Zataczać się z dobrobytu

Opublikowano: 27.06.2008 | Kategorie: Gospodarka

Liczba wyświetleń: 652

Co do tego, że wzrost gospodarczy jest szkodliwy dla zdrowia Polaków, nie ma najmniejszych wątpliwości. Polak jest bowiem tak skonstruowany, że im więcej ma w kieszeni mamony, tym więcej chleje gorzały. Intensywny połyk prowadzi do licznych schorzeń psychicznych i somatycznych. Ich leczenie obciąża zaś niewydolny system ochrony zdrowia. Skutki wzrostu są więc dalekosiężne i – co tu kryć – opłakane.

Po krótkim okresie wstrzemięźliwości wywołanej nie najlepszą koniunkturą gospodarczą naród przystąpił do odrabiania strat. Jeszcze w roku 1997 Polska ze średnim spożyciem 6,3 litra czystego spirytusu na łeb (w stosunku do roku 1988 wartość ta oznaczała 10-procentowy spadek) zajmowała w międzynarodowej klasyfikacji hańbiące 30 miejsce. Przed nami – o zgrozo! – byli nie tylko flegmatyczni Brytyjczycy (7,7 litra), ale nawet stateczni Szwajcarzy (9,2).

Sygnał do natarcia dał premier Belka, który po raz pierwszy w historii Polski obniżył podatek na gorzałę. Już w 2005 r. polski rynek trunków mocnych zajmował mocną 7 pozycję na świecie, a połyk per capita wynosił 8,6 litra. Eksperci z Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych alarmowali, że tendencja wzrostowa się utrzyma i przewidywali, iż do roku 2010 statystyczny obywatel będzie wypijał 9 litrów spirytualiów. Jak się okazało, były to szacunki niezwykle ostrożne.

Wraz z poprawą sytuacji gospodarczej i – co za tym idzie – wzrostem płac spożycie wzrosło bowiem niezwykle gwałtownie i, jak wynika z danych Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, w ubiegłym roku Polak pochłonął 10 litrów spirytusu. W stosunku do roku 2006 wypiliśmy aż o 15 proc. więcej wódki, a piwa o 10,6 proc. Obie wartości są większe – odpowiednio – o 5 i 0,6 proc. od zanotowanego w roku 2007 wzrostu płac. Już z tej potocznej obserwacji wynika, że pragnienie Polaków rośnie wraz z grubością portfeli, a nawet wzrost płac przewyższa. Czego precyzyjnie dowodzą badania przeprowadzone przez warszawski Instytut Psychiatrii i Neurologii.

Naukowcy IPiN poddali analizie związek pomiędzy dostępnością ekonomiczną napojów spirytusowych a wielkością spożycia oraz częstością występowania marskości wątroby i poalkoholowych zaburzeń psychicznych. Stwierdzili, że przez pół wieku dostępność ekonomiczna wódki wzrosła prawie trzykrotnie – w połowie lat 50. za przeciętne miesięczne wynagrodzenie można było kupić 32 butelki wódki, a w roku 2003 – blisko 90. Ze zgromadzonego przez uczonych materiału wynika, że na wielkość spożycia alkoholu silny wpływ ma relatywna cena trunków. Relatywna, czyli odnosząca się do zarobków wyrażonych w towarze, w tym wypadku w butelkach gorzały. Wykryto następującą prawidłowość: wzrost przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia o 3 półlitrowe butelki wódki sprawia, że spożycie alkoholu rośnie o litr per capita.

Z kolei wzrost dostępności alkoholu o 60 flaszek na przeciętną pensję sprawia, że liczba pierwszych hospitalizacji z powodu poalkoholowych zaburzeń psychicznych rośnie o 20 na 100 tysięcy mieszkańców, a wzrost dostępności ekonomicznej o 18 butelek przekłada się na jeden zgon z powodu marskości wątroby na 100 tysięcy mężczyzn w wieku 20–44 lat. Starsi panowie, mianowicie w przedziale wiekowym od 45. do 64. roku życia, są wrażliwsi – w ich przypadku wzrost pensji już o 4 butelki zmienia współczynnik zgonów na marskość wątroby o jeden na 100 tysięcy. Autorzy stwierdzili w podsumowaniu badań, że zwiększenie dostępności ekonomicznej o 60 butelek wódki za przeciętne miesięczne wynagrodzenie (jak to miało miejsce w okresie transformacji ustrojowej), oznacza rocznie blisko 8 tysięcy nowych hospitalizacji w lecznictwie odwykowym oraz 900 dodatkowych zgonów na marskość wątroby mężczyzn w wieku produkcyjnym. To kolejny wieloznaczny skutek rewolucji wszczętej przez „Solidarność”.

A jest on tym bardziej wieloznaczny, że naukowcy z IPiN w obliczeniach posługiwali się ceną wódki marki „Polonez”, czyli wcale nie najtańszą. W przeliczeniu na tańsze gatunki, np. na „Starogardzką” lub „Ojczystą”, dostępność wódy jest w Polsce jeszcze większa.

Przypomnieć wypada, że w czasach PRL władza miała bezpośredni wpływ na kształtowanie siły nabywczej społeczeństwa poprzez urzędowe określanie cen. Także cenę gorzały, która w latach 1950–1988 była podnoszona kilkanaście razy, co zawsze skutkowało zmniejszeniem mocy nabywczej i co za tym idzie spożycia oraz zapadalności na choroby związane z połykiem. Po roku 1989 rynek spirytualiów został zaś w znacznej mierze uwolniony. Tak jak i rynek pracy i płac. W marcu 2008 r. średnia płaca wynosiła 3144 zł brutto. Czyli w zaokrągleniu 2100 zł na łapkę. Za taką kasę można kupić 161,5 flaszek „Ojczystej” lub „Starogardzkiej” (wersja półlitrowa kosztuje ok. 13 zł). W porównaniu z połową lat 50. wódczana siła nabywcza narodu wzrosła o 130 butelek! Ten ponadpięciokrotny wzrost oznacza również zwiększoną zachorowalność na marskość wątroby i zapadalność na delirkę. Bardzo ostrożnie licząc tak ogromne zwiększenie dostępności ekonomicznej oznacza co najmniej 16 tysięcy nowych hospitalizacji z powodu psychoz pijackich i 1800 dodatkowych zejść mężczyzn na marskość wątroby. To nie przelewki.

Zwłaszcza że pensje nadal będą rosły. Aż strach pomyśleć, co z narodem będzie, gdy przeciętne wynagrodzenie w Polsce osiągnie poziom średnich zarobków w Wielkiej Brytanii (1490 funtów netto) albo w Niemczech (1320 euro na rękę). System ochrony zdrowia nie udźwignie masy deliryków zrodzonej z takiego dobrobytu. Trzeba więc takiemu rozwojowi wydarzeń zapobiec. Co począć?

Zrobić wszystko, żeby zahamować rozwój gospodarczy, bo to właśnie wzrost generuje podwyżki płac, które z kolei skutkują zwiększoną mocą nabywczą obywateli. Mocą, która niechybnie obraca się w wódczaną słabość i pijacki bełkot. Ale jak dokonać takiego cudu? Wystąpić z Unii Europejskiej? Za mało. Wypowiedzieć wojnę Bułgarii? Nie przejdzie. Można by liczyć na skuteczność w tej mierze rządów PiS w koalicji z LPR i Samoobroną, ale w najbliższym czasie na powrót tego egzotycznego tercetu się nie zanosi. Cała nadzieja w Platformie, która co jak co, ale spieprzyć przecież potrafi. Na zdrowie!

Autor: Maciej Mikołajczyk
Źródło: Tygodnik „NIE” nr 19/2008

image_pdfimage_print

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.