Dlaczego luty ma 28/29 dni?

Opublikowano: 01.03.2014 | Kategorie: Historia, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 1086

Jest miesiąc wyraźnie pokrzywdzony, miesiąc na którym spoczywa cała odpowiedzialność za czas obrotu Ziemi wokół Słońca. Za 28/29-dniowym lutym stoją jednak nie tylko względy astronomiczne, czy chęć szybszego pozbycia się zimy, ale przede wszystkim tradycje historyczne, które tylko kilka razy w dziejach próbowano zmienić, dodając lutemu dzień trzydziesty.

Są rzeczy, do których już się przyzwyczailiśmy, które nie wzbudzają naszego zdziwienia czy nie skłaniają do głębszych refleksji. Z pewnością nie zastanawia nas już dlaczego luty ma 28/29 dni. Od kiedy przyszliśmy świat tak już było i nie wiele wskazuje na to, że kiedykolwiek może się to zmienić. Tymczasem krótszy luty jest jednym z największych świadectw historii jakie odciska się na naszym życiu. I choć ludzkość kilkakrotnie próbowała zmienić tę „niedorzeczność” i dowartościować zimowy miesiąc, to pozostał on najkrótszym, udowadniając, że są tradycje historyczne twardsze od spiżu.

Na długość lutego wpływa kilka czynników. Są nimi zarówno obserwacje astronomiczne, dawna obyczajowość, jak i zwyczajna polityka. Nie jest to oczywiście nic wyjątkowego. Sam podział roku nie jest rzeczą wynikającą wprost z natury, ale konglomeratem ludzkich obserwacji i wpływów kultury, którym od wieków próbowano okiełznać czas. Początkowo człowiek próbował wychwycić regularność procesów następujących w otaczającym go świecie. Widział mijające pory roku, obserwował wzrost roślin i wylewy rzek. Ta cykliczność wpisywała życie ludzkie w wąskie ramy określając jego rytm. Najpewniej już u zarania cywilizacji zaobserwowano powtarzające się fazy księżyca. To one stały się na początku wyznacznikiem mijających miesięcy, co na trwale odbiło się na języku polskim, gdzie sam księżyc nazywany był miesiącem. Dostrzegalny okiem ludzkim cykl księżycowy trwał 29 dni. Choć astrologicznie sam obieg księżyca wokół Ziemi trwa 27 dni, to miesiąc liczono od nowiu do nowiu, a więc momentu, w którym satelita naszego globu znajdzie się w tym samym położeniu względem linii Ziemia-Słońce. Oczywiście obieg księżyca nie trwał idealnie 29 dni, lecz około 29 i pół dnia, tak więc w pierwszych podziałach roku na miesiące, miały one 29 lub 30 dni. Bardzo szybko okazało się, że rok księżycowy nie odpowiada jednak okresowi obiegu Ziemi wokół Słońca. Różnica ponad 11 dni powodowała, że pory roku przesuwały się względem obowiązujących kalendarzy, co czyniło z nich rzecz bezużyteczną.

30 lutego w kalendarzu z 1712 roku.

Podział roku musiał więc oprzeć się zarówno obserwacjach miesiąca księżycowego dostosowanego do długości roku słonecznego. Problem okazał się jednak szerszy. Podobnie jak długość miesiąca księżycowego nie była liczą okrągłą, podobnie obieg Ziemi wokół Słońca nie wynosił idealnie 365 dni. Zmuszało to ludzkość do manipulacji wewnątrz kalendarza, aby z jednej strony dzielił rok jak najbardziej symetrycznie, a z drugiej uchronił przez przesuwaniem się pór roku. Tak więc choć miesiąc trwać miał nadal około 30 dni, to w zależności od kultury tworzącej kalendarz, trwał on czasem dłużej, lub krócej. Dodatkowe dni wiązały się niejednokrotnie ze świętami, przypisywano im magiczne znaczenie i wpisywano w ponadnaturalne konteksty.

Luty ze swoimi 29. dniami (w latach przestępnych) jest więc najbliżej pierwotnemu znaczeniu pojęcia „miesiąca”. Skąd jednak 28-dniowa rachuba w latach zwykłych? Aby wyjaśnić tę kwestię cofnąć należy się do czasów rzymskich. Pierwotny kalendarz starożytnego Rzymu zawierał najpewniej dziesięć miesięcy. Świadectwem tego faktu jest łacińskie nazewnictwo, w którym ostatnim miesiącem, który swoją nazwę wziął od liczebnika jest „miesiąc dziesiąty” czyli December. Dzisiejszy styczeń i luty nazywany był okresem zimowym i nie wliczano go w rachubę czasu. Hucznym początkiem roku kalendarzowego był więc pierwszy dzień marca, miesiąca poświęconego Marsowi, który uważany był za szczególnego patrona Wiecznego Miasta. Dopiero około VI wieku p.n.e. pierwotne dziesięć miesięcy uzupełniono o kolejne dwa – Ianuaris i Februarius. Luty był więc formalnie ostatnim miesiącem roku kalendarzowego, przy czym tradycyjnie rzymskie urzędy kończyły swoją kadencję wraz z końcem grudnia, co we współczesnym kalendarzu stało się zwyczajowym wyznacznikiem końca roku.

Nie do końca wiadomo ile dni miał luty. Jan ze Świętego Lasu – angielski astronom – twierdził, że luty miał pierwotnie 29 dni w latach zwykłych, a 30 w latach przestępnych. O skróceniu miesiąca zadecydowały względy polityczne, które do dziś dnia odbijać się mają na kalendarzu. Dostrzec bowiem można, że o ile długość miesiąca jest zamienna (jeden miesiąc jest dłuży, a kolejny krótszy) o tyle wyjątkiem od tej reguły jest lipiec i sierpień, które – choć następują po sobie – mają 31 dni. Skąd ten wyjątek? W nazewnictwie łacińskim te dwa letnie miesiące nazywano początkowo „Quintillis” i „Sextillis” (piąty i szósty). W związku z ubóstwieniem postaci Juliusza Cezara miesiąc piąty poświęcono jego osobie nadając mu nazwę „Iulius”. Miał on mieć 31 dni, zaś miesiąc szósty 30 dni. Było tak do czasu, kiedy dawny „Sextillis”, stał się „Augustem” ku czci imperatora Oktawia Augusta.

Około 8 roku n.e. dokonać on miał zmiany kalendarza, która wprowadzała korektę rachuby dni. Aby jego miesiąc nie był „gorszy” do miesiąca poświęconego Cezarowi, dodano do niego jeszcze jeden dzień, czyniąc to kosztem lutego. W ten sposób w latach przestępnych miał on mieć 29 dni, w zwykłych zaś 28. Dlaczego dzień zabrano właśnie lutemu? Po pierwsze dlatego, że był miesiącem, który onegdaj należał do „martwego” okresu zimowego, a tradycja jego wydzielania była stosunkowo krótka, a po drugie, był ostatnim miesiącem roku. Niezależnie od tego, czy w istocie wersja przedstawiona przez angielskiego uczonego jest prawdziwa, to niewątpliwie na fakt, że luty jest krótszy wpływają właśnie te dwa czynniki. Ponieważ długość roku słonecznego nie pozwalała na jego równy podział, to miesiąc uważany za ostatni w naturalny sposób był „pokrzywdzony”.

W kolejnych wiekach kilkakrotnie próbowano tę sytuację zmienić likwidując tę zadziwiającą asymetrię. Takie próby podjęto w czasie rewolucji francuskiej, kiedy rok postanowiono podzielić na dwanaście równych miesięcy zawierających 30 dni. Z 5 do 6 dni, które pozostawały w wyniku reformy kalendarza czyniono blisko tygodniowe święta zwane Dniami Sankiulotów. Podobne rozwiązanie próbowano wprowadzić w 1929 roku w Związku Radzieckim, kiedy wyrównano liczbę dni w kolejnych miesiącach (każdy miał po 30 dni), a z pozostałych stworzono tzw. bezmiesięczne kanikuły, czyli wakacje. Sztuczność powyższych rozwiązań i brak powszechnego ich stosowania w innych miejscach świata, powodował, że rychło je porzucano. Jeszcze w XIX wieku podejmowano inne próby podziału roku na symetryczne miesiące. Założeniem tzw. światowego kalendarza, miało być nie tylko możliwie równomierne podzielenie roku, ale także stworzenie schematu, w którym każdy konkretne dni tygodnia przypisane byłby konkretnym dniom w miesiącu. W 1930 roku koncepcję światowego kalendarza opartego o te założenia przedstawiła amerykanka Elisabeth Achelis , która pod wpływem lektury prac Melvila Deweya, postanowiła stworzyć uniwersalną reformę kalendarza gregoriańskiego. W jej propozycji rok składać miałby się z czterech 91-dniowych kwartałów. Każdy miesiąc miałby po 30 lub 31 dni. Jeden dzień pozostawałby poza rachubą i następował po 30 grudnia. Miałby to być dzień świąteczny. W latach przestępnych dodatkowy dzień dodawano by pomiędzy czerwcem, a lipcem. W tej propozycji luty wydłużano do 30 dni. Propozycje nigdy jednak nie weszły w życie, choć do dziś dnia istnieją zwolennicy jej pomysłu, którzy próbują spopularyzować ideę uniwersalnego kalendarza i wprowadzić go w życie.

Data 30 lutego nie powinna natomiast dziwić badaczy historii Szwecji. Znajdą ją w kalendarzu z 1712 roku. Wtedy bowiem król Karol XII postanowił dodać jeden dzień, wydłużając w ten sposób rok do 367 dni. Przyczyną tego postanowienia była chęć porzucenia reform kalendarza, które próbowano wprowadzać od 1700 roku. Chęć uporządkowania bałaganu jaki pozostawiły po sobie próby ustanowienia tzw. kalendarza szwedzkiego, wymusiła na władcy jednorazowe „dowartościowanie” lutego.

Luty pozostaje więc najkrótszym miesiącem roku, niezależnie czy są to lata zwykłe czy przestępne. Pomimo mniej lub bardziej udolnych prób zmian, siła tradycji sięgającej czasów rzymskich, jest decydująca, nie dając się usunąć przez matematyczne wyliczenia i symetryczne schematy. A my, pomimo nie do końca praktycznego charakteru dzisiejszego kalendarza, chyba już się do niego tak przyzwyczailiśmy, że nie wyobrażamy sobie, aby luty był dłuższy, niż jest obecnie.

Autor: Sebastian Adamkiewicz
Źródło: Histmag.org
Licencja: CC BY-SA 3.0


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

2 komentarze

  1. Pola 01.03.2014 14:51

    admin
    Jestem za. Chociażby z tego powodu, że oparcie kalendarza o znaki zodiaku nie miałoby nic wspólnego z jakąś magią lecz opierało się na faktach istnienia określonych układów gwiazd we Wszechświecie, które są wartością stałą.

  2. Komzar 01.03.2014 18:10

    Taki podział nadal jest zbyt skomplikowany i niepraktyczny. Ani wiosna ani zima nie zaczyna się konkretnego dnia związanego z położeniem słońca względem gwiazdozbiorów. To zjawiska związane z bardzo skomplikowanymi procesami fizycznymi na Ziemi.
    Na pewno z kalendarza należy wywalić wszystkie powiązania z cesarzami czy innymi debilizmami. Jak już przyjmujemy, że tydzień pracy ma 7 dni, co jest w miarę rozsądne ze względu na to jak męczą się nasze organizmy. To reszta powinna się opierać na tym właśnie.
    Kolejną niepodważalnym faktem jest równonoc czy też przesilenie wiosenne. Przy czym to drugie już jest problemem bo na półkuli południowej akurat jest kiedy indziej. Tak więc nie jest wyznacznikiem “wiosny” w sensie początku roku.
    Należy więc znaleźć zjawisko wspólne dla całej Ziemi i można wtedy spokojnie obrać jako początek roku. Rok słoneczny kończy się oczywiście jak słońce wraca do punktu wyjścia.
    Teraz najważniejsze. Jak ktoś chce sobie wprowadzać miesiące to proszę bardzo ale podstawą powinien zostać tydzień i liczymy kolejne tygodnie. Na końcu zostaje nam reszta którą należy traktować jak te kanikuły. Odczekać do Początku cyklu roku słonecznego i zaczynamy od nowa. W ten sposób liczyć się będzie łatwo a do tego wiosna teoretycznie zacznie się prawie zawsze tak samo bo będzie to związane ze zjawiskami astronomicznymi a nie bezsensownymi liczbami i nazwami.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.