Polonia es bella – felieton tchnący optymizmem

Opublikowano: 05.10.2008 | Kategorie: Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 459

Nasz kraj jest okropny. Brudny, paskudny, pełen nierobów i pijaków. Mamy okropną kuchnię, nasze kino jest do bani, mamy dziwaczne tradycje i obyczaje. Aha, i do tego wszystkiego panuje u nas zwalający z nóg klimat. Słowem: obciach.

Od kilku dni goszczę u siebie dwóch młodocianych Hiszpanów. Przyjechali w ramach tak zwanej wymiany szkolnej, dzięki której w marcu mój syn odwiedził Saragossę. Teraz przyszła pora odwdzięczyć się za gościnę, co całą rodziną czynimy z dużym zaangażowaniem. Córki oddały swój pokój (“Mamo, dlaczego ja nie mogę wejść do MOJEGO pokoju?!”), syn robi za cicerone (warszawskie bary i kluby mają już chłopcy w małym palcu), a ja wytężam całą swoją wątłą wiedzę kulinarną, by godnie podjąć gości znad Ebro.

Moje wysiłki są zresztą psu na budę, bo jak się okazało, Hiszpanie (przynajmniej ci “moi”) żywią się coca-colą i płatkami kukurydzianymi na mleku w ilościach śladowych. Kiedy zrozpaczona spytałam, czy boją się, że ich otruję, najpierw długo się naradzali (po hiszpańsku mówią z pewnością lepiej niż po angielsku), po czym z rozbrajającym uśmiechem oświadczyli, że nie, ale oni jedzą very little. Moja wizja objadających się paellą Hiszpanów powędrowała więc na śmietnisko stereotypów. A ja dokupiłam mleka oraz płatków.

Muszę wyznać, że cała ta wizyta była już od wielu tygodni przedmiotem niepokoju, zwłaszcza ze strony syna, który bardzo chciał, by ojczyzna wypadła jak najlepiej. A to niełatwe, bo wiadomo wszak, że nasz kraj jest okropny. Brudny, paskudny, pełen nierobów i pijaków. Mamy okropną kuchnię, nasze kino jest do bani, mamy dziwaczne tradycje i obyczaje. Aha, i do tego wszystkiego panuje u nas zwalający z nóg klimat. Słowem: obciach. Podejrzenie, że Warszawa wypadnie blado w porównaniu z Saragossą, spędzało nam sen z powiek, co może dobrze świadczy o naszym patriotyzmie, ale za to wystawia fatalne świadectwo zdrowemu rozsądkowi. O czym wkrótce mieliśmy się okazję przekonać.

Okazja ta nadarzyła się podczas wczorajszej kolacji (mleko z płatkami i woda), po której objedzeni Hiszpanie trochę się rozluźnili i nabrali ochoty do konwersacji. Sporo się przy tym namachali rękami, ale ogólnie poszło nam nieźle. Ponieważ byli już po dwóch dniach intensywnego zwiedzania Warszawy, pokonując niepokój, dzielnie spytałam o wrażenia. Trudno, rzecz jasna oczekiwać, że dobrze wychowani młodzieńcy powiedzą że miasto jest obrzydliwe, a nasze zabytki podejrzanie “nowe”. Jednak to, co usłyszałam, lekko mnie zaskoczyło.

Dowiedziałam się bowiem, że nasze miasto jest czyste (sic!) i uporządkowane. Mamy mnóstwo zieleni, a nasze parki to po prostu cudo i urbanistyczna ekstraklasa. Na ulicach widać wprawdzie czasem żebrzących, ale nie są oni ani nachalni, ani agresywni. Ludzie są sympatyczni i życzliwi. Czasem trafi się jakiś pijaczek, ale nie ma ich tak wielu i są nieszkodliwi…

Za to u nich – odwrotnie! Na ulicach bród i smród (foliowe torebki walają się gdzie popadnie). Żebracy to zorganizowane bandy, które opadają człowieka jak harpie i czego im się nie da, to wezmą sobie sami. Ludzie nie piją wprawdzie wódki, ale za to wino leje się strumieniami, co daje identyczny skutek. W miastach rosną lichutkie drzewka, trawników prawie nie ma, a o parkach można sobie tylko pomarzyć. Innymi słowy, ich kraj jest okropny. Brudny, paskudny, pełen nierobów i pijaków. Mają okropną kuchnię, ich kino jest do bani, mają dziwaczne tradycje i obyczaje. Aha, i do tego wszystkiego panuje u nich zwalający z nóg klimat. Słowem: obciach.

Słuchałam tego wszystkiego z narastającym zdumieniem. A potem poczułam coś w rodzaju ulgi. Po pierwsze, okazało się bowiem, że krytyczne spojrzenie, jakim mój syn darzy swoje ojczyste podwórko, właściwe jest chyba wszystkim jego rówieśnikom, pod każdą szerokością geograficzną. Po drugie, dowiedziałam się, że moje miasto jest czyste, co wprawdzie jest stwierdzeniem dosyć względnym, ale pocieszającym. Po trzecie zaś, usłyszałam, że Polonia es bella, co w ustach siedemnastolatków zawsze brzmi nieco szczerzej niż w ustach ich rodziców. I tego się będę trzymać!

PS. Dziś “moi” Hiszpanie pojechali na Mazury. W planie mają, m.in., spływ kajakowy oraz gry nocne w lesie. Jeśli się nie pogubią w puszczy i nie potopią w Krutyni, nie tracę nadziei, że po powrocie wreszcie spróbują mojego sernika!

Autor: Beata Biały
Źródło: Wiadomości24.pl


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

7 komentarzy

  1. Radix 05.10.2008 22:02

    dobre
    ja uważam że trzeba na własnym podwórku poczuć się jak turysta, a nie tylko narzekać
    pozdrawiam

  2. solim 06.10.2008 08:56

    Cudze chwalicie… 😉

  3. W. 06.10.2008 10:11

    Jak wracałem z Ukrainy do Polski, to wydała mi się krajem czystym i przepieknym. Odwrotne wrażenie miałem, gdy wracałem z Holandii.

  4. eee 06.10.2008 11:51

    chyba jednak nie byłeś na Ukrainie, tam to jest dopiero syf, jak ja wróciłem to jednak stwierdziłem, że z Polską nie jest najgorzej

  5. sneer 06.10.2008 15:43

    Ciekawy punkt widzenia.
    Mieszkalem prawie rok w Barcelonie, czyli Katalonii. A Katalonia specyficzna jest: najbogatsza, śródziemnomorska i zupełnie niepodobna do reszty Hiszpanii jesli chodzi o mentalnosc. Tym niemniej pokuszę się o porównanie.

    owszem, jedza bardzo malo, szczegolnie chlopcy i faceciki. Oni sa malutcy, szczuplutcy i mają fioła na punkcie swojego wyglądu (całkiem (sic!) odwrotnie niz katalonki). Jadac w metrze czulem sie, mimo paramtrow 177×85 kg, jak Goliat wsrod krasnali. Nie musze dodawac, ze przez rok pobytu i szwendania sie niejednokrotnie w zakazanych miejscach, nie bylem zaczepiany.

    Jesli chodzi o jedzenie, to zupelnie sie z tym nie zgodze. W Zaragozie nie bylem, ale i w BCN, i Madrycie trudno odzywiac sie niezdrowo, bo w sklepach jest inny asortyment (duzo ryb i owocow morza), i zachowania inne (zwykle wiekszosc zakupow robi sie w warzywniaku a nie w markecie). Nawet pobiezna analiza koszykow wspolklientow z taniego minimarketu pokazywala, ze czesciej niz u nas widac tam wode, oliwe, wino, produkty swieze itd. Acha – paelia jest daniem srodziemnomorskiego poludnia, wiec trudno, zeby w polnocno-zachodniej Hiszpanii wymagac chocby znajomosci tej potrawy.

    ilosc zieleni – nie wiem jak jest w Zaragozie, ale w Barcelonie kazda dzielnica ma swoj park, utrzymywany przez cale lato w zieleni. I – co dla mnie bardzo wazne – tam ludzie z parkow korzystaja; polecam udanie sie do Parc de la Ciutadela w dowolny cieply dzien: na trawnikach pikniki, cyrkowcy, muzykanci, psy, rowerzysci, zakochani – wszystko w idealnej symbiozie. mozna pic alkohol – bo w sumie, dlaczegoz by nie.

    zyczliwosc – coz, slowo przeciwko slowu. Tak usmiechnietych i pozytywnie nastawionych do calego swiata ludzi nie widzialem nigdy wczesniej. to takze radosna tolerancja dla odmiencow.

    brud – trudno to porównać. Barcelona np. śmierdzi jako miasto, miesza się kanalizacja z dymem dwusuwów. Poludniowym zwyczajem kiepy rzuca sie na ziemie a ilosc kurzu jest dla warszawiaka niewyobrazalna. tym niemniej, metro jest czysciutkie, szyby w autobusach – o dziwo takze, takze, toalety publiczne nie smierdza, nie smierdza tez ludzie.

    do niektorych kwestii w ogole trudno mi sie odniesc: np. ptaki (we wspomnianym parku de la ciutadela fruwa w cholere papug na przyklad), pijaki (nie widzialem ani razu agresywnych bandziorow), torebki foliowe (ludzie smieca, ale ilosc sluzb sprzatajacych jest wrecz niewiarygodna), kino (pani raczyla zniknac chocby Almodovara), klimat (trudno wyobrazic sobie przyjemniejszy, niz panuje w Barcy). byc moze Zaragoza jest wlasnie taka, ale to znowu odnoszenie jednego miasta do calosci… polecam wycieczke do Marsylii, gdzie powinno byc jak we Francji, a jest jak, nie przymierzajac, w Casablance.

    od powrotu stamtad kazdy dzien w Polsce przypomina mi, jak wiele stracilem wyjezdzajac z Barcelony. Gdyby tylko relacja zarobków do cen nieruchomosci byla troche lepsza, nie zastanawialbym sie ani chwili. “Nieco” innne spojrzenie na to miasto, jesli kogos zainteresuje: http://bcn-insider.blogspot.com
    od wyjazdu nie aktualizowalem tego, ale tam wlasnie widac to, czego mi w Polsce brak.

  6. W. 06.10.2008 19:04

    Do “eee” – miałem na myśli właśnie to, że “Polska wydała mi się pięknym i czystym krajem” a nie Ukraina. A jak wracałem z Holandii samolotem do Krakowa to wydała mi się brudna, szpetna i śmierdząca.

  7. podroznik 07.10.2008 01:30

    mialem to samo, gdy wracalem z Holandii do Polski to patrzac przez okno nie bylem szczesliwy. Nigdy ich nie dogonimy

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.