Raj bez Ew

Opublikowano: 24.05.2009 | Kategorie: Społeczeństwo, Zdrowie

Liczba wyświetleń: 754

Źli mężczyźni nie są tacy źli, gdy mieszkają razem.

W łódzkim hostelu dla sprawców przemocy w rodzinie panuje rodzinna atmosfera. Przy Niciarnianej mieszka dwudziestu mężczyzn, którzy nie umieli odmówić sobie lania żon i dzieci. Tu potrafią. Tu nikt ich nie wkurwia.

Przemocowcy – tak nazywają ich opiekunowie – nie lubią gości. Moja wizyta, jak uprzedza dyrektor Krzysztof Kumański, nie będzie łatwa. Niestety jestem kobietą. Wszystkie liczą, ile gmina daje siana na obiadki i siłownie dla zbirów napierdalających rodziny. Po co trzymać pasożyty? Prywatni sponsorzy też nie rwą się z pomocą. Hostel działa dzięki alkoholowi, który lał się w domach przemocowców. Na leczenie pijaków łatwiej zdobywa się środki.

– Sami złożyliśmy siłownię. Brakowało głównej linki w atlasie, ale załatwiło się ją i gra – mówi Jurek.

Jest tu od 8 tygodni. Właśnie kończy terapię i załatwia sobie pozwolenie na dalszy pobyt. W ośrodku robi to, co w domu robiła żona. Każe sprzątać. Ale nie tak jak ona: za karę albo gdy leci mecz. Jurek rozpisuje dyżury. Każdy musi, ale wtedy gdy może. Codziennie wyznacza dwie osoby do sprzątania budynku. Jedna bierze środek. Druga obejście. Dziś wypadło na Mariusza – zbiera pety przed wejściem – i Tadeusza – zasuwa z mopem.

– Jak wieczorem zmywamy podłogę, to nie nanosi się tyle błota – zauważa. W domu jego żona to robiła, ale z rana i zawsze był syf.

Wojciech Kittel, terapeuta: – Stosują system wyparcia. Zrzucenia odpowiedzialności. W ofiarach dopatrują się przyczyny własnych życiowych niepowodzeń. Twierdzą: wszystko by było dobrze, gdyby nie kobiety.

Panowie troszczą się o siebie wzajemnie. Pożyczają sól. Uczą obierać ziemniaki. Tadeusz przed szorowaniem parkietu odłożył obiad pracującym przemocowcom, bo przecież będą głodni…

– Terapia odbywa się raz w tygodniu – mówi Kittel. – Jest to terapia grupowa. Jeśli przypadek tego wymaga, podejmują terapię indywidualną. Na szczęście trafiają się tutaj ludzie, którzy chcą się zmienić, którym ktoś uświadomił, że jest to ostatnie wyjście. Czasami prokuratura sugeruje podjęcie takiej terapii. Za nieuczestniczenie w zajęciach grozi kara wydalenia.

Pobyt w ośrodku składa się z dwóch części.

Pierwsza – terapia. Bite 8 tygodni analizowania powodów agresji. Czemu bił? Kogo najmocniej? Czyja to wina?

Druga – po terapii. Panowie zaczynają rozglądać się za pracą albo wracają do zajęć, które pozostawili na czas terapii.

Paweł, najmłodszy przemocowiec, lat 22, jest jeszcze w pierwszej fazie pobytu. Byt dzieli z Andrzejem, lat 24. Mają fart, że trafili na siebie. Rówieśnicy i tylko we dwóch w pokoju. Paweł jest przemocowcem wszechstronnym. Bił różne osoby.

– Pamiętaj, jeszcze jestem niedobry – zaznacza przed rozmową. Do hostelu trafił prosto z więzienia. Kurator doradziła. Siedział za rozbój.

Zaczęło się od śmierci matki. Ojciec pił. Nie pilnował syna. Paweł brał przykład ze starego. Były dragi, wagary i wóda. Pierwszy raz najebał ojcu, gdy źle wyraził się o mamie. Nie chce o tym gadać.

– Potem twoja dziewczyna… Czym cię denerwowała?

– Wkurwiały mnie jej gacie. Zostawiała je wszędzie. I staniki. Nieważne, czy brudne, czy czyste. Prosiłem, ale ona dalej zostawiała je… – urywa.

O tym też nie chce dużo gadać. Podoba mu się życie w hostelu. Andrzej nie zostawia gaci. Dzielą ich codzienne sprawy. Różne. Paweł był w pierdlu. Grypsował. Współlokator czasami nie dosunie krzesła i Pawła wtedy ponosi. Albo na zakupach. Andrzejowi zdarza się otwierać sok, zanim zapłaci w kasie. Pawła to męczy. Ochroniarze ich obserwują, a on po więzieniu ma uraz do bycia obserwowanym. Andrzejowi jednak nie wybija za to zębów. Bo Andrzej nie robi mu na złość. Szanuje zdanie kumpla. Po zwróconej uwadze przestał żłopać niezapłacone. Krzesło też dostawia. Po drugie: nie jest kobietą. Facet faceta zrozumie. A kobieta? Ma być lepsza.

Adam (lat 30, bił żonę) gardzi babami. Mną też. Na moje pytania odpowiada fotoreporterowi. W domu zostawił dwoje dzieci. Przy Niciarnianej mieszka z Marianem i Marcinem.

Ma zasady. Przede wszystkim: każdy zachowuje porządek. On również. W szafie ułożone koszule. Wyprasowane. Na półce słoik z cukrem – dokręcony, obok łyżeczka, łyżka, nóż, widelec. Równiutko. Na stole karty. W szeregu. Układa właśnie pasjansa.

W domu żona doprowadzała go do szału. Miał być porządek, ale nie było. Nie chodzi o to, że miała lizać wokół niego. On też sprzątał. Umiał wyprać. Ale ona nic. Na jedno zdanie prośby miała cztery zdania wykrętów. Tu jest inaczej. Pada hasło: pijemy kawę. I lu! Każdy bierze swoją kawę – chyba że ktoś nie ma, to mu się pożycza – i idą parzyć. Jest problem z Marianem, on nie chce się dzielić. Ale nieważne. Przynajmniej nie pierdoli pod nosem: bo ty tyle tych kaw pijesz…

Adama zachwyca to, że ludzie myślą o innych. Jak ktoś robi pranie, a ma wolne w bębnie, to pyta, czy ktoś chce coś dołożyć. Żona robiła pranie, ale zawsze zapominała włożyć jego koszule.

Nabrał tu siły. Teraz on zrobi na złość żonie. Za karę, za założenie sprawy o znęcanie się, za te wszystkie interwencje, za prowokowanie. Nie zgodzi się na separację. Chyba że wycofa zeznania.

Arek skreśla czarnym pisakiem dni na kalendarzu.

– To moje pierwsze w życiu uczciwie przepracowane dni – wyjaśnia.

Imponujące, że w wieku 60 lat chciało mu się złamać stare zasady. Przez całe życie nie musiał pracować. Miał mamę. Utrzymywała go, prasowała, prała, gotowała, dawała na piwo. Ale mama nie zakręcała pasty do zębów, nadskakiwała, po czwartym piwie chowała portmonetkę, jak przychodził w nocy, to nie wpuszczała do domu. Wtedy musiał się wydzierać. No i kopać w drzwi. Jak otworzyła, to dostawała za przetrzymywanie go na klatce. Jak dalej nie chciała dać na piwo, to jej sprawa. Jemu nie zależało na jej telewizorze. Wynosił. Sprzedawał. Mama w końcu umarła. Sprzedał wszystko, co inni chcieli kupić. Trafił tu, znalazł pracę.

Mężczyźni wzajemnie wyciągają się z szamba. Załatwiają pracę. Jak jeden jest mistrzem w układaniu kostki chodnikowej, to bierze dwóch na pomocników. Jest dwóch piekarzy. Dzięki nim w święta są świeże bułki. Takie sprawy są ważne. Żeby było domowo. Chłopaki zrzucili się na Wielkanoc na mięso i warzywa. Gotowali rosół w drugi dzień świąt. Ci, co nie mieli pieniędzy, pracowali w kuchni.

Dzień ten rozbudził w Piotrku (lat 43, bił żonę) wspomnienia.

– Zobacz, jednak można. Nie każdy zawsze ma pieniądze, nie każdy ma co jeść. Jak nie pracowałem, to stara dzieliła półki w lodówce. Chciała mnie zmotywować do zarabiania. Wpierdalałem więc z jej półki. Na złość zaczęła kupować wodę niegazowaną, a wiedziała, że ja z gazem piję. A jak się kłóciliśmy, to ona sprzątała. Bo tak niby odreagowywała. Sprzątała, kurwa, moje rzeczy! Owszem, był syf, ale przynajmniej wiedziałem, gdzie co mam. A ona koniecznie musiała je poukładać tak, że człowiek nic nie mógł potem znaleźć.
Arnold od wielu lat jest dekarzem (37 lat, bił żonę i dzieci), tu robi wszystko, co trzeba i kiedy trzeba. Wiadomo, dekarze raz na jakiś czas muszą się napić. Więc Arnold pił. Rano kac, a od 7.00 bachory bawiły się w wojnę. To darł się. Żona na to, że pociechy muszą przecież się wyszaleć. Chciała wojny, to miała. Powinna przecież zrozumieć, że ojciec musi wypocząć. Generalnie nie była dobra. Kto to widział, żeby zużyte podpaski zostawiać obok kibla? Niby trafić do kosza nie mogła? To on trafił ją bez pudła.

Tu nie ma podpasek. Nie ma nawet śmietników koło kibla. Nareszcie odetchnął.

W hostelu nie można mieszkać wiecznie. Panowie muszą zrobić miejsce następnym, a przede wszystkim zacząć normalnie żyć. Nad niektórymi wiszą sprawy sądowe. Inni nie mają dokąd wracać. Większość nie chce wracać do domów. Umawiają się wtedy po kilku i wynajmują razem mieszkanie. Na ich zasadach i bez bab.

Z kręgów naukowych dochodzą wieści, że mężczyźni są na wymarciu. Tu, przy Niciarnianej w Łodzi, bliżej jest twierdzenia, że to kobiety powinny wyginąć.

Autor: Malina Błańska
Imiona bohaterów zostały zmienione
Źródło: “Nie” nr 21/2009


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

2 komentarze

  1. Robert 24.05.2009 21:14

    Ja zawsze twierdzę, że widziały gały co brały. Poza tym czy przed ślubem była inna. Wątpię, można się ukrywać, można udawać, ale na dłuższą metę się po prostu nie da. No ja wiem Miłość jest ślepa i to chyba wszystko tłumaczy.

    Pozdrawiam

  2. mimi 29.05.2009 13:09

    Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Zawsze trzeba wysłuchać dwóch stron, bo to dopiero daje pełny obraz.
    A co myślicie że kobiety nie raz nie miałyby ochoty przywalić?A niektóre bija mężów systematycznie, tylko jakoś nie słychać o takich ośrodkach dla kobiet. No cóż jaki facet się przyzna że go baba leje??

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.