Wyzwolenie homo habilis – 3

Opublikowano: 07.08.2017 | Kategorie: Historia, Nauka i technika, Publicystyka, Publikacje WM

Liczba wyświetleń: 1973

Homo Sapiens to dumny tytuł jakim ochrzcił się współczesny człowiek. Jeszcze długo przed powstaniem tego pojęcia, ludzie wielu epok wyodrębniali i podkreślali swoją wyjątkowość na tle otaczającej ich flory i fauny. Niektórzy, przekonani o własnym centryzmie i roli przewodniej, skłonni byli widzieć siebie również jako szczególną kastę wewnątrz gatunku a nawet gatunek osobny i w domyśle lepszy. Do złudzenia podobny i obłędny tok rozumowania wciąż prześladuje ludzkość, stając się fundamentem wszelkich waśni i dychotomii, dzielącej ludzi na potencjalnie wrogie sobie obozy. A dzieje się to, przypomnijmy, w obrębie wąskiego gatunku. Jak te proporcje wyglądałyby gdyby oprócz Homo Sapiens – w liniowym pojęciu czasu – żyły nadal inne bliźniacze formy ludzkości?

Aby móc odpowiedzieć na te pytanie przywołajmy najpierw postacie tych, którzy niegdyś stąpali po obliczu ziemi a którzy jak wolno nam mniemać, opuścili ją na zawsze. I nie ma już nikogo pośród nich, kto mógłby na powrót przywołać dni, dawnej ich chwały.

Poruszając zagadnienie wymarłych, nieistniejących już dziś gatunków hominidów powinniśmy stąpać ostrożnie. Wkraczamy przeto do krainy nieznanej, osnutej satyną niepewności i domysłów. To co wiemy, na początku XXI wieku o Neandertalczykach czy Australopitekach, 100 lat temu było jeszcze nie do pomyślenia. Z dużą dozą prawdopodobieństwa należy zaznaczyć, że za sto i więcej lat, proporcjonalnie uboga może wydać się nasza współczesna wiedza. Wszystkie tezy na których odbudowujemy zbiorową pamięć o hominidach opierają się na stosunkowo nielicznych znaleziskach, i nie rzadko, dyskusyjnych założeniach. Cała wiedza jaką dysponujemy, choć nie pozbawiona logiki i praw, pozostaje więc hipotetyczna i z biegiem lat może ulec poszerzeniu i znacznym modyfikacjom.

Jak zauważyliśmy już na samym początku: nigdy nie dowiemy się wszystkiego o prawdziwym obliczu lat minionych, nie doprowadzimy panoramy naszych losów do stanu zupełnej przejrzystości. Z pełnym przekonaniem możemy jednak wykrzyczeć, że rodzaj ludzki, który sami dziś tworzymy nie jest samotną bryłą lodu na oceanie własnego gatunku. Planeta Ziemia jest kolebką ludzkości o gramaturze i soczystości większej niż kiedykolwiek sądził Homo Sapiens. Nawet współcześnie gdy piszę te słowa, najpewniej nie zdajemy sobie sprawy z jej złożoności i różnorodności. Jeszcze kilka dekad temu znajdywane szczątki hominidów uznawano za pamiątkę po przedstawicielach różnych etapów ewolucji człowieka współczesnego. Teoria ta głosiła, że kolejno następujące po sobie formy, takie jak Homo Habilis i Erectus są w prostej linii, następującymi po sobie protoplastami ludzkości. Rzeczywistość okazała się jednak diametralnie odmienna. Wnikliwe analizy materiału dowodowego wykazały, że wiele hominidów nie tylko przynależało do różnych linii gatunkowych, ale i żyło równolegle, czasami zupełnie po sąsiedzku obok swoich człowiekowatych krewniaków. Ludzkość okazała się nie być darwinowską sztafetą zmian, ewolucyjnym biegiem ku doskonałości a czymś biegunowo odmiennym: bujnym krzewem istnienia wielu odrębnych gatunków, które – nie mam wątpliwości – należy klasyfikować jako ludzkie. Pogląd ten uwzględnia poniższa klasyfikacja, która spogląda na hominidy nie jako na ewolucyjną zagadkę ale na poszczególne autonomiczne gatunki, które – podkreślmy raz jeszcze – mają swoje miejsce w rodzinie ludzkiej.

PIERWSZE HOMINIDY

Nasza opowieść rozpoczyna się przed wieloma milionami lat temu. Spoglądamy na nią przez ledwie uchyloną okiennicę. Stanowi niewielki wycinek większej całości; jest więc nadal nie kompletna, i jak należy przewidywać, jeszcze wiele faktów dotąd zakrytych, zostanie dopiero odsłoniętych bądź skorygowanych.

Pierwsze człowiekowate, lub jak kto woli antropoidy, pojawiają się według współczesnej wiedzy już około 7 mln lat temu. Granice tak odległego datowania przesuwa w czasie niezwykłe znalezisko jakiego dokonano w środkowej Afryce w latach 2001-2002. W pobliżu jeziora Czad zostaje odkryta czaszka Sahelanthropusa tchadensis, którego klasyfikacja pozostaje nadal nie jasna. Niektórzy badacze, tj. Martin Pickford i Brigitte Senut uważają, że Sahelanthropus był przedstawicielem mioceńskich małp człekokształtnych (22,5-5 mln lat temu). Inni, jak Michel Brunet, widzą w nim jednego z przedstawicieli wczesnych hominidów. Czaszka Sahelanthropusa przypomina ludzką. Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na uzębienie pozbawione charakterystycznych kłów. Oczodoły za to usadowione są zdecydowanie szerzej niż u człowieka współczesnego. Spór pozostaje nie rozstrzygnięty.

Kolejny na drodze poznania staje Orrorin Tugenensis, odkryty w 2000 roku przez Pickforda i Senut, w Kenii. Szczątki znalezione przez ekspedycje datowane są na okres 6,1-5,8 mln lat temu. Orrorin uchodzi za istotę permisywnie dwunożną.

Następny ważny bohater naszej opowieści żył na pograniczu schyłkowego miocenu i wczesnego pliocenu. Szczątki Ardipithecusa są datowane na 4,4-5,8 mln lat wstecz. Spośród rodziny Ardipithecusów możemy wyróżnić dwa: Ramidus i Kaddaba. Bardziej dotąd poznany, Ardipithek Ramidus, został odkryty niedaleko wioski Aramis w Etiopii. W porównaniu z Australopitekami, o których opowiemy sobie już niebawem, charakteryzował się dość prymitywnym wyglądem. Bez wątpienia był jednak istotą o profilu dwunożnym. Pojemność puszki mózgowej Ramidusa wynosiła od 300 do 350 cm3 (u współczesnego Homo Sapiens wielkość ta waha się na poziomie 1200-1600 cm3). Ardipitheki żyły przede wszystkim w lasach i miały kończyny doskonale przystosowane do chodzenia po drzewach. Należy przypuszczać, że właśnie na nich spędzały większość czasu. Samica Ramidusa miała średnio 120 cm wzrostu i 50 kg wagi. Ze względu na dymorfizm płciowy, występujący na ogół u pierwszych hominidów, bez cienia ryzyka możemy powiedzieć, że samce tego gatunku były stosunkowo większe od swych żeńskich odpowiedniczek.

Drugi z zaklasyfikowanych Ardipitheków, Kaddaba, jest starszym krewniakiem Ramidusa. Pamiątki po nim datuje się na 5,2-5,8 mln lat temu. Początkowo Ardipitheka Ramidusa zaliczano do Australopiteków. Jedna z hipotez zakłada nawet, że Australopiteki były bezpośrednimi potomkami Ardipitheków.

AUSTRALOPITEK

Australopiteki stanowią obecnie jeden z najbardziej poznanych gatunków hominidów. Zamieszkiwały Afrykę Wschodnią, Centralną i Południową, dzieląc się na liczne podgatunki. Rozrzut życia i występowania Australopiteków w zapisie kopalnym jest szeroki i długi. Najwięcej szczątek tych hominidów odkryto w prawdziwym zagłębiu prehistorii, w Kenii i Etiopii, zwłaszcza w obrębie dzisiejszej rzeki Omo i Jeziora Turkana. Najstarszy członek rodziny Australopitek żył już przed 4,1 mln lat temu, a kolejne podgatunki przetrwały co najmniej do schyłkowego pliocenu, 2 mln lat wstecz. W niektórych opracowaniach do Australopiteków zalicza się również tzw. australopiteki masywne, obecnie znane lepiej jako Paranthropusy. My, nie pozostając bierni na rozmaitość form życia, potraktujemy Paranhtropusy jako osobny gatunek nie zaś immanentnych krewniaków Australopiteków.

Nowożytna historia Australopiteków, spisana ręką Homo Sapiens, rozpoczyna się w 1924 roku, w ówczesnym regionie Taungs (Beczuana, dziś Botswana). Od pierwszej wojny światowej, w rozległych dolinach rzeki Harts prowadzono eksploatacje wapienia. Robotnicy pracujący w jaskini wypełnionej torfem wapiennym natrafiają tam na osobliwą, małą czaszkę. Jest na tyle łudząco podobno do ludzkiej, że mężczyźni którzy wydobywają ją z kamiennego bloku, są żywo przekonani, że należała do Buszmena. Czaszka zostaje zauważona przez osoby bliskie półświatkowi archeologii, dzięki czemu wraz z innymi szczątkami kopalnymi pochodzącymi z tego stanowiska, trafia na Uniwersytet Witwatersrand, prosto do rąk profesora Raymonda Darta. Gdy Dart otrzymał pakunek z znaleziskiem właśnie przygotowywał się na ceremonię ślubną na którą miał udać się w charakterze gościa. Jak potem wspominał: „Stanąłem w cieniu, trzymając mózg tak zachłannie jak skąpiec ściska złoto. Byłem pewien, że oto dokonano jednego z najdonioślejszych odkryć w historii antropologii. Ten błogi sen został przerwany przez samego pana młodego, szarpiącego mnie za rękaw”.

Raymond Dart, będący uzdolnionym australijskim anatomem szybko pojął, że czaszka, którą trzymał w ręku nie należała do żadnej z współczesnych mu istot. Miała co prawda wiele cech zbieżnych z czaszkami małp człekokształtnych, ale obok nich można było wyróżnić te bardziej ludzkie. Znalezisko, którego ojcem stał się ostatecznie Dart, przeszło do historii jako „dziecko z Taungs”. Czaszka, jak stwierdził sam odkrywca, nie należała bowiem do dorosłego osobnika a młodego, najpewniej 6 letniego wyrostka. Raymond Dart, wierny ideom ewolucyjnym, uznał, że wymarła istota, której przedstawicielem było „dziecko z Taungs”, zasługuje na miano łącznika między małpą a człowiekiem. Istotę tą ochrzcił mianem Australopithecus Transvaalensis lub Australopithecus Africanus ( czyli innymi słowy, Południowa Małpa Afrykańska). To właśnie wtedy po raz pierwszy w odniesieniu do hominidów użyto określenia Australopithecus. Wydźwięk tej nazwy (grec. pithecus czyli małpa) nie pozostawiał wątpliwości, że pomimo licznych zbieżności, Homo Sapiens widział siebie podówczas w zupełnie innej niszy gatunkowej niż prymitywny kuzyn, nie przypadkiem kojarzony z małpoludem. I nie mowa tu o Darcie, który nie krył zdumienia nad dalekim kuzynem ale ogólnym stosunkiem ludzkości do wymarłych krewniaków. Nazwa Australopithecus została zaaprobowana i dziś stosuje się ją powszechnie. Pomimo dwuznacznych skojarzeń, jakie mogą się pojawić się podczas rozkładania jej na części pierwsze, nie ma powodów aby się zrażać i dekapitować przyjętą już od dekad nomenklaturę, zwłaszcza, że nie może ona nikogo dotknąć osobiście. Niech więc Australopitek będzie nim dalej.

Australopitek, bez względu czy zechcemy widzieć w nim zwierzę czy istotę bliższą człowiekowi, jest jednym z pierwszych gatunków hominidów, który przybrał postawę z pionizowaną. Podobnie jak u człowieka, tak i u australopiteka kości udowe schodzą się ku kolanom, tak, że stopy znajdują się bezpośrednio pod środkiem ciężkości ciała. Dzięki temu podczas marszu australopiteki poruszały się płynnie, w przeciwieństwie do małp człekokształtnych, które opierając swoją masę tylko na mięśniach nóg zachowują charakterystyczny kołyszący chód. Te i inne zmiany w budowie anatomicznej ciała uczyniły z Australopiteka zdecydowanie lepszego piechura niż jeszcze jego niedalecy protoplaści.

Jakie siły stanęły za rozwojem tak udoskonalonej, pierwszej formy lokomocji u Australopiteków? Jedna z najbardziej prawdopodobnych hipotez wiąże się ze zmianami klimatycznymi. Przed 5 milionami lat Afryka była kontynentem porośniętym gęstym i zwartym lasem. Pomimo tej dogodności już w pliocenie i miocenie niektóre małpy i hominidy przystosowały się do poddrzewnego trybu życia, szukając schronienia w konarach drzew głównie w razie niebezpieczeństwa. Przychodzi jednak wiatr zmian… Gwałtowne rewolucje sejsmiczne jakie drążą Ziemię od zarania dziejów prowadzą do rozpadu Afryki, uruchamiając przy tym silne procesy tektoniczne, przynoszące w dalszym efekcie wypiętrzanie i zapadanie się terenu. We Wschodniej Afryce powstaje złożony system rowów tektonicznych, znanych dziś jako Wielki Rów Afrykański. Potężna, acz rozłożona w czasie metamorfoza odciska głębokie piętno na klimacie kontynentu: duże połacie Afryki ulegają wysuszeniu. Naturalne leśne środowisko życia wielu zwierząt zanika, ustępując miejsca sawannom, poprzeplatanym nielicznymi drzewami i zagajnikami. Zgodnie z zarysowaną teorią, ówczesne hominidy, przystosowane już do stawania na tylnych nogach, zostają zmuszone do pokonywania większych odległości w celu zdobywania pożywienia. Praktyczniejsza poza dwunożna (większe pole widzenia) z biegiem kolejnych pokoleń jest udoskonalana i w końcu staje się podstawową, a u niektórych gatunków jedyną. Znany nam Australopitek, którego spotykamy 3-4 mln lat temu w Afryce jest już istotą zadowalająco dwunożną, dzieckiem sawanny, nie unikającym jednakowoż drzew, służących jako punkt orientacyjny, baza wypadowa, schronienie oraz noclegownia.

W 1976 roku w tanzańskiej Laetoli zostają odkryte ślady tajemniczej istoty dwunożnej. Znaleziska dokonuje Mary Leakey, członkini rodziny, która wraz z nią samą, zapisze się w historii pokoleń, jako najbardziej zasłużona familia w dziedzinie przywracania pamięci o hominidach. Skamieniałe ślady osadzone pod warstwą torfu wulkanicznego, należały do dwóch osobników, przechodzących tamtędy przed ok. 3,6 mln lat. Sposób chodu obu istot nie pozostawiał wątpliwości, że cechowały się dwunożnością. Różnice w wielkości stóp uczyniły prawdopodobnymi przypuszczenia, że jeden ze spacerowiczów był płci żeńskiej, drugi zaś męskiej. Enigmatyczne ślady należały najpewniej do przedstawicieli gatunku Australopithecus Afarensis, nazwanego tak od trójkąta Afar w którym znajdywano szczątki tego hominida. Najbardziej znanym Australopitekiem Afarensis jest tzw. Lucy, ochrzczona tak na cześć jednej z piosenek zespołu The Beatles. Inne jej imię to pochodzące z języka etiopskiego Danikenesh, czyli „jesteś wspaniała”. Lucy została odkryta w 1974 roku w rejonie etiopskiego Hadaru. Jej kości są datowane na blisko 3,2 miliona lat zaś sam szkielet należy do jednych z najbardziej kompletnych z dotychczas odkrytych. Przez kolejne cztery lata po tym pasjonującym odkryciu prowadzone są intensywne poszukiwania pod przewodnictwem Dona Johnsona podczas których znaleziono wielu osobników podobnych do Lucy. W 1975 roku Michael Bush odkrywa tzw. Pierwszą Rodzinę. Na jednym tylko stoku wzgórza wykopano wówczas kości należące do 13 osobników – dziewięciu dorosłych i czwórki dzieci. Nie milkną głosy, że szczątki przypisywane Australopithecusowi Afarensis mogły należeć tak naprawdę do wielu pomniejszych gatunków. Nawet gdyby okazało się, że jest tak w rzeczywistości to nie zmienia to faktu, że istoty identyfikowane dziś pod ogólną nazwą Afarensis należą do grupy najbardziej poznanych Australopiteków.

Australopiteki Afarensis, według dostępnej nam wiedzy, żyły w okresie od 3 do 4 milionów lat temu. Podobnie jak wszyscy przedstawiciele swojego gatunku posiadały z pionizowaną postawę i poruszały się na dwóch nogach. Chociaż biodra i nogi zasadniczo odzwierciedlały tą zależność, to ramiona Afarensis były długie i silne, co sugeruje, że nadal regularnie wspinał się na drzewa, szukając tam schroniska przed drapieżnikami, jedzenia i być może noclegowni. Bez wątpienia Afrensis nie był władcą środowiska w którym żył. Przyjmuje się, że częściej bywał ofiarą niż napastnikiem. Jedynym źródłem mięsnego pożywienia stanowiły dlań owady, jaszczurki i najprawdopodobniej martwe już zwierzęta. Podstawowym posiłkiem były nadal rośliny, w tym liście, miękkie owoce i jagody. O roślinnej diecie świadczą zęby pokryte nie grubą warstwą szkliwa. Jeżeli cokolwiek dawało przewagę Afarensis, choćby nad wielkimi kotowatymi, to był to stadny tryb życia, w grupach liczących sobie do kilkudziesięciu osobników. Możemy sobie wyobrazić grupę równie rozwścieczonych co przerażonych Australopiteków, ciskających kamieniami i gałęziami w tygrysa kręcącego się nieopodal ich siedziby.

Australopitek Afarensis charakteryzował się dużym stopniem dymorfizmu płciowego, objawiającego się w znacznych różnicach między wzrostem i masą osobników męskich i żeńskich. Osobniki męskie osiągały ok. 1,5 metra wzrostu i ciężar 65 kg, podczas gdy żeńskie miały zaledwie metr wzrostu i 30 kg wagi. Znaczne różnice w rozmiarach ciała u poszczególnych płci mówią nam nieco o hipotetycznej strukturze społecznej Afarensis. Wśród naczelnych dymorfizm płciowy, związany z potężną budową samców wiąże się często, tak jak np. u goryli, z poligamiczną strukturą stada. W ramach swoiście pojmowanej rywalizacji, samce konkurują o dostęp do możliwie jak największej grupy samic. W przeciwieństwie do goryli czy wąskonosych pawianów, Afarensis odznaczał się jednak znacznie mniejszymi kłami. Mniejsze kły Australopiteka, w tym przypadku Afarensis, mogą być świadectwem tego, że struktura społeczna tego gatunku znajdowała się w fazie pośredniej, uwzględniającej bardziej monogamiczny system kojarzenia par. Puszka mózgowa Afarensis nie odbiegała znacznie wielkości od puszki współcześnie żyjących małp człekokształtnych: jej pojemność wynosiła ok. 350-500 cm3.

Mary Leakey, odkrywczyni śladów z Laetoli była przekonana, że Australopitek Afarensis, pomimo przybrania dwunożnej postawy i uwolnienia rąk, nie rozwinął jeszcze zdolności do wytwarzania narzędzi. Co raz więcej wskazuje na to, że i on w razie potrzeby operował kamiennymi narzędziami. W ostatnim czasie zespół naukowców pracujących pod kierownictwem Etiopczyka Zeresnaya Alemsegeda ogłosił odkrycie, które okrzyknął jednym z najważniejszych w dziejach archeologii i antropologii. Za tak hurraoptymistycznym obwieszczeniem, kryło się znalezisko dokonane w obrębie trójkąta Afar. W Dikka, zespół naukowców ujawnił dwa fragmenty kości, z wyraźnymi nacięciami sprzed 3,4 mln lat. Ślady pozostawione na kościach zwierząt wielkości krowy i kozy, noszą znamiona nacięć, drapania i uderzeń w celu rozbicia kości i pozyskania zeń szpiku. Trudno określić do końca czy były to celowo wykonane narzędzia czy, co bardziej prawdopodobne, kamienie o odpowiednio ostrych krawędziach, pozyskane krótkoterminowo w tym konkretnym celu. Nawet jeżeli użycie tych kamieni miało charakter najbardziej prozaiczny to sam fakt operowania nimi przez Afarensis, diametralnie zmienia naszą wiedzę na temat tego gatunku. Zabezpieczenie sobie dostępu do padliny w celu pozyskania mięsa bądź szpiku, na najeżonej niebezpieczeństwami sawannie wymagało bowiem bardziej logicznego działania oraz pracy zespołowej. A to nieco modyfikuje powszednie wyobrażenia na temat struktury społecznej Australopiteka Afarensis.

Nowe informacje Australopitekach nie wydadzą się aż tak zaskakujące jeżeli zestawimy je z hipotezami na ich temat, które krążyły w latach 40-tych i 50-tych XX wieku. Wówczas różnice między kopalnymi szczątkami człowieka nie były jeszcze tak wyodrębnione czasowo jak dziś. W 1948 roku wspomniany już odkrywca Australopiteka Africanusa, Raymond Dart, obok innego przedstawiciela tego gatunku znajduje fragmenty zwęglonych kości i węgla drzewnego. Ślady pozostawione przez ogień skłaniają Darta do postawienia teorii, że Australopiteki opanowały sztukę posługiwania się ogniem. Z tego powodu, domniemany władca ognia, niejako na cześć mitycznego Prometeusza, zostaje ochrzczony Australopithecusem Prometheus. W tym przypadku wnioski wysnute przez Darta okazały się zdecydowanie za daleko posunięte. Próby czasu nie przetrwała również inna teoria naukowca, która przypisywała Australopitekom iście myśliwskie instynkty, graniczące wręcz z krwiożerczością. Według niej, Australopitek wyposażony w maczugi z kości zabitych wcześniej ofiar, przypuszczał gromadne ataki na zwierzęta większe niż antylopy. Choć na pewno nie wiemy jeszcze wszystkiego na temat Australopiteków to niektóre teorie Darta, jak te powyżej, należy uznać za dalece nieprawdopodobne, jeśli w ogóle realne. Błędem byłoby jednak także usilne trzymanie się wydeptanych już ścieżek i zamykanie się na możliwości odbiegające od wytyczonych dotąd wzorców. Dlatego z pieczołowitością powinniśmy śledzić aktualne i nowe badania, jak choćby te obecne z Dikka, rzucające nowe światło na postać Australpithecusa Afarensis.

Afarensis, któremu poświęciliśmy znaczną część rozdziału o Australopitekach to oczywiście tylko jeden z wielu poznanych przedstawicieli tego gatunku. W 1965 roku na stanowisku Kanapoi, w pobliżu Jeziora Turkana w Kenii, zostaje odkryty inny typ Australopiteka, bardziej szczegółowo zbadany dopiero pod koniec lat 90-tych XX wieku. Anamensis, o którym mowa, okazał się być najstarszym spośród wszystkich poznanych dotąd Australopiteków. Jego szczątki datuje się na okres 4,1-4,2 mln lat wstecz. Jak zauważają badacze pracujący pod kierownictwem Meave Leakey, Anamensis był wyposażony w dość archaiczną szczękę w kształcie litery U, przypominającą żuchwę szympansa. Pomimo tych różnic Anamensis posiadał ciało w dużej mierze analogiczne do ludzkiego. Wiele wskazuje na to, że nie tylko poruszał się na dwóch nogach ale i mógł być lepszym piechurem niż kopalnie młodszy od niego Afarensis.

Australopitek Africanus o którym wspominaliśmy już wcześniej wykazuje wiele podobieństw do Afarensis. Wielkość ciała i mózgu były u nich zbliżone choć u Africanus, różnice we wzroście między osobnikami męskimi i żeńskimi są mniejsze. Africanus miał także nieco mniejsze zęby przednie, tylnie za to odrobinę większe. Odznaczał się także bardziej spłaszczoną twarzą i wydatniejszymi policzkami. Africanus znika z zapisu kopalnego przed 2 mln lat.

Australopiteki okazały się bardzo żywotnymi istotami. Pomijając ich masywnych kuzynów, według współczesnej wiedzy, trwały i zamieszkiwały Afrykę przez co najmniej 2 mln lat. Przedstawiciele ich rodziny mieli własne siedziby nie tylko w Afryce Wschodniej i Południowej ale i Centralnej. W 1995 roku, w Czadzie znaleziono nowy podgatunek Australopiteka, znanego jako bahrelghazali. To pierwszy Australopitek, którego szczątki zlokalizowano w tak odległym zakątku, na wschodzie kontynentu. Okazuje się, że już przed 3 milionami lat Australopiteki były powszechniejsze niż dotąd sądziliśmy, odznaczając się wielością form i podgatunków. Któż wie. Może przyszłość zweryfikuje jeszcze bardziej obraz Australopiteka.

PARANTHROPUS

Według współczesnej wiedzy, ok. 2,5 miliona lat temu w Afryce pojawia się nowy hominid. Pod niektórymi względami przypomina on Australopiteki. Przez długi czas postrzegany był jako kolejny przedstawiciel zróżnicowanej rodziny australopithecus. Dzisiaj wiemy już, że taka kategoryzacja, jeżeli nawet nie stanowi pomyłki, to zawiera w sobie wiele kontrowersyjnych uproszczeń. Nowy rodzaj hominidów zaliczany do grupy australopiteków masywnych doczekał się nowej nazwy nadanej im – a jakże – przez Homo Sapiens. Brzmi ona Paranthropus i w wolnym tłumaczeniu oznacza tyle co „obok człowieka” lub „prawie człowiek”. Korzenie tej nazwy mają kontekst wybitnie ewolucyjny. Twórca terminu Paranthropus chciał zaznaczyć, że przedstawiciele tego gatunku stanowią osobną gałąź ewolucyjną i nie są w prostej linii przodkami człowieka współczesnego.

Wśród Paranthropusów możemy wyróżnić trzy osobne podgatunki:

– Aetophicus (2,5 mln lat temu),

– Boisei (2,3-1 mln lat),

– Robustus (2-1,5 mln lat).

Wszystkie Paranthropusy mają kilka cech szczególnych: są nieco większe od Australopiteków i posiadają duże szczęki z potężnymi zębami trzonowymi. Czaszka zbudowana jest równie masywnie. Natura wyposażyła Paranthropusy w grzebień kostny (strzałkowy) do którego przytwierdzone są równie okazałe mięśnie żuchwy. Spośród trójki znanych nam Paranthropusów tym najbardziej poznanym jest chyba Boisei. Pierwsze szczątki tego gatunku pojawiają się jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym, ale do odkrycia, które uświadomi wszystkim jego odmienność dojdzie tak naprawdę dopiero w 1959 roku. Dokonuje go para zasłużonych łowców skamieniałości: Mary i Louis Leakeyowie podczas penetracji tanzańskiego wąwozu Olduvai. Louis Leakey był początkowo przekonany, że wraz z małżonką, odkopał najdawniejszego wytwórcę narzędzi. Czaszka datowana na 1,75 miliona lat odznaczała się zaskakującą budową, odmienną od innych Australopiteków. Odłupki i fragmenty skalne, noszące znamiona celowej manipulacji utwierdzają Leakeyów w przekonaniu, że mają do czynienia z pierwszym hominidem, który nie tylko polował na króliki i antylopy ale i oprawiał ich skóry. Louis widzi w nowo odkrytej formie małpoluda „ogniwo łączące Australopiteka Africanus z prawdziwym człowiekiem”. Hominid zostaje nazwany przez swoich odkrywców Zinjantropusem Boisei („Zinj” to dawna nazwa Afryki Wschodniej zaś człon „boisei to hołd na cześć Charlesa Boisei’a, wielokrotnego fundatora, wspomagającego badania Leakeyów).

Louis Leakey przez wiele lat bronił nadrzędnej pozycji Boisei w drabinie ewolucji, aby ostatecznie przyznać racje oponentom i zdegradować go do roli Australopiteka. Jak wiele wskazuje, Boisei, nie był jednak ani wytrawnym myśliwym ani immanentnym członkiem rodziny australophitecus. Dowodem koronnym tej hipotezy jest charakterystyczna budowa czaszki i szczęki, wspólna cecha wszystkich Paranthropusów. Podobnie jak jego pobratymcy taki i Boisei posiadał osobliwą budowę głowy. Twarzoczaszka kształtem przypominała półmisek, zęby policzkowe były przeogromne a zęby przednie dla odmiany, nieproporcjonalnie małe. Spoiwo tego obrazu stanowił grzebień kostny, który niczym filar łączył górną część z potężnymi mięśniami szczęki dolnej. Tak osobliwa budowa szczęki spełniała niezwykle ważną i praktyczną rolę. Dzięki niej Boisei był znakomitym przeżuwaczem radzącym sobie nawet z najtwardszym, najmniej zdatnym – jakbyśmy powiedzieli – pokarmem roślinnym. Zęby trzonowe Boisei mogły robić wrażenie: były nie tylko szerokie ale i czterokrotnie większe od tych, którymi szczyci się Homo Sapiens. Urzekająca fizjonomia Boisei zjednała mu wiele zabawnych przydomków. Sami Leakeyowie nazywali go pieszczotliwie „dziadkiem do orzechów”.

I rzeczywiście. Zęby trzonowe i przedtrzonowe tego hominida działały niczym młynek mieląc nawet taki pokarm roślinny, który nigdy nie osiągnął statusu jadalności dla pozostałych, znanych nam gatunków człowiekowatych. Zdolność Paranthropusa do spożywania trudno strawnego pokarmu stanowiła element przystosowawczy do trudnych warunków w jakich przyszło mu żyć. Zmiany klimatyczne w Afryce, odczuwalne już w czasach Afarensis i wcześniej, prowadziły do stopniowego wysuszania klimatu. Afryka Wschodnia, choć potrafiła zaoferować zróżnicowany posiłek to zmuszała, zwłaszcza w porze suchej do permanentnego poszukiwania pożywienia. Możemy zaryzykować twierdzenie, że dylemat ten nie dotyczył Paranthropusa Boisei, który zadowalał się masowym pokarmem o niskiej wartości odżywczej. Boisei aby zaspokoić głód sięgał po kłącza trzcin, korzonki oraz nasiona. Dietę mógł uzupełniać termitami oraz drobnymi insektami. Hominid ten doskonale dostosował się do trudnego klimatu suchej sawanny. Specjalizacja, którą wykształcił miała – według dominującej koncepcji – przyczynić się jednak do jego wymarcia. Gdy klimat ponownie zaczął się zmieniać, prowadząc do redukcji wąskiego menu Paranthropusa, ten pozbawiony pierwotnych źródeł pożywienia, nie mógł się przystosować do nowych warunków postawionych przez naturę. Jako, że nie znaleziono przesłanek pozwalających twierdzić, że linia Boisei trwała dalej, z biegiem pokoleń populacja tego gatunku drastycznie spada. Ostatni przedstawiciele gatunku Paranthropus Boisei, który był prawdopodobnie najdłużej żyjącym przedstawicielem własnej rodziny, odchodzą od 1 do 1,2 mln lat temu.

Czy możemy mieć absolutną pewność, że jego historia wyglądała dokładnie tak jak opisaliśmy powyżej? Wątpliwości nastręcza odkrycie naukowców z Wielkiej Brytanii i USA, którzy zbadali zęby Paranthropusa Robustus, południowoafrykańskiego krewniaka Boisei. Mikroskopijne próbki szkliwa pobrane z zębów laserem, a następnie przebadane spektrometrem wykazały, że Robustus odżywiał się nie tylko nasionami i korzonkami, ale także owocami i orzechami. Obecność w diecie Robustusa orzechów i owoców świadczy o szerszej gamie żywieniowej oraz uniwersalności, być może całej rodziny Paranthropus. Jadłospis Robustusa zmieniał się zarówno sezonowo jak i w dłuższych cyklach czasowych. Oznacza to, że Paranthropusy mogły wędrować i przemieszczać się okresowo, na stosunkowo dużej domenie terytorialnej. Mobilność i nawyk spożywania pokarmów o zróżnicowanym profilu przemawiają za większą odpornością tego gatunku na zmieniające się warunki klimatyczne. Pytanie jednak czy na tyle wystarczającej, żeby sprostać przeobrażeniom gwałtownie reorganizującym świat jaki dotąd znał? Zagadka zniknięcia Boisei i jego krewniaków pozostaje nadal nie rozwiązana.

Struktura społeczna Paranthropusów nie odbiegała prawdopodobnie znacznie od australopiteckiej. Hominidy te prowadziły grupowy tryb życia, a na czele stał dominujący samiec. Samce dominowały wzrostem nad swymi żeńskimi odpowiedniczkami. Stosunki między płciami determinował haremowy profil stada w którym samiec dążył do protekcji nad określoną grupą samic. Pojemność puszki mózgowej Paranthropusów, przypominała lub nie znacznie odbiegała od australopiteckiej. Paranthropus Aethopicus, odznaczał się na przykład największą żuchwą spośród swojego rodzaju, lecz miał za to przeciętnych rozmiarów puszkę mózgową pojemność, której wynosiła 430 cm3. Większym stopniem pojemności cechował się Paranthropus Boisei u którego ten sam parametr, wahał się na poziomie 500-500 cm3.

Autor: Damian Żuchowski
Dla “Wolnych Mediów”


TAGI: , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

3 komentarze

  1. MichalR 07.08.2017 15:32

    Przyznam że to jest pierwszy artykuł z tego cyklu który czytam i dopiero za chwilę zamierzam nadrobić zaległości. Czytając wstęp poczułem jakby ktoś przywalił mi w twarz. Nie podoba mi się, gdy ewolucjonista pisze jakby jeden gatunek płynnie przeistaczał się w drugi. Każda pozytywna mutacja niesie za sobą serię niepowodzeń istot, które na skutek braku tej i innych pozytywnych mutacji z czasem nie dochowają się potomstwa. Nigdy nie jest to bezbolesne. Jedynie Ci u których bilans predyspozycji i szczęścia na tle populacji jest dodatni przekażą geny dalej a pozostałych czeka wymarcie. Jeśli już to można powiedzieć o wytworzeniu się społeczności, której pula genowa jest lepiej dostosowana do lokalnych warunków. Reszta zostanie naturalnie przytłoczona i wyparta przez “najeźdźcę”. Australopitek nie oddał pokojowo Afryki dla Homo. Australopitek albo nie przetrwał wyścigu po pożywienie, albo został wymordowany, albo na skutek innych czynników nie był w stanie wychować potomstwa lub jeśli nawet dochował się potomstwa, które genetycznie przetrwało do naszych czasów, to były to efekty krzyżowania się z jeszcze nie tak odległymi genetycznie kuzynami Homo (nie ma skokowych zmian w ewolucji i ostatni osobnik w naszym rodowodzie, którego zidentyfikujemy jako Australopiteka niemal nie różnił się od pierwszego osobnika, o którym powiemy że to był już Homo) i potomstwo to miało to szczęście, że jego potomkowie w niedługim czasie nadrobili genetyczne zaległości krzyżując się z odpowiednimi osobnikami i szczęśliwie przekazując odpowiednie geny.

    Podoba mi się spostrzeżenie mówiące o tym że w populacji współczesnych europejskich Homo Sapiens jest średnio 4% genów, które rozróżniały kiedyś Homo Sapiens od Homo Neandenrtaliensis, a wśród mieszkańców Malezji ludzie posiadają podomnie do 4% DNA które uznaje się za odróżniające od człowieka współczesnego denisowian. Innymi słowy nawet rywalizujące z Homo Sapiens gatunku Homo naturalnie na drodze gwałtów, niewolnictwa lub innych form krzyżowania się stawały się częścią puli genowej naszych przodków. O ile dla przeciętnego Azjaty Neandertalczyk zawsze będzie tylko wymarłym gatunkiem, o tyle dla przeciętnego Europejczyka jest jednym z wielu przodków i chociaż faktycznie później wytępiliśmy zarówno pozostałych przy życiu Neandertalczyków jak i niedostosowanych do Europejskich warunków Homo Sapiens nie mających wzmocnienia genetycznego od Neandertalczyków o tyle warto pamiętać że nic nie jest w tej historii takie klarowne.

  2. Damian Żuchowski 09.08.2017 09:46

    @MichałR … Tezą tej siedmioczęściowej pracy na pewno nie jest założenie, że “jeden gatunek płynnie przeistaczał się w drugi” .. jeśli dobrze pamiętam zawarłem tam wyraźne wskazanie, że błędną jest tradycyjna ewolucyjna drabina, zakładająca, że z jednego gatunku automatycznie wyłaniał się drugi. Rodzina hominidów to nie piramidalny czy poziomy układ, to bujny krzew, na gałęziach którego istniało jednocześnie wiele różnych gatunków hominidów..

  3. MichalR 10.08.2017 18:15

    Przepraszam jeśli to tak odebrałeś. Starałem sie zaznaczyć że moja krytyka dotyczy wstępu 3 części i pisałem ją po przeczytaniu wyłącznie tej części. Patrząc na całokształt nie sposób nie docenić ogromu pracy i sumienności. Nieścisłość której się dopatrzyłem sugerowała że trend wśród ewolucjonistów do wiary w ‘drabinkę’ nie jest marginalnym a wręcz ‘tradycyjnym’. Tradycyjny to on jest chyba głównie wśród laików takich jak ja, którzy z ewolucjonistami nie mają wiele wspólnego.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.