Liczba wyświetleń: 1465
„The Economist”, bazując m.in. na danych na temat zarobków czy średniego czasu pracy, policzył, ile dni muszą pracować Europejczycy, żeby zarobić tyle, ile ich szefowie w godzinę.
Analiza, przywołana przez serwis Wyborcza.biz, obejmuje 22 kraje. Jak się okazuje, na równowartość średniej godzinnej pensji swoich prezesów najdłużej tyrają Rumuni: przeciętny pracownik by zarobić 305 dolarów musi trudzić się ok. 13 dni.
Około 10 dni muszą harować ukraińscy, rosyjscy i włoscy pracownicy, by uzyskać przychody, które ich szefom przynosi 60 min. w biurze (odpowiednio: 187, 264 oraz 957 dol.). Polacy muszą pracować aż tydzień, by wzbogacić się o przeciętną godzinną stawkę szefa nadwiślańskiej firmy, tj. o 262 dol. Najbardziej egalitarne stosunki w dziedzinie płac panują w Norwegii, Szwajcarii, Islandii oraz Irlandii – tamtejsi pracownicy zarabiają prezesowskie godzinówki w 2-3 dni.
„The Economist” zrobił też symulację pokazującą, ile dni musi pracować osoba zarabiająca najniższą krajową, by dogonić godzinne wynagrodzenie typowego prezesa. Jak się okazuje, najgorzej opłacany Ukrainiec czy Rumun musi w tym celu harować ok. miesiąca. Wśród krajów Unii niechlubnym liderem wspomnianego rankingu jest Hiszpania – blisko 20 dni.
Gazeta podała ponadto, że większość czasu pracy szefowie spędzają na spotkaniach.
Źródło: Nowy Obywatel
Zgadza się spotkania niczemu nie służące(uczestniczyłem w wielu:-) i zbyt wysokie pensje. Jakby tego było mało zarabiający astronomiczne kwoty zrzucają odpowiedzialność, za którą mają płacone na pracownika. Pracownik ambitny z pomysłami, który się stara niedługo popracuje:-) Pociotkowstwo wywodzące się z PZPRu i okolic na stanowiskach to norma. Normą jest też chamstwo. Niekompetencja i pozorowane działania często prowadzą do pogorszenia kondycji „zarządzanej” przez pociotów lub lewiznowców kryminalnych firmy. Z zawodu jestem dyrektorem i prezesem. Gdzieś tam zawsze będę bo wiem jak zakręcić:-)
Jaka praca taka płaca 🙂
To wszystko przez podatki, skomplikowane prawo i nierobów. Gdyby nie to, prezesi mogli by zarabiać jeszcze więcej!
I tutaj znowu pasuje postulat: posiadanie broni prawem obywatela! :-))
Szkoda, że „The Economist” nie wyliczył ile trzeba pracy żeby zostać prezesem. To by była równie bezsensowna statystyka (choć mniej chwytliwa dla gawiedzi) co ta ich.