Liczba wyświetleń: 1632
Kiedyś była tu niezbyt szeroka szosa z Pruszkowa do Warszawy. Czasem przejechała furmanka, czasami przemknął samochód. Ale częściej spotykano zające uganiające się po polach kalafiorów, marchwi i kapusty, z rzadka tylko poprzecinanych łanami złocistych zbóż. Szaraki miały tu przysmaków w bród.
Choć w oddali widać było Warszawę z górującym nad nią Pałacem Kultury, to cisza była tu i spokój. Nad polami uwijały się pszczoły zbierające nektar, w powietrzu leciutko unosiły się setki kolorowych motyli, a w krzewach bzów, dzikich róż i kępach olszyny śpiewały ptaki. Właśnie te zielone wyspy wolno rosnących drzew i krzewów były mekką wagarowiczów i par zakochanych. I ja tu przychodziłem ze swoją dziewczyną na długie spacery. Aby dotrzeć do tego raju, przechodziliśmy z Irenką obok stacji końcowej kolejki WKD we Włochach i brukowaną ulicą dochodziło się do szosy pruszkowskiej. Tu było skrzyżowanie. Dalej w kierunku Rakowa bruk przechodził w polną drogę. Systemem dróg gruntowych, po których z rzadka tylko przejeżdżał skrzypiący konny wóz, można było dotrzeć do Szczęśliwic, albo idąc w przeciwnym kierunku do Okęcia lub Opaczy. Ale zatrzymajmy się na skrzyżowaniu. Tu w niewielkiej odległości od szosy, stał krzyż. Wielki – jak nam się wydawało – poszarzały już ze starości drewniany krzyż. Stał majestatycznie, górując nad wszystkim dookoła, sławiąc chwałę Chrystusa.
To były czasy mrocznej komuny, kreującej materializm jako podstawę wszelkich przejawów rzeczywistości. A mimo to prawie wszyscy przejeżdżający tamtędy żegnali się pobożnie. Każdy, kto przechodził w pobliżu, zdejmował czapkę z uszanowaniem. I nam przypominał o grzechu cudzołóstwa, dlatego spacer zostawał tylko spacerem, aczkolwiek święci nie byliśmy, o nie.
Kiedyś spotkaliśmy przy krzyżu staruszkę zmieniającą kwiaty w glinianym wazonie. Zapytałem, ile ten krzyż ma lat. I choć pamiętała go od dzieciństwa, nie potrafiła odpowiedzieć. Na zakończenie rozmowy powiedziała tylko: stary już jest i widział tutaj niejedno!
O tak. Obok tego krzyża, już 8 września 1939 roku zaczęły gromadzić się zagony 10 armii niemieckiej, by następnego dnia uderzyć na Warszawę. W tym ataku hitlerowcy ponieśli klęskę. Czołgi, którym udało się wedrzeć na ul. Grójecką, już stamtąd nie wracały.
W pięć lat później szosą obok krzyża pędzono kolumny warszawiaków do obozu w Pruszkowie. Ileż nadziei dawał ten samotny krzyż wynędzniałym, głodnym i rannym ludziom z ruin powstańczej Warszawy? Bo on stał niczym nie zwyciężony, bohaterski generał na naszym polskim szańcu z rozpostartymi ramionami, jakby chciał objąć, utulić i dodać otuchy każdemu z tysięcy warszawiaków idących na poniewierkę, w nieznane jutro.
Później, aż do zimy 1945 roku snuły się dymy zmieszane z jesiennymi mgłami wokół starego krzyża, skąd rozpościerał się widok umierającej stolicy. Aż przyszedł czas, kiedy resztki germańskich barbarzyńców pierzchały w popłochu szosą do Pruszkowa i dalej, skąd przyszli.
Mijały lata. Szosę pruszkowską przebudowano w dwupasmową jezdnię, stanowiącą przedłużenie Alei Jerozolimskich. W latach dziewięćdziesiątych rejony po obu stronach jezdni zabudowano. Kiedyś tereny te należały do polskich rolników czy badylarzy – jak ich tutaj nazywano. Dzisiaj właścicielami stają się obce koncerny. Nowe geszefty powstają jak grzyby po deszczu. Jadąc od granicy Warszawy, aż do Dworca Zachodniego nie ma już nic polskiego. No, za wyjątkiem Jednostki Prewencji Policji, która może posłużyć do rozpędzenia demonstracji przeciwko przejmowaniu Polski przez obcych.
Rok dwutysięczny. Krzyż już nie góruje nad okolicą. Niknie w tle zagranicznego biurowca, wyglądając jak dwa krzyżujące się patyczki. Zdawałoby się, że jest kruchy wobec potęgi ludzkiej myśli technicznej i pieniądza. I znowu wokół krzyża snują się dymy. To smog z tysięcy rur wydechowych jadących Alejami samochodów, wymieszany z jesienną mgłą. W bezpośredniej bliskości krzyża wybudowano aż cztery super czy hiper markety. Do jednego z nich trzeba przejść obok krzyża, który niejedno już widział. Codziennie tysiące ludzi maszeruje obok po zakupy. Wracają tą samą drogą obładowani siatami. W niedzielę tłumy są większe, gdyż ludzie przyjeżdżają tu całymi rodzinami. Lecz krzyża nie dostrzegał już prawie nikt.
Mamy rok 2016. W przeddzień Wszystkich Świętych niekończący się potok ludzki obładowany torbami wiktuałów, zgrzewkami piwa. Nowi warszawiacy będą świętować! W tym roku to aż 4 dni, które można spędzić z browarem w łapie z nochem w telewizorach i oglądać wspaniałe reklamy przerywane serialami. Większość na jeden dzień wyjedzie na groby bliskich.
Zapaliłem lampkę pod starym krzyżem, z którym jestem związany emocjonalnie. Zmarzłem solidnie długo obserwując nowoczesnych Polaków. Nikt nie zdjął czapki z uszanowaniem. Nikt się nie przeżegnał. A przecież każdy chciałby mieć krzyż w miejscu swojego pochówku. Może mniejszy, ale zawsze. Czy tylko po to, aby mówił: „Przechodniu, tu spoczywa katolik?”
Stary weteran, poszarzały krzyż stoi nadal na swoim szańcu i jak generał rozkazuje: „Polaku, zatrzymaj się. Pomyśl chwilę!” Ale czy ktoś go usłyszy?
Autorstwo: Cezary Piotr Tarkowski
Fotografia: Pexels (CC0)
Źródło: Patriota-Tarkowski.blogspot.com
Szaraków nie widzę zbyt często na polach.
Dziki sarny licznie przemykają ówdzie.
Przed chwilą bóbr płynął po Utraty drogach.
Jak czaple nocami nieliczni są ludzie.
Do krzyży nie żegna się żadne tam zwierze,
Ptak śpiewa do Boga, wiatr drzewami kłania,
śpiewu pluskiem skały Ziemia w wody niesie
światło trwa w kolorach, człowiek kocha Pana.
Myśląc o Nim, czyniąc, robiąc wedle Woli.
Czując (miłości są źródła w ciele) i kochając
stale, nie przerwanie, mocno. W kilovolty,
w magnetyczne siły w ruchu, w dżule, w waty.
Albo w te bitkojny. Moc obliczeniowa.
Tylko światłem w oczach, jak kot w nocnym mroku.
Bo cicha jest miłość, ciepła i spokojna.
Dobra w każdym calu, czysta i jest w środku.
Krzyża ruchem środek w serca swe kierują
myśli chrześcijanie do Boga od Mistrza.
I od serca w Górę nieba strony kłują
miłością swą piękną i miłością czystą.
Krzyż sam w sobie – symbol. Nie święty. Kochanie,
uczucie miłości do Boga, jak uczył –
To sedno religii! – wszyscy chrześcijanie,
Mistrz wasz, Duch i Słowo Boga. Czy gdy wróci,
a swym Królem Polski ście Go uczynili,
czy ten krzyż oglądać będzie chciał?, rządami
Swemi wolę Boga wam rzucając w chwili
gdy po Polsce będzie przechadzał stopami?
Ponoć nie!
Tak Prorok przepowiedział święty
co od Ismaela strony Abrahama,
przyszedł na pustynię Ziemię Swą odwiedzić.
Tysiąc i 400 lat wstecz było dawno.
Ten co Prawo głośne po dziś dzień wprowadził,
co do Tory tylko podobne jest w mocy
i jakości. Nie znasz? nie mogę poradzić.
Bóg tak się objawił. Tak chciał i Prorocy.
Również świni wcale jeść nie będzie, dzika.
Myślę że do Rajskich owoców stęskniony
zwierząt strachu przed Nim będzie chciał unikać.
A zwierzęta tylko czyste. Dozwolone.
Po co Mu strach ludzi, zwierząt, umierania.
Jego już obecność Sądu znakiem jasnym
jest dla ludzi tutaj. Koniec udawania.
Każdy na tej Ziemi Boga jest poddanym.
I wraz z aniołami zmieni się władanie.
Gog i Magog wzburzy się i zginie w czasie
Jego rządów. Potem pokój tu nastanie.
Dzieci będą tutaj rodzić się też nasze.
Jeśli tylko dobry Bóg tak zechce dla nas,
Jeśli my ni Goga ni Magoga sługi,
Jeśli odrzucimy ciemności władanie
Egipt – bałwochwalstwo i Sodomy długi.
Niechaj zatem Ziemi tej synowie wierni
i obywatele którzy chcą być na tej ziemi
Kochający wszyscy miłością przyziemną
wzniosą swoją miłość do Góry do Nieba.
Nawet ty co wcale Absolutu pewny
nie jesteś do góry wznoś płyny miłości
może też Absolut obudzisz przewiewny
i z innymi ludźmi elementy złączysz.
Jednym myśmy ciałem i umysłem jednym
jedno serce bije Adam oraz Ewa
Człowiek jeden, Polak-Polka właśnie wtedy.
Duszy pieśń jest jedna i każdy ją śpiewa.
Bez myśli jest piękna, i myśli słowami,
i słów co jak czyny drżeniem przemieszczają
Piękno swe wyrażaj – piękno przyciągamy
Piękno swe nadawaj – i ustanawiamy.
Ziemi w ten czas, co jak w Raju, czynić będzie
człowiek gdy nie zginie i gdy przetrwa wiernie,
Ziemi tej on odda pokój, miłość wszędzie.
Duszą pozostając ciało odda mierne.
A na koniec wszyscy powstaniemy jeszcze.
I tak jak żyliśmy stan nasz się ukaże,
I tam gdzie nasz los jest pójdziemy pośpiesznie,
Osądzą nas ręce nasze, nogi, twarze.
Nawet słowo jedno nie powiemy wtedy,
wszystkich nas ulepi, staniem przed Wiecznością.
I zapyta Stwórca o dobro, zło. Biada
lub błogosławieństwo przyjmiesz i odpoczniesz.
„Po co Mu strach ludzi, zwierząt, umierania.
Jego już obecność Sądu znakiem jasnym
jest dla ludzi tutaj. Koniec udawania.
Każdy na tej Ziemi Boga jest poddanym.”
Po co mu strach ludzki , zwierząt umierania.
Jego tu obecność to ruch znakiem czasu.
Jest w ludziach wiadomą. Koniec udawania.
Każdy na tej Ziemi Bogu jest podobny.
Ja tak to widzę .
@ Masa , Zmieniłam jeden z wierszy, chyba nie masz nic przeciw ?
Do autora „Polaku, zatrzymaj się. Pomyśl chwilę!” Minione dzieje .
Człowieku zatrzymaj się ,i myśl ! Czasy obecne.
🙂