Barak, który nie jest już tak wesoły jak kiedyś

Opublikowano: 20.05.2019 | Kategorie: Polityka, Publicystyka, Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 570

Przed wielu laty, jeszcze w czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, krążyło u nas w kraju pewne powiedzenie o naszym państwie, które większość z nas zapewne pamięta lub zna z opowiadań.

Jako że cenzura była w Polsce najmniejsza, to w polskim kinie, teatrze czy w kabaretach pojawiały się różne dowcipy, w których śmiano się z różnych absurdów ówczesnej rzeczywistości. Mówiono, a raczej sami o sobie tak mówiliśmy, że tu u nas jest najwięcej wolności i swobód obywatelskich w całym obozie socjalistycznym. To my – Polacy mieliśmy też charakteryzować się wyjątkowym wśród innych socjalistycznych narodów poczuciem humoru.

Do dziś więc wielu ludzi o PRL-u mówi jako o „najweselszym baraku obozu socjalistycznego”. Słowo „barak” miało jednak podkreślać siermiężność tamtej rzekomo obozowej rzeczywistości. Dziś jest używane po to, by gloryfikować obecną rzeczywistość i dokonania III RP w opozycji do tamtego ustroju.

Co się zmieniło po tych 30 latach od początku transformacji ustrojowo-gospodarczej? Otóż pewne rzeczy zmieniły się na lepsze, inne pozostały takie same, a jeszcze inne zmieniły się na gorsze. Pozostał tylko ten sam barak, który niestety nie jest już tak wesoły jak kiedyś.

Nasz barak, co prawda, wygląda teraz znacznie lepiej i nie jest kryty już eternitem, bo Unia Europejska w trosce o nasze zdrowie sfinansowała zamianę tego rakotwórczego materiału na blachę. Jednak barak pozostał barakiem. W wielu dziedzinach III RP nawet nie zbliża się do wyników, jakie miał PRL. Od poziomu bezrobocia czy bezdomności zaczynając, poprzez ilość budowanych mieszkań, a na wysokości produkcji przemysłowej kończąc. Zwłaszcza gdy mamy na myśli polską produkcję przemysłową, a nie np. niemiecką wytwarzaną na naszym terenie, przy udziale tubylczej taniej siły roboczej, która niezmiennie od lat jest największym kapitałem nowej Polski.

W peerelowskim baraku budowano średnio dwa razy więcej mieszkań niż w baraku unijnym. W rekordowym 1978 roku wybudowano 284 000 mieszkań! Oczywiście, że inne były standardy tych mieszkań, ale to jest związane z ogólnym postępem nauki i myśli technicznej, jaki do teraz nastąpił, i trudno go przypisać jakiejś szczególnej wyższości dzisiejszych form gospodarki nad tą socjalistyczną. Ale wiadomo, za komuny nie było nawet telefonów komórkowych. A że nie było ich nigdzie na świecie, to bez znaczenia dla krytyki PRL?

W czasach Gomułki na przykład stawiano na oszczędności. Przypomnijmy, że były to czasy, w których Polska nie była w ogóle zadłużona. Był to też okres budowy mieszkań z ciemnymi kuchniami, tak często krytykowanymi współcześnie. Dziś w baraku unijnym te ciemne kuchnie też się buduje, ale nazywa się je aneksami kuchennymi. A prawda, że brzmi to znacznie lepiej i nowocześniej niż ciemna kuchnia?

W czasach PRL-u, za Gierka, zaczęliśmy się zadłużać, by finansować budowę przedsiębiorstw. Teraz mamy wielokrotnie większe długi i finansujemy nimi głównie konsumpcję. W baraku unijnym, w nie naszych już przedsiębiorstwach, wzrosła wydajność pracy. Nie było to trudne. Przedsiębiorstwa działają przecież teraz jedynie dla zysku. W baraku peerelowskim państwowe zakłady pracy były obciążone dużymi kosztami działalności socjalnej, edukacyjnej i kulturalnej.

Państwo uważało wtedy, że ma jakieś obowiązki wobec ludzi pracy. Przedsiębiorstwa prowadziły stołówki i ośrodki wczasowe, domy kultury i kluby sportowe, żłobki, przedszkola, a czasem i szkoły zawodowe, zakładową służbę zdrowia i osiedla mieszkaniowe. To wszystko bardzo obniżało efektywność przedsiębiorstw, a po 1989 roku zostało wyrzucone z rachunku wyników firm. Ale większości kosztów tej działalności nie przesunięto na finansowanie z podatków, bo nie przejęły jej instytucje państwowe czy samorządowe, lecz zlikwidowano.

Przedsiębiorstwa nie robią teraz nic poza działaniami nastawionymi na zyski ich właścicieli. Jak to w kapitalizmie. Jednak, mimo że wydajność pracy stale wzrasta, to nie idzie za nią w parze adekwatny wzrost wynagrodzeń. Wzrasta poziom nierówności. W tym względzie cały czas jesteśmy w niechlubnej unijnej czołówce. Na 10 proc. najlepiej zarabiających Polaków przypada u nas 40 proc. dochodu narodowego. W żadnym innym kraju Unii Europejskiej ten wskaźnik nierówności dochodowych nie jest wyższy.

Polska jest też jedynym krajem Europy, w którym nierówności dochodowe są dziś podobne, jak w USA. Nawet sztandarowy projekt PiS, 500+, tylko nieznacznie wpływa na zmniejszenie tych nierówności, choć niewątpliwie wielu ludziom ulżył w ich życiu w baraku, bo przecież polega on na tym, że biedni dzielą się z jeszcze biedniejszymi od nich tym, co mają. Bogaci nadal cieszą się niskimi podatkami i dokładają się do tego w niewielkim stopniu.

O ile Polska w czasach tzw. komuny była w obozie socjalistycznym w awangardzie zmian i różnego rodzaju reform, to obecnie jest jednym z hamulcowych rozwoju całego kontynentu. To tu kapitalizm jest najbardziej drapieżny, a neoliberalna polityka niezachwianie dominuje. To polscy politycy, europosłowie i stojące za nimi partie są tymi, którzy najzacieklej sprzeciwiają się każdej prospołecznej inicjatywie w Unii Europejskiej. Za każdym razem polskie wadze (przez lata niezależnie od ich koloru) obawiają się o konkurencyjność polskich przedsiębiorców, którzy na unijnym rynku potrafią konkurować jedynie niskimi płacami swoich pracowników.

Do dziś w naszym baraku nie obowiązuje w pełni Europejska Karta Społeczna. Polska, żaden z jej kolejnych rządów, od prawa do lewa, nie ratyfikowała zobowiązania w zakresie zapewnienia pracownikom wynagrodzenia zapewniającego godziwy poziom życia. To nasz kraj jest też wśród tych, które stawiają weto, gdy w Unii pojawiają się projekty jednej europejskiej płacy minimalnej, która mogłaby ograniczyć dziewiętnastowieczny wyzysk, jaki w naszym baraku jej brak umożliwia. Europejską płacę minimalną proponuje w swoim programie w nadchodzących wyborach choćby i partia Fransa Timmermansa, u nas nazywanego przez władze głównym wrogiem naszego baraku. Może ona pomóc w wyrównywaniu nierówności w skali całej Unii, a nam lepiej zarabiać na poziomie innych Europejczyków. Nasi politycy nie są tym zainteresowani, bo ich polski „cud gospodarczy” jest właśnie możliwy dzięki jak najmniej regulowanej eksploatacji polskiej klasy pracującej.

Co w tym czasie proponują nam w swoich programach polskie partie polityczne? W jaki sposób nasze życie ulegnie poprawie, gdy pozwolimy głosując na nich, pobierać im europejskie diety?

Poziom debaty politycznej w naszym baraku też potwierdza tylko, że Polska jest najsmutniejszym barakiem Unii Europejskiej. Gdy przyjrzeć się dwóm głównym siłom konkurującym w wyborach do Parlamentu Europejskiego, Koalicja Europejska jawi się jako barak, którego jedynym programem dla Europy jest odsunięcie od władzy PiS i obrona Polski przed wyjściem z Unii, którego nikt przecież nie planuje, bo każda siła, jaki by stosunek do tejże Unii miała, zamierza dalej ciągnąć z niej kasę. Z drugiej strony mamy PiS, którego programem dla Europy jest wprowadzanie do niej wartości katolickich, co jawi się jako barak w treści będący najbardziej staromodną, najweselszą kruchtą Unii Europejskiej.

Myślę, że oni wszyscy, pomijając ich grę i górnolotne słowa o jakichś rzekomych wartościach, czy to narodowych, czy ogólnoeuropejskich, zdają sobie doskonale sprawę, że są tym europejskim barakiem. Może to właśnie dlatego tak bardzo wspierają Ukrainę w jej dążeniach wejścia do Unii Europejskiej, bo sami wiedzą, że na kraju tej Unii są tej Europy Ukrainą? I chyba mają już tego dość? Niech w końcu Ukraina będzie na Ukrainie, a nie u nas! I to niech oni wyprzedzą nas w ofercie jeszcze tańszej i mniej wymagającej siły roboczej, w swojej najweselszej kurnej chacie Unii Europejskiej?

Może i nie jesteśmy najsmutniejszym barakiem Unii Europejskiej, ale wesoło tu chyba nie jest, skoro ciągle stąd uciekamy w poszukiwaniu lepszego życia, a ucieczka ta w porównaniu z emigracją z czasów PRL-u dawno osiągnęła rozmiary exodusu.

Autorstwo: Jarosław Augustyniak
Źródło: pl.SputnikNews.com


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

1 wypowiedź

  1. gajowy 20.05.2019 14:20

    Jeżeli juz porównujemy PRL do IIIRP to jednym z najbardziej obiektywnych wskaźników kondycji społecznej według mnie jest poziom samobójstw. Jest to dość elementarny wskaźnik, który trudno zmanipulować. Natury ludzkiej nie da się też oszukać.
    Po wprowadzeniu “demokracji” wskaźnik samobójstw wzrósł trzykrotnie, po czym stopniowo, bardzo powoli maleje. Osiągajac obecnie dzisiaj “tylko” 2x tego w PRLu. Tak że pomału ale do przodu.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.