Liczba wyświetleń: 1796
Miesiąc temu szef koncernu farmaceutycznego Pfizer, dr weterynarii Albert Bourla, „zachorował na COVID-19”. Po przyjęciu czterech dawek cudownego preparatu mającego – jak sam twierdził – zapewniającego „100-procentową skuteczność przeciwko przypadkom COVID-19 w [badaniach] Południowej Afryce. 100%!”, ponownie zachorował.
Teraz dowiadujemy się, że po zaledwie pięciu tygodniach od poprzedniej choroby, Bourla oznajmił: „zdiagnozowany zostałem pozytywnie na COVID-19”. „Czuję się dobrze i nie mam symptomów” – dodał. Usprawiedliwia się od razu pisząc: „nie przyjąłem jeszcze nowego boostera, ponieważ przestrzegam zaleceń CDC aby poczekać 3 miesiące od poprzedniego przypadku COVID-19, który miałem w połowie sierpnia. Co prawda zrobiliśmy wielki postęp, ale wirus jest ciągle z nami”.
Ciekawe, o jakim to „postępie” ten sprytny biznesmen mówi? Szczepionka – COVID-19. Booster – znów COVID-19.
Kolejny booster – kolejne zachorowanie na COVID-19.
A później może oddział szpitalny, Remdesivir, wentylator?
Jak widać, przeżywamy pandemię zaszczepionych, którą zaszczepione media i politycy przerobili na „długi COVID-19” i setki innych chorób, w tym na „tajemnicze” nagłe zgony, szczególnie młodych ludzi.
Tymczasem pani dr Rochell Walensky, szefowa CDC, pochwaliła się przyjęciem nowego boostera, testowanego na 8 myszach bez sekcji zwłok, a więc w pełni bezpiecznego. Powodzenia!
Źródło: Bibula.com
Bo to nie są żadne szczepionki, nawet jeśli przyjąć (w oczywisty sposób błędne) założenie, że „łagodzą przebieg choroby”. Na tej zasadzie można by nazywać sok z ogórków albo „alkazeltzer” szczepionką na kaca. Albo ketonal „szczepionką na ból”. Przecież też łagodzi objawy.
Tutaj problem polega w zasadzie tylko na tym, że władze nie za bardzo wiedzą, jak się z tej hucpy wycofać. Gdzie nie spojrzą, d u p a z tyłu. Jak oficjalnie przyznają, że preparaty to nie szczepionki, przed zakażeniem nie chronią i przed hospitalizacją albo zgonem też nie, to ich ludzie i firmy zasypią pozwami o odszkodowanie. Na przykład za segregację na lepszych i gorszych. A jeszcze im się dostanie od ortodoksyjnych covidian, którzy zaczęli traktować szprycę jak komunię.
Z kolei jeśli będą się dalej upierać, że preparaty w ogóle coś dają, to stracą resztki wiarygodności. Ponieważ znakomicie widać ich „skuteczność”, szczególnie patrząc na pięciokrotnie „zaszczepionych” i równocześnie tyleż razy ponownie zakażonych. Podsumowując, pewnie wezmą ludzi na przeczekanie. Większość szybko zapomni, zresztą już zapomniała. Wystarczyło trochę poluzować łańcuch, rzucić nową groźbę w postaci wojny i cyk, wszystko po staremu. Covid? Jako covid? Szczepionki? A przecież były dobrowolne, więc co się pan czepiasz. A szmaty też trzeba było nosić raptem parę tygodni, więc nic się nie stało. Tak to działa.