Liczba wyświetleń: 803
W prawie wszystkich nowszych krajach Unii Europejskiej, z wyjątkiem Słowenii, mniej niż 50 proc. pracowników styka się w miejscu zatrudnienia z jakąś formą reprezentacji swoich interesów – związkiem zawodowym lub radą pracowniczą. Podobnie jest i w Polsce, która jest w tym zestawieniu na ostatnim miejscu.
Jak donosi strona Solidarnosc.org.pl, wskaźnik Polski wynosi… tylko 27 proc. Eksperci ETUI, instytutu badawczego afiliowanego przy europejskiej centrali związków zawodowych, potwierdzili istotną lukę w płacach między Europą Wschodnią a Zachodnią. Wpływa na nią brak w naszej części Europy silnego uzwiązkowienia lub istnienia rad pracowniczych. Mało jest też porozumień sektorowych i tych zawieranych na poziomie zakładu pracy.
Co pięć lat unijna agencja Eurofound przygotowuje Badanie Warunków Pracy EWCS. Wynika z niego, że jest zauważalna różnica w reprezentacji pracowniczej między starymi a nowymi krajami UE. Potwierdza to ostatnie badanie z 2015 r. Dane pokazują znaczne różnice w reprezentacji pracowniczej między starymi i nowymi państwami UE. W „nowych” krajach UE tylko w Słowenii więcej niż połowa pracowników ma w swoim zakładzie związek zawodowy lub radę pracowniczą. Pozostałe kraje naszego regionu mają wskaźnik poniżej 50 proc. przy czym Polska najniższy – tylko 27 proc.
Z drugiej strony cała Europa Zachodnia, z wyjątkiem Portugalii, znalazła się powyżej 50 proc. (co jest unijną średnią), a najwyższe wskaźniki są w Szwecji, Finlandii i Danii.
Eksperci ETUI nie zgadzają się z tezą, że podwyższenie płac zniszczy konkurencyjność polskiej gospodarki. „Po 27 latach transformacji płace się nie wyrównały. Potrzebna jest interwencja, a w szczególności wzrost reprezentacji pracowniczej” – uważa ekspertka Agnieszka Piasana, współautorka badania. Przekonuje ona , że warunki pracowników znacznie poprawiłyby się, gdyby nastąpił wzrost uzwiązkowienia.
Zdjęcie: Grzegorz-Skibka (CC0)
Źródło: NowyObywatel.pl
Nie wiem skąd wzięło się 27%. Czytałem że w Polsce 7% pracowników należy do związków zawodowych. Przecież u nas nie było od 27 lat żadnej dużej manifestacji ani strajku. Po zmianie ustroju w 1989 roku ludzie pogodzili sie ze wszystkim. Pogodzili się z tym że zamknięto niepotrzebnie kilka tysiecy zakładów pracy, część sprzedając za 10% ich wartości. W wyniku tego bezrobocie wzrosło do 24% i nastąpił stały upadek gospodarki. Ludzie pogodzili się z tym że połowa pracowników przy kasach w sklepach ma wyższe wykształcenie i nie ma dla nich pracy. Ludzie zaakceptowali bez żadnego protestu to, że w 1990 roku rząd zlikwidował 90% dotacji do mieszkań. Teraz ludzie muszą zapłacić kilkaset tysiecy złotych za mieszkanie, bo nie da się go wynajac za normalną cenę. Gdyby zmiany w roku 1990 były za okresu Solidarności, to nastąpiłby strajk generalny. Ludzie są bardzo naiwni!!!!!