Koniec „wielkiej iluzji”

Opublikowano: 14.07.2024 | Kategorie: Polityka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 3213

Dla pamiętających czasy schyłku ZSRR, „breżniewizm” kojarzył się jednoznacznie z utratą sterowności największego lądowego imperium.

Nikt nie miał wątpliwości, że demencja starców rządzących kolejno na Kremlu – Leonida Breżniewa, Jurija Andropowa, Konstantina Czernienki – była jednym z ważnych czynników, przesądzających o degeneracji państwa radzieckiego.

Zjawisko to wprost nazywano gerontokracją. Regres i uwiąd polityczny przywództwa pociągał za sobą błędne decyzje lub ich brak, a w oczach opinii światowej pogorszenie wizerunku i degradację statusu mocarstwa. Jak nazwać analogiczne zjawisko, które dotknęło inne największe mocarstwo, od kilku przynajmniej dekad przypisujące sobie rolę wyjątkową i sprawczą w stosunkach międzynarodowych? Być może „kultura strategiczna” Zachodu, oparta na kamuflażu i hipokryzji, zabrania nazywać je „bajdenizmem”, ale nie da się przecież uciec od obiektywnego faktu utraty sprawności intelektualnej i fizycznej stojącego na czele administracji amerykańskiej zniedołężniałego gerontokraty.

Do czasu pierwszej debaty telewizyjnej Biden-Trump każde stwierdzenie o „zapadaniu się” lidera Zachodu w niemoc traktowano jako niewybredne i złośliwe ataki, inspirowane przez wrogów, na czele z Putinem. Nagle sami członkowie obozu demokratów doznali olśnienia. Otrzeźwieni fatalnym odbiorem swojego kandydata dokonują raptownych przewartościowań, widząc po sondażach gwałtowny odpływ elektoratu w stronę przeciwnika. Katastrofa na horyzoncie przybiera coraz wyraźniejsze kształty.

Rodzi się przede wszystkim pytanie, dlaczego Ameryka doszła do takiej niefortunnej skrajności, że spośród wielu kandydatów na stanowiska kierownicze, sprawdzonych pod względem kompetencji w urzędach federalnych i stanowych, spełniających także warunki wiekowe i sprawnościowe, nie jest w stanie wyłonić liderów na miarę potrzeb swojego przywództwa, a zatem i spoiwa całego Zachodu? Skąd po obu stronach podziałów politycznych tak mocne uzależnienie od postaci, dawno już politycznie spełnionych, bez szans na wykreowanie czegokolwiek, poza sianiem zamętu i psuciem wizerunku?

Pierwsza odpowiedź wynika z obserwowanych od dłuższego czasu procesów koncentracji władzy w ręku coraz bardziej zamkniętej grupy, zwanej oligarchią. Oparcie rekrutacji elit rządzących na hermetycznych związkach i powiązaniach plutokratycznych doprowadziło do całkowitej degeneracji mechanizmów demokratycznych. Prości ludzie ciągle ulegają złudzeniom i mitom o możliwościach awansu, otwartych dla każdego obywatela Ameryki. Tymczasem państwo to od swoich początków w XVIII wieku ma charakter skrajnie antydemokratyczny. Potwierdzają to dzieje niewolnictwa, segregacji rasowej i rasizmu, a także jedne z największych na świecie dysproporcje w podziale bogactwa społecznego.

Druga odpowiedź zawiera się w stwierdzeniu, że liderzy polityczni są tak naprawdę jedynie pionkami na szachownicy, modelowanej z ukrycia przez oligarchiczne kręgi władzy, skoncentrowanej w ręku wielkiej finansjery, biznesu, wojska i służb specjalnych. Jest im wygodnie dominować nad państwem, gdy na czele wszystkich urzędów stoi ktoś pozbawiony inicjatywy i zewnątrzsterowny. Zjawisko to nosi miano „ukrytego państwa” (deep state), co w samej Ameryce stało się przedmiotem wielu analiz politologicznych. W Polsce ciągle jest to temat tabu, podobnie jak uprawianie lobbingu politycznego przez różne siły, niepodlegające publicznej kontroli.

Politycy na smyczy

Kreowanie przywódców politycznych w największym mocarstwie jest pochodną imperatywu służebności wobec ogromnego kapitału i najpotężniejszego przemysłu zbrojeniowego oraz armii. Republikański kandydat i były prezydent Donald Trump, który głosi hasła antyestablishmentowe oraz rzekomo dąży do demontażu tych zależności, w rzeczywistości jest tylko odmianą tego samego zjawiska zawłaszczania państwa.

Spojrzenie na koncentrację władzy w rękach zdegenerowanych elit wymaga uwzględnienia mechanizmów rozchodzenia się racjonalności jednostkowej i grupowej w kręgach decyzyjnych państwa, czemu sporo uwagi poświęcił w pracy „Logika działania zbiorowego” (Warszawa 2012) jeden z wybitnych amerykańskich badaczy Mancur Olson.

Wystawianie zniedołężniałych kandydatów na najwyższe stanowiska w państwie kłóci się nie tylko ze zdrowym rozsądkiem, ale także z wrażliwością etyczną. Przecież kampania wyborcza wymaga żelaznej kondycji ludzkiej. Zwykłe przemęczenie, a co dopiero choroba, spowodowane wyczerpującymi „maratonami” wiecowania, ograniczają nawet u młodych ludzi zdolności poznawcze i wytrzymałość fizyczną. A co dopiero, gdy w intensywnych debatach i kampaniach uczestniczą politycy wiekowi. Niewielu komentatorów zwraca uwagę na aspekt wprost nieludzkiego i instrumentalnego wykorzystywania takich osób, podtrzymywanych uporczywie i cynicznie w swojej determinacji na rzecz zdobycia i utrzymania władzy przez kamaryle rodzinne i koterie polityczne.

Warto pamiętać, że jest to zjawisko nieraz spotykane w historii, ale mało kto wyciąga z tego wnioski. Jeden z takich przypadków dotyczył Andreasa Papandreu, który ożenił się w wieku 70 lat z kobietą o połowę od siebie młodszą. Gdy zachorował, nie chciał ustąpić z funkcji premiera Grecji, mimo silnych nacisków partyjnych kolegów. Jego młoda żona wspierała go w oporze, publicznie składając zapewnienia, że mąż działa jak należy. Zmarł na atak serca w 1996 roku, po trzech latach powtórnego premierowania, osiągając wiek 75 lat.

Być może uporczywe trzymanie się stanowisk przywódczych w przypadku Bidena i Trumpa jest rezultatem misjonarskich przekonań, że są oni wybrańcami Opatrzności. Przecenianie swoich ról oraz wyolbrzymianie zasług zawsze było przyczyną nieszczęść. Wiara w swoją omnipotencję i nieomylność okazała się szkodliwa i zgubna dla amerykańskich elit politycznych. Ich pycha i buta, będąca rezultatem przekonania o trwałej depolaryzacji systemu międzynarodowego i osiągnięciu pozycji hegemonii, skutkowała błędnymi decyzjami o interwencjach zagranicznych, niszczeniu przeciwników politycznych i dewastacji ich państw, podważaniu reguł gry, ustanowionych po II wojnie światowej przy udziale samych Stanów Zjednoczonych, czy to w systemie ONZ, czy w układach regionalnych.

To dzięki kilku ostatnim amerykańskim prezydentom Ameryka uwierzyła w swoją wszechmoc, budując rozmaite koalicje ad hoc i skupiając wokół siebie słabsze państwa pod hasłem rzekomo oryginalnej strategii bandwagoning (koncentracji sił), w istocie będącej przykrywką dla daleko idącej penetracji i podporządkowania innych. Ambicje do panowania nad światem zaprowadziły Amerykę na manowce, a kryzys o charakterze społeczno-ekonomicznym prowadzi do skonfliktowania wewnętrznego.

Co ciekawe, takiej strategii „imperializacji” systemu międzynarodowego, w państwach słabszych i ulegających Ameryce, jak choćby w Polsce, nikt spośród polityków nie poddaje krytycznej dekonstrukcji pod kątem utraty własnej podmiotowości i samodzielności na rzecz mocarstwa hegemonicznego. Pojedyncze głosy sprzeciwu wobec polityki uzależniania państwa od wpływów zewnętrznych są traktowane w kategoriach zdrady narodowej. A przecież kolejnym ekipom rządzącym nikt nie dał monopolu na prawdę i jedynie słuszne rozwiązania!

Popatrzmy w perspektywie wieloletniej, dokąd nas takie rządy zaprowadzą. Kto odpowie za konsekwencje niewłaściwych czynów? Politycy zmieniają się u władzy, a państwo polskie z negatywnymi skutkami ich decyzji i działań przecież musi trwać dalej, z wyrzutami sumienia pojedynczych osób za głupotę i błędy niekompetentnych włodarzy. A co gorsza, w strachu i poczuciu wstydu, że dumny naród o tysiącletniej historii tak łatwo dał się zniewolić garstce manipulatorów i uwierzył w jedyną drogę rozwoju w „atlantyckiej klatce”.

Poddawanie wszystkich dziedzin życia zbiorowego tzw. sekurytyzacji, czyli traktowanie ich w kontekście zagrożeń dla bezpieczeństwa państwa, prowadzi do licznych błędów poznawczych, a zatem i fatalnych decyzji, choćby w sprawach presji logiki wojennej i gigantycznych zbrojeń kosztem innych dziedzin życia społecznego. Skazuje rządzących na przyjmowanie obcej kultury strategicznej, czyli podporządkowywanie własnych interesów obcym potęgom, nawet gdy fałszywie mienią się one największymi sojusznikami i protektorami.

Dodatek do Ameryki

Polska stała się ofiarą zniewolenia umysłów polityków o rodowodzie posolidarnościowym i pokomunistycznym, ze względu na przekonanie, iż w obliczu globalnych problemów nie jest w stanie poradzić sobie bez „parasola ochronnego” mocarstw zachodnich. W ten sposób znalazła się w pułapce trwałych uzależnień strukturalnych. Demonstrując głębokie przywiązanie do USA, Polska postawiła tym samym na bezgraniczną obronę supremacji tego mocarstwa w systemie międzynarodowym. Wszystkie działania podporządkowano realizacji interesów Ameryki. Na dobre i na złe, nie szacując ryzyka, jakie niesie ten bezalternatywny wybór.

Wydostanie się z tej pułapki jest możliwe jedynie przez zmianę „struktury pola” swojego działania (Kenneth Waltz). Pozostając lojalnym uczestnikiem hierarchicznego systemu zachodniego, gdy „wahadło geopolityki” odbije w drugą stronę, Polska może jeszcze zdobyć się przy słabnącej hegemonii amerykańskiej na zbudowanie komplementarnej strategii eurazjatyckiej, minimalizującej ryzyko wplątania w wielką wojnę Zachodu ze Wschodem. Problem w tym, kto i kiedy podejmie się tego zadania w sytuacji dramatycznego deficytu ludzi realistycznie myślących i mających na względzie przede wszystkim własny interes narodowy.

Najgorszym skutkiem wzrostu potęgi Ameryki po „zimnej wojnie” stało się zanegowanie strategii bezpieczeństwa międzynarodowego, opartej na równoważeniu sił (balance of power). Od starożytności ukształtowała się praktyka korelowania sił i możliwości państw (Grecja), co w czasach nowożytnych (mniej więcej od XV wieku) zaczęto kojarzyć z logiką dynamiki geopolitycznej, uruchamiającej się w sytuacjach zagrożeń (Arnold J. Toynbee). Z czasem równoważenie sił przybrało charakter prawa samoregulacji systemowej, służącego zapobieganiu nadmiernemu wzrostowi potęgi jakiegokolwiek państwa, które mogłoby narzucać swoją wolę innym.

Mistrzem w stosowaniu tej strategii była Anglia, która od XVI wieku w wojnach między państwami kontynentu europejskiego udzielała pomocy stronie słabszej, stosując się do dewizy króla Henryka VIII: „zwycięży ten, do którego przyłączę się” (cui adhereo – praeest). Prawidłowością historyczną stało się zatem zapobieganie przewadze geopolitycznej ze strony silniejszego mocarstwa poprzez przeciwstawienie mu odpowiednio równej, a nawet większej siły, bądź tworzenie „lig obronnych”, złożonych z kilku państw.

Henry Kissinger, klasyk amerykańskiej dyplomacji i myśli politycznej uważał, że utrzymanie równowagi sił jest zadaniem, nad którym trzeba pracować permanentnie i działaniem, którego końca nie widać. Tymczasem w ostatnich dekadach jego życia Stany Zjednoczone zerwały z takim myśleniem. Ogromna przewaga w czynnikach potęgi pozwoliła Stanom Zjednoczonym na utrzymanie niewspółmiernie wysokich systemowych przewag nad innymi. Sprzyjała temu koniunktura międzynarodowa.

Każdego, kto obecnie próbuje odwoływać się do tego uświęconego roztropnością i rozwagą mechanizmu, zaczęto osądzać jako wroga status quo. W ten sposób na pierwszej linii konfrontacji znalazły się Chiny i Rosja, jako mocarstwa rewizjonistyczne. Choć nie głoszą one doktryn agresywnych wobec USA i Zachodu, to jednak właśnie im przypisuje się najgorsze intencje. Zagrażają bowiem obiektywnie panowaniu Ameryki.

Ostatni Mohikanin

Ostatnim prezydentem Stanów Zjednoczonych, który wraz ze swoją administracją rozumiał logikę równoważenia sił był George H.W. Bush (senior). Wydaje się, że doskonale znał tragiczne ograniczenia polityki mocarstwowej, choćby ze względu na własne doświadczenia z czasów II wojny światowej. Potrafił zachować dystans i powściągliwość w odniesieniu do Chin po masakrze na placu Tienanmen w czerwcu 1989 roku, a także po rozpadzie bloku wschodniego. Nie ingerował bezpośrednio w państwach zrzucających komunizm, nie chcąc prowokować radzieckich „twardogłowych” do działań odwetowych. Podobnie po wojnie w Zatoce Perskiej na rzecz wyzwolenia Kuwejtu nie dążył do pokonania i upokorzenia Saddama Husajna. Jeszcze przed proklamowaniem niepodległości ukraińskiej przestrzegał w Kijowie przed „samobójczym nacjonalizmem”. Zdawał sobie bowiem sprawę ze znaczenia Ukrainy w geopolityce rosyjskiej i z tego, że jeśli Zachód zechce objąć ją swoim „parasolem ochronnym”, niechybnie stanie się ona ofiarą konfliktu. Z dzisiejszej perspektywy trudno o mądrzejsze przepowiednie.

Kryzys przywództwa amerykańskiego w skali globalnej wyraża się obecnie w narastających tendencjach do delegitymizacji statusu hegemona systemu międzynarodowego. Wiele państw azjatyckich, latynoamerykańskich i afrykańskich odrzuca iluzję o stabilnym i sprawiedliwym porządku międzynarodowym, dyktowanym przez scentralizowaną władzę, skupioną w rękach Ameryki i jej mocarstwowych sojuszników. Utrzymanie przywództwa USA w ręku stetryczałych polityków jedynie przyspieszy procesy degradacji ich roli, a w rezultacie doprowadzi do rewitalizacji strategii równoważenia sił w świecie wielobiegunowym.

Fałszywa sakralizacja amerykańskiego przywództwa wynika z przekonania o niezmienności mocarstwowo-imperialnego status quo. W kręgach politycznych i medialnych Waszyngtonu wmówiono sobie, że amerykańska hegemonia ma charakter łagodny i pokojowy, stąd nikomu na świecie nie przyjdzie do głowy w przewidywalnej perspektywie, aby podważać istniejący stan rzeczy. Tymczasem nic nie jest dane raz na zawsze. Dynamika systemu międzynarodowego pokazuje, że pojawiają się coraz liczniejsi zwolennicy przywrócenia mechanizmów równoważących.

Tragizm przywództwa…

Stanów Zjednoczonych polega na tym, że stoją one przed zadaniem rozwiązania trzech głębokich kryzysów, spowodowanych konfliktami na Ukrainie, w Stefie Gazy i wokół Tajwanu. Każdy z nich ma związek z koniecznością powrotu do multilateralnych rozwiązań, z udziałem największych protagonistów. Tymczasem kończy się skuteczność perswazyjno-dyplomatyczna USA, podobnie jak przewartościowaniu ulegają funkcje odstraszające tego mocarstwa przy użyciu siły. Przebieg konfliktu na Ukrainie pokazuje, że wsparcie militarne ze strony USA ma swoje liczne ograniczenia, a determinacja Rosji w dążeniu do osiągnięcia swoich celów przerasta wolę zwycięstwa elit amerykańskich.

Stany Zjednoczone pozostają obecnie w fazie największego zagrożenia wewnętrznego. W obliczu rosnącego niezadowolenia społecznego żaden przywódca nie będzie w stanie skutecznie rozwiązywać problemy wewnętrzne poprzez wojny, które zwykle pozwalały jednoczyć obywateli z establishmentem. To daje nadzieję na zrewidowanie amerykańskiej strategii międzynarodowej.

Taki przypadek miał już kiedyś miejsce na tle wojny wietnamskiej w latach 1960. i 1970. Ówczesny establishment po raz pierwszy nie zdołał zbudować jedności narodowej i patriotycznego zapału na fundamencie wojny. Przez Amerykę przetoczyła się fala zmian kulturowych, jakiej państwo nigdy wcześniej nie zaznało. Nie było też poprzednio tak powszechnej utraty zaufania wobec tak licznych elementów systemu politycznego i gospodarczego.

Obecna kampania prezydencka w USA pokazuje, że wydarzenia polityczne mogą przynieść groźny zamęt i walkę, ale także inspirację. Amerykańscy obywatele są coraz bardziej świadomi, że pieniądze i kontrola informacji, stanowiące broń elit, mogą okazać się bezużyteczne w konfrontacji ze zdeterminowanym społeczeństwem. Choć nie sposób odgadnąć, jakie formy przyjmie nowy bunt i kiedy nastąpi, ale pewne jest, że na naszych oczach kończy się neoliberalne „wielkie złudzenie” – budząca się z iluzji hegemonizmu Ameryka potrzebuje świeżego przywództwa na rzecz wielkiej transformacji tak w wymiarze wewnętrznym, jak i międzynarodowym.

Autorstwo: prof. Stanisław Bieleń
Źródło: MyslPolska.info

image_pdfimage_print

TAGI:

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

1 wypowiedź

  1. niecowiedzacy 14.07.2024 18:09

    Bardzo dobry artykuł napisany w miarę z neutralnego punktu widzenia. By zacząć porządkować świat, najrozsądniej by było zacząć od uporządkowania swoich waśni Polsko Polskich i sączenia jadu. Czas jałowego ględzenia o patriotyzmie i cudach niewidach dla Polaków dawno się skończył. Należy podjąć próby zorganizowania przynajmniej dwóch nowych partii politycznych, jednej będącej za skonsolidowaniem społeczeństwa, drugiej kobiecej. Przecież kobiet jest w Polsce połowa i należy zapisać to w konstytucji, że 50% miejsc w Sejmie i Senacie obowiązkowo należy się kobietom, by mogły decydować o losie swoim i Polski. Kobiety patrzą na życie trochę praktyczniej i być może przełamałoby to hegemonię PO-PiS. A tak naprawdę to myślę, że dopóki Polacy nie przyjmą do wiadomości, że największym przyjacielem Polaka może być drugi Polak, lub Polka, to zło będzie się działo w Polsce. Należy zarządzić obowiązkowe referendum w sprawie wyjścia z NATO i Unii Europejskiej, aby dowiedzieć się, co naprawdę sądzi całe społeczeństwo o tych zagadnieniach. Dla USA z wymianą handlową z Polską 0,01% nie stanowimy żadnego partnera gospodarczego, jedynie służymy za tubę propagandową i potrzebni jesteśmy jako mięso armatnie w wojnie z Rosją i ewentualnie do rozpętania III wojny światowej. Abyśmy jako państwo polskie wszczęli wojnę z Rosją, przegrali ją z kretesem, a USA miały powód pomścić nas jako sojuszników USA. Posunięcia rządów, niezależnie z jakich partii się wywodzą, świadczą, że tylko takie rozwiązanie wchodzi w rachubę. Mianowicie chodzi o obronność, która jest przez 35 lat totalnie olewana przez wszystkich polityków. A zwłaszcza przez ministrów obrony narodowej, którzy są ignorantami w dziedzinie wojska. Większość nigdy nie służyła w wojsku i nie mają serca dla wojska, nie czują z nim więzi. Swoją ignorancję i niekompetencję maskują wpinaniem sobie w klapy różnych polskich symboli, otaczaniem się polskimi flagami i buńczucznie oświadczają o swoim patriotyzmie. Ale co naprawdę myślą i mają w sercach? Bo ich czyny są haniebne. Stąd głupie, nieżyciowe, złe, niespójne, niejasne i wykluczające się wzajemnie przepisy dotyczące służby wojskowej. Kupują amerykański złom wojskowy, jako coś wyjątkowego extra, unikatowego, new generation, bo ma tylko 45 lat i wyśmienicie nadaje się do odstraszania. Lekceważą możliwość przegrania ewentualnej wojny przez swoją haniebną ignorancję. Ale co tam, najważniejsze są ciepłe posadki i niemała kaska, i jakoś to będzie, bo mamy opiekuna w postaci USA i NATO. Według mnie to skrzyżowanie pospolitego ruszenia. Artykuł 5 paktu NATO — każdy sobie swoją własną rzepkę skrobie. Artykuł 4 — nie wspiera się polskiej myśli wojskowej i polskich zakładów zbrojeniowych. Preferuje się pseudosojusze wojskowe, fałsz i ignorancję w dziedzinie obronności. Ale świat nie znosi słabych i niereagujących w porę na zagrożenia. Historia, zwłaszcza ta lekceważona, pewnego dnia może wystawić Polakom fakturę na sumę kilku milionów trupów za ignorancję. Oby nie wystawiła hurtowej faktury na wszystkich Polaków, bo jak na razie to jesteśmy na dobrej drodze do samozagłady. Należy zakończyć flirt z Ukrainą trwający już co najmniej od czasów wojny Gruzji z Rosją. No a kto i kiedy omawiał sprawę powstania Ukropolu. Ciekawostka zarówno w alfabecie Polskim jak i ukraińskim, litera P lub L ( czasami Ukraińcy nazywają Polaków Lachami ) jest przed literą U, więc skąd taka kolejność. Czyżby to miało oznaczać kto jest ważniejszy. Czasu mają Solidarni Polacy niewiele bo, zbliżają się wybory w ukochanej przez Solidarnych Polaków Ameryce i chcą zrobić prezent wyborczy swoim patronom idolom. I taka okazja nadarzy się z początkiem nowego roku gdy przejmiemy przewodnictwo w Unii po Victorze Orbanie. Więc przygotowujemy się do wojny w nie swoim interesie, jako mięso armatnie, bo Ukraińskie mięso armatnie powoli się kończy, a interesy trzeba robić by więcej zarobić. Tłumaczą nam iż tradycyjnie lubimy walczyć za nie swoją wolność. Bo tylko to się liczy, tylko że dla ludzi Solidarnych. Oto rozwiązanie dla Ukrainy. Moim zdaniem powinniśmy porozmawiać nieoficjalnie z Ukraińcami i przedstawić im propozycję by za odpowiednie odszkodowanie zgodzili się zrzec swoich roszczeń do zachodniego brzegu morza Azowskiego i półwyspu Krymskiego aż do rzeki Dniepr i dalej na północ na jakieś 250 do 300 km od brzegów morza Azowskiego. Całe morze Azowskie i okolice były by Rosyjskie. Wtedy żaden okręt podwodny z rakietami jądrowymi nie zagroził by miękkiemu podbrzuszu Moskwy. Myślę iż to by dało poczucie bezpieczeństwa Rosji. Oczywiście wszystkie te ustępstwa nie miały by być za darmo, ale za solidne wynagrodzenie przez Rosję, przez ileś uzgodnionych lat. Realną zapłatą mogły by być dostawy darmowego gazu i ropy oraz innych surowców tak by Rosja mogła się realnie wywiązać ze spłaty odszkodowań za swoje winy. Ukraińcy zaś mogli by odsprzedawać część dla innych krajów i mieć realne i własne fundusze na odbudowę i polepszenie bytu dla ludności. Bowiem Ukraińcy nie powinni liczyć na to iż zachód odbuduje im Ukrainę bo to nie realne oczekiwania. Fundusze na odbudowę Ukrainy powinny pochodzić z Rosyjskich reparacji i odszkodowań ale bezgotówkowych. Tak by nie obciążać Rosjan tak jak Niemców po 1 wojnie światowej, bo wiadomo jak to się skończyło. Rosjanie mają nadwyżki ropy naftowej i gazu oraz niektórych surowców. I właśnie te nadwyżki byli by w stanie wysyłać na Ukrainę. Zaś Ukraina część tych nadwyżek mogła by reeksportować dalej na zachód, biorąc żywą gotówkę od zachodu. To by wystarczyło na szybką odbudowę Ukrainy. Zaś zachód a w tym i Polska zyskała by tanią ropę, gaz i surowce. Co to znaczy niech sobie każdy sam odpowie. Według mnie: Wilk byłby syty a owce nie zostały by dorżnięte. Kilkoma słowami: Wszyscy odnieśli by korzyści. Do dogadania pozostała by ilość tej ropy, gazu i surowców. No i zażegnano by 3 wojnę światową. Ale to tylko moje marzenia. Gdybyśmy wystąpili z NATO widział bym Polskę jako kraj nie zaangażowany w różne rozgrywki, i starający się być neutralnym. Jest jeszcze 2 opcja by wszystkie kraje europejskie wystąpiły z NATO i utworzyły własne siły zbrojne zdolne podjąć pełne działania w terenie nie zabudowanym ciągu 40 minut. I opcja 3 wszystkie kraje europejskie wchodzą w sojusz z Rosją. Powie ktoś przecież to brednie, a ja odpowiadam ale bardzo realne i odpowiadające i Europie i Rosji. Stworzyli byśmy największe terytorium z największą ilością wszelkich surowców kopalnych. Spora ilość ludności a więc i intelektu, bo nie wierzę w Sztuczną Inteligencję. Pieniążki by się zarabiało łatwiej bo były by tanie surowce. Taki twór spełniał by wszystkie kryteria imperium. I tylko od ludzi go zamieszkujących zależał by ich los. Bowiem nie można dokładnie ustalić w jakim czasie ale wojna o surowce z pewnością wybuchnie i jeśli będziemy tkwili w skostniałym sojuszu, niezdolnym do podjęcia działań w terenie nie zabudowanym w ciągu 40 minut to przegramy wszystko a może i własne życie. Bowiem wszystkie teorie w obliczu wojny podlegają naturalnej weryfikacji. Nie wystarczy wierzyć w to co się czyta i samemu mówi ale w czasie boju należy to jeszcze udowodnić w praktyce. Bo sile można przeciwstawić tylko jeszcze większą siłę i czasami tylko to się liczy. Wszystkie wojny wygrywa się w czasie pokoju i taką siłą musimy dysponować. A nie pobożnymi życzeniami i nadziejami iż fałszywi sojusznicy nam pomogą, czy patriotyzmem i poświęceniem osiągniemy wszystko, bo już to przerobiliśmy w 1939 roku.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.

Potrzebujemy Twojej pomocy!

 
Zbiórka pieniędzy na działalność portalu w maju 2025 r. jest zagrożona. Dlatego prosimy wszystkich życzliwych i szczodrych ludzi, dla których los Naszego Portalu jest ważny, o pomoc w jej szczęśliwym ukończeniu. Aby zapewnić Naszemu Portalowi stabilność finansową w przyszłości, zachęcamy do dołączania do stałej grupy wspierających. Czy nam pomożesz?

Brakuje:
1464 zł (22 kwietnia)
692 zł (3 kwietnia)

Nasze konto bankowe TUTAJ – wpłaty BLIK-iem TUTAJ (wypełnij „komentarz”, by przejść dalej) – konto PayPala TUTAJ

Z góry WIELKIE DZIĘKUJĘ dla nieobojętnych czytelników!