Puszok

Opublikowano: 30.11.2024 | Kategorie: Prawo, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 956

Z okazji Święta Dziękczynienia prezydent USA, Joe Biden ułaskawił dwa indyki. Indyki o imionach Peach i Blossom czują się dobrze. Nie padły z wrażenia, ani nic! „Biorąc pod uwagę wasz temperament oraz zaangażowanie w to, by być produktywnymi członkami społeczeństwa, niniejszym ułaskawiam was, Peach i Blossom” – powiedział do indyków Joe Biden.

Zastanawiam się, co czują, dowiadując się o tej szopce amerykańscy więźniowie, przebywający w celach śmierci? Nie jest tajemnicą, że w Ameryce usmażono na krześle elektrycznym niejedną niewinną osobę. O tym, że termin „usmażenie” nie jest „na wyrost” ani dla człowieka ani dla indyka, świadczy choćby egzekucja Ethel Rosenberg.

Tymczasem w Polsce, przed wigilią i w tym roku, żywe karpie będą ginęły pod młotkiem i nożem. Szarpiące się reklamówki, obijające o kolana przechodniów, w śnieżnym krajobrazie – to jedno ze wspomnień z mojego dzieciństwa. Pamiętam, że nawet my mieliśmy raz karpia w wannie. Pływał. Stałam nad nim ja, mama, tata i zastanawialiśmy się – co u licha zrobić dalej? Wkroczyła babcia. I młotek. Pęcherz pławny ryby bardzo pasował do dziecięcej rączki. Macanie wnętrzności karpia było poniekąd aktem zemsty. Zaledwie kilka lat wcześniej, w górskiej wiosce, rybia ość utknęła mi w gardle. Nie mogłam oddychać, wywaliłam się do tyłu wraz z krzesłem. Ciemność. Następnego dnia byłam w białym niebie – poszłam się pocieszać zabawą z owczarkami podhalańskimi. Tym razem to moim rodzicom zrobiło się czarno przed oczami. Ale co tam! Jeszcze tu jestem!

„Infowet” informuje, że w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie obywatelskiej projektu ustawy o ochronie zwierząt. Jako że nie ma żadnych doniesień o terminach dalszego procedowania – karpie idą pod młotek. W tym samym projekcie przewiduje się zwiększenie kar za znęcanie się nad zwierzętami. Całym sercem jestem za! Tym bardziej że czasy idą ciężkie, a jak zwykle w takich okolicznościach najbardziej będą cierpieć bezbronni. Zwierzęta zaś – w naszej podobno cywilizacji – są bezbronne. Łatwo na nich wyładować frustrację, albo zgotować im straszną śmierć, żeby tylko móc więcej zarobić na… Docelowym produkcie spożywczym. Otworzyć japy, zamknąć serca! A nie!!!

Nie ma co kryć, że projekty obywatelskie cechują się często nadmiarem entuzjazmu w tzw. zamiarach. Tak jest i w tym przypadku. W proponowanej ustawie jest zapis o obowiązkowej sterylizacji psów i kotów – tych nieprzeznaczonych do profesjonalnego rozrodu. Pisałam już kiedyś, że żaden rozsądnie myślący behawiorysta, przyrodnik ani weterynarz, nie uzna tego za dobry pomysł. Po pierwsze u lękowych psów kastracja to zbrodnia na żywym organizmie. Stają się jeszcze bardziej niestabilne. A większość psów jest obecnie… lękowych. Po drugie w naszym kraju, kastracje i sterylizacje masowo wykonuje się za wcześnie, czyli wtedy, kiedy nie zakończyły się jeszcze szczenięce procesy kostne. Po trzecie na sterylizacji i kastracji, a już w szczególności sterylizacji i kastracji dzikich kotów bardzo dobrze się zarabia. Mocz niewykastrowanego kocura może śmierdzi, ale pieniądz – nie. Mocz owulującej kotki odstrasza wszystkie szczury. Tyle że owulujących kotek jest coraz mniej – kocice fundacje łapią i otwierają je wielokrotnie, ponieważ nie oznacza się zwierząt po sterylkach. W rezultacie w miastach szczury śpiewają: hulaj dusza, piekła nie ma! Mioty dzikich kotów zaś są coraz słabsze, bo pula genetyczna gatunku jest wyniszczona.

Skoro już jesteśmy przy fundacjach i stowarzyszeniach zajmujących się pomocą dla zwierząt, to może pora, aby wprowadzić jakieś narzędzia kontroli owych działalności. Tajemnicą poliszynela jest to, że niektóre z fundacji i stowarzyszeń to tylko maszynki do produkcji hajsu. Co poniektórzy „samarytanie” są skłonni bić się pomiędzy sobą o bezdomne zwierzęta. Coraz częściej do schronisk, azyli i przytulisk trafiają psy i koty z interwencji, zorganizowanych pod pozorem znęcania się przez właścicieli nad zwierzętami. Baranieją i właściciele, i ich wypieszczone, odebrane przytulasy. Baranieją? Cierpią. A bywa, że umierają, bowiem tzw. azyle nie potrafią zapewnić im odpowiednich warunków bytowania. Kolejny myk, to zabieranie bądź przygarnianie zwierząt przez fundacje, nawet kiedy panują w nich zarazy. Nie robi się w schronisku kwarantanny i nie zamyka się go, tylko zbiera się kolejnych nieszczęśników, którzy – chorują i umierają. A dalej, nawołuje się o datki, datki, datki – bo zwierzęta – chorują i umierają.

Zwierzęta również wypycha się do domów tymczasowych. I tutaj trzeba rozwiać kolejny mit, że dom tymczasowy jest lepszy od schroniska. Niekoniecznie. W schronisku jest zwykle dyżurujący weterynarz; jest też zaprzyjaźniona klinika czy szpital, gdzie można w miarę szybko wywieźć niedomagającego zwierzaka. A w domu tymczasowym? Coraz częściej bywa, że w domu tymczasowym jest osoba, której wiedza o kotach czy psach ogranicza się do faktu, że powinny mieć one cztery łapy. I coraz częściej domy tymczasowe otwiera się tylko po to, aby sobie dorobić. I… coraz częściej „tymczasy” przypominają swojskie meliny – choć fundacja pokazuje śliczne fotki piesków i kotków ślicznie wylegujących się na domowych kanapach… Tu też już pora na zasadniczy ruch ustawodawcy, ucinający patologię, która narodziła się i kwili. Głośno.

Przy okazji – miałam ostatnio nawiedzenie. Przyszła do mnie pani. Radna osiedla. Pani z PiS i triumfalnie poinformowała mnie, że ona wie, gdzie są moje koty, ale nie powie… Są blisko, gdzieś na Bałutach. A ich wywiezienie z „Arkadii” w Głownie, gdzie zaraził się i umarł Sabra, „zawdzięczam” właśnie owej pisowskiej pani radnej osiedlowej, wolontariuszom, „Arkadii” i prokuraturze. Wyłonił się drobny kłopot – otóż prowadząca bałucki dom tymczasowy wolontariuszka doszła do wniosku, że Ezra i Konstancję należy cyt. ciachnąć. Bo zapach nie ten. I pani radna osiedlowa, rodem z PiS – która mnie już wcześniej próbowała namówić, abym się zwierząt zrzekła najlepiej na rzecz wskazanej przez nią osoby – przybyła w roli emisariusza.

Powiedziałam, że mam pisemne zapewnienie prokuratury, że zwierzęta nie będą kastrowane ani sterylizowane. Wtedy pokazano mi zdjęcia wykonane w domu tymczasowym. Konstancja wygląda źle. Tymczasem Ezra wygląda tam, jakby zbierało mu się na odchodzenie – nie na moje łono, a to Abrahama. Skulony, matowe futerko, przymknięte oczy, główka odsunięta od aparatu. Czysta rozpacz. Tym obrazom towarzyszyło tokowanie, że kotki czują się świetnie! Karmione są tym samym, czym pani wolontariuszka dokarmia dzikie koty! Ezra i Konstancja, które od lipca zaliczyły parę kocich bójek, są teraz najlepszymi przyjaciółmi! Mają osobny pokoik, to wersja z jednej minuty, bo w drugiej: swobodnie chodzą po całym domu… A ów dom? Jeśli się spodziewacie opisu poduś i kanap, to was rozczaruję. Moje domowe koty lepiej by już miały na śródmiejskim dołku… I jeszcze ten „życzliwy” tekst: wiem, gdzie są koty, blisko, blisko, ale nie powiem…

Przypomniało mi się, że żyła niegdyś pewna kobieta. W Polsce ma złą prasę, bo była Niemką (źle!), a została Rosjanką (jeszcze gorzej!). W dodatku pośmiertnie obnażyła brak przymiotów żywego posła Suski (najgorzej!). Tak, tak, chodzi mi o Katarzynę II Wielką. Owa Katarzyna podobno lubiła mężczyzn i kochała ogiery, ale historycy udowodnili, że na bank to kochała swojego kota o imieniu Puszok. Tak się zastanawiam, co by zrobiła – gdyby porwano jej Puszoka, grożono jego trwałym okaleczeniem, a w dodatku powiedziano by przed jej niemiecko-rosyjskim obliczem: wiemy, gdzie jest carycy Puszok, blisko, blisko, wiemy, ale nie powiemy… Co by zrobiła? Bezsennymi nocami mnie to pytanie nurtuje.

Autorstwo: Izabela Szolc
Źródło: Trybuna.info

image_pdfimage_print

TAGI: , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

3 komentarze

  1. adm. Maurycy Hawranek 30.11.2024 10:42

    Sterylizacja psów i kotów nie jest zabiegiem obojętnym dla ich zdrowia. Od 1 do 4% sterylizowanych psów umiera (w tym 0,17% nie wybudza się z zabiegu), co oznacza nawet 4 zgony psów na 100. To bardzo wysoki współczynnik. Do tego u ok. 12% psów występują powikłania (najczęściej bradykardia, tachykardia, spadek ciśnienia krwi, bezdech i krwotoki), zwłaszcza u otyłych, wychudzonych lub z różnymi chorobami. Gdyby zmuszano ludzi do poddawania się równie ryzykownym zabiegom, nawet gdyby był tylko 1 zgon na 100, zmiótłby ten rząd z powierzchni ziemi. No, ale chodzi o zwierzęta, a nie o ludzi, choć są traktowane jak członkowie rodziny, więc co to obchodzi polityków, skoro to nie ich wyborcy. Przy okazji warto dodać, że sterylizacja nie zmniejsza popędu seksualnego zwierząt i nie zmniejsza ryzyka chorób nowotworowych narządów płciowych, ani nie wydłuża ich życia, bo polega tylko na przecięciu nasieniowodów lub przecięciu/podwiązaniu jajowodów.

    Z kolei kastracja to zabieg chirurgiczny i oczywiste jest, że powinna być bardziej śmiertelna, niż sterylizacja, ale nie znalazłem danych liczbowych o śmiertelności zwierzaków. Jakby je ukrywano, by nie odstraszać klientów.

    Zwierzęta po kastracji podobno żyją dłużej, ale są mniej stabilne emocjonalnie, tyją jak na drożdżach, a te lękliwe po traumatycznych zdarzeniach – cierpią psychicznie. Spada ich popęd seksualny. Najpowszechniejszym problemem wykastrowanych zwierząt, oprócz tycia, jest nietrzymanie moczu (w praktyce mieszkanie może przesiąknąć zapachem moczu). Żenująca jest zaś propaganda, że kastracja zapobiega rakowi narządów płciowych. Oczywiście, że tak, skoro wycięto im narządy płciowe. To tak, jakby zachwalano amputację rąk, bo nigdy już jej nie złamiesz. Ale propagandziści milczą, że wtedy rozwijają się inne raki, atakujące inne części ciała.

    Powszechnym kłamstwem jest przypisywanie sterylizacji „korzyści” po kastracji, co świadczy albo o głupocie autorów/autorek i niskim poziomie wiedzy, albo o świadomym wprowadzaniu w błąd.

    Oto przykład zakończenia artykułu niejakiej Basi, pełnego pochwalnych peanów na rzecz kastracji/sterylizacji, który brzmi niczym treść ulotki reklamowej: „Poddając nasze psy zabiegom sterylizacji/kastracji możemy podarować im dłuższe i zdrowsze życie, jeżeli wybierzecie dobrą klinikę a Wasi pupile będą pod dobrą opieką – zabiegi przeprowadzone będą poprawnie, wszystko skończy się dobrze i będziecie mogli cieszyć się towarzystwem Waszych milusińskich przez wiele długich lat”. W jej tekście same pochwały dla zabiegów i „rozwiewanie mitów”, bez poruszania najtrudniejszych tematów, jak liczba zgonów zwierząt po zabiegach (ani słowa, jakby wszystkie zwierzęta przeżywały kastrację lub sterylizację).

  2. emigrant001 30.11.2024 18:11

    racja, dożyliśmy czasów kiedy człowiek jest głupszy niż zwierzę
    a poza tym Maurycy robisz robotę, portal jest coraz ciekawszy. Pamiętam kiedyś był taki moment, gdy odpowiedź na komentarz była wysyłana na mail, to bardzo poprawiało dyskusje:) mógłbyś zrobić tak jeszcze raz?

  3. adm. Maurycy Hawranek 01.12.2024 09:13

    @emigrant001

    Była kiedyś wtyczka, która to robiła, ale przestała działać. Poszukaj wtyczki do wordpressa, która to robi, a zobaczę, czy uda się ją poprawnie zainstalować.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.