Liczba wyświetleń: 1200
Urzędnicy służby zdrowia z Kolumbii Brytyjskiej nie wierzą własnym uszom i biją na alarm, słysząc historię o naturopatce Anke Zimmermann z Victorii, która leczyła małe dziecko podając mu specyfik zawierający ślinę wściekłego psa. Naturopatka twierdzi, że dziecko miało problemy behawioralne. Napisała o tym na swoim blogu, a wpis przeczytała dr Bonnie Henry, która zaraz zapowiedziała, że napisze do Health Canada, by wyrazić swój sprzeciw wobec kuracji środkiem zwanym lyssinum. Wcześniej nie słyszała o takim „leku” i nie mieści jej się w głowie, że w Kanadzie ślina wściekłego psa może być uznana za coś leczniczego.
Federalna agencja zdrowia istotnie zatwierdziła „lek” homeopatyczny znany również jako lyssin lub hydrophobinum. Jest to jedna z ponad 8500 zatwierdzonych substancji homeopatycznych. Homeopatia wyznaje zasadę, że podobne leczy podobne – a leki homeopatyczne to rozcieńczone w wodzie lub alkoholu substancje pobrane z chorych organizmów.
Zimmermann pisała w lutym o terapii, którą zastosowała w przypadku 4-letniego chłopca. Dziecko było agresywne i brutalne względem rówieśników, chowało się pod stół i warczało, miało kłopoty ze snem i śniły mu się koszmary o wilkach. Zachowanie chłopca zdecydowanie się poprawiło po podaniu mu lyssinum. Naturopatka przypuszcza, że chłopiec został ugryziony przez wściekłego psa albo przez psa, który niedługo wcześniej był szczepiony przeciwko wściekliźnie. Napisała nawet, że dziecko, które zachowywało się trochę jak wściekły pies, zaczyna znowu zachowywać się po ludzku.
Henry mówi, że środki homeopatyczne może czasem są skuteczne, ale raczej nie w tym przypadku. Obawia się, że inni rodzice mogą chcieć spróbować tego rodzaju „terapii” dla swoich dzieci i odwlekać pójście do normalnego lekarza.
Naturopatka twierdzi, że jej leki nie mogą szkodzić. Dziecku się poprawiło i rodzice są zadowoleni, podkreśla. A ślina psa w lyssinum jest tak rozcieńczona, że nie ma w niej śladu wirusa wścieklizny.
Autorstwo: Katarzyna Nowosielska-Augustyniak
Źródło: Goniec.net
Pani dr Henry nie ma „zielonego pojęcia” w temacie, więc logicznym jest, że coś jej się nie mieści w głowie. Świadomość istnienia, np takich, „składników” leków homeopatycznych:
– Bacillinum (zmacerowane płuco gruźlicze),
– Psorinum (wydzielina z pęcherzyka świerzbowego, lub zeskrobiny ze złuszczeń),
– Moschus (zagęszczona wydzielina z mieszków napletka piżmowca)
chyba by ją zabiła:)
A rzeczony lyssin do dostania wszędzie. I bez sensacji.
https://www.aptekaurtica.pl/lyssinum-200-ch-granulki-5ml.html
@arthur
Homeopatia – wiara w gusła w XXI wieku.
Jedyna „skuteczność” to ew. efekt placebo.
Sama homeopatia nic nie leczy!
Poczytajcie i logicznie się zastanówcie czy wierzycie w pamięć wody? 😀 😀 😀
A tym własnie jest homeopatia.
Na koniec mała informacja.
„Nie istnieje żadna teoria naukowa, która wyjaśniałaby możliwość wpływu bardzo rozcieńczonych roztworów na układ odpornościowy lub jakiekolwiek procesy przebiegające w organizmie pacjenta. Preparaty homeopatyczne często nie zawierają cząsteczek aktywnej leczniczo substancji i są czystymi rozpuszczalnikami. Typowa, jednorazowa dawka leku homeopatycznego to ok. 1 μl. Zakładając, że wyjściowy roztwór substancji aktywnej, który homeopata dwadzieścia razy rozcieńczał w proporcji 1:100 (potencja 20C), miał stężenie 1 mol/l, okaże się, że w preparacie końcowym stężenie tej substancji wynosi 1/(10020) = 10−40 mol/l. W jednym mikrolitrze preparatu znajdzie się zatem średnio 10−6 • 10−40 = 10−46 moli substancji, czyli 10−46 • 6,022 • 1023 = 6,022 • 10−23 cząsteczek substancji leczniczej. Innymi słowy, szansa na spotkanie choćby jednej z nich w przyjętej dawce wynosi w przybliżeniu jak 1 do 1,66 • 1022, co oznacza 1 cząsteczkę substancji aktywnej na 17 tryliardów dawek.
Wiele substancji homeopatycznych przygotowywanych jest w rozcieńczeniach znacznie większych. Na przykład preparat Oscillococcinum oznaczony jest jako 200C, co oznacza rozcieńczenie 1:10400. Według współczesnych oszacowań liczba atomów w obserwowalnym wszechświecie wynosi około 1080. Oznacza to, że liczba atomów w nim jest za mała (ponad 10300 razy za mała), aby uzyskać wymienione stężenie, jeśli mamy do czynienia z co najmniej jedną cząsteczką substancji aktywnej. Podane stężenie nie jest więc faktycznym stężeniem, a jedynie wskazaniem, że procedura rozcieńczania 1:100 została przeprowadzona 200 razy. Oznacza to, że od pewnego momentu przetwarzano preparat pozbawiony początkowej substancji.”
No to niech ktoś powie pani dr, że tam nic nie ma! Więc niech się nie podnieca:)
@nebula
coś ten Twój przykład jakiś z dópy.
mówisz, że leki homeopatyczne np. na bazie wirusa wścieklizny, są tworzone, żeby zarażać wścieklizną? :))
P.S.
homeopatia, czy nie,nie lekceważyłbym efektu placebo w procesach ozdrowieńczych.