Piractwo – brakujące zęby w szczękach biznesu

Opublikowano: 20.05.2012 | Kategorie: Prawo, Publicystyka, Telekomunikacja i komputery

Liczba wyświetleń: 547

Na przestrzeni ostatnich lat coraz głośniej i częściej mówi się o piractwie komputerowym. Przemysł rozrywkowy, stale notujący wzrost, ciągle narzeka na miliardy dolarów i tysiące miejsc pracy, które traci z uwagi na piratów. Wojna wypowiedziana piractwu sprawiła, że porzucono wszelkie skrupuły i giganci świata rozrywki nie boją się sięgać po cenzurę, “szantaż”, ingerencję w prywatność i godność człowieka tylko po to, by wycisnąć z niego kilka dolarów więcej – w imię walki z piractwem i w imię zysków, które mogliby osiągnąć. Zapominają jednak o tym, że oni sami są winni tego, że owych zysków nie osiągają.

WITAJ, ŚWIECIE

Globalna wioska zwana internetem rozwija się w najlepsze, łącząc poszczególne zakątki świata, zmniejszając odległości i pokazując to, o czym kiedyś słyszano tylko historie lub oglądano na starych ilustracjach. Dzisiaj w trakcie porannej kawy możemy porozmawiać z koleżanką z USA przez Skype’a, rozesłać wiadomości za pomocą poczty e-mail do partnerów biznesowych z Chin, pograć w grę sieciową z ludźmi z całego globu, przejść się po Time Square w NY z Google Street View, a na końcu kupić nowy samochód z Niemiec, dojeść pączka i w końcu iść do pracy.

Internet zrewolucjonizował nasze życie. Wiele rzeczy, które zabierały czas i pieniądze, dzisiaj możemy zrobić lepiej, taniej i szybciej właśnie dzięki internetowi. Świat stał się bardzo ciasnym miejscem.

PO TRUPACH DO CELU

Przemysł rozrywkowy wydaje się ślepy na dobrodziejstwa, jakie daje internet. Nadal widzi go jako miejsce do wyświetlania reklam i zapowiedzi. Widzi również jeszcze jedną rzecz – siedzibę wszelkiego zła nazywaną piractwem.

Co jakiś czas dostajemy różnego rodzaju raporty, jak ten mówiący, że 46% Polaków to piraci. Przy czym raporty te przygotowane są przede wszystkim po to, by kształtować myślenie polityków, którzy w imię „walki ze złem” i dla własnych korzyści próbują wprowadzić metody cenzury i inwigilacji. Raporty te nieraz są pełne manipulacji, niejasności lub kompletnych bzdur, jak np. wygodne “zaokrąglenie” liczby internautów w UK z 34 do 40 milionów. W końcu kto by się tam przejmował dodatkowymi 6 milionami ludzi wziętymi z powietrza…

Przemysł rozrywkowy tworzy nawet raporty oskarżające ten nasz nieszczęsny internet o to, że służy złym ludziom w celu organizacji protestów przeciwko wprowadzeniu cenzury do internetu. Owi źli ludzie zwani internautami nie dostrzegają dobrodziejstw cenzury i totalnej kontroli, która natychmiast uleczyłaby wszystkie bolączki przemysłu rozrywkowego. Kto by tam myślał o wolności, gdy w grę wchodzą pieniądze.

W międzyczasie przemysł melduje sukcesy w zastraszaniu internautów i głęboko „ubolewa” nad tym, że przy okazji obrywa się niezależnym twórcom oraz niewinnym ludziom, nic kompletnie nie robiąc w celu poprawy sytuacji. Ot, ofiary wojny. Bardzo popularna również stała się praktyka pt. „albo nam zapłacisz, albo będziemy Cię ciągnąć po sądach”, która w oczach wielu młodych ludzi jest zwykłym szantażem… w imieniu prawa.

SKRZYWDZONE DZIECKO

W tym wszystkim widzę troszkę zachowanie skrzywdzonego dziecka, które do końca swoich dni (czyli dopóki nie zajmie się czymś innym) poprzysięga bezwzględną zemstę na swoim oponencie i staje się głuche na wszelkie argumenty. Przemysł rozrywkowy wszedł na ścieżkę wojenną z internautami i piractwem już dawno temu i nikt go nie przekona, że wszystko, co robi, to… zachęca ludzi do piractwa, promuje je.

PIERWSZY BRAKUJĄCY ZĄB – GRY

Skończyły się czasy, gdy gry komputerowe były domeną dzieci i nastolatków. Wiek przeciętnego gracza to 33 lata. Dzisiejsi gracze dorastali wraz z całym przemysłem gier oraz z internetem, znając każdy jego zakamarek. Przyjrzyjmy się, jak przemysł rozrywkowy traktuje przeciętnego gracza… a jak robi to przemysł zwany piractwem.

Przeciętny Kowalski, kupując grę, musi się zgodzić na zapłacenie 60 dolarów, czyli niecałych 200 zł za swoją ulubioną grę komputerową. Są to standardowe ceny na całym świecie z wyjątkiem Polski i innych biednych krajów, gdzie z uwagi na poziom piractwa cenę obniżono o kilkadziesiąt złotych. Płacąc te 200 zł, możemy być pewni, że:

– Gra jest pocięta na małe DLC, które trzeba dokupić później, co sprawia, że naprawdę cała gra kosztuje 300 zł albo więcej. Nierzadko spotykane są praktyki firm, takich jak Capcom, która lubuje się w blokowaniu niektórych elementów gry umieszczonych na zakupionej płycie i odblokowywanych, jeżeli dodatkowo zapłacimy… za coś, za co już zapłaciliśmy, jeszcze wmawiając nam, że to dla naszego dobra.

– Gra jest zabezpieczona. Tzn. możemy zapomnieć o kopii zapasowej na wypadek, gdyby nasz pies zaczął bawić się płytą. Często możemy zapomnieć o jej zainstalowaniu i aktywacji również na naszym laptopie. Możemy zapomnieć o łatwej instalacji. Wymagane są kody, konta, klucze itp. (dodam, że według polskiego prawa możemy sobie sporządzić kopię zapasową – niestety nie jest to możliwe bez łamania zabezpieczeń).

– Gra jest przypisana do konta online. To coraz częstsza praktyka stosowana w celu zablokowaniu handlu używkami. Musimy rejestrować specjalne konta dla różnych gier, logować się na nie i robić wiele innych rzeczy po to, by uruchomić grę i w nią chwilkę pograć.

– Gra wymaga dostępu do internetu. Nieraz, jak w grach Ubisoftu, cały czas podczas grania (nawet jeżeli to, co robimy, nie stoi koło terminu Multiplayer) lub podczas uruchomienia, jak w grach Bioware. Ostatnio głośno zrobiło się o problemach z grą Diablo III. Masz aktualnie problemy z internetem? Grasz na laptopie, jadąc pociągiem z Rzeszowa do Gdańska? Nie pograsz.

– Gra może mieć limitowaną ilość instalacji – a jeżeli chcemy ją zainstalować ponownie, musimy dzwonić i prosić, by odblokowano nam coś, za co zapłaciliśmy.

Gracz na starcie jest obwarowany umowami, zabezpieczeniami, kontami online, kluczami, serwerami, przez które przechodzi każda sekunda lub każde uruchomienie naszej gry itp. Gracz jest traktowany jak potencjalny złodziej, którego jeszcze nie złapano na złym uczynku. Jak byście się czuli, gdyby przy wejściu do sklepu towarzyszył Wam strażnik, który na każdym kroku pilnuje, byście za blisko nie zbliżyli się do wystawy, byście nie dotykali niczego i co chwila pyta, co robicie? Ja do takiego sklepu nigdy bym nie wszedł ponownie.

Z pirackimi grami jest zupełnie inaczej:

– te DLC Capcomu dostarczane z płytą są odblokowane, więc mamy dostępny cały nośnik, za który mieliśmy zapłacić,

– nie ma problemu, by zainstalować grę ponownie na laptopie,

– nie ma kłopotu z logowaniem czy rejestracją konta online (często te mechanizmy są unieszkodliwiane),

– nie jest wymagany dostęp do internetu (chyba że zastosowano naprawdę złośliwe zabezpieczenie),

– nie ma żadnych limitów i ograniczeń,

– nie ma trudności z instalacją, często wystarczy tylko skopiować pliki na dysk.

Czy nie widzicie tu czegoś dziwnego? Otóż zabezpieczenia antypirackie najgorzej uderzają w… legalnych płacących użytkowników, jednocześnie w ogóle nie przeszkadzając piratom. To chyba troszkę dziwne. Wygląda na to, że przemysł gier zdecydował się karać swoich klientów za to, że wydali swoje pieniądze. To osoba mająca grę z nielegalnego źródła powinna borykać się z ograniczeniami i problemami, a jest zupełnie odwrotnie.

Sytuacja dodatkowo jest bardziej idiotyczna z uwagi na to, że niemal wszystkie tytuły są dostępne w sieci ze złamanymi zabezpieczeniami w dniu premiery albo w ciągu najbliższych paru dni. Więc właściwie katuje się klientów zabezpieczeniami, które są w 100% nieskuteczne.

DRUGI BRAKUJĄCY ZĄB – FILMY

Czy zdarzyło się Wam kiedykolwiek w niedzielę wieczorem usiąść z dziewczyną, chłopakiem, żoną, mężem, przyjaciółmi lub – o zgrozo – teściową na kanapie, mówiąc: podobno wyszedł już film „Avengers”, oglądniemy?

Szybko jednak natrafiamy na kilka problemów, które np. ja mam w chwili pisania tego tekstu:

– mieszkam na uboczu, do najbliższego dużego kina mam 50 km i po prostu nie chce mi się tam jechać, tracąc na to więcej czasu, niż trwa film,

– na biurku leży papier, że ubezpieczenie mi wygasło na samochód, więc nawet jak bym miał ochotę jechać, to nie chcę ryzykować,

– jest mi teraz wygodnie, ciepło i przyjemnie, nie mam ochoty wychodzić z domu, ale nadal mam ochotę na film,

– jest niedziela wieczór, więc o żadnym sklepie ani wypożyczalni nie ma mowy,

– filmu nie ma na DVD, więc sklep i wypożyczalnia tak czy siak odpadają,

– mamy raptem 2-3 godziny, zanim wybije północ i pasuje iść spać, więc o tej godzinie i tak nie ma co jechać do kina.

Co zrobić? Jeżeli jesteś wzorowym przedstawicielem przemysłu filmowego, to się właśnie poddajesz i szukasz pudełka z napisem „Monopol”. No, wiecie… kto nie lubi grać w monopol. Jeżeli jesteście tymi „złymi internautami niszczącymi przemysł rozrywkowy”, to właśnie wchodzicie na jedną z setek stron, które streamują muzykę i filmy, wpisujecie „Avengers” i w ciągu dosłownie minuty jesteście gotowi, i możecie film obejrzeć. Jakość zależy wyłącznie od tego, kto go nagrał i jak dawno była premiera. Można znaleźć wszystko, od kiepskich wersji kinowych po te zbliżone jakością do DVD albo wręcz rip z DVD (może niekoniecznie z filmami, które miały premierę kilka dni wcześniej).

Czy nie widzicie tu czegoś dziwnego? Dlaczego nawet kiedy chcę wydać pieniądze, przemysł odmawia mi bez żadnej sensownej przyczyny i piętrzy trudności, które internet już dawno rozwiązał?

PIRACTWO – PLOMBA W MIEJSCE BRAKUJĄCYCH ZĘBÓW

I tutaj właśnie mamy meritum sprawy. Piractwo to nic innego, jak plomba w dziurawej szczęce przemysłu rozrywkowego. Biznes zawsze polegał na trzech zasadach. Szybciej, taniej, lepiej. By osiągnąć zysk i wyprzedzić konkurencję, musimy zaoferować to, co inni, ale pod każdym względem w lepszej jakości.

Na piractwo należy patrzeć jak na usługę. Usługę, która ma miliony klientów. Usługę, z którą przemysł walczy, zamiast ją wprowadzić. Wolny rynek nie lubi pustki. W momencie gdy jest zapotrzebowanie na cokolwiek – zawsze znajdzie się ktoś, kto je zaspokoi. Więc skoro są ludzie, którzy w niedziele wieczorem chcieliby paroma kliknięciami kupić film i obejrzeć go na 40-calowym telewizorze w domu, to czemu przemysł rozrywkowy nie chce tym ludziom iść na rękę?

Ilu ludzi zdecydowałoby się zapłacić kilka złotych za obejrzenie w domu na spokojnie „Avengersów”? Ile firm wyłożyłoby grube pieniądze za to, by przed emisją filmu lub obok odtwarzacza klient zobaczył kolorową reklamę? Ilu z Was chciałoby w dniu premiery, z domu (z jakiegoś powodu) obejrzeć film legalnie, w jakości HD, kupując go w kilka sekund i mogąc do niego wrócić w każdej chwili (w końcu to Wasz film)?

Dlaczego kupienie filmu w sklepie lub obejrzenie go w kinie wiąże się z dziesiątkami reklam, zapowiedzi i informacji, że pobieranie filmu z internetu to kradzież? Ostatnio forsuje się, by pojawiła się kolejna informacja, że łamiemy prawo, pobierając film z internetu. Wszystko w porządku, ale dlaczego ta informacja pojawia się u mnie, u osoby, która film kupiła? Czy przypadkiem nie powinni jej widzieć piraci? Dopiero kupiłem film, więc dlaczego widzę informację mówiącą mi, żebym nie kradł? Czy tak postępuje się z klientami?

Dlaczego dystrybutorzy gier nakładają trudności i ograniczenia na własnych klientów? Klientów, którzy płacą? Niedawno skusiłem się na grę „Warhammer 40.000 Dawn of War II”. Jakie było moje zdziwienie, gdy się dowiedziałem, że by zagrać w tę grę, muszę przejść całą długą procedurę. Normalnie wygląda to tak:

– wkładasz płytę do DVD,

– uruchamiasz instalację,

– uruchamiasz grę i grasz.

Z jakiegoś powodu w tym wypadku musiałem:

– ściągnąć i zainstalować usługę Steam,

– zarejestrować konto Steam,

– zaktualizować program Steam (dziwnym trafem instalator nie zawierał najnowszej wersji),

– zarejestrować grę na Steam, podając klucz,

– uruchomić instalację gry,

– zainstalować usługę Games for Windows Live,

– zaktualizować usługę GfWL, przy okazji restartując komputer (znowu – instalator nie zawierał najnowszej wersji),

– uruchomić grę,

– zarejestrować konto w GfWL (to już drugie konto, które trzeba rejestrować),

– zalogować się do GfWL,

– rozpocząć grę.

Dodam, że zrobiłem mały rekonesans na stronach warezowych i okazuje się, że ta sama gra jest do pobrania, a wszystko, co trzeba zrobić, to rozpakować ją i grać. Niestety nie jest to legalne.

Dlaczego – wzorem gier CD Projekt RED, gier dostępnych na gog.com i wielu gier niezależnych – nie mogę gry spokojnie pobrać, uruchomić instalację i zagrać? Dlaczego pirat ma ułatwioną drogę, a moja, mimo że zapłaciłem za grę, to droga przez mękę?

DO BOJU PRZEMYŚLE ROZRYWKOWY

Chyba czas najwyższy na zaproponowanie przemysłowi rozrywkowemu, by skupił się na piratach i przestał walczyć ze swoimi klientami. By walczył z piractwem nie poprzez próby wprowadzenia cenzury i ograniczenia naszej wolności, nie przez szantaż i straszenie, nie przez utrudnianie życia swoim klientom, ale poprzez wprowadzenie usług, które dzisiaj są pod szyldem „złe piractwo komputerowe”.

W przemyśle gier komputerowych już się coś ruszyło. Szereg niezależnych twórców wypuszcza swoje gry bez żadnych zabezpieczeń, chwaląc się tym. Polski serwis Good Old Games (gog.com) ma w swojej ofercie cały ogrom gier bez żadnych zabezpieczeń i utrudnień. A ostatnio pojawiają się tam tytuły światowych wydawców, jak np. „Assasins Creed” Ubisoftu. Polska firma CD Projekt RED zdjęła zabezpieczenia DRM z gry „Wiedźmin” przy okazji wersji 1.5, a gra „Wiedźmin 2” miała aktualizację zdejmującą zabezpieczenia już kilka dni po premierze. Gra nadal się świetnie sprzedaje, piekło nie zamarzło, a sami internauci (jak np. ostatnio na reddit) bronią gry i linczują każdego, kto chociażby napomknie, że chce ściągnąć pirata.

Również usługa Steam firmy Valve zbiera pochwały. Mimo że Steam to właściwie DRM, oferuje on bardzo wiele w zamian. Katalog gier, dodatków i modów na kliknięcie w jednym miejscu. Światowe hity w dniu premiery do pobrania. Możliwość zrobienia kopii zapasowej plików na dysku oraz ciągła możliwość ponownego pobrania gry z usługi.

Steam jest tym, czego potrzebuje przemysł filmowy. Jeżeli mam w niedzielę wieczorem, gdy większość sklepów jest zamknięta, ochotę na grę – otwieram Steam. Klikam w wybrany tytuł i w ciągu najbliższych godzin, jak tylko się pobierze, mogę grać.

Niestety nadal są tam niechlubne przykłady, jak właśnie z „Warhammer 40k DoW II”.

Pytanie, czemu takiej usługi nie ma dla filmów? A jeżeli już są, to próżno szukać tam nowości w dniu premiery za rozsądną cenę. Dlaczego jeszcze nie powstała usługa, w której filmy w jakości HD są do oglądnięcia na kliknięcie? Przemysł filmowy ma tutaj przewagę nad piratami. Ci na początku muszą się ograniczań do kiepskich nagrań kinowych. To przemysł na możliwość wyjścia z lepszą usługą szybciej niż piraci. Ale nie chce tego robić.

Niektórzy mówią, że kina muszą swoje zarobić. Ale czy na pewno kina na tym stracą? A jeżeli tak, to czy nie jest to po prostu kolejny krok naprzód, który trzeba postawić? Kina albo się ostoją jak dotychczas (w końcu to duży ekran), albo skończą w starciu z internetem, jak kasety magnetofonowe w starciu z CD. Poza tym gdyby miały upaść, raczej już by to zrobiły z uwagi na to, że owe filmy tak czy siak krążą po sieci od premiery.

Może jednak ten „zły pirat”, który nie poszedł do kina, wydałby pieniądze na obejrzenie filmu w internecie?

Przemysł jednak stara się narzucać sztuczne ograniczenia i walczyć z czymś, co powinien wykorzystać. I ów pirat tak czy siak, nawet w kiepskiej jakości, obejrzy ten film w internecie. Być może nie pójdzie do kina i nawet nie spojrzy na niego tygodnie lub miesiące później, chociaż w dniu premiery, by zobaczyć go w dobrej jakości, byłby w stanie wydać równowartość biletu do kina lub płyty DVD, by film kupić.

Może już czas, by przemysł przestał patrzeć tylko na siebie i swoje kieszenie, przypomniał sobie o nas, klientach, spojrzał na piractwo jak na usługę, którą trzeba wprowadzić za adekwatną opłatą i przestał walczyć z nami – swoimi klientami. Coś czuję, że skorzystalibyśmy z tego zarówno my, jak i oni.

Autor: Dariusz Półtorak
Źródło: Dziennik Internautów


TAGI: , , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

7 komentarzy

  1. ubidragon 20.05.2012 15:02

    Co tu dużo mówić – podpisuje się pod tym obiema rękami.
    Podam nawet kilka ostatnich przykładów z mojego życia:

    W temacie gry:
    – Gra “Alan wake” zakończenie obcięte w postaci osobnego DLC.
    – Nieco wcześniej “Tiberium twilight” czyli kolejna część strategii z serii C&C, którą chyba wszyscy znają. Okazała się chłamem, na który nie przeznaczyłbym ani złotówki. Była to po prostu tandetna pseudo strategia jedynie korzystająca z tych realiów, usunięto także to co było sercem tych gier – budowanie bazy. Balans to totalna masakra np. Bombowiec zadający budynkom mniej obrażeń niż jednostki piechoty.

    W temacie filmy i muzyka:
    Ogromnie lubię film “Alvin i wiewiórki” [mam 19 lat 🙂 ] I mimo, iż nie kupuje żadnych filmów/muzyki/gier obecnie (głównie z braku funduszy) znalezienie się na mojej półce oryginalnie zakupionego filmu DVD jest dla mnie obowiązkiem. I tak też się stało. Początek właśnie zaczął się od DVD ripa na komputerze, ale szybko zakupiłem film. I tak obecnie na mojej półce znajdują się kupione płyty DVD z wszystkimi 3 częściami. Na 3 części byłem dodatkowo w kinie. Bardzo zależało mi na materiałach dodatkowych, behind the scenes, sing-a-long zawarte na płytach. Tutaj było rozczarowanie – głównie w płycie z 3 części. W materiałach dodatkowych znalazłem aż jedną piosenkę sing-a-long (w poprzednich było ich co najmniej 5) plus krótki materiał na temat nagrań. O ile w poprzednich częściach była pokaźna ilość materiałów dodatkowych w ilości zbliżonej do długości filmu właściwego tak tutaj obejrzenie materiałów dodatkowych zajęło nie więcej niż 10 minut, choć na oryginalnej płycie ostało się jeszcze z 2GB wolnego miejsca. Tutaj zaczyna się objawiać żerowanie na klientach. Owszem jest pokaźna liczba dodatków, ale:
    – 90% z nich jest zawarte tylko i wyłącznie na płytach Blu-ray, co u mnie już na samym początku stawia duży problem, ponieważ:
    a) nie posiadam żadnego urządzenia odtwarzającego Blu-ray, czyli duże dodatkowe koszty
    b) filmy Blu-ray są drogie prawie 100 zł za sztukę

    Kupiłem same płyty DVD dość drogo, bo prawie 60 zł za sztukę + koszty przesyłki, i tylko dzięki merlin.pl trzecią część udało mi się kupić za 40zł razem z przesyłką.
    Nawet gdyby w okolicy można byłoby wypożyczyć Blu-ray to i tak jestem skazany na koszt ponad 100zł.
    Odnośnie materiałów dodatkowych pozostaje dla mnie kolejna kwestia:
    Zostały wydane edycja 2 DVD rozszerzonej 3 części z dużą ilością materiałów dodatkowych nawet tych nie będącej na Blu-ray, oraz dwupak 1 + 2 część także na DVD z większą ilością materiałów dodatkowych. Niestety żadna z tych wersji nie zostanie w jakikolwiek sposób rozprowadzona i zlokalizowana w Polsce, mimo pytań do wydawców (np. Imperial).

    Teraz kwestia muzyki:
    Jedną z rzeczy, która mi się w tym filmie podoba to piosenki. Z tego też powodu kupiłem 4 albumy muzyczne na CD po 60 zł każde (nie licząc przesyłki) więc jest to spora suma, i tutaj od samego początku natrafiłem na sporo problemów:
    – Prawie niedostępne w Polsce. Jak już to w małej ilości i w wysokich cenach, i z opóźnieniem. Więc jedyne co mogę zrobić to zamówić na ebay a tam mogłem uzyskać razem z przesyłką zza granicy albumy nowe o wiele tańsze i szybciej niż premiera w Polsce. Okazało się, że amazon i iTunes oferują do tych płyt bonusowe utwory (zupełnie inne na każdym serwisie) jest tylko jeden warunek: utwory z albumów można kupić też w wersji elektronicznej, można kupować pojedyncze utwory, ale żeby zakupić bonusowe piosenki, trzeba zakupić cały album. Czyli de facto dla tych kilku bonusowych utworów do albumu, który już zakupiłem na CD musiałbym zapłacić jeszcze 2 razu od albumu, czyli po prostu kupić ten sam cały album z bonusem na każdym z serwisów. W przypadku soundtracku z 3 części daje to 7 bonusowych piosenek.

    Gra:
    Pierwsza i jedyna część jaka ukazała się na PC po raz pierwszy ściągnąłem po angielsku z sieci. Przechadzając się po supermarkecie trafiłem na tą grę do kupienia w pełnej polskiej wersji językowej, bez wahania kupiłem.
    Gra posiada 40 utworów niezależnych od pozostałych albumów, z tego łącznie 10 jest tylko w wersjach tej gry na konsole Wii i PS2. Czyli musiałbym kupić 2 konsole i dodatkowo tą grę 2 razy ekstra dla konsol. Ogromny wydatek. Ponadto kolejne części gry dostępne są tylko wyłącznie na konsole.

    Podsumowując:
    Oprócz wymienionych wyżej argumentów kina jeszcze przez jakiś czas będą się trzymać, bo można obejrzeć film na dużym ekranie w porządnym systemie surround, na takie wyposażenie domu mało kogo stać.
    Powyższe przykłady pokazują jak zdzierają z nas pieniądze.
    Jeżeli chciałbym mieć legalnie zakupioną ulubioną kolekcję wybierając najtańszy wariant (DVD + CD bez dodatkowych piosenek) za 4 albumy muzyczne i 3 płyty DVD oraz grę zapłaciłbym prawie 400 zł bez żadnych prawie dodatków. Nie będę przytaczał astronomicznych cen wariantu droższego, a w mojej sytuacji na tańszy ledwo było mnie stać, jednak mogę tego oglądać i słuchać z czystym sumieniem.

  2. shuang 20.05.2012 15:50

    Musicie grać w gry? Nie. Musicie oglądać filmy? Nie. Musicie słuchać piosenek? Nie. Świat jest piękny bez tego. I pożytecznie i zdrowo. 🙂

  3. shuang 20.05.2012 15:51

    A jakby ludzie przestali się tym interesować i kupować te wszystkie filmy gry itp. To od razu koncerny zaczęły by merdać ogonkiem do was.

  4. Temporysta 20.05.2012 17:09
  5. mr_craftsman 20.05.2012 18:05

    @ shuang – nie. zaczęły by kombinować, że należy ludzi jakoś zmusić do kupowania.

    to nie jest wolny rynek, to jest kartel monopolistów z przełożeniem finansowym na rządy i urzędy.

  6. egzopolityka 21.05.2012 03:57

    Sądy wydają często niesprawiedliwe wyroki w procesie poszlakowym za rzekome piractwo, nawet jeśli nie ma żadnych dowodów na używanie programu.

  7. Obi-Bok 21.05.2012 12:55

    Dokładnie tak – artykuł 10/10. Przemysł ścigając piratów – nie oferując jednocześnie legalnej alternatywy dla wymiany plików w sieci – każe i ściga w równej mierze technologię (internet) i jej możliwości.
    Dlaczego tak się dzieje? Moim zdaniem powód jest tak samo banalny jak i w większości przypadków – LUDZIE i ich ograniczenia. Na samym szczycie przemysłu rozrywkowego znajdują się ludzie “starej daty”, którzy dorastali i kształtowali się w środowisku analogowym – powszechna cyfryzacja i wszelkie jej konsekwencje pojawiły się długo po latach młodości tych osób i najzwyczajniej w świecie nie rozumieją oni wszystkich mechanizmów nowych technologii (mentalna bariera technologiczna), brakuje im fundamentalnego zaufania i poczucia wartości (np. równość płyta/kaseta z filmem = plik video – a nawet drugi wariant jest korzystniejszy, ponieważ odpadają koszty opakowania produktu – taki punkt widzenia musi być dla tych osób obcy. Dla nich najpewniej nośnik = produkt). Osobiście postawiłbym nawet tezę, że m.in. takie osoby odpowiedzialne są za sztuczne zacofanie technologiczne świata, z racji swojego trwania przy XIX wiecznych metodach/punktach dystrybucji dóbr audiowizualnych.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.