Liczba wyświetleń: 783
Sejm przyjął poprawkę Senatu do nowelizacji Kodeksu pracy wprowadzającej ruchomy czas pracy. Pracodawca nie będzie musiał sporządzać rozkładu czasu pracy, jeśli pracownik złoży pisemny wniosek o ruchomy czas pracy albo indywidualny rozkład dnia.
Nowe przepisy pozwalają na stosowanie rozkładów czasu pracy na indywidualny wniosek pracownika, niezależnie od ustaleń ze związkami lub reprezentacją pracowników. Umożliwią także wprowadzenie różnych godzin rozpoczynania pracy albo przedziału czasu, w którym pracownik ma rozpocząć pracę. Według resortu pracy takie rozwiązania mają uratować jak największą liczbę miejsc pracy, utrzymać konkurencyjność polskiej gospodarki, dać firmom szanse na rozwój.
Przeciwne zmianom są związki zawodowe, które z powodu niewycofania przez rząd zmian z parlamentu opuściły Komisję Trójstronną. W ocenie związków wydłużenie okresu rozliczeniowego doprowadzi do sytuacji, że pracownik zostanie sprowadzony do roli niewolnika swojego pracodawcy.
W czwartek 12 lipca trzy największe centrale związkowe, OPZZ, FZZ i NSZZ Solidarność przesłały list do prezydenta RP, Bronisława Komorowskiego, w którym apelują o zawetowanie ustawy liberalizującej Kodeks pracy.
Zdaniem związkowców „wprowadzenie w życie powyższej ustawy nastąpi z naruszeniem wiążących Polskę przepisów prawa Unii Europejskiej oraz prawa międzynarodowego”. Autorzy listu wskazują tutaj na dyrektywy Parlamentu Europejskiego i konwencje Międzynarodowej Organizacji Pracy. Dyrektywa 2003/88/WE wskazuje między innymi, że okres rozliczeniowy w krajach członkowskich nie powinien przekraczać 4 miesięcy.
Związkowcy piszą ponadto, że „wydłużenie okresu rozliczeniowego pracy do 12 miesięcy na zasadach określonych w przedmiotowej ustawie, nie spełnia również warunku zapewnienia zgodności z ogólnymi zasadami bezpieczeństwa i zdrowia pracowników”.
Największe centrale związkowe krytykują też tryb przyjmowania nowych rozwiązań przez stronę pracowniczą, obawiając się, że ustawa pozwoli pracodawcom na samowolne narzucanie pracownikom niekorzystnych rozwiązań.
Bardzo krytycznie związkowcy oceniają także wprowadzenie przerywanego czasu pracy. Ich zdaniem jest to „w praktyce usankcjonowanie 12 godzinnego dnia pracy dla setek tysięcy pracowników. Wysokie koszty dojazdu do pracy, odległość od miejsca zamieszkania uniemożliwią pracownikowi powrót w przerwie do domu”.
Dzień wcześniej, 11 lipca w siedzibie OPZZ w Warszawie odbyła się wspólna konferencja liderów trzech największych centrali związkowych, Jana Guza (OPZZ), Piotra Dudy (NSZZ „Solidarność”) i Tadeusza Chwałki (Forum Związków Zawodowych. Związkowcy ogłosili na niej ukonstytuowanie się Krajowego Międzyzwiązkowego Komitetu Strajkowo-Protestacyjnego i przedstawili plan działań na najbliższe tygodnie.
Zgodnie z deklaracjami przywódców związkowych masowe protesty uliczne rozpoczną się 11 września w Warszawie. Z nieoficjalnych informacji wynika, że prawdopodobnie na początku będą to pikiety pod ministerstwami, a 14 września odbędzie się olbrzymia demonstracja, na którą ma przybyć ponad 150 tys. osób. Związkowcy nie wykluczają też strajku generalnego i nie wskazują daty zakończenia protestu. Według zapowiedzi Jana Guza walka „na ulicy” trwać będzie „aż do zwycięstwa”.
Zarazem przywódcy związkowi zadeklarowali, że porozumienie z rządem wciąż jest możliwe, ale ekipa Donalda Tuska musiałaby odejść od swojej antypracowniczej polityki, a na początek odrzucić przegłosowaną już przez Sejm liberalizację Kodeksu pracy.
Autorzy: JW (akapity 1-3), Piotr Szumlewicz (akapity 4-11)
Źródła: Niezależna.pl, Lewica.pl
Kompilacja 3 wiadomości na potrzeby „Wolnych Mediów”
Te przepisy jednoznacznie dążą do zrobienia niewolników z pracowników.
Oczywiście jeśli komuś odpowiada dzielenie dnia pracy, to nie widzę powodu aby dogadał się z pracodawcą. Skoro mogą płacić „pod stołem”, to i mogą wykazać że pracownik jest 8h w pracy, gdy tym czasem on będzie miał np. 2h przerwę uzgodnioną z pracodawcą.
Jeśli pojawi się zapis o dzieleniu dnia pracy, to prędzej czy później stanie się nie dobrowolną umową, lecz wymogiem.To że w przepisach kołchoźniczych nie ma takiego zapisu, a nakazuje on przestrzeganie 8h dnia pracy, nie znaczy że nie będzie. Może po prostu testują to na Polskich pracownikach, a potem wprowadza kolejne kraje zasypane propagandą jak to dobrze zrobiło gospodarce.
Już widzę jak „bul” śpieszy zawetować tą ustawę.
Pojadę cytatami
„Postanowili zrobić raj na ziemi,którego pan bóg odmówił Adamowi i Ewie”
„Tyle jest wart ten raj,co … bez jaj”
Pierwszy J.Mackiewicz(?),drugi A.Sołżenicyn
„takie rozwiązania mają uratować jak największą liczbę miejsc pracy” -Jakim cudem skoro po wydłużeniu czasu pracy np. do 10 godz. to pracę wykonywaną przez pięciu ludzi wykona czterech za to samo wynagrodzenie co mają teraz. Wydłużenie okresu rozliczeniowego pozwoli oddać nadgodziny w okresie mniejszego obciążenia firmy.
Dlaczego ludzie boją się złych pracodawców, a nie boją się złego państwa? Jeśli państwo reguluje umowę między pracodawcą i pracobiorcą, to wtrąca się w ich stosunki i wymianę. Raz reguluje na korzyść jednego, raz na korzyść drugiego. Co w tym dziwnego? Prawo pracy to socjalistyczny wymysł, a jego konsekwencje (jakie by nie były) są skutkiem jego istnienia.
Na socjaliste Bronka mozemy liczy¢.Na pewno podpisze.@saal jeste$ pewnie przeciwko
panstwowej interwencji w stosunki rynkowe?Zatem niech oprocz prawa pracy zlikwidujmy prawo w£asno$ci.
@saal, bo to nie jest porozumienie partnerskie tylko szantaż.Idąc Twoim tokiem rozumowania: niech się sami dogadają.Skończy to się tym, że jedni będą tyrać po 16, 18 …. godzin za grosze, bezrobocie wzrośnie gwałtownie, a przedsiębiorcy będą się bogacić, a wszystko to skończy się rewolucją komunistyczną – czy tego chcesz ?
aZyga – za dużo Marksa się naczytałeś. Przecież jeśli uważasz, że pracodawca cię wykorzystuje, to rezygnujesz z pracy. Nikt Ci nie każe pracować. Ci którym to będzie odpowiadać, będą tyle pracować i za grosze. W Polsce jest ogrom ludzi, którzy są gotowi podjąć pracę za 500zł/mc. Wyzysk pojawia się i teraz, chociaż to państwo, które tak kochasz reguluje wszystko dookoła. Praktyka potwierdza, że bezrobocie rośnie tam, gdzie jest zbyt wiele regulacji, a nie tam gdzie ich brak.