Czy Bóg tak chciał?

Opublikowano: 28.05.2012 | Kategorie: Publicystyka, Wierzenia, Zdrowie

Liczba wyświetleń: 789

Nieraz życie stawia nas w sytuacji, w której nie ma dobrych rozwiązań, a któreś trzeba przyjąć, mając świadomość, że i tak jest ono ewidentnie złe.

Anię znałem od dawna, ot dziecięca znajomość, rodzice byli dobrymi znajomymi, więc i my się bawiliśmy razem. Później też znajomość się nie urywała. Czasami spotykaliśmy się, rozmawialiśmy. Później ja byłem na jej weselu, a za kilka miesięcy ona na moim i tak od czasu do czasu spotykaliśmy się.

Ania ze swym mężem Andrzejem tworzyli normalną rodzinę, jakich wiele w dużych miastach. Niedługo po ślubie Ania zaszła w ciążę, jednak nie trwała ona długo. W trzecim miesiącu Ania poroniła. Jesteście młodzi, powiedział im lekarz, jeszcze zdążycie. I miał rację, po niecałym roku Ania znów była w ciąży. Wiadomo, że o pierwszej ciąży się nie myśli. Ciąża to przecież nie choroba, mówią ci, co nigdy jej nie zaznali, ale druga, po poronieniu, to już zupełnie coś innego. Tu się na zimne dmucha. Jednak widocznie tak miało być, nie miały ich spotkać żadne komplikacje i po 9 miesiącach byli już rodziną trzyosobową, z maleńkim ślicznym człowieczkiem na rękach. Początkowo mówili o drugim dziecku, wręcz twierdzili, że to kwestia miesięcy, lecz z czasem wygodnictwo wzięło górę. Córka im rosła, nawet się nie obejrzeli, jak poszła do szkoły. Wtedy wracać w pieluchy? Nie, wtedy to już naprawdę się nie chce. Mieli ustabilizowane życie, ona pracowała, on prowadził własne przedsiębiorstwo, zakład produkcyjny, hurtownię, sklep z własnymi wyrobami. Z czasem ona też coraz bardziej myślała, by dołączyć do męża w firmie, a nie pracować na etacie. Przecież i tak prowadziła mu księgowość, pomagała w przygotowaniu wyrobów i w innych sprawach.

Któregoś dnia Ania źle się poczuła, nic wielkiego. Poszła do lekarza, ten ją zbadał i był podobnego zdania, nie ma co się martwić, weźmie lek i wszystko wróci do normy. Zapytał tylko, czy nie jest w ciąży. Skądże, przecież już dziecko nie było im w głowie. Nie to, by zrezygnowali z igraszek małżeńskich, ale dziecko nie – z pewnością już nie. Dostała antybiotyk i szybko wracała do zdrowia. Jednak, gdy przyszedł termin miesiączki, Ania stwierdziła, że się opóźnia. Po dwóch tygodniach, analizując nieodległą przecież historię, doszła do wniosku, że zakonnikami ostatnio nie byli. Kupiła test ciążowy i wynik okazał się być dodatni.

No cóż, wpadliśmy, powiedzieli sobie. O usuwaniu ciąży mowy być nie mogło. On wychowany w głęboko religijnej rodzinie, ona też wierząca. Pewnie lepiej było wypić szklankę zimnej wody, zamiast… pomyśleć. Ale byli dorośli i odpowiedzialni za własne czyny.

Jednak przy pierwszej kontroli, gdy lekarz zobaczył, jaki lek brała, zaniepokoił się. Wysłał ją na badanie USG. Wynik nie był jednoznaczny, ale zalecono jej powtórzenie badania za dwa tygodnie. Po drugim badaniu USG już nie wróciła do domu. Szpital, seria badań i wyrok, jakże ciężki wyrok. Ich dziecko ma znaczący i już widoczny niedorozwój kilku organów. Szans na przeżycie nie ma. Po cichu lekarze zalecili aborcję. Po co ma przeżywać poród, znała już traumę poronienia. Po co przeżywać całą ciążę z myślą, że i tak dziecko umrze. Szans na zdrowie nie ma. Jednak takiej decyzji nie podejmuje się samodzielnie. Wróciła do domu, by zastanowić się w rodzinie. Mąż był całkowicie przeciwny aborcji. To grzech, mówił, on nie pozbawi swego dziecka życia. Będą całe życie pytali siebie, a może jednak dziecko by żyło. Ona pokazywała wyniki, pokazywała kolejne USG, przekonywała. On ze łzami w oczach prosił, by urodziła, “nie zabijajmy własnego dziecka” błagał. Zrobiła to tylko dla niego, nie poszła na zabieg. Kolejne badania coraz bardziej rozwiewały ich nadzieje. Ale decyzja była już podjęta, za późno na jej zmianę.

Kilka miesięcy później zaczął się poród. Ania urodziła naturalnie, urodziła synka. Synka z niedorozwojem jednej nerki, brakiem jednego płuca i poważną wadą serca. Żył niecałe dwie godziny. Wrócili do domu z małą trumienką, którą pochowali na pobliskim cmentarzu. Z trumienką, która zaważyła na dalszym życiu ich całej rodziny.

Zaczął się okres najgorszy, okres pustki, wszakże zmarło ich dziecko. Ania długo dochodziła do siebie i ciągle nie znajdowała obok siebie męża. Mąż w każdej wolnej chwili uciekał do kościoła – modlę się, próbuję zrozumieć, co się stało, próbuję znaleźć ukojenie – mawiał. Lecz zamiast wracać, oddalał się coraz bardziej, związał się z działalnością charytatywną jednego z zakonów żeńskich w mieście. Całkowicie zaniedbał firmę, niepokojona przez kontrahentów Ania przejęła cały jej ciężar. Andrzeja nigdy nie było, ale nie ukrywał, gdzie jest. Działał dla dobra biednych, zajmując się dostarczaniem ubogim rodzinom żywności, którą otrzymywali od przedsiębiorców w mieście. Zajęcia miał codziennie, bo przecież ludzie codziennie muszą jeść. Najpierw we dwóch, z kolegą wtedy poznanym, prywatnym samochodem Andrzeja jechali do zakładów, tam odbierali dary. Następnie jechali do miejsca, w którym zbierali się potrzebujący. Modlili się wspólnie w salce, a po modlitwie rozdawali przywiezione dary. Andrzej zatracił się w tym całkowicie. Przecież działał zgodnie z linią Kościoła, pomagał biednym, wypełniał wolę Boga.

Rozmawiałem wtedy z Anią, była zrozpaczona, sama nie dawała rady utrzymać przedsiębiorstwa męża, widziała, jak tracili kontrahentów, a Andrzej był głuchy na jakiekolwiek jej perswazje. Dotknęła nas tragedia, teraz ja muszę coś dać z siebie – odpowiadał. Ania walczyła i o rodzinę, i o męża, przecież go kochała. Kołatała się między firmą, córką nieumiejącą zrozumieć, dlaczego tata odchodzi, gdy dziecko go potrzebuje oraz szukaniem pomocy dla swej rodziny. Rozmawiała z przeoryszą zakonu, przy którym działał jej mąż. Nic nie wskórała. Dowiedziała się tylko, że jej męża Bóg powołał do niesienia dobra. Szukała pomocy wszędzie, rozmawiała z mężem i nic, czuła, że trafia w pustkę. Prawie rok trwała jej walka, aż trafiła do księdza, księdza, który sprawował w tym zakonie niedzielną posługę. Miej wiarę, odpowiedział jej, postaram się zwrócić ci męża.

Następnego dnia ksiądz zamknął się z Andrzejem w jednym z pomieszczeń zakonu i długo rozmawiali. Po rozmowie Andrzej wyszedł zamyślony, lecz jakby odmieniony. Pożegnał się z tak aktywną pracą i wrócił do rodziny. Dziś odrabiają stracony czas, odzyskują klientów, odzyskują siebie. Gdy Ania zapytała Andrzeja, co mu ksiądz wtedy powiedział, Andrzej powiedział tylko jedno. Zapytał mnie – „Czyś żonie przysięgał, czy też zakonowi”. Gdy zapytałem Ani, jaką by dziś podjęła decyzję w sprawie aborcji, Ania nic nie odpowiedziała, lecz jej oczy mówiły wszystko.

Historię taką życie pisze codziennie i w wielu niewiele różniących się wariantach, co dzień w jakimś domu rozgrywa się kolejna jej wersja. Faktem jest, że ludziom religijnym znacznie trudniej jest stawić czoła takiej sytuacji, gdyż drzemie w nich poczucie winy, że za coś Bóg ich pokarał, że Bóg od nich przez to nieszczęście czegoś wymaga. Powiem tylko jedno, o tym jak należy postępować w takich sytuacjach powinni mówić ludzie, co to przeżyli. Pozostali nie mają o tym pojęcia, a tylko pycha każe im myśleć, że to właśnie oni znają tę jedną „prawdziwą” prawdę.

Autor: Faral
Źródło: Nowy Ekran


TAGI: , , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

12 komentarzy

  1. Aida 28.05.2012 11:04

    Odnoszę wrażenie, że autor opowiadania chciał pokazać, że gdyby Ania usunęła ciążę, to by się z mężem nie oddalili i by tak stary dziecka nie przeżywali. Jednak wydaje mi się, że to nie tak. Czy aborcja chcianego dziecka, może nie zaplanowanego, ale już w momencie kiedy ono jest chcianego, nie jest równie straszna jak śmierć już po narodzinach? Wydaje mi się że, jest.
    Historia smutna i nikomu nie życzę takich dylematów.

  2. egzopolityka 28.05.2012 14:44

    Ale ludzie są naiwni i bezmyślni. Ciało nie jest człowiekiem i nie ma żadnej świadomości. jest sterowane przez duszę. Ciało jest tylko “ubraniem” dla duszy więc uszkadzając ciała nie da się zabić człowieka. Dusza za jakiś czas dostanie nowe ciało w kolejnym wcieleniu. Jasne jest, że nie powinno się pozwalać, żeby dusza cierpiała w wadliwym ciele. Aborcja jest koniecznością. Z dorosłymi chorującymi jest gorzej podjąć taką decyzję, ale gdyby ludzi znali prawdę o reinkarnacji to byłoby sto razy więcej ludzi zdecydowanych na świadome odejście z tego świata. Powinna być zarówno aborcja legalna jak i eutanazja na wniosek osoby dorosłej, bez konieczności podawania przyczyny ani jej uzasadniania.

  3. the1funky 28.05.2012 15:01

    @Aida
    O tym właśnie autor pisał, że tak tobie i mi WYDAJE się, że śmierć nienarodzonego jest równie straszna co narodzonego. Nie wiem jak ty ale ja nic takiego nie musiałem przeżywać to wypowiadać się nie będę, wiem tylko tyle, że osobiście nie miałbym oporów przed usunięciem zdeformowanego płodu, gdyż dla mnie nie jest to jeszcze człowiek. Co do osób religijnych, nie wiem.

  4. guarana 28.05.2012 16:19

    @egzopolityka – skoro znane ci jest pojęcie reinkarnacji, to powinieneś słyszeć też o karmie. Jeżeli dziecko rodzi się “wadliwe” – jest jakaś przyczyna i zabicie go wcale nie ukróci jego cierpień. Może co najwyżej przesunąć w czasie. Prędzej czy później swoje odcierpi. I to JEST sprawiedliwe. Sprawiedliwe jest, że ludzie rodzą się kalecy i cierpią.

  5. Stanlley 28.05.2012 16:29

    Wygląda na to że wybrali najlepszą drogę. Niezależnie od ich decyzji dziecko by zmarło, w tym momencie nie zabijając go nie wzięli na siebie odpowiedzialności za śmierć. Jeśli chodzi o sprawiedliwość losu – nie wiemy co ich dalej spotkało, być może Bóg im wynagrodził stratę dziecka kolejnym.
    A co z nienarodzonym? Za dawnych (bardzo) czasów KK by powiedział że nieochrzczone dzieci idą do piekła, teraz panuje pogląd że idą do czyścca – jednak Biblia nic nie wspomina o takich tworach. Biblia również nie wyklucza reinkarnacji, choćby poniższy fragment :
    “I pytali go jego uczniowie: Dlaczego
    więc uczeni w Piśmie mówią,
    że najpierw ma przyjśća Eliasz?
    11 A Jezus im odpowiedział: Istotnie,
    najpierw przyjdzie Eliasz
    i wszystko odnowi.
    12 Lecz mówię wam, że Eliasz już
    przyszedł, jednak nie poznali go, ale
    zrobili z nim, co chcieli.”

  6. norbo 28.05.2012 16:35

    @guarana – odbywanie kary bez świadomości winy raczej trudno nazwać sprawiedliwością….

  7. egzopolityka 28.05.2012 17:42

    Dusza wcale nie musi zasłużyć złą karmą by inkarnować jako kalekie dziecko. Czytałem bardzo dużo opracowań o tym. Były badania Dr Newtona (“Życie między wcieleniami” i inne książki) przez głęboką hipnozę i dusze wyjawiały te informacje. Często jest mianowicie tak, że zaawansowana dusza sama poświęca się żeby wstąpić w ciało dziecka które i tak za chwilę zakończy wcielenie. Powodem jest nauka dla rodziców, którzy mają przeżyć tą “śmierć” i to jest dla rodziców lekcja która polega na “zaakceptowaniu tego”. Jednak wśród przewodników z wyższych rzeczywistości, którzy kierują tutaj dusze do inkarnacji, zdania są podzielone, czy takie lekcje są potrzebne ludziom. Oczywiście zaawansowana dusza rodzica zrozumiałaby to (że ta lekcja nie jest jej potrzebna) i dopuściłaby do aborcji.

  8. bartolomeo 28.05.2012 18:12

    @norbo – guarana mówił o karmie a nie o karze, to są 2 różne rzeczy. Karma to po prostu lekcja do przerobienia, a lekcja tak jak i w szkole nie zawsze musi być karą, czy męczarnią i nie chodzi tu o sprawiedliwośc tylko o rozwój. Dlatego nie pamiętamy przeszłych wcieleń bo świadomość winy (o ile można mówić o winie) byłaby tylko przeszkodą w rozwoju.
    @egzopolityka – co do nieśmiertelności duszy i reiankarnacji to zgadzam się z tobą w 100% ale życie w ciele też ma dużą wartość. Dzusze chyba temu chcą się wcielać, bo tylko w ten sposób mogą przerobić pewne lekcje i posunąć się w rozwoju. Nie można im w tym przeszkadzać. Im więc życie nas bardziej doświadcza tym większa jego wartość dla duszy.

  9. norbo 28.05.2012 19:04

    @bartolomeo, mój komentarz dotyczył wypowiedzi:

    @guarana: “Prędzej czy później swoje odcierpi. I to JEST sprawiedliwe. Sprawiedliwe jest, że ludzie rodzą się kalecy i cierpią.”

    Twoje tłumaczenie mnie nie przekonuje, to tylko “mistycznie” usankcjonowanie gorszego losu – innowyznaniowy wariant chrześcijańskiej “łaski pańskiej”.

  10. ARTUR 28.05.2012 21:25

    Głównym problemem jest fanatyzm wierzącego mężczyzny i brak wiary .Fanatyzm polega na całkowitym zatraceniu w wierze pomimo iż na ziemi miał inne zadanie do wykonania a brak wiary polegał na odrzuceniu tego co powinien wykonać i sprzeciwienie się losowi i Bogu .Nie ma ludzi niepotrzebnych i każdy ma swoje zadanie ,nawet Judasz miał do wykonania misję bez względu na to czy chciał czy nie chciał.

  11. Hassasin 29.05.2012 08:00

    Ludzie religijni to i z przeżywaniem orgazmu maja problemy .

  12. Aida 30.05.2012 09:03

    “Ludzie religijni to i z przeżywaniem orgazmu maja problemy .”
    Hmm ciekawe:) Ale to kobiety czy mężczyźni? Czy niezależnie od płci?

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.