Uczniowie małej wiary

Opublikowano: 21.06.2008 | Kategorie: Edukacja

Liczba wyświetleń: 529

Byłam na lekcji etyki. Kogoś zarżnę.

Liceum im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego w Warszawie jest jedną z 334 szkół spośród 32 tysięcy w kraju, w której dzieciaki nie muszą kisić się na lekcjach religii. Mają wybór – mogą kisić się na etyce. W Baczyńskim uczy się syn „Superniani” Doroty Zawadzkiej i inna zdolna młodzież. Ponoć wielu uczniów w Polsce chce, a nie może uczyć się etyki, bo wbrew ustawie dyrektorzy takich lekcji nie organizują. Nagania to frekwencję na religii.

Etykę w Baczyńskim prowadzi Maciej Chmielewski. Młody, żonaty i po filozofii. Nie jest księdzem, co nie potwierdza słów kobity z mazowieckiego kuratorium, która twierdziła, że nauczycielami etyki najczęściej są duchowni, bo w seminarium zdobywają szeroką wiedzę, doświadczenie pedagogiczne… Wówczas czy etyka, czy religia – na jedno wychodzi.

Przed Chmielewskim etyki uczyła babka. Skończyła pracę rok temu, bo była ponoć bardziej wymagająca niż biologica i niewielu uczniów chciało z nią współpracować. Teraz na lekcje etyki chodzi co piąty uczeń. Reszta wybiera religię, dlatego nauczycieli wykładających o Jezusku i Duchu Świętym jest cztery razy więcej. Jeden ksiądz, trzech katechetów.

Czasami etyka prowadzona jest w grupach – zbiera się uczniów z kilku klas. Gówniarze, jak mówią, chodzą, bo nic na niej nie muszą. Modlić się, wierzyć w chodzenie po wodzie, pokazywać kartki ze spowiedzi.

– Ile osób od ciebie chodzi na etykę? – pytam grubego chłopaka czekającego na korytarzu pod salą.

– Sto pięćdziesiąt, a co? – rzuca dowcipnie nowy ziom.

W sali okazuje się, że na lekcje powinno chodzić trzynaście osób z II BL. Są trzy: gruby dowcipniś i dwa inne asy. Reszta, jak się dowiaduję, poszła w chuj – czyli prawdopodobnie smaży się na słońcu w pobliskim parku. Łowię złowrogie spojrzenia trzech uczniów, mówię więc zgodnie z prawdą, że jestem studentką politologii.

Chmielewski zafascynowany jest Leszkiem Kołakowskim i jego pracą „Miniwykłady o maksisprawach”. Ze spisu treści ściąga tematy lekcji. Na starcie powtarza, o czym były poprzednie lekcje. O przemocy i długach. Publicznych i prywatnych. Proponowany temat dzisiejszej lekcji: nicnierobienie albo terroryzm. Nauczyciel zarządza demokratyczne wybory. Gruby chce nicnierobienia, dwaj pozostali terroryzmu.

– Co to jest terroryzm? – zaczyna belfer.

– Troska o bliźniego! – rzuca dumny z siebie gruby.

Chmielewski sam podaje definicję. Gruby drapie się po głowie, jego kumpel zaciąga się zapachem swoich palców, trzeci tępo patrzy w tablicę. Na etyce w Baczyńskim nie ma obowiązku prowadzenia zeszytu.

Nauczyciel otwiera oczy i przypomina sobie o nas: – Pytania, nad którymi, proszę, byście się zastanowili, to: Czy terroryzm może być uzasadniony? Czy świat Zachodu może ingerować w kraje arabskie?

– Myślę, że… – wyrywam się do dyskusji.

– Nie macie odpowiadać teraz. Potem będzie czas na dyskusję – stopuje mnie nauczyciel.

Wędrując po sali Chmielewski opowiada o ETA. Wolność Kraju Basków nie interesuje uczniów. Gruby podtrzymuje głowę, która gapi się w okno.

Widzą, gdzie Chmielewski był trzy sekundy temu. Słuchamy o IRA. Nauczyciel, oprócz zamiłowania do twórczości Kołakowskiego, ma słabość do Brada Pitta. Poleca nam film „Zdrada” z Pittem w roli głównej i „Siedem lat w Tybecie”. Z Tybetu przeskakuje na Czeczenię i Rosję, która jest złym krajem, gdzie nie szanuje się życia.

Diabeł z religii w moim liceum na dzisiejszej lekcji nazywa się Putin. Zorganizowany przez Czeczenów atak na szkołę w Biesłanie był, zdaniem etyka, winą rosyjskich władz. Putin bez skrupułów zatruł gazem widownię teatru na Dubrowce. Prawie własnymi rękoma utopił marynarzy „Kurska”.

Uczniowie, do czego etyk zdążył się przyzwyczaić, nie reagują na rewelacje Chmielewskiego. Jedyną oznaką życia jest on sam. Filozof dostrzega, że wodzę za nim wzrokiem! Siada na ławce i mówi już tylko do mnie.

– Najsławniejszy atak terrorystyczny był, kiedy, kochani? 11 września 2001 roku – sam sobie odpowiada.

Drrrr! Koniec lekcji. Nauczyciel zwija mapę. Nie udało nam się zacząć dyskusji. Nie było odpowiedzi na dwa pytania o terroryzm, które padły na początku zajęć.

– Szkoda, że nie było cię na poprzedniej lekcji – zagaduje mnie etyk.

Ponoć uczniowie mówili wówczas o wróżbach, zabobonach, intuicji i snach.

– Jak wyglądałaby lekcja o nicnierobieniu?

– Próbowałbym udowodnić, że nie ma czegoś takiego, bo inteligentny człowiek nie nudzi się sam ze sobą.

I Chmielewski się nie nudzi.

Moje wrażenie ogólne: lekcje etyki są instrumentem przymusu zażywania nauk religijnych.

O to, komu i do czego potrzebna jest etyka w szkołach, „NIE” pyta etyka i profesora Uniwersytetu Warszawskiego Magdalenę Środę.

– Walczy Pani o etykę w szkołach, a uczniowie, jak Pani widzi, w nosie mają te wykłady. Tak samo jak religię…

– Spokojnie. Na lekcjach religii musi być jeszcze zabawniej. Znam inne lekcje etyki, gdzie młodzież chodzi i gada, bo porusza się tematy, które je interesują. Aborcja, homoseksualizm itp.

– Liceum im. Baczyńskiego jest renomowaną szkołą. W niej uczniowie leją na nauczyciela i jego mądrości etyczne.

– To, że młodzież się leni i olewa, wydaje mi się czymś normalnym. Dopóki nie ma rygorów i matury z tego przedmiotu, tak będzie. Sama uczyłam historii w szkole podstawowej. Gdy mówiłam, że trzeba się uczyć, bo to jest ważny element ludzkiej tożsamości, to uczniowie rzucali we mnie papierowymi kulkami. Gdy postawiłam osiem dwój, to zdobyłam upragniony autorytet. Młodzież jest przyzwyczajona, że uczenie się jest zwykłą formalnością niezwiązaną z głębszym zainteresowaniem się tematem.

– Czy ma sens upominanie się o lekcje, z których 3/4 chodzących ucieka?

– Ma. Jeśli w ciągu semestru trzy osoby podejmą choć jedną dyskusję, to już jest zysk.

– Może rozwiązaniem jest zrezygnowanie z nauczania obu przedmiotów w szkołach? Religii i etyki.

– Nie sądzę, że religia zostanie wyeliminowana ze szkół. Wyciąganie takich wniosków, jak pani wyciąga, na podstawie jednej lekcji, w sytuacji gdy wszyscy walczymy o to, by wprowadzić do szkół zastrzyk racjonalności, mija się z interesem publicznym. Szansa, że któryś z młodych ludzi coś tam w końcu pokuma, jednak jest. Natomiast problemem jest co innego: struktura polskiej szkoły. Jest przyzwolenie na traktowanie etyki po macoszemu.

– Po lekcji w Liceum im. Baczyńskiego mam wrażenie, że dyskusja o wyrównywaniu religii etyką jest podobna do dumania na tym, czy na wuefie robić fikołki do przodu, czy do tyłu…

– Wiadomo, że bez względu na to, czy tę dyskusję prowadzi Giertych, czy pani Hall, to zdaniem obojga lepiej, żeby etyki w szkołach i debaty o niej w ogóle nie było. My musimy nadal walczyć o nią i o to, by uczyli jej filozofowie, a nie katecheci. Może za 10 lat zmieni się też podejście uczniów.

Autor: Malina Błańska
Źródło: Tygodnik “NIE” nr 21/2008


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.