Liczba wyświetleń: 903
Od kilku miesięcy w Polsce trwa festiwal polityki historycznej – jedynego w naszym kraju rodzaju polityki, który wzbudza autentyczne namiętności. Wszystko wskazuje na to, że właśnie zmierzamy ku jego kulminacji. Okazją do niej będzie najpewniej 70. rocznica powstania warszawskiego. Ma ono wszelkie zadatki do pełnienia tej roli. To wszak wydarzenie, na którym polska prawica zbudowała swoją wizję przeszłości. Na nim też, z braku pomysłu na teraźniejszość, ufundowała własną, jak najbardziej współczesną legitymizację ideologiczną. Dziś, co roku odgrywa jego karykaturę korzystając z bojówek kibiców, a w roli Hitlera i Stalina obsadza swoich przeciwników politycznych.
Wykreowana w ostatnich latach przez główne narzędzia prawicowej polityki historycznej – Muzeum Powstania Warszawskiego i IPN – opowieść o powstaniu właściwie całkowicie pochłonęła realne wydarzenie historyczne. Nic dziwnego, bo jak każde realne wydarzenie nie dałoby się ono wtłoczyć w użyteczne politycznie ramy.
Obowiązujący wizerunek i funkcja powstania stanowią najlepszy dowód na kradzież historii i przywłaszczenie sobie pamięci zbiorowej w III RP przez jedną opcję polityczną. Miarą owego przywłaszczenia jest fakt, że dyskusja wokół sensu powstania odbywa się dziś właściwe tylko między różnymi nurtami prawicy. Jeden z nich uprawia bezkrytyczną apologię powstańczego zrywu, rzekomo skierowanego w równym stopniu przeciw hitlerowskim okupantom jak przeciw walczącej z nimi Armii Czerwonej, a także armii Berlinga (niezależnie od tego, że jej oddziały jako jedyne przyszły na pomoc powstaniu). Drugi krytykuje powstanie jako ostateczną konsekwencję błędu polskich elit, które w 1939 r. odrzuciły pożądany sojusz z hitlerowcami przeciw komunizmowi (a domyślnie – przeciw żydokomunie).
Spektrum debaty opanowane przez różne wersje historii konserwatywnej stało się tak odporne na wszelkie próby poszerzenia czy zrelatywizowania przez spojrzenie krytyczne, że głosy starające się ukazać wydarzenia bez ideologicznej cenzury odbijają się od jego ram jak od szklanej kuli. Cierpienia ludności Warszawy, jej rola w powstaniu, dokonane na niej ludobójstwo, gigantyczne zniszczenia, kompromitacja dowództwa Armii Krajowej, fatalne decyzje polityczne i wojskowe, wreszcie sama klęska militarna właściwie wyparowały z polskiej historii.
Ta sytuacja skłania do zastanowienia się nad głębszymi przyczynami prawicowej hegemonii nad przeszłością i odporności na próby jej podważenia.
Osią konserwatywnej opowieści o historii Polski (w tym oczywiście o powstaniu) jest założenie jej absolutnej wyjątkowości. Ten gest założycielski pociąga za sobą idee polskiej niewinności i ofiary.
Historia wyjątkowa, nieporównywalna, wypełniona niezawinioną martyrologią jest ze swej istoty konserwatywna i mitotwórcza. Uwalnia wydarzenia historyczne z brudu rzeczywistości. Zarazem odbiera społeczeństwu historyczną podmiotowość (spełniającą się przede wszystkim za pośrednictwem antagonizmu klasowego) zamykając je w gorsecie jednolitego etnicznego narodu, czyniąc bezwolnym narzędziem państwa, geopolityki lub przedmiotem dziejowego losu. Historia przestaje być dziedziną zmiany, przekształcając się w sferę afirmacji niezmiennie czystej narodowej wspólnoty i starych dobrych czasów.
Wyjątkowość polskiego losu wynosi nas ponad losy innych, a zarazem uwalnia naród polski od wszelkiej odpowiedzialności – w tym odpowiedzialności za klęski, za błędną decyzję o powstaniu, za antysemityzm, za kolonizację i nacjonalistyczne ekscesy na Ukrainie i Białorusi – przerzucając winę za historyczne zło na wrogów, niewiernych sojuszników i niegodnych sąsiadów. Dlatego w takiej wizji zawsze będziemy ofiarami, nigdy katami. Nawet w przypadku wydarzeń takich jak Jedwabne czy Pawłokoma [1] wszystkiemu winni są Oni (którzy samą swą obecnością pociągnęli nas do złego). Dzisiejsze reakcje na zbrodnię w Nangar Khel czy katownie CIA w Starych Kiejkutach opierają się na tej samej podstawie ideologicznej. Polska wyjątkowość zapewnia nam niewinność w przeszłości, w teraźniejszości i daje gwarancje na przyszłość. Oto najważniejsza funkcja szowinizmu wyjątkowości.
Inaczej niż Hiroszima Warszawa nigdy nie stała się symbolem uniwersalnym. Nieprzypadkowo. W gruncie rzeczy dla dzisiejszej narracji o powstaniu byłoby to czymś nie do pomyślenia. Martyrologia i walka Warszawy zestawiona z cierpieniami mieszkańców innych miast w innych krajach ukazałaby ogólnoludzki wymiar wydarzeń sprzed 70 lat. Gdyby tak się jednak stało, jej los straciłby siłę mitu nadającego się do politycznego wykorzystania. Emancypacyjny wymiar porównania, podobieństwa, analogii polega na jego zdolności do ustanawiania specyficznego egalitaryzmu wydarzeń historycznych – wskazuje na możliwość wspólnoty doświadczenia (ponadnarodowego i ponadrasowego, ale nie ponadklasowego, bo przeciwstawia sobie tych co na górze i ich ofiary z dołów społecznych) – oczywiście wspólnota taka byłaby przeciwstawna tym politycznym reprezentacjom narodu, które dziś dążą do monopolu na polskość.
Być może zatem, aby uwolnić się od wpływu prawicowej mitologii historycznej trzeba nie tylko kolejnych argumentów historycznych, ale też skutecznego podważenia mitu polskiej wyjątkowości – zestawienia historii Warszawy z historią innych miast niszczonych, mordowanych, a potem odbudowywanych. Może potrzebujemy porównania Warszawy z niedawną przeszłością Bejrutu i Sarajewa, z dniem dzisiejszym Gazy i Aleppo.
Autor: Przemysław Wielgosz
Zdjęcie: Cezary p (CC BY-SA 3.0)
Źródło: Le Monde diplomatique – edycja polska
PRZYPIS
[1] 3 marca 1945 r. oddziały AK i polskiej samoobrony dokonały masakry 300 ukraińskich mieszkańców wsi.
Zgadzam się z konkluzją autora.
Jak każdy z narodów w Europie mieliśmy wzloty i upadki.
My, Polacy, nigdy nie byliśmy jakimś szczególnym narodem, tym bardziej narodem jakoś szczególnie pokrzywdzonym.
Nic się nam od nikogo nie należy!
Nie zdradzono nas w Jałcie tylko POZWOLILIŚMY się zdradzić!
To nasze “elity” zgotowały straszny los milionom Polaków poprzez swoje dramatycznie błędne decyzje w latach trzydziestych i czterdziestych XX wieku.
W światowej polityce liczy się tylko siła a tzw. reputację na arenie międzynarodowej można sobie wsadzić w …
Polskie elity myślały inaczej. Wykrwawiły naród polski, pozwoliły na toczenie wojny na naszym terytorium co zdewastowało nasz kraj.
Dlatego nikt się z nami później nie liczył.
Zmierzmy się w końcu z własną historią i nauczmy się, w końcu, czegoś.
Dość z mitami!
mitem to jest ten artykuł niestety
Maximov
Jedwabne i Pawłokome różni wiele , nie wolno wrzucać tego do jednego worka , bowiem przyczyny jak i kontekst były zupełnie różne .
To co teraz widzę , z tym co politycy wyprawiają z Powstaniem Warszawskim to jest według mnie czarna rozpacz.
Sprzedawczyki , szabas goje i inni konfidenci , nie wiedzą co robić , więc jedynym rozwiązaniem na patriotyzm widzą świętowaniu martyrologii , ale jeszcze musi być to martyrologia słuszna , żadne tam morderstwo pocztowców Gdańskich , żadna tam Bydgoszcz ,Śląsk, Poznańskie , żadne tam Palmiry , setki wiosek i miasteczek
wyrżniętych i spalonych za pomoc partyzantom , żadne tam wioski wyrżnięte i spalone przez banderowców .
Nie , mamy tylko Powstanie Warszawskie i Katyń , dlaczego
Odpowiadam , dlatego że szabas gojom w rodzaju HGW, Kaczyńskiego i innych,
te dwie wielkie hekatomby Polaków (te dwie spośród tysiąca innych ) służą obecnym interesom politycznym .
Zakłamana historia powstania – http://lewica.pl/index.php?id=28689
Powstanie Warszawskie od samego początku było skazane na klęskę. Tak naprawdę nie wiadomo po co zostało zrealizowane. Ucierpieli tylko ludzie. To jest moje zdanie. Do powstania trzeba się przygotować i na to był czas, ale jak to w Polskiej mentalności, zrobiono wszystko byle jak. Dzisiaj jest propaganda sukcesu, dziwi mnie to jak słyszę, że powstanie miało sens. Bo go nie miało. Chwała ludziom którzy walczyli ale umarli niepotrzebnie. Lepiej, żeby wtedy przeżyli i od razu po wojnie walczyli o wolną Polskę. Bo większość żołnierzy AK zginęła w powstaniu, przeżyli nieliczni z którym władza komunistyczna się rozprawiła. Gdyby było ich więcej, komuniści mieliby problem. Takie jest moje zdanie.
W 1945 roku robotnicy chcieli socjalizmu – http://lewica.pl/index.php?id=26432
@ norbo
Szczerze to ciekawe artykuły. Z jednej strony się nie dziwię. Dlaczego? Bo ludzie w 20-leciu międzywojennym zawiedli się na kapitalizmie i demokracji. Popatrzcie jak jest teraz, ludzie też są zawiedzeni. Starsi mówią że za komuny było lepiej, młodzi nie widzą przyszłości i wyjeżdżają. Dlaczego? Jedna rzecz łączy współczesnych Polskich polityków i tych z 20-lecia międzywojennego, potrafią tylko ryczeć, krzyczeć i się mądrzyć, ale nic nie robić.
Tekst ten jest z kolei dobrym przykładem publikacji propagandowej tym razem pisanej lewicową ideologią.
Temat Powstania Warszawskiego stał się tu pretekstem do ataków na prawicę (z pewnością częściowo słusznych). Ale stał się również motywem do przedstawienia pewnych faktów historycznych z perspektywy tyleż lewicowej co również prosyjonistycznej (w domyśle, że krytyka żydokomuny jest czymś negatywnym czy wrzucenie do jednego worka Jedwabnego, Pawłokoma, więzień CIA).
Mówienie o winie Polaków w przypadku Jedwabnego z perspektywy faktów historycznych ma charakter tendencyjny. Za więzienia CIA w Polsce nie odpowiada polskie społeczeństwo lecz liberalne władze (w tym przypadku tytułujące się – według mnie niesłusznie lewicą – SLD).
Czy Powstanie Warszawskie nie było czymś wyjątkowym również można poddać dyskusji. Jako akt militarny, niczym takim nie było. Ale z perspektywy politycznej i dokonanego ludobójstwa oraz zniszczenia miasta – owszem tak.
Wyjątkowość polityczna odnosi się do tego co pomija najczęściej “prawica” i “lewica” czyli faktu, że Powstanie Warszawskie w tym głownie jego wynik i skutki nie było niczym innym jak elementem rozgrywki, która kilka miesięcy później została zwieńczona w postaci układu jałtańskiego. Zwycięstwo powstańców było więc nie na rękę ani Brytyjczykom ani Amerykanom ani ZSRR. Co ciekawe najbardziej na rękę mogłoby być Niemcom, lecz z perspektywy strategicznej hitlerowcy szansę tę zaprzepaścili.
Wyjątkowość Powstania Warszawskiego polega na skali celowych zniszczeń (miasta i ludności) stąd w ujęciu historycznym można to porównać zarówno do nalotów na Drezno jak też Hiroszimy czy Nagasaki. Tragizm Powstania Warszawskiego podnosi (w porównaniu z przytoczonymi tu innymi przykładami ludobójstwa) wspomniana zdrada i zmowa “sojuszników” Polski. Zatem mamy tu do czynienia z wyjątkowością znaczącą. Lecz w istocie na ukazanie wyjątkowości ukazanej w tym świetle nie można liczyć wśród mediów czy historyków zagranicznych ani też niestety polskich (które są jak widać uwikłane w układ z sojusznikami byłymi i obecnymi).
Do skali zniszczenia Warszawy i dokonanego w niej ludobójstwa nie można porównać ani strefy Gazy ani tym bardziej Aleppo. Ludobójstwo i niszczenie Palestyny odbywa się w mniejszej skali. W Aleppo zaś nie dokonuje się ani celowego mordowania ludności cywilnej (poza działaniami ugrupowań pro alkaidowskich) ani celowego systematycznego niszczenia miasta (jest to wynik walk).
Powstanie Warszawskie jest więc przykładem utopienia we krwi potencjalnego zarzewia dla układu Wielkiej Trójki. Jest przykładem zdrady w stosunku do Polski ze strony rzekomych sojuszników. Nie wiem (to należałoby dogłębnie zbadać) czy również nie zdrady polskiego rządu na emigracji i być może części dowództwa AK. Tu należałoby się doszukiwać niewybaczalnych błędów w organizowaniu powstania, jak choćby wydania powstańcom raptem 10% broni jakie posiadały zasoby magazynów AK w mieście.
Podsumowując tekst pana Wielgosza jest próbą wykorzystania Powstania Warszawskiego przez lewicową propagandę, w sumie gruntującą ukazywanie Powstania Warszawskiego z perspektywy fałszowania historii.
W sumie tendencyjne ukazanie Powstania Warszawskiego prze “prawicę” niewiele różni się od tendencyjnego ukazania tego wydarzenia przez “lewicę”. Obie frakcje realizują w sumie działania propagandowe i antypolskie.
@tosshi, popełniasz typowy dla naszych czasów błąd logiczny, utożsamiasz demokrację z kapitalizmem:
“Bo ludzie w 20-leciu międzywojennym zawiedli się na kapitalizmie i demokracji.”
Demokracja to władza ludu, a lud może zdecydować o preferowanej formie własności środków produkcji. Odbieranie tego prawa społeczeństwu jest zamachem na demokrację a nie – jak to przedstawiane jest obecnie, obroną demokracji.
Moja propozycja w tej kwestii – i podobnych, jest niezmienna: odstąpić od jakiejkolwiek indoktrynacji dzieci, do wieku co najmniej 16 lat dziecko nie powinno mieć styczności z absolutnie żadną ideologią, ani polityczną, ani religijną, ani ekonomiczną. Dorośnie to samo oceni co bardziej mu odpowiada, czy cokolwiek z tego co proponują starsi pasuje do jego wizji świata. Taki nowy świat ludzi myślących samodzielnie…