Liczba wyświetleń: 840
Jak donosi „Metro” – wczoraj, 9 marca, w nocy funkcjonariusze Gardai spacyfikowali protestujących w Dublinie przedstawicieli ruchu Occupy Dame Street.
Około 3.30 nad ranem służby porządkowe wraz z policją wdarły się na teren istniejącego od października 2011 r. obozowiska i i przy użyciu siły rozmontowały namioty oraz płot otaczający Occupy Dame Street. Nie ma żadnych wiadomości na temat poszkodowanych.
Pretekstem do usunięcia protestujących miała być zaplanowana na 17 marca parada z okazji Dnia Świętego Patryka.
Wczoraj od rana policja monitorowała miejsce dawnego obozowiska, gdzie niewielka grupa protestujących przytwierdzała plakaty do płotu okalającego siedzibę Central Bank. Hasła nawoływały: „Nasze prawa, jako Irlandczyków, właśnie zostały odebrane.” „Dołącz do naszego zgromadzenia o 18.00.” „Czy tak wygląda demokracja?” „To dopiero początek.”
Tymczasem sytuacja w Irlandii – podobnie jak w wielu innych krajach Zachodu – jest zła. Wszystko wskazuje na to, że pierwsza transza pomocy nie poprawi sytuacji i kraj będzie potrzebował drugiego pakietu pomocowego, który także może okazać się nie wystarczający. Już są cięcia w budżetówce, w ubiegłym tygodniu kilka tysięcy pracowników służby zdrowia musiało skorzystać z wcześniejszych emerytur. Zapowiadane są cięcia w wydatkach socjalnych.
Irlandczykom rząd obiecuje referendum w sprawie paktu stabilizacyjnego dla Irlandii. Oznacza to, że będą mogli zdecydować, czy godzą się na proponowany pakiet pomocy finansowej z Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego i związane z nim cięcia, czy też nie. To ostatnie oznacza zdaniem rządu bankructwo.
Ruch Oburzonych powstał w ubiegłym roku. 15 maja 2011 roku w Hiszpaniii, na ulicach Barcelony tysiące demonstrujących żądały szerszej demokracji, protestowały przeciwko cynizmowi międzynarodowej finansjery i zmiany polityki finansowej. Kolejne manifestacje odbywały się w największych miastach Europy i USA. Młodzi ludzie okupowali m.in. Wall Street i londyńską giełdę. Fala Oburzonych przetoczyła się przez Francję, Belgię i Włochy. Protesty objęły 950 miast świata. protestowano przeciwko bezrobociu, nierównościom i cięciom budżetowym
„Władze działają w imieniu niewielu, ignorując wolę większości, bez względu na koszty ludzkie i ekologiczne, które musimy ponosić” – pisali. „Trzeba położyć kres tej niedopuszczalnej sytuacji”
Oburzeni dodają, że politycy są na usługach elit finansowych: „Nie jesteśmy towarem w rękach polityków i bankierów. Oni nas nie reprezentują” – pisali.
Źródło: Władza Rad
„Tymczasem sytuacja w Irlandii – podobnie jak w wielu innych krajach Zachodu – jest zła.”
A jaka jest sytuacja w Polsce?
W USA były złote lata 20ste, w Polsce złote lata 70te, a w Irlandii złote lata 00te. Każdy kraj przed kryzysem miał gites labę, po czym thupa blada, jęk i skowyt.
Cykliczność koniunktury to zmora kapitalizmu i utrudnienie w planowaniu normalnego życia. Pokolenie Irlandczyków wychowane w dobrobycie dorosło i przyzwyczajone do przyjaznych warunków musi zmierzyć się z ciągiem przeciwności. Pytanie co mogą zmienić takie protesty? Może bogaci, którzy najbardziej się wzbogacili na boomie troszkę się podzielą zyskami i bogactwem? Szczerze wątpię, bo te pieniądze już są gdzieś ulokowane, poza tym nie mają tradycji w takim działaniu. Kosa socjalna wytnie wszystko na co natrafi, dochody spadną, ale zasobów nikt nie ruszy, a przynajmniej nie w takim stopniu co cięcia socjalu.
Najlepsze że Irlandię stawiali nam za wzór „nasi” „reformatorzy” (czytaj: likwidatorzy) gospodarki.
U nas cały czas udają, że wszystko cacy. Aż pewnego dnia się obudzimy („reformatorzy” będą już w swych zamorskich posiadłościach) z ręką w nocniku…