Seks, media i społeczne oburzenie

Opublikowano: 02.02.2013 | Kategorie: Polityka, Publicystyka, Seks i płeć, Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 956

Przez ostatnie lata seksualnych skandali było całe zatrzęsienie, a ludzie i media rzucali się na najbardziej intymne szczegóły romansów jak wygłodniałe hieny, stając się moralnymi sędziami. Czy w XXI w. rodzi się nowy społeczny purytanizm?

Kiedy w Stanach Zjednoczonych wybuchła „afera rozporkowa” i Ameryka zaczęła całkiem poważnie dyskutować nad usunięciem Billa Clintona z prezydenckiego urzędu za romans ze stażystką Monicą Lewinsky, Europa patrzyła na to wszystko z lekką nutką zażenowania. W europejskim klimacie prywatne życie polityków było uważane za… prywatne. Wyraźnie odgradzano działalność publiczną od sfery domowej. Egzaltacja Ameryki moralnością prezydenta budziła wówczas w Europie uśmiech politowania. Minęło kilkanaście lat i sytuacja uległa zasadniczej zmianie. Nie wiadomo, czy to ze względu na amerykanizację życia społecznego, czy może renesans postaw i idei konserwatywnych, ale dziś Europejczycy są tak samo pruderyjni jak Amerykanie. Co prawda wciąż w Europie za nietakt uważa się zaglądanie sąsiadowi w okno, ale zaglądanie pod kołdrę przestało być bezczelnością. Zwłaszcza jeśli chodzi o łóżka i kołdry osób znanych.

WSTYD, HAŃBA I ZGORSZENIE

Termin „skandal” wywodzi się z greki: skandalon oznaczał gorszący postępek, to samo oznacza łacińskie scandalum. Skandal nie jest zjawiskiem ponadczasowym, istnieje zawsze w kontekście historycznym. Co innego gorszyło w starożytnej Grecji, w średniowieczu, czy w latach 1950. Dziś nie ma już chyba kraju po obu stronach Atlantyku, w którym seks osób publicznych nie rozpalałby medialnych emocji. Przez lata świat żył romansami i seksualnymi wyskokami premiera Włoch. Następnie rozpisywano się o niezliczonych kobietach Tigera Woodsa, potem zainteresowano się 19-letnim kochankiem żony premiera Irlandii Północnej a także rozpoczęła się medialna telenowela z udziałem Johna Terry’ego i medialno-sądowe zamieszanie wokół Ryana Giggsa. W międzyczasie w Polsce trwało oburzenie na zabawy senatora Krzysztofa Piesiewicza. W prasie pojawiały się najbardziej intymne detale romansów, paparazzi czaili się przed domami zaszczutych bohaterów, telewizje prześcigały się w moralnym oburzeniu, a ludzie z wypiekami na twarzy śledzili wydarzenia i wyrażali swoją pogardę na internetowych forach, blogach i chatach.

EROTYCZNE IMMUNITETY

To społeczny paradoks, że mimo stale postępującej obyczajowej liberalizacji jednocześnie stajemy się coraz bardziej purytańscy. W latach 1980. premier Francji François Mitterrand posiadał nieślubną córkę, o której każdy wiedział, ale nikt nie pisnął słowem. Podobnie było we Włoszech w przypadku licznych kochanek Bettino Craxiego czy kochanki Palmiro Togliattiego, nie mówiąc już o Mussolinim. W Polsce na początku lat 90. Anastazja P. opublikowała książkę, w której opisywała swoje barwne życie seksualne ze śmietanką ówczesnego polskiego świata polityki. Publikacja „Erotycznych immunitetów” mimo zawartych w nich pikantnych szczegółów żadnemu z nich nie zaszkodziła. Dziś rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Życie erotyczne osób z pierwszych stron gazet gorszy i wywołuje konsternację, co dziwi, gdyż według badaczy jesteśmy coraz bardziej otwarci w sferze seksualnej. Panuje tu jakiś dziwny dualizm, podwójne standardy, hipokryzja i moralna schizrofenia. Badania Gallupa w 2006 roku wykazały, że Amerykanie są bardziej tolerancyjni w stosunku do klonowania ludzi niż w stosunku do niewierności i zdrady małżeńskiej. Paradoksalnie im bardziej toniemy w kulturze przepełnionej seksualnością i pornografią, tym bardziej stajemy się pruderyjni, broniąc domniemanej świętości monogamii.

Według badań You Gov 43 proc. Szkotów i 35 proc. Anglików uważa, że seks to najlepszy sposób spędzania wolnego czasu. Ostatnie badania pokazują zaś, że jedna piąta wszystkich użytkowników internetu w sieci szuka seksu. Z prostytucji na Wyspach korzysta 10 proc. mężczyzn. Do oglądania pornografii przynajmniej raz w tygodniu przyznaje się 80 proc. mężczyzn, 12 proc. kobiet i 27 proc. nastolatków w przedziale wiekowym od 14 do 17 lat. Do zdrad, w zależności od badań, przyznaje się od 25 proc. do 65 proc. żonatych mężczyzn i od 15 proc. do 50 proc. mężatek. Brytyjczycy, którzy tak surowo oceniają romans Terry’ego i Giggsa, sami chętnie zdradzają partnerów, choć niechętnie mówią o tym ankieterom, co tłumaczy tak duży rozrzut wyników badań.

Ciekawa jest także inna statystyka. Dla 65 proc. kobiet i 55 proc. mężczyzn seks to przede wszystkim wyraz miłości i powinien odbywać się tylko w stałym związku (51 proc. wskazań) lub po ślubie (25 proc.). I tutaj chyba otrzymujemy odpowiedź na tak surowe ocenianie osób publicznych. Chociaż sami nie jesteśmy bez wad, grzechów i marzeń o innych partnerach seksualnych, to jednak, trochę na wyrost, uznajemy małżeństwo i stały związek za świętość. Mimo że rozwody stały się powszechne, mimo że wolne, otwarte związki w zasadzie już nie gorszą, mimo że w każdy weekend rzesze singli i singielek wyruszają na łowy w poszukiwaniu krótkich przygód seksualnych, to jednak wciąż tkwimy w myślowej kulturze epoki romantyzmu, a do tego jeszcze idealizujemy małżeństwo.

ŚWIĘTA RODZINA, CZYLI GLOBALNA HIPOKRYZJA

Na idealizację związków i miłości zwraca uwagę feministyczna publicystka Kate Figes, autorka książki „The Truth”, Od czasów romantyzmu i przekonania, że „prawdziwa miłość” jest najważniejszym elementem składowym szczęśliwego małżeństwa, nasze oczekiwania w stosunku do związku zaczęły rosnąć. Kochający partner i kochająca partnerka powinni zapewnić wszystko, czego potrzebuje druga strona. A seksualna wyłączność jest integralną częścią tego ideału. Figes zauważa tutaj rolę feministek. Według niej to równouprawnienie kobiet odegrało niebagatelną rolę w nowym seksualnym purytanizmie. Kiedy w przeszłości mężczyźni mogli korzystać z seksualnych wyskoków pozamałżeńskich ze względną bezkarnością, zdrada była w pewnym stopniu społecznie akceptowalna. Kiedy małżeństwa zawierano nie tyle ze względów uczuciowych, ile biznesowych, klasowych czy społecznych, posiadanie kochanek przez mężów było uważane za w pełni normalne. Dopiero w momencie, kiedy kobiety wyzwoliły się z kajdan patriarchatu i zyskały takie same, jak mężczyźni możliwości do pozamałżeńskich, przelotnych romansów, nastały czasy nowej bigoterii. A przy okazji objawił się kult rodzinności. Tiger Woods być może dlatego opowiadał farmazony o tym, że „rodzina jest na pierwszym miejscu”, aby trafić do jak największej liczby konsumentów, która kupuje produkty sygnowane jego nazwiskiem. Według badań Redbook i portalu Lawyers.com w USA ponad połowa obywateli na pierwszym miejscu stawia rodzinę, a 95 proc. twierdzi, iż życie rodzinne jest ważniejsze dla stabilności społeczeństwa niż dobra edukacja, silna ekonomia, sprawna służba zdrowia, rząd czy religia.

MY, PURYTANIE

To nieprawdopodobne, ale w Ameryce trzech na czterech obywateli, wybierając prezydenta, bierze pod uwagę nie to, co sądzi on o ekonomii, polityce zagranicznej czy sprawach bezpieczeństwa, ale przede wszystkim to, co sądzi on o rodzinie. Wartości rodzinne uważane są za niezwykle ważne również w Irlandii Północnej, co może w jakimś sensie tłumaczyć głupoty wypowiadane przez Iris Robinson, która przekonywała, że cudzołóstwo jest grzechem i że „rząd ma moralny obowiązek przestrzegania praw Bożych” poprzez utrzymywanie ustawy antyaborcyjnej. Nazywała także homoseksualizm „ohydą” i utrzymywała, że geje dzięki psychoterapii mogą się z homoseksualizmu „wyleczyć”. Na ile to były jej prawdziwe poglądy, a na ile polityczna gra obliczona na głosy specyficznych wyborców, pokazuje jej romans z 19-latkiem. Czy żona premiera Irlandii jest hipokrytką, czy raczej ofiarą globalnej, społecznej hipokryzji? Tego nowego, seksualnego i rodzinnego purytanizmu i paraliżującej bigoterii? Czy mówiła to, co naprawdę myślała, czy raczej prezentowała zespół poglądów powszechnie uważanych za słuszne? I czy przypadkiem to nie my sami jesteśmy jeszcze większymi hipokrytami, kiedy oburzamy się na zachowania osób z pierwszych stron gazet, a gdy tylko mamy okazję, sami łamiemy tak rygorystycznie przestrzegane przez innych wartości moralne.

Autor: Radosław Zapałowski
Źródło: eLondyn


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

2 komentarze

  1. Il 03.02.2013 18:39

    Nalezy wziac pod uwage szkodliwe srodki podniecajace wykorzystywane do eliminacji osobnikow tego samego gatunku.

    Widac ze artykul napisany prohomo i antyrodzinie.

    z homoseksualizmu autentycznie mozna sie WYLECZYC i sa na to dowody.

  2. Koleś 04.02.2013 11:31

    Opisane tu społeczne zjawisko pokazuje, że monogamia nie wynika li tylko z utrwalenia kiedyś przyjętych za słuszne wartości kulturowych.
    Dowodzi raczej, że ludzie są z natury stworzeniami monogamicznymi.
    Choć powszechny brak panowania nad popędami zdaje się sugerować coś innego, to jednak oczekiwania społeczne wobec autorytetów pokazują za czym ludzkość podświadomie tęskni, mimo swej moralnej niedoskonałości.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.