Liczba wyświetleń: 3828
Choć nawet medialni eksperci wykreowani w trakcie ogłoszonej pandemii koronawirusa mówią, że obecnie bardziej niebezpieczna od covida jest grypa, to Polska wciąż utrzymuje stan zagrożenia epidemicznego ze względu na covida. Ministrowi zdrowia Adamowi Niedzielskiemu po raz pierwszy przez gardło przeszedł termin, w jakim stan ten może zostać zniesiony. Teatrzyk z maskami ma jednak trwać.
Niedzielski ze względów wizerunkowych wybrał się do Piły, gdzie próbowano pobić rekord Polski w ilości oddanej krwi. Przy okazji pytano go o pana covida.
„Wczoraj, również na Radzie Ministrów, rozmawialiśmy o zniesieniu stanu zagrożenia epidemicznego. Tutaj taką wstępną, planowaną datą zniesienia tego stanu jest koniec czerwca tego roku, więc pod tym kątem w tej chwili zostaną przygotowane odpowiednie dwa rozporządzenia” – powiedział.
Jak wyjaśnił, jedno z tych rozporządzeń będzie dotyczyło stanu epidemicznego. „I ono właśnie wskaże konkretną datę zniesienia stanu, którą w tej chwili przewidujemy na 30 czerwca. A drugie rozporządzenie, które dotyczy restrykcji w tym czasie, będzie prawdopodobnie oznaczało zniesienie pewnych rygorów, które są w tej chwili” – wskazał polityk.
„Przymierzamy się do tego, żeby znieść obowiązek noszenia maseczek w aptekach, pozostawiając jeszcze (ten obowiązek – red.) w podmiotach innych, leczniczych” – dodał skompromitowany podejmowanymi pandemicznymi decyzjami minister, który chyba naprawdę wierzy, że ludzie jeszcze tymi wytycznymi się jakkolwiek przejmują. Najwyraźniej dawno nie był w żadnej aptece, gdzie nawet gros farmaceutów ma te nakazy i zakazy w głębokim poważaniu, o klientach nie wspominając.
Autorstwo: KM
Źródło: NCzas.com
Bardzo dobra informacja. Nic tak nie deprecjonuje „władzy” jak rozporządzenia powszechnie olewane przez obywateli. A obecny „stan namordnikowy” jest ignorowany po prostu wzorowo. Nawet w Warszawie w szmatach na twarzach pojawiają się już wyłącznie najbardziej fanatyczni covidianie. Dotyczy to również farmaceutów w aptekach.
W przychodniach „szmaciarzy” jest trochę więcej, ale ogólna atmosfera jest bez porównania odmienna od czasów histerii. Zazwyczaj kto chce, ten się zeszmaca a kto nie chce, chodzi normalnie. Taki stan rzeczy bardzo korzystnie wpływa na świadomość społeczną. Po pierwsze, ludzie widzą, że można sobie chodzić bez namordników i nikt od żadnego „straszliwego wirusa” nie umiera. Jest normalnie. Można złapać katar, można grypę, można i anginę, tak jak dawniej. I nie robi się już z tego histerii.
Ponadto, co najważniejsze, zapobiega „przykręcaniu śruby”. Przy powstałym układzie „władzy” trudno by było przekonać ludzi, że nagle muszą zacząć znów chodzić w kagańcach albo wstrzykiwać sobie jakiś syf. Pohukiwania o „nowym wariancie” będą zbywane pustym śmiechem i machnięciem ręką. Plus świadomość, że kiedy władza nakazuje ludziom bzdury, to należy te bzdury ignorować.
Najlepsza szopka w sanatoriach. Kiedy zadzwonisz oczywiście powiedzą, że jest rygor noszenia namordników, bo nie mogą mówić czego innego przy nagrywaniu wszelkich rozmów. Kiedy zajedziesz na miejsce, wszędzie na terenie sanatorium porozklejane ulotki strefa obowiązkowego noszenia naryjników czy podobne treści. W trakcie przebywania w uzdrowisku i podczas zabiegów i wszędzie nie spotkasz nikogo biorącego udziału w tym ponurym, bardzo niezdrowym i upodlającym człowieka rytuale szatanistycznym polegającym na zakrywaniu twarzy!
Polecam przejść się do szpitali, izby przyjęć czy nawet na oddział gdzie byłem w szlafroku, a obok przychodzili odwiedzający. To i słowa Niedzieli świadczy o tym z czym mamy do czynienia.