Liczba wyświetleń: 965
Sprawa przedłużenia aresztu tymczasowego dla Mateusza Piskorskiego trafiła do sądu apelacyjnego. Sąd nie odrzucił apelacji, ale i nie przyznał jeszcze jej zasadności.
Podczas rozprawy odwoławczej 7 marca okazało się, że będący aresztowanym Mateusz Piskorski nie ma żadnego wglądu do akt sprawy, która się toczy przeciwko niemu.
Ot taki „drobiazg” na który nie zwrócił uwagi sąd postanawiający o aresztowaniu.
Nie oszukujmy się. Nie jest to żadne tymczasowe aresztowanie, które miałoby zabezpieczać prawidłowy przebieg postępowania; nie pozwolić ukryć się podejrzanemu czy mataczyć w sprawie.
To jest klasyczny areszt wydobywczy, który polega na wielokrotnym przedłużaniu tymczasowego aresztowania mającym na celu złamanie podejrzanego i wymuszeniu na nim przyznania się do stawianych mu zarzutów.
Ale już i z samymi zarzutami też jest problem.
Początkowo jak pamiętamy był to zarzut szpiegostwa na rzecz Chin, Iraku, bądź Rosji.
Sam Piskorski w liście, ocenzurowanym przez prokuraturę i wysłanym przed kilkoma dniami do dziennika „Rzeczpospolita” pisze, że te zarzuty: „nie wiążą się w żaden sposób z określonym w art. 130 kodeksu karnego przestępstwem szpiegostwa (…) W zarzutach tych mowa jest natomiast wprost o rzekomym „manipulowaniu” przeze mnie opinią publiczną, a zatem dotyczą one prowadzonej przeze mnie działalności politycznej i eksperckiej (…) Nawet przyjmując istnienie inspiracji zewnętrznych, czego w moim przypadku nie sposób stwierdzić — tego rodzaju aktywność nie jest w Polsce penalizowana”.
Może i nie jest, ale siedzieć za to można.
I to blisko rok bez wyroku.
Rozmowa z prokurator z nadania PiS, Anną Karlińską, wygląda prawdopodobnie mniej więcej w ten sposób:
— Dlaczego jestem przetrzymywany w areszcie?— pyta Piskorski.
— Bo jest pan winny panie Piskorski! — odpowiada prokurator
— Czemu jestem winny?
— O, proszę pana! Za dużo chciałby pan wiedzieć. To jest utajnione!
Tę, eufemistycznie mówiąc, wadę postępowania dostrzegł sąd apelacyjny, który jeszcze póki co od partii rządzącej nie jest tak uzależniony i nakazał dostarczyć Piskorskiemu uzasadnienie decyzji z lutego o przedłużeniu aresztu do 18 maja 2017 roku.
Mogą Państwo nie wierzyć (też miałby z tym problem), ale rozprawa ta w I instancji odbywa się w ten sposób, że sąd wysłuchuje prokuratora i obrońcę (bez udziału samego zainteresowanego), którzy przedstawiają argumenty za dalszym uwięzieniem i przeciw niemu.
Następnie sąd zamyka rozprawę i kilka godzin później już bez udziału stron, a więc i bez potrzeby uzasadnienia swej decyzji, ogłasza postanowienie.
I właśnie to pisemne uzasadnienie, do którego Piskorski będzie mógł się odnieść, sąd apelacyjny nakazał mu natychmiast dostarczyć, a podjęcie decyzji merytorycznej odłożył do dnia 15 marca.
Coś się ruszyło też w końcu w polskich mediach, czego dowodem przytoczony powyżej tekst w „Rzeczpospolitej”, który nieśmiało jeszcze poddaje w wątpliwość zasadność oskarżeń Piskorskiego o szpiegostwo.
Z polską prasa jest jednak bardzo źle, z dnia na dzień coraz gorzej i coraz trudniej oczekiwać od niej rzetelnej, obiektywnej informacji.
W maju ubiegłego roku Reporterzy bez Granic, już po objęciu władzy przez PiS, obniżyli pozycję Polski w Światowym Rankingu Wolności Prasy. Polska spadła z 18. miejsca na 47. Spadek o 29 miejsc jest sprawą bez precedensu. To absolutny rekord w gronie badanych 180 państw.
„Wolność polskich mediów i pluralizm są w niebezpieczeństwie” — uznała międzynarodowa organizacja. Wolności głoszenia idei innych niż te, które wyznaje partia rządząca wraz z aresztowaniem przewodniczącego partii „Zmiana” też stały się tez coraz bardziej wątpliwe.
Dlatego cieszy fakt, że po blisko 10 miesiącach odsiadki w areszcie wydobywczym, sprawą Mateusza Piskorskiego zainteresował się prestiżowy niemiecki „Spiegel”.
Niestety na razie nie udało się w nim opublikować tekstu i nagłośnić na Zachodzie tej sprawy, ponieważ także i adwokat Piskorskiego, odmówił rozmowy z dziennikarzem „Spiegla”, zasłaniając się tym samym co prokuratura — utajnieniem sprawy!
Trudno uwierzyć, że obrońca nie skorzystałby z okazji, by lepiej upublicznić draństwo polskiego wymiaru sprawiedliwości, którego ofiarą stał się jego klient. To przecież mogłoby mu jedynie pomóc. Zdaje się, że w państwie PiS strach zatacza coraz szersze kręgi.
Może Piskorskiego powinien bronić jakiś adwokat bez polskiego obywatelstwa? Taki nie miałby co stracić i nie poniósłby ryzyka utraty prawa do wykonywania zawodu?
Nadzieje na uwolnienie Piskorskiego 15 marca, podczas kolejnej rozprawy w sądzie apelacyjnym, nie są zbyt duże.
Być może sąd ten chce naprawić jedynie ewidentne łamanie procedur i prawa podejrzanego do obrony, by następnie czyniąc zadość formalnościom przyklepać decyzje sądu niższej instancji?
Niewątpliwie PiS połknął żabę, z którą nie wie co zrobić.
Połknąć się boi, bo Piskorski nieraz w listach z więzienia do przyjaciół podkreślał, że nie zamierza popełnić samobójstwa. Ale i wypluć trudno, bo żaba wróci w postaci wyroku wobec III RP w Strasburgu.
I jak to potem wytłumaczyć obywatelom, że przy takich nadużyciach władzy w „wolnej i demokratycznej, szanującej swobody obywatelskie” Rzeczpospolitej, jest tu jakieś prawo i jakaś sprawiedliwość?
Autorstwo: Jarosław Augustyniak
Źródło: pl.SputnikNews.com
Normalna „inkwizycyjność postępowania” wg. prokuratury. W sumie, i tak mógłby spotkać swojego obrońcę dopiero na sali rozpraw i tam ew. zapoznać się z zarzutami, bo akta mogły by być dalej tajne…
W skrajnym wypadku – znanym mi osobiście (z imienia i nazwiska) – prokurator zabronił tymczasowo aresztowanemu, nie tylko widzenia z żoną (będącą poza sprawą, z resztą chodziło „o czapkę gruszek”), ale nawet możliwości zobaczenia urodzonego w międzyczasie syna – choćby przez szybę i na rękach strażnika…
Powód: „… bo tak!”
Chyba nie muszę dodawać, że działo się to za poprzednich, światłych „rządów” naszego ministra „Zero”…
a właśnie gdyby tak zechciał się wyhuśtać w przypływie melancholii miotany wyrzutami sumienia …
pilnujący go klawisz po tygodniu niefortunnie utonąłby na rybkach a prokurator z naczelnikiem dostaliby zasłużony awans to to by właśnie było optymalne rozwiązanie …
a tu pan Piskorsky nie tylko nie zamierza skorzystać z najbardziej taktownego wyjścia z tej niezręcznej sytuacji ale uparcie demonstruje przywiązanie do swojego parszywego życia deklarując w listach do przyjaciół bezczelne chęci jego utrzymania …
cóż za brak manier …
„Niestety na razie nie udało się w nim opublikować tekstu i nagłośnić na Zachodzie tej sprawy, ponieważ także i adwokat Piskorskiego, odmówił rozmowy z dziennikarzem „Spiegla”, zasłaniając się tym samym co prokuratura — utajnieniem sprawy!
Trudno uwierzyć, że obrońca nie skorzystałby z okazji, by lepiej upublicznić draństwo polskiego wymiaru sprawiedliwości, którego ofiarą stał się jego klient. To przecież mogłoby mu jedynie pomóc. Zdaje się, że w państwie PiS strach zatacza coraz szersze kręgi.”
W ramach pluralizmu tylko głośno się zastanowię, że może nie skorzystał z okazji, bo oskarżony ma coś na sumieniu…? Tak tylko mówię do siebie.