Liczba wyświetleń: 663
Funkcjonariusze służyli w specjalnej jednostce narkotykowej, byli przebrani za talibów, na których chcieli zrobić zasadzkę – bojownicy Al-Kaidy pełnią ważną funkcję w lokalnym handlu opium.
Jeśli zarzuty się potwierdzą, będzie to najbardziej krwawy przypadek „bratobójczego ognia”, czyli omyłkowego zestrzelenia przyjacielskich oddziałów przez siły międzynarodowe od początku wojny w 2001 roku.
Patrol został zestrzelony z powietrza w dzielnicy Garmsir w prowincji Helmand, 6 września. Amerykanie twierdzą, że tego dnia ich wojska nie wykonywały w tym obszarze żadnych operacji, ale ich samoloty strzelały w sąsiadującym z Helmandem Kadaharze. Płk. Brian Tribus, rzecznik armii amerykańskiej, stwierdził także, że celem przeprowadzenia nalotów było „wyeliminowanie zagrożenia dla sił amerykańskich”. Tej wersji stanowczo zaprzecza strona afgańska. „Nasi policjanci byli tylko przebrani za talibów. Nie wchodzili w żadne interakcje z siłami międzynarodowymi, ich zadaniem było zrobienie zasadzki na przemytników narkotykowych” – tłumaczy Omar Zawak, rzecznik władz lokalnych Helmandu. Zawak odmawiał powiedzenia wprost, że za śmierć funkcjonariuszy odpowiadają Amerykanie, ale stwierdził jednoznacznie, że zginęli oni w wyniku nalotu powietrznego sił międzynarodowych – tylko USA dysponuje w tym rejonie sprzętem, pozwalającym go przeprowadzić. Strona amerykańska zapowiedziała, że przeprowadzi po swojej stronie śledztwo, które ustali, kto jest odpowiedzialny za śmierć 11 policjantów.
W lipcu tego roku wojska amerykańskie „omyłkowo” ostrzelały oddział swoich afgańskich sojuszników, zabijając ośmiu i raniąc pięciu żołnierzy. Naloty prowadzone są przez całe lato – ich celem są talibowie, którzy mimo trwającej już 14 lat międzynarodowej ofensywy, wciąż stanowią świetnie zorganizowaną armię, utrzymującą się w dużej mierze z handlu narkotykami. Tylko w tym roku w zamachach terrorystycznych zginęło ponad 5 tys. afgańskich cywilów.
Autorstwo: JS
Źródło: Strajk.eu
„Niechcący” to można na kogoś upaść.