Liczba wyświetleń: 3737
Niedzielne wybory w Serbii miażdżącą większością wygrała partia Aleksandara Vučicia Oczywiście, można mieć rozliczne zastrzeżenia do tego stronnictwa, jak i do jego szefa, ja mam ich osobiście niemało, ale nie czuję przez to upoważniony do odjaniepawlania histerycznych zadym w centrum Belgradu.
A to właśnie czyni tzw. „demokratyczna opozycja” w Serbii. Dwoje „demokratycznych liderów” ogłosiło nawet strajk głodowy, który zamierzają przerwać dopiero wtedy, gdy wybory pójdą ostatecznie po ich myśli, na co nic-a-nic się nie zapowiada. Ponieważ zadymy w centrum serbskiej stolicy, które organizuje tamtejsze „społeczeństwo obywatelskie”, które ostatnio skomasowało się w antyprzemocowo-pacyfistycznej koalicji (sic!) mogą stać się zarzewiem kolejnej próby kolorowej kontrrewolucji.
Chronologia wydarzeń:
1. 2 maja doszło do strzelaniny w szkole w Belgradzie, wskutek której to 10 osób poniosło śmierć.
2. 4 maja strzelaniny rozgrywają się w Dubonie i Šepšinju; ginie osiem osób.
3. Obywatele zaczynają spontanicznie gromadzić się w kilku miastach, czcząc pamięć ofiar i publicznie okazując współczucie rodzinom ofiar.
4. Aktywności te nie umknęły uwadze przedstawicielom „społeczeństwa obywatelskiego” w Serbii, co skutkowało ogłoszeniem pospolitego ruszenia w tamtejszych pro-zapadniackich NGO-sach.
5. Działaczykowie „społeczeństwa obywatelskiego” szybko zdominowali większość wieców i marszów nadając im polityczny antyrządowy ton. Niemal z dnia na dzień okazało się, że nie ma co trwać w żałobie, a trzeba działać, tj. odwołać ministra spraw wewnętrznych, jak również kierownictwo wywiadu, a tak naprawdę to najlepiej cały rząd.
6. Atmosfera napięcia narasta, opinia publiczna jest skonfundowana, „społeczeństwo obywatelskie” działa sprawnie i z rozmachem, udaje się wykreować atmosferę konieczności politycznych zmian. Vučić, chcąc rozładować presję, godzi się na przedterminowe wybory, bo i tak wie, że je wygra.
Nie spodziewał się tylko aż tak poważnej wygranej. Nie spodziewała się tego również „demokratyczna opozycja”, czyli koalicja Serbia Przeciw Przemocy. W związku z gigantyczną przewagą Vučicia i oczywistą porażką prozachodnich jaczejek „społeczeństwo obywatelskie” schowało do kieszeni swoje obrzydzenie wobec przemocy i rozpoczęło niezbyt szeroko zakrojone, ale dość spektakularne burdy wokół siedziby Centralnej Komisji Wyborczej w Belgradzie.
Widać jednak, co napędza te protesty: ogromne rozczarowanie Zachodu co do nieoczekiwanych przez nich wyników wyborów w Serbii i takaż determinacja, żeby to zmienić każdym możliwym sposobem. Zobaczymy, co będzie dalej.
Autorstwo: Bojan Stanisławski
Źródło: Strajk.eu
Najs Traj 🙂
Dalej nic nie będzie. Jeżeli Vučič ma wysokie społeczne poparcie a jego partia właśnie wygrała wybory z dużą przewagą, to „demokratyczna opozycja” powrzeszczy, trochę podymi a potem da sobie spokój.
Identycznie było w Polsce, po pierwszych wyborach wygranych przez PiS. Wtedy też „opozycja” popełniła zbiorowy falstart, organizując KOD i liczne pochody pod znakiem „obrony demokracji i konstytucji”. I to jeszcze grubo przedtem, zanim PiS zaczął tę konstytucję faktycznie poważnie łamać. I co? Ano nic. Powrzeszczeli chyba z rok, później lider KOD-u okazał się malwersantem a PiS formacją całkowicie odporną na wrzaski i marsze.
Co pokazał nie raz i nie dwa, wystawiając środkowy palec praktycznie do każdego, kto usiłował przeciw niemu protestować. Z wysoka olał zarówno smarkule, wrzeszczące przeciwko (zresztą bezsensownemu) zaostrzaniu ustawy antyaborcyjnej, jak i obywateli zaniepokojonych covidowym zamordyzmem. W Serbii będzie tak samo. Na Słowacji NGO-sy też organizują jakieś demonstracje, w typowym dla siebie stylu. I też nic z tego nie będzie.
W Serbii muszą zamontować TVN, to się okaże że „opozycja” ma poparcie 75%:)
Dopóki Jankesi mogą drukować papier bez pokrycia, zwany dla żartu dolarem to zawsze znajdą się pieniądze na pomarańczowe rewolucje, które kosztują najwięcej tych co je wywołują.