Liczba wyświetleń: 618
Nie ulega wątpliwości, ze stres, przepracowanie, wypalenie zawodowe, świadomość odpowiedzialności za własne decyzje bywają dla wielu polityków (i lekarzy) zbyt ciężkie do udźwignięcia.
Po publikowanych postach, wygląda na to, że politycy to grupa zawodowa której najwięcej się obrywa. No i chyba lekarze. Albo ogólniej Służba Zdrowia. Kto może to się na nich wyżywa. I to często, bez przebierania w słowach. Na portalach, i w ognistych dyskusjach rozgadanych i rozpalonych złością obywateli. Pomijam tutaj kwestie tego czy słusznie czy nie. To jakby odrębny temat.
A politycy i lekarze to też ludzie. Których dopadają depresja, alkoholizm, i inne dolegliwości natury psychologicznej. Kiedy studiowałam psychoterapię, padło stwierdzenie (hipoteza?), że największy stopień zaburzeń emocjonalnych panuje wśród polityków i lekarzy. Czy to prawda? Nie wiem. Ale może był i jest powód żeby tak sądzić? Do tej pory tego nie dociekałam.
Jednak temat tego czy i w jakim stopniu politycy i/lub lekarze radzą sobie z własnymi emocjonalnymi problemami wydaje się być dość istotny. Bo stopień odpowiedzialności i decyzje podejmowane w tych grupach zawodowych (i nie tylko), najdoraźniej kształtują jakość naszego życia. I zdrowia – społecznego i osobistego.
Nie ulega wątpliwości, że stres, przepracowanie, wypalenie zawodowe, świadomość odpowiedzialności za własne decyzje bywają dla wielu polityków (i lekarzy) zbyt ciężkie do udźwignięcia. Depresje, alkoholizm wychodzą wśród przedstawicieli tych grup zawodowych zwykle dopiero wtedy, kiedy są już niemożliwe do ukrycia, bo na przykład ktoś zobaczył, zgłosił, zainterweniował. A i wtedy jest to pewnie czubek góry lodowej. Lekarze kryją siebie nawzajem, wypisując sobie zwolnienia, aby pokryć lub przykryć kryzys jaki dopadł kolegę. Politycy, z kolei, wydaja się czynić odwrotnie, bo wolą wytropić deficyty psychiczne w opozycji, po to by jej to z satysfakcją wytknąć. Jednak w przypadku jednych i drugich, jest ogromna presja żeby kryć niedomagania własnej sfery osobistej.
Zarówno w Polsce, jak i w Wielkiej Brytanii, proponuje się żeby monitorować zdrowie psychiczne medyków (a polityków?) – zamiar może i rozsądny, ale praktycznie nie do wykonania. No bo jak?
„Przed katastrofą może uchronić jedynie skuteczna prewencja, tj. wczesne dotarcie do lekarzy zmagających się z nałogiem. Tu potrzebna jest jednak pomoc najbliższych współpracowników uzależnionego, a pełnomocnicy rzadko dowiadują się problemie od kierowników klinik, ordynatorów lub dyrektorów szpitali. Jeszcze rzadziej zgłaszają się do nich sami zainteresowani.”
Kolejna utopia?
Autorka: Dusienka
Źródło: Nowy Ekran
lista polityków z zaburzeniami według stopnia zaburzenia:
1. transystor bęgowski
2. pedał biedroń
3. paligłup z wyrazem 'kot’ w nazwisku
4. donald półmusk
5. komórowski
6. mucha tse-tse
7. kolec (od pseudoochrony środowiska)
8. himmiller (z sld)
9. …
(dalej nie wiem – wpisujcie jeżeli macie pomysły)
z lekarzy najbardziej zaburzony jest chyba facet(?) który nazywa się lwem-starowiczyjem
fragment rozmowy z ANDRZEJEM PONIEDZIELSKIM:
„…Polityk to ktoś, kto jest wykształcony, ma ogólne obycie i wpojoną świadomość służby narodowi, a nie realizacji własnych ambicji. A u nas często są to ludzie przypadkowi, czasem z poważnymi powikłaniami psychiatrycznymi, do leczenia zamkniętego włącznie – mówi Andrzej Poniedzielski.
Moja koleżanka jest praktykującym psychiatrą. Kiedyś złamała sobie nogę i musiała oglądać telewizję. A ona jest w stanie z oczu i gestów wyczytać, kto jest zdrowy, a kto nie. Obserwowała piętnastu przemawiających w Sejmie i stwierdziła, że co najmniej pięciu z nich nadaje się do leczenia zamkniętego…”
http://fakty.interia.pl/news/politycy-do-leczenia,813988
Nie wiem jak z politykami ale wśród lekarzy to powinniśmy raczej zadbać rygorystycznie o przestrzeganie prawa pracy.Ludzie trwale pracujący po300-350godzin miesięcznie nie mają życia osobistego(rodzin)a też są niedospani przez co łatwiej popełniają błędy-powinniśmy o to zadbać we własnym dobrze pojętym interesie pacjentów-wyobraźcie sobie ,że operuje was niedospany chirurg albo ratuje was niedospany lekarz w specjalistycznej karetce.A póżniej zrozumcie ,że to nie wyobraźnia tylko rzeczywistość-tak się ciągle dzieje.
Jak się przepracowują, to niech pozamykają prywatne gabinety – co to ma wspólnego z prawem pracy? Zawód lekarza jest bardzo ciężki i odpowiedzialny, i uważam, że powinni decydować się na niego ludzie wyłącznie z powołaniem. To powinno być jak wstąpienie do zakonu. Robić kasę i wykazywać się niekompetencją można w innych zawodach, w których takie działania nie zmarnują nikomu zdrowia czy życia.
Wentyl,
Passanger8 miał raczej na myśli kontrakty na których nie obowiązują przepisy prawa pracy.