Liczba wyświetleń: 1092
Ulice miast Chile były w środę świadkami największej mobilizacji społecznej przeciwko neoliberalnemu systemowi od momentu ogłoszenia stanu wyjątkowego w tym kraju i wyprowadzenia wojska na ulice przez prawicowego prezydenta-milionera Sebastiana Piñerę.
W samej stolicy kraju, Santiago, na ulice wyszło ponad 200 tysięcy obywatelek i obywateli. Żądali w pierwszej kolejności ustąpienia obecnego prezydenta, wycofania wojska z ulic, zniesienia stanu wyjątkowego a następnie przeprowadzenia głębokich reform systemowych i odejścia od neoliberalnego modelu, wprowadzenia darmowych studiów, zlikwidowania prywatnego systemu emerytalnego i zreformowania szeregu kwestii socjalnych. Kraj został sparaliżowany przez strajki, które trwały również przez cały dzisiejszy dzień: związki zawodowe biorą aktywny udział w społecznym buncie.
Wtorkowe przeprosiny prezydenta i zaproponowanie przez niego szeregu reform socjalnych zostały przez społeczeństwo wykpione – zwracano uwagę, że zaproponowane zmiany to jedynie fasadowe działanie mające za zadanie zachowanie statusu quo. Społeczeństwo chilijskie domaga się zmian systemowych, a nie kosmetycznych korekt, których beneficjentem będzie wciąż prywatny kapitał, trzymający w garści niemal wszystkie usługi społeczne.
Wychodzą na jaw kolejne przypadki łamania praw człowieka przez służby mundurowe. Wczoraj ujawniono szokująca wiadomość: w pomieszczeniach stacji metra Baquedano, znajdującej się w samym centrum stolicy, policja miała urządzić salę tortur i w niej maltretować zatrzymanych demonstrantów. O procederze poinformowała Narodowy Instytut Praw Człowieka jedna z osób katowanych w podziemiach metra. Trwa dochodzenie w tej sprawie.
Tymczasem wojsko nieustannie strzela do ludzi. Rząd powołał do służby rezerwistów. Żądanie “Wojskowi do koszar!” pozostaje ignorowane.
Autorstwo: Jeremi Galdamez
Źródło: Strajk.eu
Teraz dopiero mogę powiedzieć, że zbliża się globalny kryzys, albo będzie tam gdzie ludzie zaczynają się budzić, czyli w Ameryce Południowej. Jak się temu wszystkiemu przyglądam to z jednej strony się cieszę, że wreszcie ludzie zaczynają walczyć z tą całą banksterskom kliką. Napisałem, że się budzą, raczej nie dlatego, że zaczynają otwierać oczy, chociaż bardzo bym tego chciał, lecz bardziej z powodu o którym nieraz ja czy inni na tym forum zawsze pisali, że ludzie dopiero ruszą du.e jak nie będą mieli co włożyć do miski i to jest święta prawda, tylko, że zawsze przy tym będzie się musiała polać krew niewinnych osób. A wiadomo, że w Chile jest bieda, nie wiem do końca jak duża, ale podejrzewam, że większa niż w Polsce. Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. Czy jest jeszcze w ogóle o co walczyć. Przecież „niewidzialna ręka” ma wszystko i wszystkich w garści. W takim Chile nawet jak przejmie kraj nowa partia wybrana przez lud to oni i tak nic nie będę mogli zrobić, bo albo już nic nie będzie należeć do państwa bo z tego wychodzi, że Chile jest konkretnie zadłużone i wszystko rozsprzedane za kredyty od MFW, a nawet jeśli będą to chcieli przejąć to „oni” albo ich zastraszą albo zabiją, na pewno tego nie oddadzą bo utracą władzę. W samej Polsce widać, że jak podskoczysz to lądujesz w ziemi, a co dopiero jak podskoczysz „tym” co pociągają za wszystkie sznurki. Będę to obserwował. Ciekawe czy zwykli obywatele są w stanie coś jeszcze zmienić. We Francji okazało się, że się jednak nie da.
Znajdźcie Chile na tej liście
https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_countries_by_research_and_development_spending
jak niby ma być tam dobrze skoro ten kraj nie uczestniczy w rozwoju naukowo technicznym?