Liczba wyświetleń: 1306
Donbas cały czas w ogniu.
Nie tak dawno ofiarami konfliktu stali się obserwatorzy OSCE (Organization for Security and Co-operation in Europe). Zginął jeden członek komisji, Brytyjczyk, dwoje innych zostało rannych.. Rząd w Kijowie i władze separatystycznych Republik oskarżają się wzajemnie o ten atak. Trudno powiedzieć gdzie leży prawda ale jeśli skupimy się na faktach (a te zawsze są niewygodne) wszystko będzie bardziej zrozumiałe.
W 2017 negocjacje, zmierzające do uśmierzenia konfliktu na południowym wschodzie Ukrainy doszły do martwego punktu. Ustalenia podpisane 2015 roku w Mińsku nie są realizowane. Kijów nie pozwala, żeby „samozwańcze” Republiki, Doniecka i Ługańska przeprowadziły wybory, nie pozwala na „federalizację” władzy na Ukrainie. Co, nawiasem mówiąc, jest wpisane w konstytucję Ukrainy.
Zbuntowane Republiki, ze swojej strony nie chcą udostępnić kijowskiej juncie kontroli nad granicami z Rosją dopóki kijowska junta nie pozwoli na wolne wybory i federalizację kraju. Ślepy zaułek.
Z tego właśnie powodu, na początku roku, Kijów postanowił zaognić sytuację. Pod wpływem radykalnych nacjonalistów (po polsku – nazistów od bandery), prezydent Poroszenko zabronił handlu z DNR i LNR. Mieszkańcy Donbasu i Ługańska zostali odcięci od reszty Ukrainy. Możliwości zjednoczenia pozostają ciągle mniej prawdopodobne. Blokada dróg transportu plus nasilenie represji militarnych wobec Doniecka i Ługańska nic nie dała. Po miesiącach walk junta kijowska zrozumiała, że nie da się rozwiązać konfliktu środkami militarnymi. Ponad to sama Europa jest już zmęczona wojną na Ukrainie i życzy sobie pokoju. No ale junta kijowska nie odpuszcza i chce dodatkowo skomplikować życie mieszkańców Donbasu i Ługańska.
Pod koniec kwietnia junta kijowska przerwała dostawy prądu do Ługańska (to tak jakby rząd z Warszawy odciął Trójmiasto albo Górny Śląsk) a potem zagroził pięciu milionom mieszkańcom Republik odcięciem dostaw wody. Łatwo sobie wyobrazić, co stałoby się z dziećmi, kobietami i staruszkami pozbawionymi wody.
Pieprzyć prąd, ale WODA?
Pretekst napadu na auto OSCE dla junty kijowskiej był pretekstem, żeby pokazać „społeczności międzynarodowej”, że z „terrorystami nie wolno dyskutować”, co może dać impuls do nowych akcji przeciwko rebeliantom z błogosławieństwem „międzynarodowej społeczności”.
DNR i LNR, ze swojej strony nie są zainteresowane kontynuacją tego konfliktu, walczą dzielnie, Rosja im pomaga (żeby nasze państwo tak pomagało naszym rodakom na Kresach…), ale ile się można prosić o swoje, suwerenne prawa? Mieszkańcy DNL i LNL nie są w stanie i wcale nie chcą iść na Ukrainę, chcą tylko uznania swoich niezbywalnych praw jako ludzie i obywatele Ukrainy. Państwo, które świadomie odcina swoich obywateli od prądu i wody nie ma prawa nazywać się „państwem”. To jakaś potwór wyrosły z czeluści szeolu.
Europa może zrobić tylko jedno – powiedzieć juncie kijowskiej, że niemożliwe jest zakończenie tego konfliktu środkami militarnymi. Jedyny możliwy sposób to droga dialogu, uznanie wzajemnych roszczeń i szukanie dróg wyjścia z impasu.
Tylko czy mamy w Europie polityków, których na to stać? W Polsce nie!
Autorstwo: Jarek Ruszkiewicz SL
Źródło: NEon24.pl
Pośród polityków europejskich, takich co powiedzieli by tak, jak pan proponuje, jest tylu, że mozna ich policzyc na palcach obu raik… Zas tych co głosno mówia spotyka podobny los, jak los Piskorskiego…