Liczba wyświetleń: 1301
W chwili, gdy to piszę, 91% osób biorących udział w ankiecie na stronach „Gazety Wyborczej” opowiada się za zabranianiem stawiania reklam na prywatnych posesjach, „bo to szpeci przestrzeń”. Najprawdopodobniej odzwierciedla to w jakimś tam przybliżeniu poglądy społeczeństwa, bo, jak można wyczytać w sąsiadującym artykule, rząd planuje wprowadzenie do ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym poprawki umożliwiającej gminom wprowadzanie (niezależnie od miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, których uchwalanie idzie bardzo opieszale) tzw. miejscowych przepisów urbanistycznych, które będą „ustalały zasady sytuowania reklam, rodzaj materiałów, z których mogą być wykonane, ich wielkość i możliwość umieszczenia na budynkach”.
Projekt można sobie przeczytać na stronach Ministerstwa Infrastruktury. Zgodnie z nim, miejscowe przepisy urbanistyczne będą mogły ustalać także np. kolorystykę obiektów budowlanych oraz pokrycie dachów, rozwiązania detali architektonicznych elewacji, w tym kształtowanie okien i drzwi, jak również minimalną lub maksymalną liczbę miejsc do parkowania (podejrzewam, że dość często będzie ustalane to ostatnie, by zniechęcać ludzi do używania samochodów). A na wypadek, gdyby władze gminy nie miały ochoty dyktować ludziom, na jaki kolor mają malować domy, przez jakiego kształtu okna wyglądać i jakie reklamy sobie na tych domach umieszczać, sejmik województwa będzie musiał uchwalić w tym zakresie wojewódzkie przepisy urbanistyczne.
Projekt i tak nie podoba się zamordystom ze stowarzyszenia MojeMiastoAwNim, którzy woleliby nie ryzykować, że jednym gminom „uda się to lepiej, innym gorzej” i pragnęliby „ogólnopolskiej walki o jakość przestrzeni publicznej”.
A ja zastanawiam się, dlaczego nie powstał projekt ustawy przewidującej możliwość ustalania przez władze gmin kolorystyki prywatnych samochodów i zasad umieszczania na nich reklam, nie mówiąc już o projekcie ustawy dającym radnym prawo ustalania kolorystyki ubioru ludzi na ulicach. Dlaczego projektu takiego nie forsuje „Gazeta Wyborcza”, żadne stowarzyszenie ani osoby tworzące polską kulturę? Wszak to też walka z chaosem, bałaganem i szpeceniem przestrzeni.
Pewnie dlatego, że wyniki sondażu, nawet w „GW”, byłyby tu zupełnie inne. Dlaczego? Ano dlatego, że ubranie ma każdy, samochód jest w ok. 50-60% gospodarstw domowych. A ilu Polaków jest właścicielami budynku, który mogą pomalować, zdecydować, jakiego kształtu mają być w nim okna i jaką reklamę na nim powiesić? Niewielu. Więc dla większości z nich zakazywanie umieszczania reklam na prywatnych posesjach czy nakazywanie pomalowania domu na określony kolor nie jest w praktyce żadnym ograniczeniem, za to nie będą musieli oglądać czegoś, co im się nie podoba. Fajnie, że w końcu urzędnicy pomalują im otaczający ich świat.
W demokracji większościowej mniejszość ma przerąbane.
Nawet jak rządzą „liberałowie”. Bo dla tych „liberałów” ważna nie jest wolność jednostki, tylko słupki sondaży. I oczywiście możliwość poszerzania władzy organów państwa, a co za tym idzie swojej. Nie jest więc niczym dziwnym, że za niedługo liberalizm będzie nam się kojarzył z ustrojem, w którym urzędnicy nie tylko mogą, ale muszą decydować, na jaki kolor ktoś może pomalować swój dom.
Autor: Jacek Sierpiński
Zdjęcie: Kamil Fibak
Niestety, ale przeglądając ostatnie wiadomości z Polski można dojść do wniosku, że kraj nasz nie wie i nigdy się nie dowie co oznacza słowo 'liberalizm’. Kraj, w którym główne partie rządzące: PO i PiS to 'demokratyczna prawica’…