Teheran stawia szacha… nuklearnego

Opublikowano: 23.02.2010 | Kategorie: Polityka

Liczba wyświetleń: 464

Kwestia irańskiego programu nuklearnego niedługo zostanie zamknięta. Teheran jest bowiem o krok od osiągnięcia swojego strategicznego celu – zdolności do produkcji broni jądrowej w krótkim czasie.

O ile zbudowanie bomby atomowej, w świetle postanowień Traktatu o Nierozprzestrzenianiu Broni Jądrowej (ang. Non-Proliferation Treaty, NPT), jest czynem nielegalnym, o tyle przygotowanie bazy surowcowej i technologicznej, pozwalającej na konstrukcję broni w ciągu kilku miesięcy, jest jak najbardziej możliwe. Doskonałym przykładem kraju, który taką możliwość posiada, jest Japonia, głównie za sprawą potężnej ilości plutonu odzyskiwanej ze zużytego paliwa jądrowego. Brazylia, Niemcy i Korea Południowa ze swoimi zakładami wzbogacania uranu również uważane są za zdolne do produkcji broni (ang. nuclear-capable). Do tej grupy dołącza Iran. Według szacunków przeprowadzonych przez IranWatch, gdyby Teheran zdecydował się na budowę broni, materiał na pierwszą bombę może uzyskać w czasie krótszym niż półtora miesiąca.

Kolejnym etapem prac Teheranu jest umocnienie swojej pozycji. Na razie cały zapas wzbogaconego uranu zgromadzony jest w ośrodku w Natanz. Choć USA nie są skłonne do ataku na Iran, pojedynczy cel jest łakomym kąskiem dla Izraela. Państwo żydowskie dwukrotnie już dokonało nalotu na ośrodki swoich sąsiadów – Iraku w 1981 i Syrii w 2007 roku. I mimo, że bez wsparcia USA sama odległość do celu wydaje się być zaporą nie do przeskoczenia, władze w Teheranie wolą dmuchać na zimne. Powstał nowy ośrodek niedaleko Qom i zapowiadana jest budowa kolejnych, to właśnie próba rozproszenia cennego materiału.

Nuklearny straszak, nawet teoretyczny, to dla Teheranu wybawienie. Iran od ponad 30 lat jest we wrogiej relacji względem USA – globalnego supermocarstwa, jak i jedynego posiadacza broni jądrowej na Bliskim Wschodzie – Izraela. Amerykański atak na dwóch sąsiadów Iranu oraz pogróżki regularnie kierowane pod adresem reżimu w Teheranie, to jasny sygnał dla kraju posiadającego ogromny zapas upragnionej przez USA ropy.

Mimo, że pociski rakietowe Iranu nie byłyby jeszcze w stanie przenieść ciężkiej i obszernej głowicy (a tak bez wątpienia prezentowałaby się pierwsza konstrukcja), to wystarczy ciężarówka przemycona do Iraku lub Afganistanu, w sąsiedztwo amerykańskiej bazy wojskowej. Przy obecnym tempie rozwoju irańskiej technologii można się jednak spodziewać, że odpowiednia rakieta powstanie szybciej niż Ameryka zakończy swoje wojny.

Ostatnią próbą zatrzymania irańskiego programu była oferta handlowa. Iran niedawno ogłosił, że kończy się paliwo w reaktorze badawczym w Teheranie, gdzie produkowane są izotopy promieniotwórcze na potrzeby krajowej medycyny. Reaktor ten zasilany jest uranem o stopniu wzbogacenia 19,75%. Teheran ogłosił chęć zakupu kolejnej partii paliwa za granicą. Propozycja opracowana przez IAEA zdawała się godzić interesy obu stron: w zamian za gotowe paliwo Iran miał wysłać poza granice kraju większość swojego niskowzbogaconego (3,5%) uranu. W ten sposób perspektywa ewentualnej budowy bomby odsunęłaby się w czasie o około dwa lata.

Diabeł tkwi w szczegółach i to one właśnie doprowadziły do załamania rozmów. Zachód, w szczególności USA i Francja, uparły się by Iran wysłał swój uran do Rosji w celu dalszego wzbogacenia. Następnie powędrowałby on do Francji, która przetworzy go już na właściwe paliwo. Teheran opowiadał się za prostą zamianą: do Iranu przylatuje paliwo, a wylatuje nisko wzbogacony uran.

Dla Iranu wiarygodność Zachodu to dość prosty i smutny obraz. Współpraca z Rosjanami polega na ciągłym odwlekaniu daty uruchomienia elektrowni atomowej w Buszerze i nie mogącej dojść do skutku dostawie rakiet obronnych S-300. Wszystko oczywiście “z przyczyn technicznych”. A relacje z Rosją są przecież dużo lepsze niż z Francją czy Ameryką. Nic dziwnego, że Teheran nie zgodził się wysłać swojego bogactwa za granicę w zamian za obietnicę otrzymania paliwa. Układ ten dawał Amerykanom instrument do dalszej presji na Iran, by ten zaprzestał całkowicie wzbogacania uranu.

Podejrzana oferta Zachodu ogłoszona została 19 października, dzień po zamachu w Beludżystanie. Jeśli Amerykanie mieli w tym pośredni udział – a nawet nie próbują zaprzeczać, że finansują działalność separatystów – to sami podstawili sobie nogę. Bomba, która zabiła kilkunastu wysoko postawionych członków Gwardii Rewolucyjnej, była gwoździem do trumny tej oferty, jeśli nie wymiany paliwowej w ogóle. Teheran nie ustąpił ani kroku.

Gdyby Amerykanie od razu zlecili produkcję paliwa, a potem zgodzili się na wymianę na terytorium neutralnego państwa (np. Turcji), cały interes byłby już zakończony. Pomysł wymiany upadł. Amerykanom nie przeszkadza śmierć irańskich pacjentów, choć równolegle oskarżają reżim o łamanie praw człowieka.

Iran obrał jedyny sensowny kierunek: wzbogacanie uranu do 20% na własną rękę. Ahmadineżad ogłosił wyprodukowanie pierwszej próbnej porcji w 31 rocznicę Rewolucji Islamskiej. Pewne jest jedno – przy obecnym stanie wiedzy Iran nie zdąży wyprodukować paliwa, by zachować ciągłość pracy reaktora w Teheranie. Moce przerobowe ma jednak spore. Od dwóch lat, pomimo instalowania nowych wirówek w Natanz, wzbogacanie odbywało się w tym samym tempie. Teraz w ruch zostaną wprawione wszystkie.

Pomimo brawurowych działań Teheranu, Rada Bezpieczeństwa ONZ ciągle nie może przegłosować kolejnej rezolucji, nakładającej dalsze sankcje na Iran. Ameryce udało się ostatnio przekonać Rosję, ale zaprotestowały Chiny, którym zależy przede wszystkim na niezakłóconym strumieniu bliskowschodnich surowców energetycznych. Sankcje też są symboliczne i w zasadzie służą ratowaniu twarzy Obamy, który od dawna je zapowiadał.

Wygląda na to, że większość świata pogodzona jest już z perspektywą atomowego Iranu. Tak naprawdę nie stanowi on strategicznego zagrożenia ani dla Chin, ani dla Rosji, ani dla Europy, a wszystkie wymienione strony tak naprawdę chętnie poszerzyłyby swoją wymianę handlową z rosnącym w siłę Teheranem. Ameryka, leżąca daleko poza zasięgiem irańskich rakiet, dysponująca miażdżącą przewagą militarną, też nie ma powodów by czuć się zagrożona.

Istnieje jednak państwo, dla którego program atomowy Iranu jest wizją przerażającą. Mowa oczywiście o Izraelu. Przełamanie żydowskiego monopolu nuklearnego w regionie zmienia diametralnie układ sił. Tel Aviv, mimo posiadania około 200 głowic jądrowych i ogromnej armii konwencjonalnej, nie będzie mógł już operować w regionie według dotychczasowych zasad, które zakładały możliwość zadania miażdżących i nieodwzajemnionych strat dowolnemu przeciwnikowi. Irański parasol nuklearny, na razie złożony, w ciągu kilku miesięcy może otworzyć się i objąć swym zasięgiem Syrię, a może również Irak wkrótce opuszczony przez amerykańską armię, a po cichu wciągany pod wpływy Teheranu.

Główne żądanie stawiane Iranowi przez USA (a kierowane głównie interesem Izraela), czyli zaprzestanie wzbogacania uranu, wydaje się być martwe. Nawet najbardziej radykalna akcja, czyli atak militarny, nie powstrzyma programu atomowego. Uderzenie na Iran oznaczać będzie wypowiedzenie NPT i natychmiastowe skierowanie całego wysiłku na cele militarne. O pozostałych konsekwencjach trudno nawet spekulować, bo taki krok, biorąc pod uwagę interesy mocarstw w regionie, może nawet oznaczać początek kolejnej wojny światowej.

W ostatnich latach byliśmy świadkami skomplikowanej partii geopolitycznych szachów, rozegranych przez Iran w sposób brawurowy ale niezwykle skuteczny. Wszystko wskazuje, że rywale, próbując od Iranu wyegzekwować ustępstwa i nie proponując absolutnie nic w zamian, przespali swoją ostatnią szansę. Do końca tej partii inicjatywa pozostaje w rękach Teheranu.

Autor: Michał Sałaban
Źródło: Dziennikarstwo Obywatelskie
Na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 2.5 Polska


TAGI:

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

4 komentarze

  1. Cosma de Medici 23.02.2010 11:50

    Boże, chroń niepodległy Iran.

  2. che 23.02.2010 12:04

    A z czego Iran ma uzyskiwać energię elektryczną ? Z ropy ? To na ile jej starczy ?

  3. sss 23.02.2010 14:46

    Tak jak kolega na poczatku… niech Allah ich broni… to raczej chcieliby uslyszec

  4. zack 23.02.2010 15:19

    Iran to jeszcze jeden z ostatnich bastionów walki przeciwko imperialistycznym mordercom i wyzyskiwaczom. Trzymać kciuki za Iran. A Izrael niech spier…a!

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.