Liczba wyświetleń: 664
Zaginęła fiolka z niebezpieczną substancją. Do zniknięcia doszło w placówce badawczej w Galveston w Teksasie. Jak twierdzą urzędnicy, wewnątrz znajdował się wirus Guanarito. Nie doszło do naruszenia bezpieczeństwa w labolatorium. Nic też nie wskazuje na kradzież.
Fiolka zawierała wirusa, który wywołuje gorączkę krwotoczną. Jak twierdzi oddział medyczny, wirus pochodzi z wenezuelskich szczurów i nie jest możliwe, aby przetrwał w amerykańskich gryzoniach. Wykluczają również możliwość zarażenia się wirusem przez ludzi. Dlatego też uważa się, że nie ma powodów aby sądzić, iż istnieje jakieś zagrożenie dla społeczeństwa. Podejrzewa się, że fiolka została po prostu zniszczona podczas procesów oczyszczania, ale śledztwo wciąż trwa.
Wirus Guanarito jest klasyfikowany przez amerykańskie Centrum Kontroli Chorób Wirusowych jako 4 poziom niebezpieczeństwa. Tym bardziej dziwią zapewnienia władz, że sytuacja jest pod kontrolą i nie ma powodów do paniki. Jedynym zagrożeniem może być przede wszystkim to, że wirus może dostać się w niepowołane ręce i byłby dobrą podstawą do opracowania niebezpiecznej broni biologicznej.
Na podstawie: www.nydailynews.com
Źródło: Zmiany na Ziemi
4 poziom niebezpieczeństwa. W jakiej skali? 5-o, 7-o, 10-o czy ile stopniowej?
max. 5
A potem następuje zdziwienie, że gdzieś na świecie pojawia się jakaś groźna epidemia niewiadomego pochodzenia. I wówczas odpowiednie agendy NWO z nią walczą testując różne specyfiki przemysłu farmaceutycznego.
Jeśli jakiś czubek potrafi się wysadzić w powietrze to potrafi też się zarazić i polecieć np do USA. Ja na to wpadłem to ONI też. I już jest powód żeby ludzi na lotnisku rozebrać, przebadać i ewentualnie na kwarantannę. Czyli areszt za nic.
Pewnie dlatego zginął wirus.