Liczba wyświetleń: 727
Lubieżny duch. Zabójcze jezioro. Ohydny zboczeniec. Krwiożercza bestia. Dziennik „Fakt”.
Do uwiedzenia nieskomplikowanej nastolatki wystarczy znajomość 40 słów. 140 słów potrzeba, by wyrazić podstawowe emocje. Tzw. basic polish – czyli znajomość polskiego na poziomie elementarnym – liczy 700 słów, w tym deklinacje i koniugacje. Znajomy lingwista przetłumaczył pierwszy akt „Tragedii Makbeta” posługując się spójnikami, przyimkami, nazwami własnymi i zaledwie 25 wulgaryzmami. Ile polskich słów należy znać, by poznać świat „Faktu”?
Przeczytałem 10 kolejnych numerów papierowego sztandaru koncernu Springera w Polsce (od 1 do 12 lipca 2006 r.), pominąwszy krzyżówki, horoskopy, reklamy i wiadomości sportowe, które zajmują jakąś 1/3 objętości każdego numeru. Zajęło mi to dwie godziny – tylko dlatego, że powoli czytam… Spróbowałem sobie wyobrazić laboratoryjnego Polaka, dla którego „Fakt” byłby jedynym źródłem informacji. Albo jeszcze lepiej – cudzoziemca, który przed wizytą w naszym cudnym kraju chciałby się co nieco o nim dowiedzieć, a do dyspozycji ma tylko „Fakt”. Kierując się tak niewyszukaną wyobraźnią dokonałem kilku operacji, przepraszam za wyrażenie, intelektualnych, by informacje, które posiadłem, jakoś ułożyć sobie w głowie i przetworzyć w zrozumiałą wizję rzeczywistości. Oto, co mi wyszło z tej – ułomnej siłą rzeczy – analizy prasoznawczej.
Wrogowie publiczni (instytucje):– „Gazeta Wyborcza” – bo w pogoni za spadającą popularnością posuwa się już nawet do, na szczęście nieudolnego, naśladowania tabloidów; bo również nieudolnie próbuje fałszować dane o sprzedaży gazet w Polsce; bo zamieściła wywiad z aktorką Joanną Brodzik (patrz dalej); bo bagatelizuje antypolską publikację „Tageszeitung”.
– „Tageszeitung” – bo ośmieliła się zakpić z braci Kaczyńskich oraz ich matki; w odwecie publicysta Maciej Rybiński zakpił z redakcji „Tageszeitung”.
– Urzędy państwowe i samorządowe, biurokracja – bo okradają obywateli z czasu, o czym przekonali się rządzący politycy poproszeni przez „Fakt” o załatwienie czegoś w urzędach.
– Sejmowa Komisja Ochrony Środowiska – bo posłowie urządzili sesję wyjazdową, podczas której biesiadowali (raczyli się kiełbaskami z grilla) i wjechali autokarem do lasu nie zważając na zagrożenie pożarowe.
Wrogowie publiczni (istoty):
– Joanna Brodzik – bo ośmieliła się wytoczyć „Faktowi” proces o ochronę prywatności, a tymczasem udzieliła „Wyborczej” wywiadu, w którym opowiedziała o życiu prywatnym: urodzinach kota i nagwizdaniu się jak szpadel; w związku z tym redakcja „Faktu” powołała do życia postać kota Mariana, który opowiada o swoim życiu prywatnym, urodzinach, śpiewa piosenki i na różne inne sposoby szydzi z aktorki.
– Andrzej Kwiatkowski – bo ten były dziennikarz telewizyjny pracujący obecnie w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa wyszedł z biura w godzinach pracy, by napić się kawy i kupić truskawki; jest więc leniem i obibokiem.
– Renata Beger – bo posłanka Samoobrony została skazana za fałszowanie podpisów na listach wyborczych, a mimo to zaprzecza temu i zapowiada apelację.
– Jolanta Kwaśniewska – bo idąc ulicą nagle (nie wiadomo, dlaczego) zaczęła krzyczeć „Daj mi spokój!” (nie wiadomo, do kogo).
– Kevin Aiston – bo angielski showman miał ochotę napić się żołądkowej gorzkiej z butelki, czyli z gwinta, ale w ostatniej chwili się rozmyślił i napił się z kieliszka.
– Szczupak z Wieściszowic – bo ryba (potwór, bestia) ugryzła w nogę mieszkankę wsi, redakcja wyznaczyła więc nagrodę (1000 zł) za schwytanie szczupaka, co udało się 12-letniemu bratu pogryzionej.
– Pedofilia – też w każdym numerze: zboczeńcy i zwyrodnialcy robią ohydne zdjęcia, uprawiają seks albo uwodzą dzieci przez Internet.
– Hałas – jedna pani przez hałasujące ciężarówki oraz odgłosy dobiegające z budowy nie śpi już od roku.
– Wyrodne matki – pijane zaniedbują dzieci, którym przydarza się nieszczęście, a niepijane są zwykle głupie i też narażają pociechy na niebezpieczeństwo.
– Wyrodni synowie i ojcowie – bo zabijają ojców i synów.
– Psy – bo gryzą ludzi.
Interwencje i akcje:
– Przywracanie wiary – dzięki „Faktowi” i jego czytelniczkom urzędnik stanu cywilnego z Nowego Sącza, któremu władze chciały odebrać możliwość udzielania ślubów, bo był niski i brzydki, odzyskał wiarę w siebie.
– Defekacja w godnych warunkach – interwencja „Faktu” spowodowała, że mieszkańcy domu w Sosnowcu dostali od władz sławojkę i teraz mogą w spokoju robić to, co dawniej robili w warunkach uwłaczających godności ludzkiej.
– Opalanie się topless – trzeba być kobietą, mieć imię, nazwisko, adres, telefon, dowód osobisty i pesel i przysłać do redakcji „Faktu” swoje nagie zdjęcie, by wziąć udział w konkursie, którego główną nagrodą jest dwutygodniowa wycieczka do Egiptu.
„Fakt” jest najlepiej sprzedającym się i najchętniej czytanym dziennikiem w Polsce. Sprzyja obecnej władzy, choć zdarza się, że pokrzykuje na polityków rządzącej koalicji. Zamieszcza niewiele drugo- i trzeciorzędnych informacji z zagranicy. Posługuje się prostym językiem. Nie pozostawia wątpliwości.
Można mi zarzucić, że czytałem „Fakt” akurat w czasie wakacji, a sezon ogórkowy ma swoje prawa. Stali czytelnicy „Faktu” potwierdzają jednak, że wakacje w tym dzienniku trwają przez cały rok.
Autor: Roman Stobnicki
Źródło: Tygodnik “NIE” – nr 29/2006