Wielki powrót wielkich Chin

Opublikowano: 22.09.2015 | Kategorie: Gospodarka, Polityka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 739

Chiny rosną w siłę (a przynajmniej mają taką opinię). Tym samym zyskują w świecie coraz wyższą pozycję, a my mamy powód do zastanowienia się nad ich pretensją do uniwersalności i ambicjami do stworzenia nowej wersji globalizacji.

W pojęciu uniwersalności tkwi ten paradoks, że można o nim powiedzieć wszystko, prócz tego, że jest uniwersalne. A już mówiąc o uniwersalności w perspektywie Chin na pewno trudno nie dostrzec problematycznego charakteru tej kategorii.

Podczas gdy pojawienie się uniwersalności w kontekście praw człowieka jawi się jako wytwór reprezentującej „triumf rozumu” filozofii oświeceniowej, jedną z podstaw uniwersalizmu chińskiego jest pojęcie środka (zhong), od którego cywilizacja rozprzestrzenia się na peryferia. Pamiętajmy, że Chiny nazywają same siebie, czy raczej zostały nazwane przez państwa ościenne „państwem środka”, czy, w zachodniej nomenklaturze, „Cesarstwem Środka”. Kosmologiczne, czasem mistyczne wyobrażenie władzy jedynego zwierzchnika zastąpiła rzeczywistość władzy cesarskiej, bazującej od III wieku przed chrześcijaństwem na coraz bardziej wyrafinowanej maszynerii urzędniczej i administracyjnej.

CHINY CZYLI ŚWIAT

Przez ponad dwa tysiąclecia „Chiny” wyobrażały sobie nie tylko, że są centrum świata, lecz że po prostu są światem; do początku XX w. chińskie cesarstwo chętnie opisuje się jako „wszystko pod Niebem” (tian xia), czym włada Syn Niebios (tian zi). Liczne sformułowania w kanonicznych źródłach podtrzymują tę autoprezentację Chin-świata, centrum cywilizacji promieniującego na cały świat. W starożytnej Księdze rytuałów Konfucjusza znajdujemy opis Syna Nieba zasiadającego w środku kwadratu na który, według kosmologicznego wyobrażenia Ziemi, składają się ziemie książąt lennych, podwojonego na zewnątrz przez szerszy kwadrat „barbarzyńskich” plemion „czterech wschodów” – plemion, które różnią się od Chińczyków nie etnicznym pochodzeniem, lecz brakiem znajomości rytuałów, czyli cywilizowanych obyczajów (które mogą – to oczywiste – być tylko chińskie).

Takie przedstawienie, jakkolwiek symboliczne, zdaje się zgadzać z imperialną ideologią 2 tys. lat chińskiej historii. Od czasów założycielskiej dynastii Han (od 206 p.n.e. do 220 n.e.), która ustanowiła pax sinica we wschodniej części kontynentu eurazjatyckiego, podczas gdy w drugiej części panował pax romana, wszechobecna staje formuła, od razu pojawiająca się w postaci hasła politycznego: „Han jednoczy wszystko, co znajduje się pod słońcem”. Dynastia ta, która umocniła zjednoczenie chińskich terytoriów dokonane w 221 r. p.n.e. przez pierwszego cesarza Qin Shi Huanga i która panowała przez cztery stulecia, dała nazwę całej cywilizacji chińskiej, językowi chińskiemu oraz – jak to się dziś określa – głównej grupie etnicznej Chin, innymi słowy charakterystycznej dla Chin formie narodowej tożsamości…

Geopolitycznym wyrazem tej mocy symbolicznego promieniowania jest fakt, że to, co zwykliśmy nazywać światem wpływu cywilizacji chińskiej obejmuje całą Azję Wschodnią wokół samych Chin – Koreę, Japonię, Wietnam. Te kultury, w różnym stopniu i w różnych momentach historycznych były pod wpływem Chin, już to przejmując pismo, struktury władzy, model biurokratyczny, teorie hierarchii społecznej, już to adoptując niektóre formy religijności, zrodzone w ich łonie lub przez nich zasymilowane – jak buddyzm, który przybył z Indii, lecz w VII, VIII w. został zupełnie schińszczony.

Powszechne jest też przeświadczenie, że za każdym zaś razem, gdy terytorium Chin było najeżdżane, podbijane, okupowane przez „barbarzyńców”, ci ostatni zostawali przekształceni i wchłonięci przez chińską cywilizację. To pogląd zweryfikowany przez historię, zwłaszcza jeśli spojrzeć na dynastię mongolską Yuan (1264-1368) i dynastię mandżurską Qing (1644-1911). Cesarstwo chińskie zaczęło wysyłać misje dyplomatyczne do innych krajów na zasadzie równości dopiero od połowy XIX w. – wcześniej znało tylko system danin (składanych przez peryferia centrum i stanowiących akt poddaństwa).

PAŃSTWO-ŚWIATA CZY PAŃSTWO-NARÓD?

Wyłącznie wskutek starcia z zachodnimi mocarstwami, począwszy od toczonej w latach 1840-1860 wojny opiumowej [1], Chiny zostały zmuszone, by spojrzeć na siebie jak na zwykły kraj czy naród, istniejący pośród wielu innych. Jednak postrzeganie siebie samych jako cywilizacji-świata okazało się niezwykle trwałe. W 1898 r., w końcowym okresie rządów dynastii mandżurskiej, elita intelektualna podjęła, po raz pierwszy w całych dziejach cesarstwa chińskiego, próbę reformy politycznej, kładąc podwaliny pod monarchię konstytucyjną na wzór Japonii epoki Meiji (1868-1912). Niemniej, stojący na czele ruchu reform, znakomicie wykształcony na klasycznych tekstach Kang Youwei (1858-1927) wciąż opierał swoje idee na źródłach konfucjańskich i na zakorzenionej w tradycyjnej perspektywie uniwersalistycznej utopii.

Ta próba reform ostatecznie skończyła się fiaskiem. Podczas gdy Japonia umiała przeprowadzić, poczynając od 1868 r. radykalne zmiany ustanawiając – w dużym stopniu na przekór chińskiemu uniwersalizmowi – nacjonalistyczną tożsamość, Chinom nie powiodło się posunięcie z 1898 r. Dalej opierały się na kanonicznej tradycji, nie pozwalającej stworzyć prawdziwego państwa-narodu. Ta porażka pozostawiła w politycznej konstrukcji lukę, którą na próżno próbowały zasypać rewolucje XX w., której nie zrekompensował Ruch Nowej Kultury.

Ruch ten stawiał jako poważny problem możliwość przetrwania konfucjanizmu w społeczeństwie, które pragnie uważać się za nowoczesne. W ciągu 2 tys. lat konfucjanizm (choć należałoby sprecyzować znaczenie tego zachodniego neologizmu) tworzył ideologiczną i instytucjonalną bazę imperialnego reżimu, którego ostateczny koniec nastąpił dopiero w 1911 r. Z tej przyczyny konfucjańskie dziedzictwo uznane we współczesnych czasach za przyczynę zapóźnienia Chin, źródło wszelkiego zła, walka z nim była głównym celem obrazoburczego ruchu 4 Maja (1919), którego hasło brzmiało: „Precz z Konfucjuszem i synami!”. Później, między 1966 a 1976 r., w czasie rewolucji kulturalnej było systematycznie niszczone, kulminacja zaś nastąpiła w 1974 r. wraz z kampanią „przeciw Lin Biao i Konfucjuszowi”. Jak więc wyjaśnić, że, począwszy od lat 70 XX w. ten sam konfucjanizm zaczął być uważany za motor gospodarczego rozkwitu Japonii i „azjatyckich tygrysów” (Korei Południowej, Tajwanu, Hongkongu i Singapuru), do tego stopnia, że w ustach niektórych, znanych ze swego autorytaryzmu przywódców, stał się podstawowym pojęciem związanym z „azjatyckimi wartościami”.

Począwszy od lat 80. XX w. Chiny Ludowe, próbujące wycofać się z rewolucji kulturalnej i ery maoistowskiej [2], także ogarnia namiętność do wartości konfucjańskich. Z tej dekady pamiętamy dwie symboliczne daty. W roku 1984 w Pekinie, pod auspicjami najwyższych władz Partii Komunistycznej, powstała Fundacja Konfucjusza. Nieco później, 4 czerwca 1989 r. – kilka miesięcy przed upadkiem muru berlińskiego i niedługo późniejszym upadkiem Związku Radzieckiego – krwawo stłumiono na Placu Tian’anmen studenckie protesty przeciw niedemokratycznym władzom.

KONFUCJANIZM W SŁUŻBIE KAPITAŁU I HEGEMONII

Związek Radziecki stał się wtedy dla chińskich przywódców antymodelem. Wracają do ostrej postawy autorytarnej, usprawiedliwiając ją koniecznością zachowania stabilności politycznej i społecznej w celu zapewnienia rozwoju gospodarczego, zaś ideologiczne jej wsparcie znajdują w „neokonfucjanizmie” – symbolicznym przedstawieniu jedności i ciągłości chińskiej kultury. Na początku lat 1990. Deng Xiaoping wprowadził pojęcie „socjalistycznej gospodarki rynkowej”. Rzucił słynne hasło „Bogaćcie się!”, stawiając w ten sposób za przykład Chinom konfucjańsko-autorytarny Singapur rządzony przez Lee Kuan Yew [3].

Tłumacząc to zjawisko chętnie odwołujemy się do argumentów kulturowych, czyniąc z wartości zwanych „konfucjańskimi” (troska o rodzinę, poszanowanie hierarchii, motywacja do nauki, upodobanie do ciężkiej pracy, oszczędność) czynniki wyjaśniające model gospodarczy azjatyckiego rozwoju. Mamy do czynienia z kompletnie odmienną od wcześniejszej oceną konfucjanizmu. Wartości, które przez Maxa Webera czy Karola Marksa przedstawiane są jako przeszkody kapitalistycznego rozwoju, tu stają się czynnikami tego rozwoju, a co więcej obiecują wschodnioazjatyckim społeczeństwom, że unikną przy tym problemów współczesnego Zachodu: rozpasanego egoizmu, indywidualizmu i hedonizmu. Takie poglądy są dziś wciąż lansowane w oficjalnym chińskim dyskursie.

Ideologia, która posłużyła za intelektualną rękojmię dyskursu „konfucjańskich wartości” lat 80. świadczy o woli części chińskiej elity intelektualnej (obecnie zakorzenionej w środowisku anglojęzycznym, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych) powrotu do przywódczej roli, jaką odgrywała w dawnym chińskim uniwersalizmie. Elity te wychwalają wartości konfucjańskie przedstawiając je jako uniwersalne lub przynajmniej dające się zuniwersalizować, a przede wszystkim jako takie, które mogą ukonstytuować nowy globalny humanizm. Ten właśnie uniwersalizm Chin-świata, osłabiony przez zachodnie kolonialne mocarstwa pod koniec XIX w., ma stać się nie tylko nostalgicznym wyobrażeniem, lecz czymś dużo bardziej konkretnym – czynnikiem jednoczącym w obowiązującej ideologii „wielkich Chin”. W Chińskiej Republice Ludowej mamy obecnie do czynienia z istnym nawałem posiedzeń, konferencji, periodyków i różnego rodzaju publikacji, często o zasięgu międzynarodowym, do znudzenia eksploatujących tematy typu: „etyka konfucjańska a globalizacja” czy „filozofia wszystkiego, co pod Słońcem”.

Ten sen o wszechkonfucjanizmie łączy się z innym, jawnie już hegemonicznym: Chiny Ludowe chcą wskoczyć do pędzącego pociągu dyskursu „azjatyckiego” i stać się jego motorniczym – idea „wielkich Chin” zbiega się tutaj z pretensją do zostania liderem regionu. Jednak swoje roszczenie do uniwersalizmu odmiennego od tego zachodniego, mogą uzasadniać tylko odwołując się do pretekstu kulturowego, wymachując sztandarem „wartości azjatyckich” czy „konfucjańskich”, mających być przeciwwagą dla „praw człowieka”, w chronieniu których ludzie Zachodu tak chętnie robią z siebie mistrzów. Tak więc, żeby zatuszować klęskę ideologii maoistowskiej, nie tracąc jednocześnie kontroli nad społeczeństwem (a ściślej nad młodymi), wraca się do wartości rzekomo konfucjańskich, które wspierają harmonijny rozwój powściągając indywidualne apetyty. Faktycznie, „konfucjanizm” powinien przedkładać interesy wspólnoty ponad korzyści jednostki. W ten sposób zapewniać ma społeczną stabilność, co jest dla reżimu najwyższym priorytetem – stąd promowane za rządów przewodniczącego Hu Jintao (2003-2013) hasło „socjalistyczne społeczeństwo harmonii”.

POSTZACHODNIOŚĆ CZYLI BRAK DEMOKRACJI

W tym przebranym za konfucjanizm neo-autorytaryzmie byli marksistowscy ideolodzy z Pekinu i antymarksiści z Tajwanu, Seulu czy Singapuru zgadzają się ze sobą w zasadniczym punkcie: utopijne wyobrażenie socjalizmu bez Zachodu zastępują dążeniem do gospodarczej nowoczesności bez Zachodu. Określa się ją jako „postnowoczesność” czy „postzachodniość”, co stanowi wygodną formułę dla obchodzenia bokiem demokracji. Pozwala to chińskim przywódcom jednym kamieniem zadać co najmniej trzy ciosy.

Po pierwsze, zapewniają sobie polityczne i etyczne usprawiedliwienie, zwłaszcza po masakrze na placu Tian’anmen w czerwcu 1989 r. Celem jest zgromadzenie ciała społecznego wokół nowego projektu społeczeństwa i nowego czynnika jedności po upadku utopii maoistowskiej. Teraz chodzi o umacnianie narodowej tożsamości, już silnej dzięki przekonaniu, że Chiny staną się wkrótce światowym supermocarstwem. „Chiny to wielki naród, to 5 tys. lat nieprzerwanych dziejów wspaniałej kultury i tradycji” – slogan powtarzany w mnożących się w całym świecie Instytutach Konfucjusza powraca też nieustannie w przemowach chińskich oficjeli, często z dawnej gwardii czerwonej. Tak więc ci sami, którzy 40 lat temu dokładali starań, by zniszczyć kulturalne dziedzictwo swojego kraju, dziś hałaśliwie się do niego odwołują, niezbyt zresztą dobrze je znając.

Koniec końców celem jest modernizacja przy zachowaniu tradycji, podczas gdy do tej pory wybór między tradycją a modernizacją był wielkim dylematem Chin, podobnie zresztą jak wielu rozwijających się krajów. Innymi słowy, „licząca wiele tysięcy lat kultura” staje się jednym z dodatkowych argumentów za budowaniem mocarstwowej pozycji Chin – przy czym ma się to odbyć pokojowo, zgodnie z (wewnętrznie sprzeczną) koncepcją soft power.

To tylko alibi słabo maskujące neoliberalną opcję kapitalistyczną w stylu anglosaskim, którą chińscy przywódcy kupują od świata zachodniego, lekceważąc przy tym kwestię praw człowieka; biorą więc „wszystko, co ekonomiczne”, kolejny raz rezygnując z budowy demokracji. Jak długo jeszcze tak będzie?

Autorstwo: Anne Cheng
Tłumaczenie: Anastazja Dwulit
Źródło: Monde-Diplomatique.pl

O AUTORCE

Anne Cheng – Sinolog. Wykłada m. in. w College de France.

PRZYPISY

[1] Pierwsza wojna opiumowa (1839-1842), między Chinami a Wielką Brytanią, która chciała otwarcia rynku chińskiego dla swoich towarów; w drugiej wojnie opiumowej (1856-1860) oprócz Wielkiej Brytanii brała udział Francja, USA i Rosja.

[2] Patrz: „Confucius ou l’éternel retour”, “Le Monde diplomatique”, wrzesień 2012.

[3] Lee Kuan Yew (1923-2015) premier Singapuru w latach 1959-1990.


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

4 komentarze

  1. Piechota 22.09.2015 13:52

    Wszędzie w mediach trąbi się o wielkim rozwoju i wzroście Chin, ale nie mówi się jakim kosztem do tego doszli.
    Na czym zbudowane są te wielkie Chiny? Na ciemiężeniu setek milionów obywateli, na potwornym wyzysku i krzywdzie ludzkiej, na których bogaci się ułamek procenta społeczeństwa, bogatych i średnio bogatych Chińczyków, ale również zachodnich kapitalistów.

  2. skyhigh 23.09.2015 10:19

    @Piechota, bo świat jest oparty na gównie, szkoda że ludzie są w większości takimi idiotami

  3. Hassasin 24.09.2015 08:11

    Jak ? To patrz !!!

    W Chinach jest WOLNOŚĆ GOSPODARCZA !!! Otwierasz co chcesz ( nano produkcję pampersów czy pierożki z betonem ) , bez pozwolenia, bez patentów …i jak coś Ci wyjdzie, czyli osiągniesz zysk, dochód ( do sprawdzenia przez dociekliwych) powyżej 5000 dolarów, to wtedy rejestrujesz działalność gospodarczą i coś płacisz 🙂 ..a to ,,som,, KOMUNISTYCZNE Chiny 🙂

  4. Hassasin 24.09.2015 08:14

    Komunizm … zakamuflowana monarchia, jeżeli idzie o koszta. Bez co czteroletniego ,,demokratycznego,, cyrku rozpychania się w drodze do koryta, przez wątpliwej jakości intelektualnej kretynów z lewa i prawa.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.