Liczba wyświetleń: 982
Celebrowane w swą kolejną rocznicę powstanie w getcie warszawskim to wydarzenie, które było i wciąż może być niewygodne w Polsce, dla dominującego nurtu zachodniej historiografii, a także w Izraelu. Dlaczego?
Po pierwsze, przypomnienie, że w okupowanej Warszawie były dwa powstania podważa prawicową wersję historii. Burzy hierarchię, w której idealizowanemu Powstaniu Warszawskiemu przyznaje się monopol na heroizm, a perwersyjna konkurencja na wagę cierpienia przeciwstawia sobie doświadczenia Polaków i Polaków-Żydów, tak jakby oddanie sprawiedliwości jednym odbierało coś drugim. A przecież samotna walka getta w kwietniu i maju 1943 r. poprzedziła podobnie zignorowaną przez świat rzeź, która rozegrała się w Warszawie półtora roku później. To prawda, że opór w getcie nie miał najmniejszych szans powodzenia, ale paradoksalnie dlatego można go zrozumieć i racjonalnie uzasadnić. Bez powstania mieszkańcy getta nie mieli szans na przeżycie, odebrano je im już w dniu gdy zamknięto ich w dzielnicy żydowskiej. Dzięki podjęciu beznadziejnej walki odzyskali je, a niektórzy nawet ocalili.
Przegrane powstania mają sens, gdy walka nie ma szans powodzenia, a podejmuje się ją jedynie, by w samobójczym geście wykrzyczeć światu pragnienie życia. Natomiast powstania przegrywane w chwili zwycięstwa to niepotrzebny upust krwi. Paradoksalnie z góry przegrana walka w getcie stanowiła wyraz afirmacji życia przeciw nazistowskiej Zagładzie. Zupełne inaczej było z Powstaniem Warszawskim, którego przywódcy wydali miasto na zagładę w chwili, gdy życie było na wyciągnięcie ręki.
Europejska historiografia także ma problem z powstaniem w getcie. Przypomnienie o nim przełamuje ważną tendencję w kształtowaniu naszego doświadczenia przeszłości, która ma ogromny wpływ na teraźniejszość i przyszłość. Od mniej więcej trzech dekad europejska i szerzej zachodnia pamięć ulega istotnym przekształceniom. W okresie powojennym, zdominowanym przez doświadczenia ruchu antyfaszystowskiego, dekolonizacji i rewolucji socjalistycznych, przeszłość jawiła się jako dziedzina transformacji dokonywanej pod wpływem ludowych buntów, rewolucji i oporu. Symptomatyczne, że często twierdzono wówczas, że początkiem II wojny światowej była antyfaszystowska rewolucja w Hiszpanii (1936-1939). Od końca lat 1970. na fali kryzysu i kontrreformacji neoliberalnej rewolucje i ruchy oddolne znalazły się na cenzurowanym. Zrównano Rewolucję Francuską 1789 r. z Rewolucją Październikową 1917, z Robespierre’a zrobiono wczesną odmianę Stalina, a ze Stalina bliźniaka Hitlera. Między komunizmem a nazizmem postawiono znak równości sugerując, że ten pierwszy był nawet gorszy. W tej nowej konfiguracji ideologicznej socjalizm, antyfaszyzm, rewolucja, ruch robotniczy czy antykolonialny, stały się różnymi wcieleniami tendencji totalitarnej i jako takie straciły atrakcyjność dla historyków. Wzrosła natomiast rola ofiar przemocy. To oczywiście bardzo dobrze, ale kontekst w jakim odbywa się przywracanie pamięci o ofiarach wskazuje, że nie jest to niestety proces niewinny. Ma swoją cenę. Wpisuje się bowiem w zwrot konserwatywny w historiografii i żywiącą się nim prawicową politykę historyczną.
Konserwatywna wizja historii jest podejrzliwa wobec wszelkich prób naprawy świata, zrównuje je wspólnym oskarżeniem o przyczynianie się do cierpień większych niż te, przeciw którym występują. Stąd też wynika jej osobliwy egalitaryzm biernych ofiar. Cierpienia żydowskich kobiet palonych w piecach Auschwitz są stawiane na równi z cierpieniami niemieckich kobiet gwałconych przez czerwonoarmistów na ulicach zdobytego Berlina. Bycie tylko ofiarą zasypuje przepaść między agresorem i zaatakowanym, okupantem i okupowanym, Leningradem a Dreznem.
Głównym tematem historiografii II wojny światowej przestała być walka z reżimami faszystowskimi rozpoczęta w Barcelonie i Madrycie w 1936 r. Rosła natomiast rola Zagłady. Jak zauważył francusko-włoski badacz nazizmu Enzo Traverso odbywało się to także kosztem pamięci o oporze żydowskich bojowników w gettach Europy, „zupełnie jakby wspomnienie o ofiarach nie mogło współistnieć ze wspomnieniem o ich walkach” [1]. Pamięć o Zagładzie kształtuje się w kontekście, w którym drobiazgowa rekonstrukcja kolejnych etapów ostatecznego rozwiązania pozostawiła europejskim Żydom rolę skrajnie uprzedmiotowionych ofiar.
Tymczasem powstanie w getcie przywróciło Żydom historyczną podmiotowość w chwili, gdy podjęto próbę wywłaszczenia ich z wszelkiej podmiotowości. Nie chodzi zresztą tylko o Żydów. Bojownicy getta nie walczyli w imię narodu, religii, dyscypliny wojskowej, lojalności partyjnej czy na rozkaz podziemnego państwa. Stawką było ocalenie człowieczeństwa przez stawienie czoła nieludzkiemu systemowi. Ich opór rzucał wyzwanie nazistowskiej władzy i dlatego stanowił model dla antyfaszystowskich ludowych ruchów oporu [2].
Dlatego pamięć o bojownikach getta jest też poważnym wyzwaniem dla ideologii państwowej Izraela. Podważa jedną z najgłębszych legitymizacji agresywnej polityki tego kraju. Bojownicy ŻOB nie uciekli z kraju, nie porzucili swojego języka, by w kolonizowanej Palestynie uczestniczyć w budowie nowego, lepszego narodu, wolnego od rzekomych wad diaspory. Ludzie tacy jak Marek Edelman zadali kłam syjonistycznemu mitowi o tym, że żydowska godność i duma może się odrodzić tylko przez odebranie godności innym. Zryw w getcie pokazał, że można być Żydem-bojownikiem, podmiotem swego losu indywidualnego i zbiorowego, i nie deptać godności Palestyńczyków. Dowodzi, że syjonistyczna alternatywa bycia ofiarą w diasporze, albo okupantem w Palestynie, jest po prostu fałszywa.
Autor: Przemysław Wielgosz
Źródło: Le Monde diplomatique – edycja polska
PRZYPISY
[1] Enzo Traverso, „Pamięci Europy”, Przegląd Polityczny, 109/110, 2011. Traverso zauważa, że w niektórych krajach koncentracja na ofiarach współistnieje z rehabilitacją faszyzmu (Włochy) czy antysemickiego nacjonalizmu (Polska). [2] Które w odróżnieniu do państw koalicji antyhitlerowskiej nie walczyły o kolonie i strefy wpływów.
„doświadczenia Polaków i Polaków-Żydów”
Nie ma czegoś takiego jak „Polacy-Żydzi”.
My Polacy możemy, a być może nawet jakoś tam powinniśmy, otaczać pamięcią powstanie w getcie, lecz ze względów, że tak powiem, ogólnoludzkich, nie zaś dlatego, że to niby było powstanie polskie. Bo polskim ono nie było.
W ogóle to dziwię się trochę, że WM zamieszają tekst będący w istocie prowokacją jednego ze środowisk żydowskich.
a co jest?
@baltazar 11.05.2013 11:12
Powiedziałem nie „środowiskiem żydowskim”, lecz „jednym ze środowisk żydowskich”. To właściwie wyjaśnia wszystko. W Polsce są różne środowiska żydowskie, tzn. różniące się w podejściu do niektórych istotnych kwestii. Są wśród nich i takie, które atakują Izrael. Hm, zgadnij dlaczego? (Podpowiem, że z naszego polskiego punktu widzenia ta opcja jest właśnie najgroźniejsza).
@baltazar 11.05.2013 11:49
Konfabulujesz sobie coś, w dodatku bez ładu i składu. Nie sposób więc wymagać od ciebie, byś jak to nazwałem zgadł, dlaczego akurat to środowisko jest najgroźniejsze.
Polacy, to przynależność do państwa i narodu, a Żydzi, do religii. Więc Polacy – Żydzi jest jak najbardziej w porządku. Poza tym było to też polskie powstanie. Broń do getta dostarczało AK.
Polak-żyd ,Julian Tuwim ,moim zdaniem najlepszy polski poeta .
Artykuł dobry szkoda że ,nie bardziej rozwinięty .
@robi1906 11.05.2013 16:12
No… i co? Co z tego niby miałoby wynikać? Taki Tuwim był jeden, dwóch, dziesięciu, a choćby i kilkuset. Żydów zaś żyło na ziemiach polskich miliony.
Generalnie z tym Tuwimem dajesz kolego argument na poziomie gimnazjalisty (a i to też nie jakoś specjalnie inteligentnego). Powtarzasz oklepane banialuki. Swoją drogą byłem pewny, że ktoś wyskoczy tu z jakimiś poetą.
@Radek 11.05.2013 15:47
Nie kolego, nie jest to żadna „przynależność do państwa”. Prosty przykład: w XIX wieku Polacy przynależeli do państwa np. rosyjskiego czy niemieckiego. Czy zatem byli Rosjanami lub Niemcami? Wedle ciebie pewnie tak.
Pisałem, że do państwa i narodu. Jak ktoś zdobędzie obywatelstwo polskie, to też jest Polakiem, ale nie należy do narodu polskiego.
Żydzi często są z mieszanych rodzin, ale wyznają judaizm. Można pisać o pochodzeniu polskim, pochodzeniu żydowskim, przynależności do religii, narodu, kultury… dużo jest podziałów ludzi.
sunner
a twoim zdaniem czy Bob Dylan jest żydem czy amerykaninem
@Radek 11.05.2013 17:32
OK. Zatem Polacy „przynależni” w XIX wieku do państwa rosyjskiego lub niemieckiego byli Rosjanami i Niemcami, tak?
„Jak ktoś zdobędzie obywatelstwo polskie, to też jest Polakiem, ale nie należy do narodu polskiego”
???
sunner , zapętliłeś się ,
człowiek który zabił kilka lat temu małoletniego belga, bo ten nie chciał mu oddać swojego i-poda , został nazwany polakiem o narodowości cygańskiej ,zastanów się dlaczego
@robi1906 11.05.2013 19:06
1.
Możesz wskazać, w którym miejscu?
2.
Dlaczego „został” nazwany? Kluczowe tu jest chyba właśnie owe „został”. Mianowicie – przez KOGO został tak nazwany?
Myślę, że niedługo osiągniemy już taki etap, że Polakiem będzie mógł zwać się tylko Żyd…
Moim zdaniem Izrael to strasznie podzielony naród. Żydzi którzy byli w Polsce stali się ofiarami własnego narodu. I nie powinniśmy opluwać żydów tych z Polski co walczyli za nasz kraj i za swoje prawa. Były to takie czasy a nie inne, byli bohaterowie byli i zdrajcy jak wszędzie. Dziś naszym priorytetem powinno być bronienie historii Polski bo mamy ją piękną a Ci co nam zarzucają że Polska nie zrobiła wystarczająco dużo dla żydów tym osobom trzeba zadać wtedy pytanie a co zrobił świat dla Polski?
Wszyscy nas wydymali po kolei a sojusznicy najbardziej. Więc nie dajmy się zwariować bo od jakiegoś czasu ktoś ingeruje w naszą historię i próbuję ją oczernić, a zamiast się jednoczyć sami siebie dzielimy.
@sunner: Czekamy na linki do zdjęć!
„mamy ją piękną” (WuTangClan 12.05.2013 18:55)
Bez przesady, bez przesady.
@baltazar 12.05.2013 22:15
1.
W sformułowaniu „Polacy-Żydzi”.
2.
Zgadza się. Prowokacja nie jest tu najwłaściwszym słowem. Zastąpmy ją więc rozbudowanym określeniem „punkt widzenia jednego ze środowisk żydowskich w Polsce”.