Liczba wyświetleń: 2020
Analiza de Tocqueville’a przesycona jest aż do bólu duchem chrześcijaństwa, czyniącym wszak z miłości bliźniego myśl przewodnią swojej misji. Jałmużna prywatna, wolna od przymusu idealnie wpisuje się w chrześcijańskie wezwanie do czynienia dobra. Jałmużna czyniona pod przymusem, za pośrednictwem biurokracji, najpierw grabiącej produktywną część społeczeństwa, siłą rzeczy musi być bezosobowa, a tym samym pozbawiona jakiejkolwiek wartości moralnej.
Różni mędrcy, mniejsi i więksi, od lat łamią sobie głowy, jak rozwiązać problem biedy. Problem, widać nierozwiązywalny w stu procentach, skoro od wieków ścierają się różne koncepcje. Dzisiejszą receptą na biedę, stosowaną chyba przez większość krajów jest państwowa pomoc społeczna. Potężne rozmiary osiągnęła ona w tzw. krajach dobrobytu, gdzie na przeróżnych zasiłkach przeżyć można całe życie. Dawniej pomocą ubogim zajmowały się organizacje prywatne bądź indywidualne osoby i nie były potrzebne do tego żadne przepisy, żadne ustawy.
Alexis de Tocqueville, w eseju – „Raport o pauperyzmie”, stara się wykazać różnice pomiędzy pomocą urzędową a prywatną. Ostateczny bilans przemawia na rzecz tej drugiej. Dlaczego?
Zanim do tego dojdę dodam, iż de Tocqueville opiera swój raport na spostrzeżeniach jakie wyniósł z XIX wiecznej Anglii, gdzie już od XVI wieku obowiązywały przepisy odgórnie regulujące pomoc dla ubogich. Ta obserwacja uświadomiła mu, jak wiele patologii generuje ubieranie czynienia jałmużny w szaty oficjalnie obowiązującego prawa. Patologia ta dotyczyła kilku obszarów. Przede wszystkim była kosztowna, sprzyjała rozrostowi aparatu biurokratycznego, utrwalała biedę, uczyła ludzi cwaniactwa, wyłudzactwa, a wreszcie była dla beneficjentów pomocy upokarzająca. „Biedak, który prosi o jałmużnę w imię prawa, znajduje się w położeniu jeszcze bardziej upokarzającym niż ubogi, który odwołuje się do współczucia swoich bliźnich w imię Tego, który jednakim wzrokiem spogląda na biedaka i poddaje ich równym prawom” – zauważa de Tocqueville.
Od tamtego czasu wiele się nie zmieniło, no chyba że na gorsze, wszak to już kolejne pokolenie ludzi wyrasta w przeświadczeniu, że „coś im się należy od państwa”… Przenikliwy Francuz już w swojej epoce rozpoznał problemy, które drążą współczesne państwa opiekuńcze i którym jakoś nikt nie jest w stanie postawić zdecydowanej tamy. De Tocqueville w swoim raporcie również nie podaje recepty, która mogłaby pomóc rozwiązać definitywnie problem, niemniej – jak wspomniałem na wstępnie – jednoznacznie stwierdza, która z form dawania jałmużny – państwowa czy prywatna – jest właściwsza. Dlaczego zatem de Tocqueville kończy swoje rozważania ze wskazaniem na dobroczynność prywatną? Otóż – jak zauważa – „indywidualna jałmużna buduje cenną więź pomiędzy bogatym i biednym. Pierwszy z nich, przez sam fakt świadczenia pomocy, okazuje zainteresowanie losem tego, którego nędzy postanowił ulżyć; drugi, otrzymawszy wsparcie, którego nie miał prawa wymagać, i którego może nie spodziewał się uzyskać, jest skłonny do wdzięczności”. Inaczej sprawa wygląda z jałmużną państwową, o której de Tocqueville pisze, że choć umocowana jest ona w prawie, to całkowicie traci moc moralną. „Bogacz, któremu prawo odbiera część dochodu, nie pytając go o zdanie, widzi w biedaku wyłącznie obcego chciwca, dopuszczonego przez ustawodawcę do udziału w jego majątku. Ubogi ze swej strony nie odczuwa żadnej wdzięczności za wyświadczone dobrodziejstwo, którego nie można mu odmówić, a które skądinąd go nie zadowala”.
Analiza de Tocqueville’a przesycona jest aż do bólu duchem chrześcijaństwa, czyniącym wszak z miłości bliźniego myśl przewodnią swojej misji. Jałmużna prywatna, wolna od przymusu idealnie wpisuje się w chrześcijańskie wezwanie do czynienia dobra. Jałmużna czyniona pod przymusem, za pośrednictwem biurokracji, najpierw grabiącej produktywną część społeczeństwa, siłą rzeczy musi być bezosobowa, a tym samym pozbawiona jakiejkolwiek wartości moralnej. Szkoda, że hierarchowie Kościoła nie potrafią dostrzec tej subtelności, o czym świadczą chociażby nawoływania kierowane do wiernych w tzw. listach pasterskich , by państwo jeszcze więcej „wspomagało ubogich”.
To nie wszystkie argumenty na rzecz prywatnej dobroczynności opisane przez Alexisa de Tocqueville’a. Jest ich znacznie więcej, dlatego najlepiej osobiście sięgnąć po lekturę „Raportu o pauperyzmie”. Sądzę, że po przenikliwym Francuzie nikt już chyba niczego odkrywczego w analizie tej dziedziny życia społecznego nie wymyślił i nie wymyśli. Cała zawiła inżynieria społeczna wali w łeb w obliczu prostych spostrzeżeń XIX-wiecznego francuskiego badacza.
Autorstwo: PS
Źródło: ProKapitalizm.pl
Bardzo dobry artykuł i podsumowanie.
Nie państwowa pomoc rozrostem biurokracji, podziałem socjal , nie prywatna pomoc rozdaniem jałmużny , owa pomoc do mnie nie przemawia , bo uzależnia niezaradnych życiowo ludzi. Nie wzrasta obdarowany, człowiek jest poniżony . Przemawia do mnie DOK osobisty udział w życiu ludzi, tworzymy równe szanse każdemu , i tak mamy rozwiązany problem głodnych i biednych. Ludzie tego chcemy ,i tak stanowimy !
Jeśli macie inne rozwiązania w likwidacji głodu i biedy , proszę się wypowiedzieć?
Żebractwo jest niemoralne ! To państwowa jałmużna ,i prywatna jałmużna , uwłacza godności człowieka ! Co stanowi o godności człowieka . Wyżebrana jałmużna?
DOK, udział osobisty w życiu?
Alexis de Tocqueville (ciekawe: arystokrata – liberał) w swoich czasach mógł takie wnioski wyciągać bo istniał jeszcze powszechnie związek bogaty, bo tak się urodził i biedny bo biedny w znacznej części bez swojej winy (choć zdarzały się już przypadki i wówczas: od pucybuta do milionera ale raczej i głownie w koloniach i tzw. nowym świecie) i ten bogaty powinien czuć się w obowiązku wspomagać biednych z pominięciem JUŻ WTEDY wadliwie działającej „pomocy instytucjonalnej – państwowej”. Ale dziś możemy już korzystać z innych, tańszych i bardziej sprawiedliwych rozwiązań np. demokratyczna kontrola obywateli nad instytucjami państwowymi i np. BDP.