Liczba wyświetleń: 1077
Azylantka z Sudanu, Napuli Langa, postanowiła zamieszkać w koronie drzewa w jednym z berlińskich parków po tym, jak władze zlikwidowały obóz dla uchodźców, w którym mieszkała. Zapowiedziała, że pozostanie na drzewie „aż do śmierci” i wytrwa w swojej „walce o godność”. Langa przebywa na drzewie od 8 kwietnia. Pomimo urazu stopy, aż do piątku stanowczo odmawiała zejścia na dół.
Policja rozłożyła pod drzewem materace w nadziei, że kobieta wcześniej czy później zeskoczy, bądź wyczerpana spadnie z drzewa. Ta zaś, w rozmowie z dziennikarzami zapowiedziała, że ma dużo energii i jest szczęśliwa, że może protestować przeciwko „kolonialnym metodom” Niemiec – mowa o sposobie, w jaki rzekomo państwo niemieckie traktuje przybyszy spoza Europy, w szczególności z Afryki. Powołuje się między innymi na zapis o „nienaruszalności godności ludzkiej” z niemieckiej konstytucji.
Od 2012 roku aż do wtorku, kiedy to wróciła na drzewo, Langa mieszkała w obozie namiotowym na Oranienplatz razem z ponad 200 innymi uchodźcami i azylantami. Była współzałożycielką roszczeniowego ruchu „Enough”, którego członkowie demonstrowali przeciwko sposobom w jakie Niemcy radzą sobie z uchodźcami, a także przeciwko deportacjom oraz brakowi opieki medycznej dla nielegalnych imigrantów. Obóz został zlikwidowany we wtorek.
Napuli Langa z rozżaleniem opowiadała dziennikarzom o białych, którzy „podróżują po całej Afryce, ale ludzie z Afryki nie mogą przyjechać do Europy. Oni przenoszą społeczności do Afryki, ale Afrykańczycy nie mogą przenieść swoich tutaj. Oni tylko wysysają Afrykę”.
Część uchodźców z obozu na Oranienplatz pozostała przy Napuli i prowadzi pod drzewem strajk głodowy.
Na podstawie: rt.com
Źródło: Autonom
Murzynka na drzewie :). Mieszkalem w paru krajach i choc poznalem mase czarnoskorych, to nigdy nie spotkalem osoby z tej rasy,ktora by nie wysuwala roszczen!Murzyni maja tak w glowie poukladane, ze gdy sa uchodzcami to wydaje im sie ze miejscowi powinni ich ozlocic.W zamian niewiele oferuja.Nie dziwie sie Niemcom ze ich olewaja.
jeśli „biali” podróżują po Afryce , to i Afrykańczycy niechaj podróżują po Europie i zachowują się jak turyści. Mieszkanie na drzewach z żądaniami wybudowania obozu jest równoznaczne z żądaniem Europejczyka w Afryce aby mu wybudowano osiedle mieszkaniowe w dżungli, bo chce on przenieść do owej dżungli swoich.
Ciekawe czy podanie jej banana będzie uznane za przejaw rasizmu i homofobii?
Powrót do korzeni, a raczej na drzewa, gdy inteligencji i samozaparcia nie starcza na bardziej cywilizowane i skuteczniejsze sposoby walki z systemem. W Polsce by miała przynajmniej mirabelki i szczaw, ale i tak pewnie wlazłaby na drzewo w proteście, że ma mniej od innych obywateli, którzy nie mają roboty.
Wystarczy, że się przywoła przykład warunków w jakich pracują Polacy w Niemczech albo jak traktowani są Grecy przez Niemców i Turków. Ten drzewny protest ma małpią wymowę. Turków jest zbyt wielu, żeby nimi pewniej pogardzać a kimś trzeba jak widać.
– Pani przyjechała z Sudanu, a w Sudanie trwa wojna między plemionami.
Władze ponoć prosiły aby ludność przeniosła się 5 km dalej od swoich domostw w celu utworzenia strefy buforowej mającej powstrzymać wzajemne ataki ale ludność nie chciała opuścić ziemi.
W Sudanie byli i Arabowie z islamem, a w XIX w Brytyjczycy z Egipcjanami.
Pani wybrała Niemcy. W obliczu wojny zrozumiałym jest ratowanie się wyjazdem w bezpieczniejsze miejsce ale eskalacja żądań zabezpieczenia bytu jest żenująca.
Przecież pani cel osiągnęła – uciekła w bezpieczniejsze miejsce ratując swoje życie.
Teraz wypada odciążyć „gościnny” dach np zamiataniem ulic do czasu nauczenia się języka i znalezienia innego, bardziej odpowiedniego zajęcia.
Zawsze, w takich sytuacjach, przychodzi mi na myśl porównanie z własnym mieszkaniem;pomagam bezdomnemu przyjmując go pod swój dach, bo akurat jemu tak się w życiu ułożyło;a bezdomny zaczyna się u mnie zadomawiać wysuwając żądania dotyczące zmiany pokoju do spania na wzór mojej sypialni, godziny podawania posiłków, zmianę menu, jakieś kieszonkowe co miesiąc…ciekawa jestem, kto z Was sprosta takim wymaganiom bez grymasu na twarzy i zasugerowania,że może „gość” zechciałby poszukać pracy zarobkowej celem odciążenia mojego budżetu?
– oczywiście ,że nie muszę ale mogę chcieć; problem leży w tym właśnie jak to zrobić nie muskając szacunku tak osoby obdarowywanej jak i darczyńcy
– chodzi mi o tę krótką chwilkę uczucia zadowolenia własnego „ego”,że się pomogło…( nie mogę wypowiadać się z pozycji obdarowanego bo jak mogę wiedzieć co on/ona czuje?). Klucz jest w cytacie ” niech nie wie twoja prawica, co robi lewica”. Chciałabym być dobrze zrozumiana; wspomagasz kogoś spontanicznie, bez narzucania się, bez debatowania nad sytuacją ale i tak przychodzi (po zakończeniu procesu) radość,że zrobiło się coś wartościowego.
Kto się cieszy? Twoje „ego” chyba…więc jak się tego pozbyć aby proces był bliski ideałom czystości?