Pasywa trzydziestolecia

Opublikowano: 19.12.2010 | Kategorie: Gospodarka

Liczba wyświetleń: 562

Pewien od czasu do czasu przytomniejszy ekonomista napisał w sierpniu 2008 r., że „dziś sprawa subprimes jest już widoczna tylko w lusterku wstecznym” [1]. Rzut oka w lusterko wsteczne to jednak dobry pomysł, bo nic nie rozumie się z obecnego kryzysu nie przyglądając mu się z pewnej perspektywy. Punktem wyjścia jest inny kryzys – ten, który wybuchł w połowie lat 70. minionego stulecia i oznaczał koniec „chwalebnego trzydziestolecia”, jak nazwano lata po II wojnie światowej. Zwyczajną polityką gospodarczą nie udało się już wprawić machiny w ruch, toteż na początku lat 80. nadszedł wielki zwrot neoliberalny. Tak więc, od 30 lat („żałosne trzydziestolecie”) żyjemy w reżimie kapitalizmu neoliberalnego.

Dzisiejszy kryzys należy rozumieć jako kryzys rozwiązań, które miały zapewnić wyjście z poprzedniego kryzysu. Upraszczając, polegały one na dwóch elementach: kompresji płac i finansjeryzacji gospodarki. W atmosferze pełzającej regresji społecznej udało się zapewnić wzrost – przede wszystkim wzrost zysków. Motorem wzrostu gospodarczego nie był popyt kreowany przez wzrost płac; było nim spożycie bogaczy i kredyt. Ten ostatni pozwalał ubogim konsumować ponad stan ich dochodów, a państwom – przede wszystkim Stanom Zjednoczonym – finansować deficyt.

Wzrost, zresztą niższy niż w poprzednim okresie, był nieegalitarny, kruchy, niezrównoważony i częściowo fikcyjny. W oczach klas panujących miał jednak tę zaletę, że pozwalał im przechwytywać coraz większą część wytworzonych bogactw. Gdyby w Stanach Zjednoczonych nie było wzrostu gospodarczego, sytuacja 90% ludności świata niewiele by się zmieniła. To wszystko zbudowano na górze długów, która teraz się zapadła, a wymyślne produkty finansowe sprawiły, że w zasadzie ograniczony kryzys rozszerzył się na cały system bankowy.

Uratowano go. Wszyscy powinniśmy gratulować rządom mądrości, ponieważ nie powtórzyły one tych samych błędów, które popełniły w 1929 r., kiedy to amerykański sekretarz skarbu Andrew Mellon zalecał prezydentowi Herbertowi Hooverowi „zlikwidować pracę, zlikwidować farmerów, zlikwidować nieruchomości”, aby wyeliminować „zgniliznę systemu”. Dziś spiesząc na ratunek bankom, wstrzyknięto im poważne sumy pieniędzy, lecz – poza rzadkimi wyjątkami – nie postawiono im żadnych warunków. Tymczasem okazja była wyśmienita i można było zrobić to na gorąco, toteż późniejsze jeremiady, że należy poddać banki większej regulacji, to tylko mydlenie oczu.

Ciągle upraszczając, ten „gorący ziemniak”, jaki stanowiło nagromadzenie wierzytelności i papierów, z których jedne były jeszcze bardziej zgniłe od innych, przeszedł z rąk prywatnych banków w ręce finansów publicznych. Chodziło więc o to, by wybrać dobry timing zassania tego długu. Panowała względna zgoda co do tego, że należy poczekać, aż „ożywienie” jako tako się „zainstaluje”, i ogłosić rygor budżetowy. O rzekomej mądrości rządów szybko jednak zapomniano i przynajmniej w Europie wszyscy nagle zwekslowali swoje gospodarki na tory dosłownie szaleńczych planów zaciskania pasa, podobnych do tych, które wprowadzili Brüning w Niemczech w 1931 r., czy Laval we Francji w 1935 r.

Oznacza to, że „gorącego ziemniaka” podrzuca się większości społeczeństwa, która oczywiście nie jest odpowiedzialna za kryzys i która od trzech dekad dźwiga na swoich barkach ciężar rozkwitu bogaczy, który wymaga dziś zabezpieczenia. To, że hiszpański premier, socjalista Zapatero może pozbawić wszelkich świadczeń tych bezrobotnych, którym kończą się uprawnienia do zasiłków, świadczy, do jakiego stopnia rządy – czy to prawicowe, czy lewicowe – poddają się dyktatowi „rynków”. Tymczasem „rynki te, destabilizujące Irlandię, Portugalię czy Grecję, to najczęściej instytucje finansowe zainstalowane w państwach członkowskich unii walutowej” [2]. Jak widać to właśnie wielkie (ewentualnie konfliktowe) przymierze finansjery z przedsiębiorcami dyktuje usłużnym rządom politykę społecznie docelowej przemocy, którą prowadzi się wobec narodów europejskich. Jest to, ni mniej, ni więcej, tylko załatwienie porachunków z pasywami trzydziestolecia. Wymaga ono proporcjonalnej riposty społecznej.

Autor: Michel Husson
Tłumaczenie: Zbigniew M. Kowalewski
Źródło: Le Monde diplomatique

PRZYPISY

[1] „Mais oui, la crise est fini”, Challenges, 20 sierpnia 2008 r.

[2] J. Quatremer, „Dettes: la zone euro rongée de l’intérieur”, Libération, 27 listopada 2010 r.

NOTA BIOGRAFICZNA

Michel Husson – ekonomista i statystyk. Jest administratorem francuskiego Krajowego Instytutu Statystyki i Studiów Ekonomicznych (INSEE) oraz pracownikiem naukowym w Instytucie Badań Gospodarczych i Społecznych (IRES). Napisał m.in. Le grand bluff capitaliste (2001), Les casseurs de l’Etat social (2003), Un pur Capitalisme (2008).


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

9 komentarzy

  1. Sebek 19.12.2010 10:28

    Czy Wolne Media, w ogóle przeglądają teksty, które publikują? Bo ostatnio pojawił się wysyp tekstów, w których autorzy bezczelnie kłamią, że podobno mamy na świecie jakiś kapitalizm, którego oczywiście nie ma. Wszystkie podejmowane przez rządy działania i przyczyna samego kryzysu były na wskroś zaprzeczeniem idei kapitalistycznej.

  2. mr_craftsman 19.12.2010 12:59

    w tak syntetycznej dziedzinie jak ekonomia wszelkie nazewnictwo jest umowne, bo i cała idea opiera się na umowności.
    skoro te działania i system zarówno politycy, większość ekspertów i społeczeństwa utożsamia z kapitalizmem ustawia dyskurs całkowicie.

    skoro tak cie to Sebek boli, to ukuj swoje pojęcie i wylansuj je np “prawdziwy kapitalizm”, “rzeczywisty kapitalizm” czy co tam wymyślisz…

  3. Sebek 19.12.2010 13:33

    mr_craftsman otóż tak się składa, że definicja kapitalizmu, czy socjalizmu istnieje już od bardzo dawna. Ja nie muszę nic nowego wymyślać, żeby stwierdzić, że to co się dziś na świecie dzieje to socjalizm, a nie kapitalizm. Wystarczy spojrzeć na definicje. To w socjalizmie państwo kontroluje wszystkie dziedziny życia, a w kapitalizmie panuje wolny rynek. To, że jacyś eksperci sobie powiedzą, że Bank Centralny jest neoliberalny nie znaczy, że mówią prawdę, chociażby dlatego że istnienie banków centralnych przeczy idei liberalnej.

    Rządzi nami czerwona pijawka, która jeszcze nie zginęła od czasów oficjalnej komuny i robią dokładnie to samo co kiedyś, a nawet jeszcze gorzej, tylko każą się nazywać inaczej.

  4. Murphy 19.12.2010 21:10

    @Sebek: “od czasów oficjalnej komuny”.

    Tak na prawdę to komuny nigdy na świecie nie było i pewnie nie będzie. To co było to najwyżej socjalizm (w PRL’u dyktatura partii politycznej).

  5. mr_craftsman 19.12.2010 23:04

    sebek, najwyraźniej nie rozumiesz..albo odpowiadasz na jakiś inny post.
    to bez znaczenia od kiedy istnieje jakaś definicja w ekonomii, skoro i tak jest czysto umowna.
    ekonomia to nie matematyka(pomijając rachunkowość), gdzie pracujemy na idealnym i doskonale spójnym logicznie planie pojęciowym.
    ekonomia to czysta pseudonauka zależna od tego jak wiatr zawieje.
    skoro większość polityków, zawsze politycznie zależnych ekspertów i plebsu widzi obecny system jako kapitalistyczny to tak jest (sam kapitalizm to dziś bardzo szerokie pojęcie i Chiny też są kapitalistyczne, bo w sumie rynek tam jest…).
    ten pojęciowy spór wobec ekonomii nie ma sensu, bo to tylko spór o szufladki, których nazwy i zawartość się zmieniają.

    dwa.
    nie istnieje coś takiego jak wolny rynek, to jest bajka-mit dla wyznawców niektórych szkół ekonomii.
    w wypadku kiedy z rynku wycofa się państwo, to część graczy stworzy kartele i monopole, i wolnego rynku już nie ma. bo jeśli zmowa będzie kontrolować wystarczająco duży kapitał i władzę nad rynkiem, to po dobroci jej nie odda i będzie działać tak, aby tylko sobie przynieść jak najwięcej korzyści.

    przypadek aby monopolista działał dla dobra wszystkich jest hipotetycznie możliwy tylko w społeczeństwie wychowanym w duchu poświęcania dla dobra ogółu…czyli socjalistycznym xD

    tak więc pal licho Twoje bajki o wolnym rynku Sebek, żyjesz w jakimś świecie ideałów i iluzji , wolny rynek nigdy nie istniał poza prymitywnymi i niezorganizowanymi społecznościami. zawsze jest gracz, który chce mieć kontrolę, władzę, i ma na to środki.

  6. JamiroQ 20.12.2010 16:10

    mr_craftsman – pięknie to napisałeś – gratulacje 🙂 Dodałbym jeszcze, że nie istnieje coś takiego, jak “socjalizm” i “komunizm”. To tylko idealne figury retoryczne. Utopia goni utopię, a Sebek myśli, że nikt się nie połapie w nierealnych definicjach. Kapitalizm ma w swojej idei zadowolić jednostkę – kapitalistę, nie społeczeństwo. Nawet spory tłum kapitalistów to jeszcze nie społeczeństwo, nawet z dużą liczbą klasy średniej. Sebek – poczytaj coś z dziedziny chyba Ci obcej: socjologia.

  7. Sebek 20.12.2010 19:24

    Panowie, nie będę nazywał socjalizmu kapitalizmem, tylko dlatego, że jakaś większość próbuje znaczenie tych słów przekręcać.

    Coś takiego jak wolny rynek oczywiście istnieje. A bajką jest twierdzenie, że jak państwo się nie będzie wtrącać to powstaną monopole. Ty rozejrzyj się trochę i zobacz, gdzie masz te monopole. Najwięcej monopoli jest tam, gdzie państwo ingeruje najwięcej w gospodarkę. Tam, gdzie państwo nie ingeruje powstanie monopoli jest niemożliwe.

    @JamiroQ, sprawienie, żeby społeczeństwo było zadowolone jest niemożliwe, jeśli patrzy się na nie przez pryzmat społeczeństwa. Kapitaliści patrzą na jednostki i postępują słusznie, bo przecież każdy z nas jest inny. Socjaliści patrzą na ogól ludzi i to doprowadza ich do wielu błędów.

  8. Splitt 21.12.2010 00:15

    Ja uważam że warto oddzielić definicje: interwencjonizm od wolnego rynku. Bo bez tego nie ma mowy o dyskusji, pozostaną monologi.

    Natomiast odpuścić zupełnie określenia typu socjalizm czy kapitalizm, bo są mętne.

    Co do wolnego rynku…
    U mnie w mieście jest targ i panuje tam prawie wolny rynek. Prawie, ponieważ nie można sprzedawać bimbru i takich tam, jakaś kontrola z zewnątrz jest.
    Natomiast;
    – Nikt nie chodzi i nie sprawdza (dla naszego dobra 😉 czy jajka mają stempelek i czy Pani doiła krowę w gumowych rękawiczkach.
    – Nikt z góry nie narzuca minimalnych rozmiarów marchewki.
    – Nikt nie robi dopłat do produktów które się nie sprzedają. Jak coś się nie sprzedaje to znaczy że ludzie tego nie kupują i sprzedawca wypada, albo się zmienia.
    – Nikt z góry nie daje monopolu jednemu sprzedawcy na jabłka i nie zabrania innym ich sprzedawać. Dzięki temu ja mogę wybrać, dla mnie najlepsze jabłka, za najlepszą cenę i najfajniejszą obsługę.
    – Nikt nie zabrania wystawić się 10cioma stoiskami z chlebem i zdominować targ swoim pieczywem (Ale jakoś nikt tego nie robi, ciekawe ?!)
    – Nikt nie zabrania targować się i zaniżać cen.
    – Nikt mnie nie uratuje, jak kupie ser który okaże się kwaśny. Nie ma ochrony konsumenta, jakoś nikt nie płacze. Następnym razem kupię gdzie indziej. I ogólnie zajęło mi trochę czasu aby odmóżdżyć się po sklepowych czasach i nauczyć kupować na targu – robić je świadomie i mądrze.
    Itd. Itd…

    I wiecie co? Targ, to dla mnie najlepsze miejsce, gdzie znajduje najlepsze jedzenie. To taki wolnościowy mikrokosmos. Wydaje mi się że każda interwencja miasta w tą sytuacje, wpłynie na pogorszenie się tego co tam jest. (Wolałbym nawet w drugą stronę – poluzować kontrolę, abym mógł kupić nalewkę na miodzie od dziadka :D)

    No bo co >> mądra głowa ekonomiczno-polityczna, która ma parcie na „rządzenie’<< może zrobić dobrego, co jak będzie potrzeba, nie dokona się samo? 🙂

    Podsumowując:
    Taki targ przynosi zyski: miastu, sprzedawcom, konsumentom. Nie ma mowy o żadnym kryzysie:/ Ja właśnie w interwencjonizmie upatruje przyczyn kryzysów – tych prawdziwych i tych wyimaginowanych.

  9. mr_craftsman 22.12.2010 16:29

    Sebek – jeśli będziesz uparcie obstawiał przy swoich dyrdymałach to nie znaczy że staną się prawdą.
    to nie 3 rzesza a tobie mimo wszystko do goebbelsa trochę brakuje.

    kartele i monopole to większość światowej gospodarki, chociażby branza farmaceutyczna czy żywności przetworzonej, nie wspomnę już o przemyśle tytoniowym czy producentów broni.
    naturalnym etapem po osiągnięciu przez kartel pozycji rynkowej jest posiadanie władzy i ustalenie korzystnych dla siebie ulg podatkowych i przepisów.

    jeśli dostrzegasz tak oczywistych zależności, to znaczy że jesteś osobą niepełnosprytną umysłowo i nie ma sensu wdawać się z tobą w jakiekolwiek dyskusje, bo to jak nawracać taliba albo innego muslimowego fanatyka na wartości humanistyczne

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.