Liczba wyświetleń: 1332
Z niewiadomych powodów nadużywanie leków nie jest postrzegane w społeczeństwie jako coś równie nagannego jak narkomaństwo. To dziwne, bo działanie niektórych środków zwanych popularnie antydepresantami, jest bardzo podobne do gorliwie zwalczanych i stygmatyzowanych narkotyków. Różnica często polega tylko na tym, że na jednych zarabiają koncerny farmaceutyczne a na drugich kartele.
Problem antydepresantów istnieje i jest poważny. Inhibitory hormonów szczęścia uzależniają psychicznie i fizycznie. Stosowane z czasami błahych powodów mogą zmienić pacjenta w narkomana myślącego tylko o tym, aby zdobyć następną tabletkę i oddalić to nieprzyjemne uczucie. Dzieje się tak, dlatego, że nastrój człowieka używającego na przykład środka typu benzodiazepina dramatycznie się pogarsza powodując uczucie porównywalne z głodem narkotykowym.
Mechanizm promowania antydepresantów przypomina ten zastosowany przy innych produktach medycznych. Oznacza to, że w promocję i wciskanie tych produktów pacjentom angażuje się często lekarzy, którzy są czasami nawet korumpowani wycieczkami zagranicznymi przyznawanymi w nagrodę za napędzanie sprzedaży. Efekt tego procederu jest taki, że antydepresanty zaczynają być używane czasami z błahych powodów takich jak na przykład przygnębienie po stracie ukochanego psa. Chwilowa poprawa nastroju może być jednak zgubna, bo kiedy specyfik przestaje działać kłopoty przed którymi się uciekało zaczynają powracać a samopoczucie jeszcze się pogarsza. Naturalnie wystarczy łyknąć tabletkę i znowu chce się żyć.
Władze, zwykle bohatersko zwalczające rozmaite uzależnienia, tym razem udają, że problem nie istnieje. Można tylko podejrzewać, że dzieje się tak, ponieważ od dawna rządy współistnieją w symbiozie z koncernami farmaceutycznymi. W związku z silnym lobbingiem istnieją nawet specjalne subwencje w ramach tak zwanej listy leków refundowanych. W takim wypadku koncerny po prostu inkasują trochę pieniędzy z naszych podatków przeważnie znacznie podrażając ostateczną cenę specyfiku na rynek polski.
Lekomania nadal nie jest postrzegana, jako poważny problem społeczny, ale dzieje się tak tylko, dlatego, że nieprowadzone są miarodajne badania tego zjawiska. Nie słychać zbyt wielu opinii na temat negatywnego wpływu długotrwałego zażywania inhibitorów hormonów szczęścia lub innych środków poprawiających samopoczucie.
Na podstawie: tylkomedycyna.pl
Źródło: Zmiany na Ziemi
Lobby farmaceutyczne jest zbyt silne. Nie tylko z antydepresentami jest problem. Ze szkodliwymi antykoncepcyjnymi tabletkami też nie wiele się robi u nas, chociaż w USA i w krajach Europy Zachodniej coś się w tym temacie już robi, bo kobiety chorują i wygrywają odszkodowania od firm farmaceutycznych
A co to właściwie za pojęcie inhibitory hormonów szczęscia? Hormonami szczęścia nazywa się raczej endorfiny. Tu działanie dotyczy serotoniny. Ciekawe czy autor wie co to w ogóle jest inhibicja, bo jakby to były faktycznie inhibitory hormonów szczęścia to raczej kiepsko byłoby z działaniem antydepresejnym. Ale to takie czepianie się do pseudopopularnonaukowej formy artykułu.
Chyba najbardziej kłamliwy jest drugi akapit. Gdzie najpierw pisze się o antydepresentach, „inhibitorach hormonów szczęscia” a potem pisze o jakiś skutkach związanych z benzodiapezinami. I o co tu chodzi? Benzodiapeziny nie są antydepresentami, należą do grupy depresantów(nie chodzi o depresje, tylko o depresyjne działanie na OUN) i się nimi na normalną depresje nie rzuca.
Artykuł to tania sensacja. Ale to nie zmienia faktu że współczesna psychologia i psychoterapia stoją na niskim poziomie i często szkodzą zamiast pomagać. Acz czasami ludziom SSRI pomagają, choć pytanie w ilu przypadkach wyszli dzięki temu, a w ilu i tak by wyszli bo byłaby to kwestia czasu.
Moim zdaniem największym przekłamaniem w tym artykule jest to, że antydepresanty działają od razu i efekt pojawia się niedługo po zażyciu. To nieprawda. Leki antydepresyjne zaczynają działać najwcześniej po tygodniu regularnego stosowania, efekt jest odczuwalny nawet po dwóch miesiącach. Prawdą jest natomiast to, że uzależniają.
Jednak pisanie o tym, że ludzie potrzebują tabletki by odczuć efekt jest przekłamaniem i faktycznie, jak pisał Jedr02, tanią sensacją.
pudson@
nie do końca masz rację …Benzodiazepiny ,,robiły,, za antydepresanty ,zaraz po ich wynalezieniu jako kolejny etap po barbituranach które też nie są antydepresantami a za takie swego czasu służyły , szczególnie ,,po dwóch głębszych ,,. Obecna gwiazdy farmakologii inhibitory wychwytu zwrotnego i inni 😉 to dopiero bezbrzeżne wiadro pomyj …spustoszenie jakie wywołuje można porównać chyba tylko do działania metaamfetaminy . Ale najlepszym miksem , przy którym trzeba z domu wynieść wszystko co ostre , uważam że jest aspartam i jakich inhibitor SSRI = wygięte zombi .
Najpierw promuje te neurotoksyczne chemikalia, a potem udają zdziwienie jak jakiś nastolatek w szkole wyciąga karabin i strzela do ludzi.