Liczba wyświetleń: 2190
Od lat sześćdziesiątych wskaźniki płodności zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn spadają o około 1% rocznie. Problemy z płodnością dotykają teraz średnio jedną na sześć par, przez co młodzi ludzie zaczynają wybierać metodę in vitro. Mężczyźni coraz częściej cierpią na dysfunkcje erekcyjne, spadki w poziomach testosteronu czy liczbie aktywnych plemników.
U kobiet za to wzrasta wskaźnik poronień oraz pojawiają się problemy z zajściem w ciążę. Może to mieć różne przyczyny, od genetyki po styl życia. Natomiast niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że ubrania, jakie wybieramy, mają realny wpływ na płodność. Dzieje się tak ze względu na skład ubrań, na materiały, z jakich są one wykonane oraz użyte barwniki.
W 2012 roku Unia Europejska opublikowała oświadczenie, w którym zawarte są informacje o tym, że niektóre substancje chemiczne silnie zakłócają gospodarkę hormonalną organizmu. Są one w stanie podwyższyć szansę na choroby nowotworowe, cukrzycę, czy właśnie bezpłodność. Do substancji aktywnych hormonalnie należą na przykład: ołów, rtęć, arszenik, ftalany, BPA oraz wiele innych. Znajdują się szczególnie w ubraniach pochodzących ze źródeł, gdzie regulacje dotyczące składów materiałów nie są przestrzegane. Przykładem jest firma Shein, niedawne badania wykazały, że w składzie ubranek dla dzieci norma ołowiu została przekroczona dwudziestokrotnie.
Po przetestowaniu tekstyliów z firm Aliexpress oraz Zaful okazało się, że posiadają one wysokie poziomy ołowiu czy ftalanów. Badania przeprowadzone przez firmy H&M oraz Ikea wykazały, że w składach używanych, oddanych swetrów znajduje się toksyczny dla nas chrom. Problemy w składach nie dotyczą tylko „tanich” marek, dzięki badaniom przeprowadzonym w Kanadzie wiemy, że toksyczne substancje znajdują się także w składach ubrań Adidas, Champion, New Balance czy Tommy Hilfiger.
Zdecydowanie zacząć zwracać uwagę na składy ubrań i innych artykułów domowych, materiały odzieżowe warto zamienić na te naturalne, takie jak len czy bawełna. Warto również kupować ubrania z drugiej ręki, są one już wyprane, co zmniejsza ilość szkodliwych barwników i substancji w składzie. Zawsze lepiej jest mieć w swojej szafie mniej produktów, które są lepszej jakości, niż tysiąca rzeczy, o których składzie tak naprawdę nic nie wiemy, a może on znacząco wpłynąć na gospodarkę hormonalną, prowadząc do niespełnienia marzeń o posiadaniu dziecka.
Źródło: FaktyiAnalizy.info
Zawsze dobrze do praw słusznych przemycić propagandę:
„Warto również kupować ubrania z drugiej ręki, są one już wyprane, co zmniejsza ilość szkodliwych barwników i substancji w składzie”. Bardzo to ciekawe, skoro taka moc prania to, to ostrzeżenie nie ma sensu, bo wypiera się też ołów i ftalany (??) No ale chińska konkurencja musi być niwelowana.. „Warto kupować ubrania z drugiej ręki” – brniemy do „szwabowego” współdzielenia też ubrań. Czemu nikt nie mówi, że wirusa żółtaczki typu C po osobie chorej nie da się wyprać.
Ale o co chodzi?
1. Tak jak napisal gasjo.
2. Uderzyc w chiński rynek, przecież trzeba kupować marki lokalne po zawyrzonych cenach.
3. Dzisiejsze ubrania, nie ważne gdzie i za ile kupione, po maks czterech praniach nadają się na śmieci.
4. Lokalne marki zaweraja taki sam syf jak i chińskie.
Górale nie mają gdzie wełny sprzedawać, a czemu by nie powstało kilkaset do kilku tysięcy domowych szwalni prowadzonych przez babcie emerytki, szyłyby ubrania z wełny, co do wełny powstałyby też drobne zakłady przetwórstwa wełny we włóczkę. Sam myślę o kocach i ubraniach z wełny a ich wybór jest drogi i ograniczony, kupię po prostu tanią włóczkę i nauczę się szyć