Byłam patriotką, aż urodziłam czarnego syna

Opublikowano: 18.04.2018 | Kategorie: Publicystyka, Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 908

“Mój partner i tata mojego dziecka ma czarną skórę. Mój synek też. Jesteśmy dręczeni, a ja nie widzę dla nas przyszłości w tym chorym kraju. Kiedyś byłam patriotką. Już nie. Boję się że, jak syn dorośnie to go zagryzą” – mówi Sabina Ka mieszka w Nowym Sączu. Woli nie ujawniać pełnego nazwiska z obawy przed szykanami. Jej partner mieszka w Niemczech, pochodzi z Kamerunu i USA. Rozmowa została przeprowadzona przez Rafała Betlejewskiego za pośrednictwem “Facebooka”.

Poznałam się z moim „mężem” (po ślubie nie jesteśmy ale zaraz do tego dojdę) w Niemczech, gdzie byłam u znajomych na wakacjach. Było to w 2006 roku. Długo się przyjaźniliśmy i nic poza tym. Kiedy przyjechał pod koniec września do Polski (Lublin) na wymianę studentów, ucieszyłam się, bo się polubiliśmy. Ja również studiowałam wtedy w Lublinie na studiach dziennych. Spotykaliśmy się, wychodziliśmy do klubów. Zdarzały sie pojedyncze głupie, rasistowskie odzywki, ale mam wrażenie, że wtedy było to przygaszone, a wręcz była „moda” na posiadanie kumpla z innego kraju. Jakkolwiek to brzmi i wygląda.

Niedługo potem zostaliśmy parą, zaszłam w ciążę. Jak zareagowali rodzice? Hmmm… trochę byli przerażeni i nie tym, że mój mężczyzna ma inny kolor skóry (bo wcześniej byłam w rocznym związku z Kameruńczykiem) tylko dlatego, że nie wiedzieli, że jestem w nowym związku. Ja, będąc już dorosła, 250km od domu, nie widziałam potrzeby spowiadania się z kim, co jak i gdzie.

Stało się. Jakoś dawaliśmy radę. Musiał wrócić do Niemiec, bo kończył się tu pobyt. Odwiedzaliśmy się tak często, jak tylko było można.

Kiedy urodziłam, zakochałam się w swoim synu. Mój „mąż” również. Jeździliśmy nadal do siebie. Robiliśmy, co mogliśmy, żeby sie widywać. Żadne z nas nie mogło się przeprowadzić tu lub tam, bo oboje musieliśmy skończyć studia.

Radość szybko minęła, pękła jak bańka mydlana, kiedy zaczęto dziwnie na mnie patrzeć. Np w przychodni, gdy byłam z dzieckiem. Ciągle mnie samą widziano. Na spacerach sama, na placu zabaw sama. Zaczęto wymyślać plotki: puściła się z Murzynem i teraz jest sama.

Nie mogłam cieszyć sie i z dumą spacerować z synem (chociaż poniekąd tak robiłam bo dumna byłam i jestem, i zawsze będę), bo ciągle słyszałam szepty, komentarze.

Syn dorastał. Na placu zabaw wiele razy już usłyszał „czarnuch, murzyn wstrętny” itp. Za głowę sie łapałam skąd dzieci takie rzeczy znają, takie słownictwo, skąd ta nienawiść? Nigdy, NIGDY nie miałam spokoju idąc na jakiś festyn, jarmark, koncert. Zawsze towarzyszył mi ten ścisk w żołądku, co mnie teraz czeka, co czeka mojego syna. Ile jeszcze zniesiemy?

Kiedy synek miał wypadek w przedszkolu, upadł na szklaną butelkę, szytą miał rękę i oczywiście na niej bandaż, pierwsze co powiedział: hura mam bandaż biały, wreszcie mam białe rączki i nikt nie będzie mnie przezywał.

Innym razem przyłapałam go w pokoju wysmarowanego kremem. Również podobnie się wypowiedział. Chciał być biały.

Ojciec mojego dziecka oświadczył mi się w międzyczasie. Moja odpowiedź była NIE. Dlaczego? Skoro go kochałam….

Co to za życie by było? On nie przeprowadzi się tutaj, do ludzi o takiej mentalności? On, programista komputerowy, ceniony w Niemczech. Nie znam ciężej pracującej osoby.

Ja. Nauczycielka po trzech kierunkach studiów. Widzę się w Niemczech? Bez języka niemieckiego? Nie bardzo… i tak istniejemy. W nicości.

Kilka przykładów… a było ich tak wiele. Było. Jest i będzie. Ciężko sobie wszystkie przypomnieć. Restauracja, obiad z synem, zwykły wypad do galerii – śmiechy i głupie wyzwiska, niby po cichu, ale tak żebyśmy słyszeli. Spacer miastem, pięciu dryblasów około 30 lat, mijam ich, czuję ich oddech na pleach i ich obleśny wzrok. Normalnie zbiorowa paranoja. Po czym słyszymy obelgi dotyczące zamachów. No tak. Jakbyśmy mieli z tym cokolwiek wspólnego.

Syn trenuje piłkę nożną. Co turniej, dzieci z innych drużyn zawsze jakimiś wyzwiskami sypną jak z rękawa. Rodzice obok słyszą. Ojców duma rozpiera, klepią po ramieniu synów, jakby zrobili coś dla dobra narodu. Tatuś twarz tęskniąca za rozumem, malinowy nos, twarz spita piwskiem, mamusia obok siedzi i też nic się nie odzywa. Przecież nie ma nic do powiedzenia.

Syn bawi się w piaskownicy. Podlatują starsze dziewczyny znane mi z widzenia. Syn dowiedział się od nich, że jest adoptowany, że jest z buszu wzięty, że jest wstrętnym czarnuchem. Pech/szczęście chciało, że mój ojciec, człowiek grubo po sześćdziesiątce przechodził obok. Zwrócił uwagę, ale dziewczynek nikt nie nauczył szacunku. Nie wiedzą co to przepraszam. Ba! Nie wiedzą, że ze starszym rozmawia się inaczej. Mój tato usłyszał tyle epitetów, że resztki włosów mu stanęły dęba.

Czułam się patriotką. Boli mnie to strasznie. Jedyną chyba osobą jestem w rodzinie, która bez przerwy siedziała i pytała swoje babcie i dziadków, bo miałam szczęście ich mieć przy sobie prawie całe swoje życie. Pytałam o przeszłość, o korzenie, o wojnę, o przodków. Byłam taka dumna, wiedząc że pradziadek był bardzo ważnym człowiekiem w II Wojnie Światowej, w Warszawie… Dbałam o to. Będąc za granicą nie dałam złego słowa powiedzieć o swoim kraju, jeszcze przed tym jak stało się to modne. Kiedy zobaczyłam, że moi rodacy, moi ludzie, są moimi wrogami (choć zdarzali się też dobrzy ludzie) coraz bardziej odsuwałam się od mojej ojczyzny

Powiem więcej: przykro mi było, ale nie chciałam być już patriotką. Czuję to w sercu. Czuję, że jeszcze tam coś się tli. Ale to zwykły żar.

I nie chcę żadnego współczucia. Nie chcę zmieniać świata, ale tylko dlatego, że wiem, że to niemożliwe.

Dla tych ludzi jestem tylko zwykłym białym śmieciem, który się skundlił.

Tak! Skundlił!

Dostałam taką wiadomość na “Facebooku”.

Śmieciem, który nie powinien nawet używać języka polskiego bo to hańba, zdrajca białej rasy.

Też to słyszałam.

Czas szkoły. Syn dumny, zadowolony. Na początku wszystko ok, a on, jak to chłopak robił różne rzeczy, trochę broił, ale bez przesady. Póki rodzice nie zaczęli się wtrącać. Dziesięciu chłopców narozrabiało (rozmawiało na lekcji, śmiało się itp) zawsze wskazywany był Kersh. Mój syn. Wychowawczyni nieustannie próbowała udowadniać wszystkim dzieciom, że nie pójdą na lody, bo mój syn zrobił to czy tamto (czyli to samo, co reszta chłopaków albo jakaś część), nie pójdą na wf, bo mój syn za szybko zszedł po schodach itd. itd. itd.

Dzieci zaczęły sie na niego złościć. Wracały do domu i ciągle przewijało się jego imię. A jak inaczej miało być, skoro na każdym kroku z sukcesem wychowawczyni podkreślała jego winę? W końcu nauczono się, że mój syn to samo zło. Zło wcielone.

Jedna z mamusiek powiedziała mi kiedyś: ja pracowałam kiedyś z Murzynami, więc wiem jacy oni są.

Ktoś ode mnie z rodziny, rzekł: Za granicą zaatakował mnie Czarny, oni wszyscy tacy są.

Koleżanka z pracy powiedziała: Hindusi oszukali mnie w Anglii, oni tak oszukują, to tacy fałszywi ludzie.

Ręce opadają. A to ludzie wykształceni. Może oprócz tych mam z byłej szkoły mojego syna, które regularnie stały pod szkołą tworząc kółka różańcowe i klubiki wzajemnej adoracji.

Doszło do tego ze zaszczuły mnie jak wściekłe psy. Przepisałam dziecko do szkoły w której pracuję i problemy jak ręka odjął.

Syn uważa sie za patriotę, lubi historię, jest równie dociekliwy jak ja w jego wieku jeśli chodzi o swoje korzenie. Jest przywiązany do Polski. Owszem, tu się urodził, mieszka i się wychowuje. Kocha Polskę. Jest z nią całym sercem. Ja już straciłam serce do Polski. Smutno mi, gdy to mówię, ale tak niestety jest. A jak mam się czuć?

Syn obraża się, gdy mówię o wyjeździe stąd i niechęci do tego miejsca. Dla niego, małego chłopca, Polska jest wszystkim. Gdzież ja w jego wieku miałam aż tak dojrzałe myślenie? Owszem, byłam ciekawą osobą, ale nie rozumowałam w ten sposób. Niestety. Polacy zabraniają mu być patriotą, bo jak Czarny może być Polakiem? patriotą?

Robię coś czego nie powinnam. Zniechęcam go do tego miejsca po to, by wyjechać.

Dlaczego? Bo nienawidzę? Nie! Bo się boję. Boję się tego, jak syn dorośnie i będzie chciał sam wychodzić swobodnie w miasto, na spacer, do szkoły… nie chcę dnia, w którym zapuka do mnie policja, by powiedzieć, że… przykro nam, ale Pani syna…

Mój syn sam nie ma szans!

Nie chcę tu być. Nie chcę, by na spacerze z rodziną ciągle się odwracać czy ktoś za nami nie idzie, czy ktoś nas nie wyzywa z drugiego końca ulicy, czy ktoś nas nie zaatakuje. To kraj bez przyszłości. Po prostu się boję.

A syn coraz starszy. Nie zawsze z mamusią pod rękę będzie chodził…

Autorstwo: Rafał Betlejewski
Źródło: MediumPubliczne.pl


TAGI: , , , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

4 komentarze

  1. keitaro 19.04.2018 11:06

    Ja nie znając losów kobiety i jej syna pomyślałbym w kategoriach jak napisano jej na fejsbuku. Cały czas sama z dzieckiem ojca nie widać … więcej nie piszę bo przykro się robi. Rodzina w komplecie, jak kolorowa by nie była, zawsze inaczej będzie postrzegana niż matka z dzieckiem. Odrzucając oświadczyny sama wyrządziła krzywdę sobie i dziecku. Z biegiem czasu sąsiedzi by się przyzwyczaili. A i w germani też by jej źle nie było. Informatycy na brak ani na nadmiar pieniędzy nie narzekają. Nieznajomość języka ją przerażała – ta pani nie wie jak szybko człowiek uczy się języka za granicą. Wiem to z własnego doświadczenia. Życzę dużo siły w walce z nietolerancją rasową. Pozdrawiam.

  2. rumcajs 19.04.2018 12:10

    Czemu ja jakos nie daje wiary w tak czarny obraz “namalowany” w tym opowiadanku…
    Mieszkam w małej miejscowosci, i jest tu , jesli sie nie myle, obecnie 2-3 “mieszane” rodziny, i nie wiem nic o jakichkolwiek podbnych do opisywanych zdarzeniach. Ba, często widuję czarnoskórego chłopca w kompanii białych, jak graja w piłke, bez jakichkolwiek docinek rasistowskich. Odnosze wrazenie że dla nich kolor skóry nie ma jakiegokolwiek znaczenia.

  3. Stanlley 19.04.2018 13:37

    Brzmi jak artykuł na zamówienie – tak jak rasizm w bibliotece – jak się okazało od początku do końca prowokacja podana w kłamliwy sposób.

    Totalne bzdury – mieszkam w niewielkim miasteczku gdzie są 2 licea, w jednym z nich zatrudniono czarnego native speakera – nie dość że nie było żadnych ekscesów to prestiż owego liceum wręcz wzrósł bo zaczęto mówić na ulicy że tam dobry angielski. Ów Jorge – tak się nazywał swoją drogą jest naprawdę fajnym gościem 🙂

  4. kozik 19.04.2018 17:46

    Dziwne… Mąż jako informatyk-singiel musi płacić w DE większe podatki(bykowe). Nauczycielka po 3 kierunkach nie da rady nauczyć się niemieckiego? Mąż nie może pracować zdalnie?
    Polska “D” jest może zaściankowa, ale jeśli lokalsi poznają “obcego”, to dadzą mu spokój.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.