odzież, paliwo, część usług, książki itp. Sprawa była wielokrotnie komentowana w mediach, więc o szczegółach podwyżki pisać nie chcę. Wspomnieć warto jedynie o tym, że najbardziej uderzy ona w niezamożnych. Większość Polaków to, wedle wszelkich sondaży, osoby, które nie posiadają oszczędności ani aktywów generujących istotne dodatkowe dochody, przeznaczający niemal całe zarobki na finansowanie bieżących potrzeb konsumpcyjnych. Będą teraz płacili więcej za niemal każdy towar bądź usługę. Będą więc biedniejsi.

Nie jest to informacja bez znaczenia w całej, większej niż podwyżka VAT-u, układance. Wśród wielu komentarzy krytycznych wobec tej decyzji, znaczną część zajmują opinie, które rozliczają rząd PO – partii deklaratywnie liberalnej gospodarczo – ze „zdrady ideałów”. W uproszczeniu, ich treść sprowadza się do stwierdzenia: „Jako liberałowie powinniście obniżać podatki, wy zaś je podwyższyliście”. Takie opinie to przejaw liberalizmu „romantycznego”.

Każda ideologia ma co najmniej dwa warianty. Pierwszy to sielankowa wizja, której wprowadzenie w życie zwiastować ma początek nowej, lepszej epoki dla wszystkich, co najwyżej z wyjątkiem grup uznanych za wrogie („nie zasłużyli” na „lepszy świat”). Nie godzi się ona na kompromisy, a rzeczywistość postrzega przez pryzmat teoretycznych deklaracji. Każda ideologia, nawet najbardziej zbrodnicza, miała swoich „romantyków”, którzy krytykowali realny reżim za „zdradę ideałów”, a przynajmniej za częściowe odejście od pryncypiów, drobiazgowo wyliczając, że w tej i tej kwestii „nie tak przecież miało być”. Nazizm miał swoich „romantyków” w postaci braci Strasserów, którzy zarzucali Führerowi, że poszedł na kompromis z wielkim „plutokratycznym” kapitałem, a „aryjskim” robotnikom nie dał tyle, ile obiecywał. „Romantykami” komunizmu byli Trocki oraz „starzy bolszewicy” zamordowani w ramach czystek, zarzucający Stalinowi, że odszedł od „dziedzictwa Lenina”, zdradził sprawę Światowej Rewolucji, lekceważył rady robotnicze (sowiety) itd. Dziesiątki lat po upadku III Rzeszy i ZSRR ukazują się strasserowskie i trockistowskie gazetki, których autorzy przekonują, że „prawdziwego” nazizmu i komunizmu nie było nigdy (lub jedynie bardzo krótko), były tylko „błędy i wypaczenia”, które nie przekreślają „wspaniałości” samej doktryny i konieczności dążeń do jej „autentycznej” realizacji.

Z tego względu wszelkie nurty polityczne należy oceniać nie wedle deklaracji, lecz z punktu widzenia realnych wcieleń. Nawet te, które są mi bliskie, oceniam właśnie tak – program socjalistyczny czy socjaldemokratyczny jest dla mnie znacznie mniej ważny, niż jego realne wcielenia, np. w krajach skandynawskich, z ich ogromnymi zdobyczami, ale także słabościami, „wypaczeniami”, nierozwiązanymi problemami i niedotrzymanymi obietnicami. To nie praktycy są źli – to w samej ideologii coś było nie tak: czegoś nie wzięto pod uwagę, coś pochopnie zlekceważono, coś obiecano na wyrost.

Swoich „romantyków” ma też liberalizm gospodarczy. Gdy liberalni realiści podnoszą podatki, czytelnicy „Najwyższego Czasu!” pomstują na ich zaprzaństwo, nazywają łże-liberałami lub pseudoliberałami. Dokładnie tak, jak bracia Strasserowie i Trocki chłostali Hitlera i Stalina bezpłodnym słowem. Pragmatycy jednak niczego nie zdradzili. Widać to w kontekście podwyżki VAT-u doskonale, gdy przypomnimy sobie, jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu postrzegano orędowników leseferyzmu. Otóż gdy sięgniemy po stare, kanoniczne teksty programowe czy publicystyczne nie tylko socjalistów, ale także np. chadeków, wówczas dowiemy się, że liberalizm, który dziś stroi się w piórka idealistycznej walki z „uciskiem podatkowym” czy „wszechwładzą państwa”, traktowano po prostu jako doktrynę i ruch służące obronie przywilejów warstw posiadających. Takie było i jest sedno praktyki liberalizmu gospodarczego.

Podatki, owszem, chciano obniżać, ale głównie tym, którzy mieli najwięcej do stracenia na prospołecznym systemie fiskalnym. Tylko wyjątkowo naiwni mogą wierzyć, że liberalne stronnictwa polityczne kiedykolwiek poważnie przejmowały się stawkami podatkowymi takich „prywatnych przedsiębiorców”, jak sklepikarz czy szewc. „Pazerność rządu” zwalczana jest przez nich wtedy, gdy państwo sięga do kieszeni największych firm, wielkich biznesowych „rodów” i grup interesu. Wrzask liberałów-realistów słychać wtedy, gdy pojawia się ryzyko podwyższenia górnych stawek podatku dochodowego. Milczą zaś oni lub jedynie półgębkiem – dla uwiarygodnienia się – protestują, gdy rosną stawki najniższe. Ile razy słyszeliście z ich ust propozycję, żeby np. znacznie obniżyć podatek dochodowy nie bogatym, lecz najuboższym? Tzw. kwoty wolne od opodatkowania były zwiększane w większości krajów europejskich nie przez liberałów, lecz przez formacje socjaldemokratyczne lub chadeckie. Uznawały one, że jeśli ktoś nie powinien płacić podatków, to ci, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, nie zaś ci, którzy ulgi podatkowe wykorzystują w teorii na „nowe inwestycje” i „tworzenie miejsc pracy”, zaś w praktyce na nowe jachty, większe wille i coraz bardziej egzotyczne wojaże.

Kolejnym mitem związanym z liberalizmem jest przekonanie, że dąży on do okiełznania tego, co Jankesi nazywają Big Government, czyli wielkim rządem. W rzeczywistości liberalni pragmatycy nigdy w dziejach nie „zmniejszyli” znacząco żadnego państwa. Realny liberalizm nie polega na ograniczaniu funkcji państwa i istotnym zmniejszaniu wydatków budżetowych. Jego celem jest jedynie zmiana kierunków działań państwa – tak, aby mniej wydawało ono na zaspokajanie potrzeb szerokich rzesz społecznych, zaś więcej środków i wysiłków poświęcało temu, co zwiększy profity bogatej garstki. Propaganda mówiąca o „zmniejszaniu marnotrawstwa” czy o „odebraniu biurokratom władzy nad obywatelami” to lep na łatwowiernych. W praktyce zmniejsza się budżetowe dotacje do szkół czy szpitali, aby więcej środków przeznaczyć na wspieranie wielkiego biznesu – czy to wprost, np. za pomocą dotacji do bankrutujących banków, czy pośrednio, prowadząc militarne podboje, aby przemysłowa oligarchia miała zapewnione tanie surowce i nowe rynki zbytu. Tam, gdzie przeciętny obywatel zostaje pozbawiony wsparcia – sam musi walczyć jako konsument z nadużyciami biznesu, jako pracownik z łamaniem przepisów lub nie ma ochrony ze strony niedofinansowanej policji – tam całe zastępy urzędników czekają na byle skinienie możnowładców, którym trzeba zbudować infrastrukturę niezbędną do prowadzenia biznesu, powołać specjalne strefy ekonomiczne, zmienić przepisy tak, aby nie przeszkadzały w zarabianiu forsy itd., itp.

Państwa nie jest wcale mniej – jest go tyle samo, a bywa, że nawet więcej. Tyle że nie dla nas, szaraczków, lecz dla nich, „inwestorów”, „prywatnych przedsiębiorców”, „biznesmenów roku” etc. Gdy liberalni pragmatycy zajmują się „upraszczaniem przepisów”, to można być pewnym, że ułatwią zatruwanie środowiska, usuwanie lokatorów z cennych lokalizacji lub dewastację zabytków, nie zaś zaskarżanie koncernów farmaceutycznych za zniszczenie naszego zdrowia lub „dewelopera” i prawnika, którzy wywłaszczyli nas z ziemi, na której stanie centrum handlowe. Nawet takie ikony liberalizmu gospodarczego, jak Reagan czy Thatcher, nie dokonały znaczącego ograniczenia funkcji i wydatków państwa. Pieniądze zaoszczędzone na zasiłkach dla bezrobotnych czy dotacjach do publicznego szkolnictwa trafiły do budowniczych autostrad czy prywatnego sektora militarnego. Środki, których nie otrzymały „nierentowne kopalnie”, wpłynęły na konta koncernów zajmujących się poszukiwaniami gazu na Morzu Północnym.

To samo dotyczy nie tylko ogółu podatników, ale nawet tej warstwy, którą liberałowie często wycierają sobie gęby, mianowicie drobnych firm prywatnych. Jeśli porównać budżetowe wsparcie dla wielkich korporacji z tym, co otrzymują niewielkie firemki, albo jeśli zestawić wysokość ulg podatkowych dla „magnatów przemysłowych” z tym, co zostaje w kieszeniach właściciela sklepu, apteki czy punktu naprawy parasoli, to liberalny czar pryska nawet z punktu widzenia „prywatnych przedsiębiorców”. To samo widać jeszcze lepiej, gdy rozmaite liberalne rządy upraszczają procedury np. eksploatacji ropy naftowej czy sprzedaży prądu, za to śrubują normy dla produkcji tradycyjnych wyrobów spożywczych. Na tych pierwszych biznesach zarabiają od pokoleń te same rody najbogatszych, zaś te drugie to konkurencja dla koncernów spożywczych. Gdyby przyjrzeć się np. lobbingowi na rzecz rozwiązań sanitarnych dla sektora spożywczego czy ferm hodowlanych, wówczas okaże się, że znakomita większość „socjalizmu”, czyli regulacji prawnych, jest pochodną nacisków wielkiego prywatnego biznesu, który wykańcza drobną konkurencję i zdrowie konsumentów, nie zaś knowań „lewaków” czy „biurokratów”. Nic zatem dziwnego, że np. w USA realne dochody klasy średniej spadały – zamiast rosnąć – w czasach rządów Reagana czy obu Bushów. Wzrosła za to liczba miliarderów i ubogich.

To, że liberalni pragmatycy nie rozmontowali nigdy i nigdzie „wielkiego rządu”, wynika w dużej mierze właśnie z tego, że ów rząd i jego budżet są nader przydatnymi narzędziami wspierania finansowej oligarchii. Wynika też jednak z tego, że pragmatycy nie są tak naiwni i kiepsko wykształceni, jak romantycy. Ci ostatni, co uderza przy bliższym zetknięciu się z takimi środowiskami, niezwykle rzadko dysponują choć podstawową wiedzą o procesach społecznych. To nie przypadek, że wśród zagorzałych propagandystów i wyznawców „prawdziwego liberalizmu” niemal nie uświadczy się socjologów, adeptów polityki społecznej czy planistów przestrzennych, lecz dominują tam ekonomiści-teoretycy (bo już nie ekonomiści badający realne ustroje i rozwiązania oraz ich skutki) lub absolwenci filozofii, politologii czy historii idei. Nie wiedzą oni tego, co wiedzą liberalni pragmatycy lub ich doradcy – że nowoczesne społeczeństwo nie może mieć oparcia w książkowym modelu „państwa minimum”. Tylko czytelnicy „Najwyższego Czasu!” mogą sobie roić, że masowe społeczeństwo, nie bazujące już na – dawno rozbitych przez dynamiczny kapitalizm – „naturalnych wspólnotach”, można ponownie oprzeć na rodzinach, kręgach sąsiedzkich, filantropii i dobrowolności. Upadek nowoczesnego państwa nie zaowocowałby sielanką spod znaku szczęśliwych wielodzietnych rodzin, opiekujących się rodzicami na starość i zgodnie żyjących wraz z innymi w przyjaznych społecznościach. Przyniósłby natomiast bezlitosną walkę wszystkich ze wszystkimi, w której to walce byłyby miliony ofiar, z łajzowatymi UPR-owskimi teoretykami na czele. Z tego też względu nawet Thatcher czy Reagan nie rozmontowali całkowicie pomocowych struktur państwa, lecz przenieśli część ich budżetów do kieszeni biznesu, czego skutkiem nie był bynajmniej renesans rodzin i „odpowiedzialnego polegania na własnych siłach”, lecz eskalacja patologii społecznych i wzrost liczebności „podklasy”.

Podwyżki VAT-u doskonale wpisują się w realny liberalizm. Państwo nowoczesne jest ze swej natury państwem kosztownym – może być nieco tańsze, lecz całkiem tanie nie będzie nigdy. Można je finansować dwojako – albo z wyższego obciążenia podatkowego bogatych, albo z podniesienia „haraczu”, który płacą wszyscy, w tym najubożsi. Gdy rządzą liberałowie, czyli stronnictwo dbające o interesy bogatszych warstw społecznych, wybiera się to drugie rozwiązanie. Wybór liberałów nie oznacza zatem zmniejszania podatków, a wręcz może oznaczać – co właśnie widzimy – ich podwyższanie. Wzrost stawek VAT-u nie jest zdradą ideałów liberalizmu gospodarczego. Jest ich konsekwencją.

Autor: Remigiusz Okraska
Źródło: Obywatel


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

9 komentarzy

  1. mr_craftsman 19.04.2011 13:13

    to oznacza, ze Sebek jest “ekonomistą-teoretykiem (…) lub absolwentem filozofii, politologii czy historii idei.” ? =D

    jeden wniosek każdy powinien sobie wbić – liberalizm to nieosiągalna utopia, jeśli mniej swobód i przywilejów mają obywatele, to więcej ma ich “klasa wyższa” i korporacje, do czego od kilku lat usilnie zdąża nasz państwo prowadzone przez Don Tuskolo, Don Bronka i innych bonzów..

  2. Rozbi 19.04.2011 15:05

    Propagandowy to jest artykuł.
    W obecnych czasach demokracje nazywa sie wolnoscia, Zniewolenie nazywa sie dbaniem o bezpieczenstwo, centralizacje i totalitaryzm nazywa sie jednością, zacieraniem konfliktów , zjednoczeniem i solidarnością.

    Nic dziwnego że korporocjonizm/socjalizm nazywa sie liberalizmem.

    A sebek o ile mi wiadomo nie jest zadnym “liberalem” tylko libertarianem.
    A w obecnych czasach zatartych pojęć różnica miedzy liberalizmem a libertarianizmem jest gigantyczna.

    Natomiast Pan Remigiusz chyba nie wie do końca co napisał “Gdy rządzą liberałowie, czyli stronnictwo dbające o interesy bogatszych warstw społecznych, wybiera się to drugie rozwiązanie.” Pan Remigiusz rozumiem wszystkie polskiepartie od PO PiS i SLD, oraz wszystkie zagraniczne ugrupowania polityczne nazywa liberałami… bo wszystkie partie dbają tylko o interesy bogatszych warstw społecznych, i wszystkie w obecnej chwili podnoszą podatki i zwiekszaja biurokracje i aparat przymusu.

    Ciekawe że Pan Remigiusz nie przedstawił jakieś konkretnej kontropropozycji, wtedy wiedziałbym dokładnie czym jest liberalizm a co stanowi jego przeciwieństwo…

  3. Sebek 19.04.2011 18:36

    Czytam pierwsze zdanie i już nie muszę zjeżdżać w dół, żeby wiedzieć, że coś takiego może tylko lewactwo napisać…Ale ja na tym portalu nie pozwolę zatracić prawdziwego znaczenia liberalizmu. Liberalizm to niskie podatki i koniec kropka. Nieważne co lewactwo napisze i tak tego nie zmieni.

    @mr zapomniałeś tylko zauważyć, że to właśnie w liberalizmie (tylko nie tym co lewactwo nazywa liberalizmem) przeciętni ludzie mają więcej swobód, niż w socjalizmie.

  4. zaboon 20.04.2011 00:19

    Witam! Aż musiałem się zalogować, aby skomentować ten przekłamany artykuł.
    Najbardziej rozbawiła mnie teza o tworzeniu specjalnych stref gospodarczych tworzonych przez liberałów, aby bogaci mogli się nachapać. Otóż to nie jest prawdą. W Polsce nie mamy u władzy liberałów, a sama idea tworzenia specjalnych stref ekonomicznych to wymysł polityków lewicowych. I tu się całkiem zgodzę, że z tych terenów tylko i wyłącznie korzystają inwestorzy z dużą kasą, tudzież gigantyczne korporacje. Liberalizm zaś zakłada wprowazenie tych samych zasad dla wszystkich. Żadnych ulg, z których to właśnie najmniejsi nie mogą skorzystać.

    Druga sprawa to wspieranie bogatych koleszków. Kto w ostatnich latach zasłynął jako najwięksi aferałowie polskiej sceny politycznej? Neokomuszki z SLD, wspominając choćby przekręt ze słynnym Eureko przy prywatyzacji PZU, w którym pierwsze skrzypce grał prezes Belka.

    Tzw. podatek progresywny, który został narzucony obywatelom większości krajów świata jest najbardziej zakłamanym podatkiem na świecie! Powinien się on dokładnie nazywać podatkiem degresywnym. Chodzi o to, że większą część podatków płacą najmniejzarabiający, zaś bogaci korzystają z wielu ulg, upustów itp. z czego wychodzi, że 10% najbogatszych zawsze płaci mniej niźli 10% najbiedniejszych. To prawda!
    Zobaczcie fascynującą prawdę o polskim systemie podatkowym: http://blogi.ifin24.pl/trystero/2011/03/29/fascynujaca-prawda-o-polskim-systemie-podatkowym/ .

    Acha! I jeszcze o wspieraniu “bogatych koleżków”! Nie kto inny jak guru amerykańskiej lewicy Obama umożył ostatnio znaczną część podatków amerykańskim bankom. Min. dla GoldmanSachs, który osobiście przyłożył się do kryzysu w Grecji. Nie kto inny, jak lewicowi politycy w Islandii nawoływali do spłaty długów, które sami zaciągnęli, aby przysłużyć się zagranicznym bankom i uchronić własne od bankructwa. Ilu za to biednych celowo rokrocznie doprowadzają do bankructwa? Rozumiem, aby żyło się nam lepiej…

    Można jedynie domniemywać dlaczego Korwin i inni konserwatywni liberałowie są usilnie spychani przez wszystkie media na margines. Czyżby koryto mogłoby się nagle skończyć?!? Bogaci panowie, którzy łożą duże sumki na liczne kampanie nagle musieliby zacząć rzetelnie płacić podatki?

    Bez jaj! To forsa rządzi jeśli ktoś o tym jeszcze nie wiedział. Wszyscy medialni (zwłaszcza ci medialni) politycy to zwykli bezpłciowowcy, którzy tańczą do rytmu zgodnie z oczekiwaniami. Raz są socjalistami, następnie liberałami, a na ‘ortodoksyjnych’ prawicowcach skończywszy. Sztuka polega na dobraniu odpowiedniego pijaru.

  5. Maria233 20.04.2011 07:47

    Zaboom,

    czy Hybryda liber-konserwna, której myślenie reprezentujesz nie zgotuje nam tego samego losu, bo czy uprzywilejowani czy równi owi najbogatsi zawsze będą silniejsi. Na tyle, żeby zasady sprawiedliwości społecznej mieć w dupie. Ażeby zasady sprawiedliwości zaistniały musi zaistnieć solidarność społeczna. Jednym słowem w istocie liberalizmu prawdziwego czy nieprawdziwego leży chamstwo i niewrażliwość. I nawet gdyby nie było neoliberałów to wskazówki szkoły wiedeńskiej ściśle przestrzegane doprowadziłyby do takiego rozwarstwienia ekonomicznego z jakim mamy do czynienia teraz.

    Żeby było sprawiedliwie najbogatsi muszą, być bardziej obłożeni, dużo bardziej, aniżeli biedni. A z resztą się zgadzam. I to się udało Austrii, której obywatele są dużo równiejsi niż Amerykanie, ale nie tak równi jak Koreańczycy z Północy. Za to prawie tak samo równi jak Szwedzi. I czy to zwał Hayekiem podlanym sosem socjaldemokracji czy socjal demokracją osadzoną w realiach kapitalizmu to nie ma znaczenia. Żeby było sprawiedliwie musi być umiarkowanie równo.

  6. Sebek 20.04.2011 16:46

    Mario system ko-lib nie spowoduje, że bogaci przestaną być bogaci, ale ogromnie ułatwi każdemu stanie się bogatym. Dziś jest to bardzo trudne, bo jak tylko chcesz założyć firmę to na dzień dobry już musisz płacić nie małe kwoty, o użeraniu się z biurwami nie wspominając. Ko-lib promuje zdolnych i pracowitych ludzi, bo tacy się bogacą. Jak ktoś jest leniem to będzie miał problem.

    Co to za potwór ta “solidarność społeczna”?

    Mylisz się mówiąc, że w istocie liberalizmu jest chamstwo i niewrażliwość. Skąd takie rewelacje? W takich systemie każdy jest wolną jednostką i to tylko od niego zależy czy jest wrażliwy, lub czy jest chamem. To w socjalizmie ludzie uganiają się za dobrami i pieniędzmi, bo mają ich bardzo mało. A mają ich mało, bo w imię właśnie “sprawiedliwości społecznej” są okradani i okradają również siebie nawzajem.

    W ko-lib systemie przeważa klasa średnia, która dziś przez socjalizm upada. Bogaci się bogacą, a biedni biednieją. Bo na biednego nakłada się ogromne podatki, a bogaty potrafi to omijać. W ko-lib systemie nikt nie będzie nic musiał omijać, bo podatki będą minimalne i proste.

    Nie rozumiem też co ma wspólnego nakładanie większych podatków na bogatych ze sprawiedliwością. Jest to oczywiste zaprzeczenie sprawiedliwości. To że ktoś jest zdolniejszy, ciężej pracuje nie znaczy, że powinien więcej płacić.

  7. Liberat 21.04.2011 10:03

    Autor tekstu powinien się rozejrzeć, znaleźć jakieś porządne koło i j… się nim w czoło. Jak nie pomoże to powtórzyć.

    Po pierwsze, trza znać różnice między neło-liberalizmem a liberalizmem, libertarianizmem, kolibem itd.

    Po drugie premier Rudy i jego banda to żadni liberałowie, równie dobrze można ich nazwać socjalistami, albo ludźmi uczciwymi. Cały rząd to jakaś zbieranina aktorów drugiego planu, pajaców, pokrak…Historycy sztuki przy sterach, psychiatra ministrem obrony, agent CIA Radzio Apelbaum-Sikorski ministrem spraw… 😀 O prezydencie Najjaśniejszej Rzeczpospolitej nie napisze z wiadomych względów (nie stać mnie na kaucje, a ładna pogoda – nie chce jej spędzić w celi).

    Obecny ustrój w Polsce po “obaleniu” komuny to socjalizm-feudalno-medialny.
    Taka atłasowa dyktaturka smutnych urzędasów, znajomych Mira, polityków po zawodówce, bossów na państwowych stołkach – choćby to była recepcja urzędzie, to dać swojemu itd. Ciemny to kraj i głupi, głupi genetycznie, politycznie i światopoglądowo XX wiek zmienił Polskę w zadupie, a na zadupiu się nie pracuje tylko wymaga od państwa. Skoro więc państwo nie zarabia to musi pieniądze pożyczyć, albo ukraść – a przy okazji można loda ukręcić na ustawkach w sejmiku. Ot cała filozofia…Gdyby rozstrzelać komuchów w 1991 to może by coś w ty kraju wyszło.

  8. jegor 21.04.2011 14:13

    Warto uczyć się historii najnowszej, bo wówczas nie napisze się czegoś takiego: “Druga sprawa to wspieranie bogatych koleszków. Kto w ostatnich latach zasłynął jako najwięksi aferałowie polskiej sceny politycznej? Neokomuszki z SLD, wspominając choćby przekręt ze słynnym Eureko przy prywatyzacji PZU, w którym pierwsze skrzypce grał ….”
    Zaboonnie Drogi – to nie SLD prywatyzowało PZU dla EUREKO – to właśnie “prawica” pn. AWS z Premierissimusem Maryjanem K.!!
    Oni też wpadli na pomysł sprywatyzowania składek emerytalnych pn. “OFE”, które doskonale funkcjonuje póki składki wpływają i nie trzeba wypłacać emerytur. Jak się to odmieni (składkowicze przejdą na emerytury) to np. OFE będą mogły upadać pod ciężarem emerytur, które będą musiały wypłacać, a ich zobowiązania przejmie oczywiście skarb państwa, gwarantujący te emerytury.
    Zaboonie, pamiętaj proszę o 4 Wielkich Reformach AWS, i nie przypisuj ichnich “zasług” komuś innemu.

  9. edek 22.04.2011 23:17

    Widzę, że Okraska celnie trafił. Jak to się obrońcy mikkego obruszyli 😀
    Wiem, wiem. System naprawdę liberalny (libertariański) nie istnieje w rzeczywistości. I nigdy nie powstanie. Wiecie dlaczego? Bo jego założenia są sublimacją egoizmu. Po jego wprowadzeniu jedni byli by “bogami” z pieniędzmi tylko dla siebie , a ci co nie dostosowali by się, odpadli z “gry”, umarli by z głodu.
    Ktoś kto promuje taką ideologię ma w du…ie innych i sprawiedliwość. Może pomnażać swoje zyski. Ale kto powiedział, że ma wprowadzać jakiś dokładnie utopijny system? Wprowadzi tylko to co najbardziej przyda się do robienia fortuny. To co mogłoby w tym przeszkodzić nie jest mile widziane. I tak liberalizm z lobbingiem zawojował świat. Czyli główne hasło liberałów “moje jest najważniejsze” jest co do joty wypełniane. Zachowujecie się jak współcześni komuniści krytykujący komunizm Stalina.
    @Sebek
    Jaka klasa średnia ma przeważać? Klasa średnia dzięki wolnemu rynkowi musi zniknąć. Kapitalizm bez ograniczeń musi doprowadzić do kumulacji kapitału i drenażu społeczeństw. Kapitał po pewnym czasie musi się skumulować w rękach “najbardziej konkurencyjnych”. Czy to tak trudno zrozumieć? A może “wolny rynek” działa inaczej?

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.