Mit „odpowiedzialnego picia”

Opublikowano: 01.02.2010 | Kategorie: Zdrowie

Liczba wyświetleń: 574

Wśród osiągnięć rządów Partii Pracy pomija się to, iż nigdy jeszcze w historii Wysp, tak jak to stało się za jej rządów, alkohol nie był równie tani i ogólnodostępny. Jedną z pierwszych decyzji laburzystowskiego rządu po dojściu do władzy w 1997 r. było dopuszczenie do sprzedaży alcopopów – napojów alkoholizowanych z dodatkiem soków, nastawionych na niepełnoletnich.

Kolejnym było zliberalizowanie godzin otwarcia pubów i klubów, a największym sprowadzenie ceny piwa poniżej poziomu markowej wody mineralnej. O tym, że piwo jest tańsze od mleka wiadomo wszak od dawna. Pijaństwo stało się nie tylko powszechniejsze, ale bardziej ostentacyjne, zwłaszcza wśród młodzieży obojga płci.

NIE DLA DZIECI

Jednym z najbardziej rozpowszechnionych społecznych mitów w Wielkiej Brytanii jest „odpowiedzialne picie” oparte na założeniu, że picie jest OK, byle w sposób odpowiedzialny. Młodzież nie popadnie w nałóg, jeżeli nawyk „odpowiedzialnego picia” wyniesie z domu. Takie podejście zdejmuje odpowiedzialność z rządu i producentów trunków, a spycha ją na rodziców. Zupełnie pomija przy tym to, że wpływ rodzin na wychowanie dzieci, nie jest tak silny, jak kiedyś, bo zmienił się model rodziny i społeczne warunki, w których funkcjonuje. Według naczelnego lekarza dr Liama Donaldsona nie ma dowodów na to, iż oswajanie dzieci z alkoholem np. podawanie im wina rozcieńczonego z wodą w małych ilościach, uczy je jak sobie radzić z piciem i zabezpiecza przed wpadnięciem w nałóg. Donaldson w ogóle nie zaleca dzieciom podawania alkoholu w żadnej postaci do 15 roku życia, a młodzież w wieku 15-17 lat według niego musi pić umiarkowanie tylko pod nadzorem rodziców. Tymczasem mit „odpowiedzialnego picia” głoszą z upodobaniem producenci alkoholi, wiedząc dobrze, iż doprowadzony do logicznej konkluzji musiałby oznaczać dla nich pójście z torbami. Jak wyliczyła komisja zdrowia Izby Gmin w raporcie ze stycznia, źródłem 3/4 zysków producentów trunków są ci, którzy piją po to, by się upić (nieodpowiedzialnie). Ścisłe egzekwowanie zasad „odpowiedzialnego picia”, musiałoby dla nich oznaczać utratę 40 proc. rynku.

PROBLEM CENOWY

Według organizacji Alcohol Concern supermarkety w Wielkiej Brytanii sprzedają piwo nawet po 5 pensów za 100 ml, podczas gdy średnia cena markowej wody butelkowej kosztuje 8 pensów za 100 ml. Supermarkety mają zniżki i promocyjne oferty na alkohol tak samo, jak na śniadaniowe chrupki, a popularny gatunek jasnego piwa nigdy nie był tak tani. Piwo zwykle czeka na klientów przy kasie, by nie musieli z nim paradować po całym sklepie i mieli bliżej do samochodu. Puby nie wytrzymują cenowej konkurencji i są zamykane. Po zamknięciu, supermarkety ceny podniosą, bo nie będą miały liczących się konkurentów. Taki los spotkał już małe prywatne sklepy specjalizujące się w sprzedaży wina i środowiskowe kluby. By kupić w Londynie średniej jakości francuskie wino nie zachodząc do supermarketu, trzeba się nieźle nachodzić, a gdy już się je znajdzie, to można kupić tylko w liczbie 6 sztuk.

Ostatnio dr Donaldson starł się z premierem Gordonem Brownem, gdy w dorocznym raporcie zaapelował o ustalenie ceny trunku w zależności od jednostek alkoholu. Za jednostkę alkoholu Donaldson proponuje 50 pensów (jednostka alkoholu w Wielkiej Brytanii to 10 ml etanolu). Tymczasem w niektórych rejonach kraju jednostka kosztuje 11 pensów. Donaldson wyliczył, iż w każdym tygodniu młodzież w wieku 11-19 lat wypija równowartość 9 mln pint piwa i 2 mln butelek wina. Corocznie 7,6 tys. młodzieży w wieku 11-17 lat z powodu alkoholu trafia do szpitala. Donaldson chce, by puszka piwa kosztowała minimum 1 funta, a butelka wina 5 funtów.

NORMY I APELE

Minister Alan Johnson odrzucił te propozycje uznając, iż uderzenie po kieszeni ogromnej większości konsumentów „pijących odpowiedzialnie” byłoby niezasłużoną karą. Za to nad propozycjami Donaldsona zastanawiają się władze Szkocji, podzielając jego opinię, iż ważnymi instrumentami walki z pijaństwem kontrola dostępu do alkoholu i cena. Stolicą pijaństwa w Szkocji i zapewne w całej Wielkiej Brytanii jest region Lothians obejmujący Edynburg oraz okolice na wschód i zachód od tego stołecznego miasta. W ubiegłym roku 40 proc. mężczyzn i 32 proc. kobiet stwierdzono tam przekroczenie normy. Niezależni ekonomiści z uniwersytetu w Yorku wyliczyli koszt nadmiernej konsumpcji alkoholu w Szkocji na 900 funtów na głowę dorosłego mieszkańca rocznie. Rachunek medyczny, policyjny, ekonomiczny i socjalny dla całej Szkocji to 3,56 mld funtów. Wyliczenie to obejmuje także szacunkowe koszty w postaci niższej wydajności pracy na etapie trzeźwienia i z powodu absencji chorobowej, koszty dla rodzin z powodu przedwczesnych zgonów oraz opieki socjalnej.

Minister zdrowia Szkocji Nicola Sturgeon chce wprowadzić ustawowe ceny minimalne, ale nie ma politycznego poparcia. Przeciwko sobie ma nie tylko szkockie lobby producentów whisky, ale największe partie polityczne. Rząd Partii Pracy nie chce być oskarżany o to, że nie dba o miejsca pracy w przemyśle napojów wyskokowych ani o to, że narzuca pracodawcom regulacje. Co zatem pozostaje? Nieskuteczne apele do producentów, by umieszczali ostrzeżenia przed zgubnymi skutkami „nieodpowiedzialnego” pijaństwa na etykietkach, odradzając je np. kobietom w ciąży. Rząd ma bardzo niskie wyobrażenie o inteligencji kobiet w ciąży. Nie wierzy, że same z siebie mogą dojść do wniosku, że alkohol im szkodzi.

“SZOKUJĄCY” PROBLEM

Druzgocącą ocenę rządowej polityce walki z pijaństwem wystawiła rządowi komisja zdrowia Izby Gmin. Jej raport oskarża rząd o „brak woli i kompetencji do uporania się z tym problemem”. Co jeszcze bardziej druzgocące, komisja uznała, iż powodem jest to, że członkowie rządu „są zbyt blisko producentów alkoholu i supermarketów”. Nadużywanie alkoholu w Anglii raport nazywa „szokującym”. Posłowie podpisują się pod ideą wprowadzenia cen minimum na alkohol na wzór rozwiązań proponowanych w Szkocji, umieszczenie obowiązkowych ostrzeżeń na naklejkach podobnych do tych, które umieszczone są na paczkach papierosów i podniesienie akcyzy.

Swoje trzy grosze wnieśli do debaty opozycyjni konserwatyści, w duchu: „co by tu zrobić, by wilk był syty i owca cała”, proponując zmiany w etykietowaniu. Zamiast jednostek alkoholu na etykietkach wyszczególniane byłyby centylitry czystego alkoholu (1 centylitr = 1/100 litra), tak jak w innych państwach europejskich i liczba kalorii. Jest to zapewne pierwsze mimowolne przyznanie torysów, iż Europa sama z siebie jest zdolna do sensownych rozwiązań. Rząd dając wyraz swemu niskiemu wyobrażeniu o inteligencji konsumentów uznał, iż takie rozwiązanie będzie dla nich mylące. Ponieważ torysi zakładali, iż przemysł spirytusowy wprowadziłby zmiany w etykietowaniu dobrowolnie, ich inicjatywa została uznana za niepoważną chęć przypomnienia o swoim istnieniu w okresie kampanii przedwyborczej. Rzecznik Alcohol Concern porównał ją obrazowo do parzenia herbaty w czajniku z czekolady. Ciekawe, czy miał na myśli herbatę z rumem pitą w sposób odpowiedzialny. Cheers.

Autor: Andrzej Świdlicki
Zdjęcie: Flickr
Źródło: eLondyn


TAGI:

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

1 wypowiedź

  1. Prometeusz 03.02.2010 00:37

    Szanowny Panie Świdlicki!

    Cóż Pana szokuje?

    Chyba nie to, że rząd stworzony przez i dla Illuminatów, sponsorowany przez ich korporacje, biznes i interesy, właśnie na tym poletku doświadczalnym (UK) może przetestować wszelkie swoje najdziksze idee i pomysły? Przecież brytyjskie ‘społeczeństwo’, a właściwie ‘bydło’, to chyba najdalej posunięty w ewolucji w kierunku Brave New World gatunek człowiekopodobny na tej planecie? Bez zasad, bez tożsamości, bez osobowości… identyfikowani przez pracę, którą wykonują, pracujący po to, by mieć za co raz do kilku razy w tygodniu iść i się za przeproszeniem zakur**ć w trzy d**y (*), przespać się z czymkolwiek, co się po drodze nawinie… i dzięki temu czuć się spełnionymi i szczęśliwymi ludźmi – oto w skrócie obraz tej ‘społeczności’. Czy się komuś podoba, czy nie, tak właśnie jest.

    (*) – jeżeli ktoś uważa, że przesadzam – zapraszam w Midlothians, do Edynburga i w okolice na weekend, najlepiej letni. Gwarantuję, że może nie tyle ilości skonsumowanych jednostek (nie czarujmy się, typowa współczesna angielska ci*ta (tak tak, wiem – homofobia; i znów – proszę przyjechać, zobaczyć, a później komentować) nie jest w stanie nawet w najśmielszych snach przepić doświaczonego konsumenta ze wschodnich rubieży naszego kontynentu), o ile sposoby i styl konsumpcji pozostawi niezatarty ślad w pamięci każdego, kto ma w sobie choć jeszcze odrobinę człowieczeństwa; obrazu zniszczenia dopełni rozmowa z w pełni trzeźwym osobnikiem w, dajmy na to, kulturalne, środowe popołudnie…

    Pozdrawiam,
    Prometeusz

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.