Liczba wyświetleń: 1190
Nikt mi nie przyznawał takich cech charakteru, a tym bardziej nie dawał i nie sprzedawał dyplomu z takim tytułem, ale wydaje mi się, że zawsze byłem i jestem agnostykiem. Mówiąc najprościej i zgodnie ze słownikami, agnostyk to taki członek (lub członkini) społeczności, który(a) wielu głoszonym prawdom nie wierzy, jeśli nie widzi niepodważalnych dowodów ich prawdziwości. To może dotyczyć spraw drobnych i niemających istotnego znaczenia, jak np. smaku określonych potraw, ważniejszych – jak szczepienia przeciw grypie czy covidowi i bardzo ważnych – jak wiary w istnienie boga lub bogów i ich wpływu na życie ludzi.
Uważam, że każdy człowiek ma takie samo prawo do przekonań politycznych, jak i religijnych. Nie krytykuję ani ortodoksyjnych katolików, ani skrajnych ateistów. Nie śmieję się z wyznawców Mahometa rozwijających modlitewne dywaniki, ani nawet z resztek indiańskich plemion, żyjących jeszcze w amazońskiej dżungli i modlących się do słońca.
Pobożność instrumentalna
Jest tylko jedna sytuacja, w której instrumentalne wykorzystywanie religii, lub odwoływanie się do niej, jako moralnego nakazu, bardzo mnie drażni. Taka sytuacja występuje najczęściej wtedy, gdy zawodowi albo przez wiele lat przyspawani do dochodowych stołków politycy, czują się zagrożeni i dążą do możliwie szybkiej odbudowy swojej pozycji. A zagrożenie jest najczęściej spowodowane niedostatkiem konkretnego działania lub przesadną walką z prawdziwymi i wyimaginowanymi wrogami. Z natury spokojna większość narodu nudzi się wtedy i czeka na zdarzenia o charakterze sensacji, albo włączające polityków w ich rodzinną atmosferę.
Stwarzanie emitowanych radiowo i (koniecznie!!) telewizyjnie publicznych sytuacji, w których politycy dają do zrozumienia, że są baaardzo religijni i modlą się razem z ukochanym narodem, może być i na ogół jest, dużym stopniem na schodach kariery. W takim kraju jak Polska, w którym ponad 70% dorosłej ludności twierdzi, że jest „wierząca” i związana z jedną religią, utrwalanie przekonania o religijności „naszych” polityków wyzwala braterskie (czy siostrzane) uczucia u potencjalnych wyborców.
Dowody pobożności
Obserwując z daleka środowiska polityczne, doszedłem do wniosku, że mają one jednak dość ubogi zestaw metod pokazywania swojej pobożności. Podstawą jest zamawianie religijnych obrzędów „w intencji” kogoś lub czegoś. Z samym zamawianiem nie ma trudności, bo przecież „datki” za przeprowadzenie takich uroczystości stanowią istotną pozycję w dochodach każdego kościoła. Pewnym problemem może być tylko zgromadzenie odpowiednio licznego tłumu, świadczącego o społecznym poparciu dla organizatorów i (lub) dla głoszonych przez nich idei. Każda telewizja lubi tłumy i potrafi je wizyjnie rozbudowywać, ale zbyt duże różnice między rzeczywistością i marzeniami mogą być wykorzystane przez przeciwników.
Drugi modny sposób przekonywania o pobożności, to podłączanie się do kościelnych uroczystości. To mogą być „imprezy” poważne, ale także w różnym stopniu rozrywkowe – z żartami, śpiewami i tańcem. Ważne jest tylko to, aby były pokazywane przez środki masowego przekazu i aby mieć przygotowane odpowiednie stroje. Szafa polskiego (i nie tylko) polityka niemal bez przerwy podkreślającego swój patriotyzm, musi być odpowiednio rozbudowana. Z jednej strony (raczej prawej) rząd roboczej odzieży powinien się zaczynać od czarnego garnituru, albo (lepiej) smokingu i fraka, a z drugiej kończyć się na lekko przybrudzonej koszuli, dżinsach (koniecznie markowych), skórzanych spodniach i białych butach na bardzo grubej, też białej, podeszwie. Tak wyposażony polityk, z intelektem wzbogaconym o programowe hasła wymyślone przez szefów, może stanąć do walki o wzbogacenie przyjaznego elektoratu. A już od jego inteligencji i samokrytycyzmu zależy, co będzie śpiewał i jak podrygiwał, ku uciesze gawiedzi.
Jest jeszcze trzecia droga wykorzystywania religii do wspierania celów politycznych. Moda na nią ostatnio wyraźnie osłabła, bo chyba ma zbyt dużo negatywnych skutków ubocznych. Tą drogą jest wieszanie symboli i obrazów religijnych wszędzie tam, gdzie jest miejsce, dające pewność ich zauważenia i przemyślenia przez wielu ludzi. Krzyże w urzędach i salach sądowych, drogi krzyżowe przy, a nawet na boiskach, reprodukcje obrazów z modlącymi się zakonnikami, fotografie wnętrz znanych świątyń. Skutki pozytywne, to wzmocnienie wiary, że decyzja gminnego urzędnika i wyrok sądu mają wsparcie kościelnej hierarchii. Skutek negatywny to świadomość naruszenia prawa i kakofonia pojęciowa wśród najmniej wykształconej części społeczeństwa. Bo kto, u licha, jest ważniejszy – wójt czy proboszcz?
Nawracanie niewiernych
Z moich kameralnych badań wynika, że w tej religijnej agnostyce mam dość liczne towarzystwo. Kościoły oglądają – tak jak ja – jako zabytki architektury. W święta bożonarodzeniowe i inne słynące z tradycyjnych zebrań lub pochodów, chowają się przed młodą młodzieżą, aby nie angażowała ich na Świętych Mikołajów i innych dziadków. Nie chcą śpiewać ani ludowo tańczyć, bo tego nie potrafią i nie chcą być śmieszni.
Są jednak, jak wszyscy wiemy, takie partie polityczne, w których publiczne prezentowanie objawów pobożności jest traktowane niemal jak obowiązek, a w każdym razie jako dowód patriotyzmu i wierności tradycji. U ludzi „stojących z boku” i u agnostyków rodzi się jednak pytanie – czy te zachowania są wynikiem wewnętrznej potrzeby związanej z prawdziwą wiarą, czy też objawem politycznej lojalności wobec organizatora, czy organizatorów.
W moich mikrobadaniach równe 50% osób uczestniczących w religijnych spotkaniach zapewniło, że zostali wychowani „w wierze” i na starość ta wiara się tylko umacnia. Z drugiej połowy kilka osób jest otwarcie niewierzących lub przyznaje się do agnostycyzmu. Większość natomiast potwierdza pewną polską specyfikę – „właściwie to nie wierzę, ale się do tego nie przyznaję. Bo to jest źle widziane w moim środowisku i może mi zaszkodzić. Wobec tego w niedziele chodzę do kościoła i daję spory datek na tacę, uroczyście obchodzę kościelne święta, a żona uczestniczy w niektórych pielgrzymkach i kościelnych akcjach dobroczynnych”.
Taka wizualna odmiana politycznej pobożności uległa wzmocnieniu w ostatnich latach. Teraz częściej odnotowuję przypadki, że usiłuje się rozszerzać zakres jej stosowania. W Radze Sklerotyków mamy kilkoro przedstawicieli tej grupy, którzy nawet mnie, zatwardziałego grzesznika, próbują zarazić choćby początkami takiej odmiany, albo świadomie politycznej pobożności. Jak skończyłem 70 lat, to mówili, że jeśli doję do 80, to strach przed podróżą do Krainy Wiecznych Łowów wyzwoli we mnie nawet prawdziwą pobożność. Doszedłem, ale nic się nie wyzwoliło. Tak samo po 90-tce. Czekam, co będzie dalej.
To trochę nudne, bo liczba straszących niepokojąco się zmniejsza. Niewielu zostało tych, którzy pamiętają czasy, kiedy religijność była kwestią prywatną, nienarzucaną przez otoczenie ani przez środowisko pracy. Dziś jednak zmieniające się realia społeczno-polityczne wpływają na sposób, w jaki religia i pobożność są wykorzystywane w przestrzeni publicznej.
Religia, choć miała być ostoją duchowości i tradycji, stała się narzędziem w rękach tych, którzy walczą o wpływy i popularność. Wielu moich rówieśników i znajomych podkreśla, że obserwowanie tego rodzaju instrumentalnego podejścia do wiary budzi w nich niesmak. Wartości, które niegdyś były źródłem inspiracji, teraz są często degradowane do rangi narzędzia marketingowego.
Gdy słyszę kolejne apele o „powrót do korzeni” albo o „obronę chrześcijaństwa”, zastanawiam się, czy rzeczywiście chodzi o duchowość, czy raczej o polityczny zysk. Ci, którzy najgłośniej krzyczą o religii, często nie mają czasu ani ochoty na zwykłe, ludzkie gesty miłosierdzia czy solidarności. Czy to nie jest największy paradoks naszej współczesności?
Kiedyś myślałem, że wraz z wiekiem człowiek nabiera większego dystansu do tego, co się wokół dzieje. Tymczasem obserwując rozwój politycznej pobożności, mam wrażenie, że dystans ten staje się coraz trudniejszy do utrzymania. Czy to oznacza, że dożyję czasów, w których religia stanie się domeną wyłącznie prywatną, czy też wręcz przeciwnie – będzie jeszcze bardziej upolityczniona?
Nie wiem, co przyniosą kolejne lata, ale wiem jedno – agnostycyzm, który wybrałem dawno temu, pozwala mi patrzeć na to wszystko z pewnym spokojem. W końcu, jak mawiał pewien mądry człowiek: „Wierzyć trzeba przede wszystkim w dobroć człowieka, a nie w narzucone dogmaty”. Mam nadzieję, że choć kilka osób z mojego pokolenia podziela to przekonanie.
Autorstwo: Tadeusz Wojciechowski
Źródło: Trybuna.info
Piszę podziękowania za świetne słowa i myśli autora tego artykułu. Dodam iż ja tłumaczę sobie na swój użytek iż prawdziwa wiara nie wymaga żadnych zapisów w różnych przepisach prawa. A uzasadniam to słowami z Pisma Świętego Starego i Nowego Testamentu z 1982 roku. Konkretnie to: Nowy Testament > Objawienie Świętego Jana 22 > 18 Co do mnie to świadczę każdemu, który słucha słów proroctwa tej księgi: Jeżeli ktoś dołoży coś do nich, dołoży mu Bóg plag opisanych w tej księdze; > 19 A jeżeli ktoś ujmie coś ze słów tej księgi proroctwa, ujmie Bóg z działu jego z drzewa żywota i ze świętego miasta, opisanych w tej księdze. > 20 Mówi ten, który świadczy o tym: Tak, przyjdę wkrótce. Amen, przyjdź, Panie Jezu! > 21 Łaska Pana Jezusa niech będzie z wszystkimi. Amen. > Na tych słowach Biblia Święta się kończy. A wracając do teraźniejszości i tematu na którym się znam najlepiej obronności, która jest przez 35 lat totalnie olewana przez wszystkich polityków. A zwłaszcza przez ministrów obrony narodowej, którzy są ignorantami w dziedzinie wojska. Większość nigdy nie służyła w wojsku i nie mają serca dla wojska, nie czują z nim więzi. Swoją ignorancję i niekompetencję maskują wpinaniem sobie w klapy różnych polskich symboli, otaczaniem się polskimi flagami i buńczucznie oświadczają o swoim patriotyzmie. Ale co naprawdę myślą i mają w sercach? Bo ich czyny są haniebne. Stąd głupie, nieżyciowe, złe, niespójne, niejasne i wykluczające się wzajemnie przepisy dotyczące służby wojskowej. Kupują amerykański złom wojskowy, jako coś wyjątkowego extra, unikatowego, new generation, bo ma tylko 45 lat i wyśmienicie nadaje się do odstraszania. Lekceważą możliwość przegrania ewentualnej wojny przez swoją haniebną ignorancję. Ale co tam, najważniejsze są ciepłe posadki i niemała kaska, i jakoś to będzie, bo mamy opiekuna w postaci USA i NATO. Według mnie to skrzyżowanie pospolitego ruszenia. Artykuł 5 paktu NATO — każdy sobie swoją własną rzepkę skrobie. Artykuł 4 Nie wspiera się polskiej myśli wojskowej i polskich zakładów zbrojeniowych. Preferuje się pseudo sojusze wojskowe, fałsz i ignorancję w dziedzinie obronności. Panowie Solidarni przechwalacie się ile procent PKB wydaje się na wojsko, nie stanowi odzwierciedlenia, i jeszcze bardziej zaciemnia realny obraz. W przygotowaniach do wojny liczy się efektywność wydawania środków, inaczej nie chodzi o ilość a o jakość uzyskanego sprzętu, tak by koszta 1 sztuki sprzętu były dość małe, ale za to by sprzęt mógł zadawać potężne ciosy przeciwnikowi, jednocześnie samemu będąc jak najmniej podatny na ciosy przeciwnika. Ale co to obchodzi ministra obrony przecież on jest gorliwym katolikiem. Pan minister Antoni Macierewicz przy okazji likwidacji służb wywiadu i kontrwywiadu, upowszechnił w internecie zagraniczną listę współpracowników tych służb, wydał ich na śmierć. Z tych współpracowników skorzystali nawet Amerykanie w Iraku, by uratować swych agentów we współpracy z Polakami. Od Amerykanów dostał reprymendę, ale się nie przejął. Za to nakupował amerykańskich pojazdów MRAV na 4 kołach zwanych kurnikami. Sama ilość 4 kół dyskwalifikuje go jako bojowy pojazd, no i kiepskie uzbrojenie, bo M-60. Potem powołał polską armię w 100% zawodową, naruszając tym samym ciągłość służby wojskowej. Nie wspominając o tym, że armia zawodowa finansowana z budżetu pochłania 50% budżetu na żołd dla zawodowców. Dlatego innym wystarcza 2% budżetu a Polakom potrzeba 4%. Promował cywilów po jedno miesięcznym szkoleniu na stopień oficerski. Na wniosek Amerykanów został zdymisjonowany ze stanowiska ministra obrony. Co do osoby generała Stanisława Maczka to bardziej znany jest w Holandii niż w Solidarnej Polsce, a to wielka szkoda dla historii i interesów Polski. To skromna wyjątkowa postać, ale bardzo zasłużona dla Polski i nasz największy wojownik. To na nim mogłyby się wzorować kadry oficerskie Wojska Polskiego. Jednak stało się inaczej. A przyczynił się do tego pan Antoni Macierewicz z PIS-u i pan Romuald Szeremietiew. Stworzyli szumnie i buńczucznie Akademię Sztuki Wojennej, ale patronem nie został największy współczesny wojownik i pancerniak (nie tylko Polski) generał dywizji Stanisław Maczek, który w 1939, 1940, 1944 i 1945 roku nie przegrał ani jednej bitwy z Niemcami. A w 1944 roku miał we Francji za przeciwników dwie najlepsze dywizje pancerne SS: 1 Dywizja SS Leibstandarte Adolf Hitler i 2 Dywizja SS Das Reich oraz niedobitki innych jednostek pancernych Wehrmachtu. Mimo posiadania amerykańskich, prymitywnych w stosunku do niemieckich czołgów, zdecydowanie wygrał i najprawdopodobniej żołnierze generała Maczka doprowadzili do śmierci ulubieńca Adolfa Hitlera największego pancerniaka II wojny światowej Michaela Wittmana, który zniszczył 138 czołgów i 132 niszczycieli czołgów Alianckich. A Polska teraz jest słaba i w stanie agonalnym czekamy na wojnę. No i patrzymy na drugiego wroga w postaci Niemiec, jak zdobywa władzę w stylu Adolfa Hitlera. Za naszego patrona, idola obraliśmy USA, które Gotowi jesteśmy rozpętać 3 wojnę światową za czyjąś wolność, mając armię kompletnie beznadziejnie wyposażoną i nieprzygotowaną do wojny. Można powiedzieć, iż Solidarna paranoja zaczyna się rozwijać. Niestety ludzie Solidarności nie chcą się przyznać, iż mylą się z bardzo fatalnymi skutkami dla Polaków, Polski, gospodarki i obronności już od 35 lat. Rzekomo polscy politycy zaś dzielnie szczekają zgodnym chórem i też mają chęć powojować z Rosjanami ale swoich synów i córek to na wojnę nie wyślą. Oto próbki sprzętu USA najnowszej rzekomo generacji: Stary 45-letni czołg Abrams skojarzony z nową awioniką, ale z lufą 44-kalibrową, gdy np. koreański K 2, niemiecki Leopard A 7, brytyjski Challenger 3 mają lufę 55-kalibrową? A rosyjski T-14 lub T-19 jeszcze większą, co daje możliwość celnego strzelania z odległości większej o 3 km. Do tego dochodzi spalanie paliwa trzykrotnie większe od czołgu PT-91 Twardy. Mało tego, PT-91 Twardy spala zwykłe paliwo samochodowe pod postacią oleju napędowego, a Abrams, mając napęd pochodzący z szuflady Adolfa Hitlera, pali paliwo lotnicze, które jest bardzo drogie. Dlatego Niemcy nie użyli go do napędu czołgu Panzer VII, zwanego Kinigs Tiger – Tygrys Królewski. Pancerz tego czołgu zawiera wyciąg z reaktora atomowego elektrowni jądrowej i był darmowy. Ale to tylko pozór, bo ten pancerz powoduje różne odmiany nowotworów i bezpłodność. I taki haniebny czołg zafundowali polskim czołgistom rzekomo polscy patrioci. Pewnie, że będą oszczędności, bo żaden z czołgistów nie dosłuży do emerytury i umrze. Tak więc Szanowni Panowie politycy ze znaczkami w klapach, w słowach Świętego Jana jest zawarta kwintesencja wiary i nie ma w niej miejsca na żadną interpretację a każdy kto się temu sprzeciwi zostanie surowo ukarany. Więc Panowie politycy wyznający demonstracyjnie wiarę, strzeżcie się i traktujcie poważnie słowa Świętego Jana i nie zabierajcie publicznie głosu na temat wiary. A ja bezbożnik zastanawiam się co politycy gorliwie wyznający wiarę publicznie mają w miejscu serca. Może oni mają wielką skarbonkę na wartości patriotyczne pod postacią pazerności na pieniądze tu i teraz, bo dla nich tak naprawdę liczy się tylko piniądz.
//agnostyk to taki członek (lub członkini) społeczności, który(a) wielu głoszonym prawdom nie wierzy, jeśli nie widzi niepodważalnych dowodów ich prawdziwości.//
No, normalnie… A jak inaczej? Inaczej to zwykły automat a automaty się do roboty wykorzystuje.
Wiara to przekonanie… do danej prawdy a żeby się przekonać to trzeba sprawdzić.
Ktoś tu niekiepski terror zapodawał, że to pojęcie – „wiara” – zaczęło oznaczać i dalej oznacza „wiarę ślepą”.
Katana – nie wiem czy zauważyłeś, ale nasz kolega gdzieś zniknął, miejmy nadzieję, że ze zdrowiem jego wszystko ok.
kufel10. Masz na myśli Kolegę Rici? Ja ostatnio mniej zaglądam i nie wiem… Temat jaki ostatnio poruszał… „niewygodny”. Mam jednak nadzieję, że to chwilowy przestój, i że jest w porządku.
Pozdrawiam..
Tak, narzekał czasami na zdrowie a warto go na ogół posłuchać w różnych tematach.
Trzeba by się mailami powymieniać, czy coś…
Oficjalnie nie bardzo a pw nie da się pisać, chyba że przez Admina.
Jest generowany ogromny nacisk. Dowiedziałem się bardzo dziwnych rzeczy o CERN, nawet nie chce o tym pisać takie to jest złe i dziwaczne. Jeszcze gorzej wygląda zagadnienie szprycowania – bez przerwy wychodzą na światło dzienne coraz to nowsze „rzeczy”
kufel10. Można założyć na jakiejś poczcie drugie konto, tylko do komunikowania się z różnymi forumowiczami. Przy lepszej znajomości można by się kontaktować choćby w takich przypadkach, gdy nie wiadomo co się dzieje z danym kolegą.
Ja sam myślałem by podawać jednego ze swoich adresów e-mail… Ale na razie nie widziałem ani potrzeby z mojej strony ani chęci znajomości ze strony innych. Także… póki co nawet pies z kulawą nogą o mnie nie będzie pamiętać gdybym zaginął 😉
Szkoda, że ludzie odchodzą od bliższych znajomości, poza siecią…
Katana – sprawdź skrzynkę, chyba Admin nas zaskoczył.
Wysłałem Ci też swój adres.