Liczba wyświetleń: 808
Cztery dni po wybuchu w porcie w Bejrucie, na ulicach libańskiej stolicy ponownie pojawili się demonstranci sprzeciwiający się obecnemu rządowi. Wśród wysuwanych przez nich postulatów można było też usłyszeć wezwania do rozbrojenia Hezbollahu. Uderzenie w ruch oporu wyraźnie spodobało się Stanom Zjednoczonym, których ambasada oficjalnie poparła protestujących.
Wczorajszy dzień w Bejrucie był wyjątkowo gorący. Libańskie media twierdzą wręcz, że miały miejsce najpoważniejsze starcia od początku antyrządowych protestów, które trwają praktycznie nieprzerwanie od października. Z tego powodu siły bezpieczeństwa miały przez kilka godzin kłopoty z opanowaniem sytuacji. Demonstrantom udało się więc zająć budynki niektórych resortów.
Manifestanci wdarli się między innymi do siedziby Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a także do resortów ekonomii i środowiska. W pierwszym z budynków zorganizowano nawet rewolucyjny sztab, za którym stoi najprawdopodobniej Falanga Libańska, czyli ugrupowanie pro-izraelskich chrześcijan. To właśnie pod siedzibą tej partii, mającej też skrzydło paramilitarne, gromadzili się dzisiaj uczestnicy demonstracji.
Nic więc dziwnego, że na proteście pojawiły się hasła wymierzone wprost w Hezbollah. Część uczestników zamieszek miała ze sobą między innymi szubienice z portretami przywódców Hezbollahu i jego szyickiego sojusznika, Amalu. We wspomnianym sztabie rewolucyjnym agitowano więc za całkowitym rozbrojeniem Partii Boga w Bejrucie, bo zdaniem demonstrantów do wtorkowego wybuchu doszło w części portu zajmowanej przez aktywa należące do tego ugrupowania.
Według doniesień mediów Hezbollah i Amal nie pozostały zresztą dłużne demonstrantom. Grupa aktywistów obu partii miała zaatakować protestujących przy biernej postawie służb bezpieczeństwa. Warto podkreślić, że policja i wojsko użyły dzisiaj kanistrów z gazem łzawiącym, raniąc kilku demonstrantów. W wyniku zamieszek śmierć poniósł jednak nie żaden z manifestantów, ale właśnie libański mundurowy.
Protesty cieszą się już oficjalnym poparciem ze strony Stanów Zjednoczonych. Amerykańska ambasada w Bejrucie napisała co prawda, że demonstracje powinny mieć pokojowy charakter, lecz jednocześnie skrytykowała libańskie elity polityczne. Przedstawicielstwo dyplomatyczne USA uważa, iż Libańczycy zasługują na większą transparentność i na przywódców politycznych słuchających ich głosu.
Reagując na dzisiejsze protesty, premier Hassan Diab zapowiedział rozwiązanie parlamentu i przeprowadzenie nowych wyborów. Jego zdaniem w inny sposób nie będzie możliwe wyjście Libanu z jego strukturalnych problemów.
Na podstawie: Lebanon24.com, Almanar.com.lb, Presstv.com, Facebook.com/frontemdosyrii
Źródło: Autonom.pl
No to mają przesrane …wkrótce wkroczy amerykańska demokracja z przyjacielską armią żymian ,,odzyskując” odwieczne ziemie eskimosów i zaprzęgnie gojów do orki w kibucach…
Pierwszy rozbity kraj na drodze ku Wielkiemu Izraelowi, rozbity już za ZSRR ale niczego to nie nauczyło nikogo.
Bzdury wyssane z brudnego palucha który wykreślił Torę, usprawiedliwiają i tłumaczą miliardom owiec na tej planecie, że są sprawy na które mogą reagować tylko kiwaniem swym durnym łbem na rządy żydów na całym świecie.
Taki Liban spotkało od tamtej pory już wiele krajów, czeka to i nas.
LGBT, Black Matters sprowadzanie banderowców, wszyscy mają się napierdzielać ze wszytkimi i nikt tego nie zmieni.
(nawet internet, bo wszędzie znajdzie się kilku mądrzejszych, ale czy to wystarczy?, przecież w Libanie też mają internet i co, nie mogą się dogadać?).
Od dawna już dostrzegli ludzie, że na stabilizację wewnętrzną może pozwolić sobie tylko kraj, w którym nie ma ambasady amerykańskiej