Alex Jones pod Sądem Najwyższym

Opublikowano: 07.12.2020 | Kategorie: Polityka, Publicystyka, Publikacje WM

Liczba wyświetleń: 3086

Na scenie politycznej dowolnego kraju nie istnieje coś takiego jak próżnia przywództwa. Jeżeli tylko jakaś ideologia, jakiś nurt polityczny czy też jakaś grupa nakierunkowana na realizację jakiegoś celu nie ma swojego reprezentanta, natychmiast pojawia się „wybawiciel” który przejmuje ów niezagospodarowany politycznie elektorat i modyfikując nieco jest poglądy, tworzy nowy nurt, który rzecz jasna po jego uformowaniu jest już dużo mniej odrębny od głównego nurtu polityki.

Taki schemat występuje w każdym kraju, niezależnie czy jest on krajem demokratycznym czy też autokratycznym. Oczywiście (z nielicznymi wyjątkami) z przyczyn czysto technicznych nie występuje on w krajach autorytarnych czy też totalitarnych.

W każdym bądź razie ów schemat wiąże się z pojawieniem się jednej lub też większej liczby ludzi, wokół których skupi się nowy ruch polityczny. Elektorat owego ruchu, święcie przekonany o jego antysystemowości z miejsca udziela legitymizacji swojemu/swoim przywódcy/przywódcom, wierząc że pokieruje on ich do władzy albo co najmniej do zrealizowania jego sztandarowych postulatów. Jednak z czasem co bardziej inteligentne jednostki, które uwierzyły swojemu przewodnikowi zaczną się orientować, że mijają dni, tygodnie, miesiące, lata a zmian jak nie było tak nie ma…

Jeden z bardziej znanych polskich dziennikarzy śledczych swego czasu powiedział na antenie jednej z „niezależnych” telewizji internetowych, że aby rozkręcić działalność polityczną w Polsce potrzeba na to „kwitu” od służb specjalnych. Ponieważ Polska nie jest jakimś tam outsiderem świata anglosaskiej „demokracji liberalnej” (a więc systemu autorytarnego w którym jedna grupa ludzi sztucznie podzielona na dwa obozy na przemian sprawuje władzę) a jego pełnowymiarową agenturą, schemat zastosowany w Polsce ma miejsce zapewne też i w innych krajach sprzymierzonych, w których to lewicowcy i liberałowie będą do końca świata i jeszcze dzień dłużej żreć się bez najmniejszego sensu z konserwatystami po to, aby lud miał złudzenie życia w autentycznej demokracji i mógł „porywać się z widłami” na swoich politycznych adwersarzy ku uciesze politycznych elit.

Jeżeli założymy, że schemat anglosaskiego systemu dwupartyjnego, który tajne służby Stanów Zjednoczonych kształtują w Polsce od 30 lat istnieje w zbliżonej formie w USA, można się spodziewać że nawet tam, w kraju w którym wolność słowa, prawo do posiadania broni czy też prawo do istnienia partii nazistowskiej czy też komunistycznej jest zagwarantowane przez Konstytucję, bez świstka bezpieki do polityki ani rusz.

Prawie 20 lat temu w USA został „uruchomiony” pewien człowiek, który zaczął rozpowszechniać teorię spiskową, jakoby zamach z 11 września 2001 roku był dziełem CIA, FBI i w ogóle amerykańskiego „głębokiego państwa”. Biorąc pod uwagę dowody zebrane m.in. przez Christophera Bollyna, autora monumentalnego dzieła pt. „Solving 9-11: The Deception That Changed the World” czy też innej istotnej w tej kwestii pracy a więc „The War on Terror” możemy bez najmniejszych wątpliwości stwierdzić, że z zamachami z 11 września 2001 roku na Światowe Centrum Handlu oraz budynek Pentagonu miały dużo wspólnego tajne służby ale nie Stanów Zjednoczonych lecz Izraela. Dlaczego więc ów „uruchomiony” po 11 września teoretyk spisku nazwiskiem Alex Jones przekierowuje uwagę opinii publicznej albo co najmniej swoich wyznawców na rząd amerykański?

Jest taki reżyser, który postanowił nakręcić na podstawie książki Jima Garrisona „Na tropie zamachowców” film pt. „JFK”. Film ten jasno sugeruje, że za zamachem na prezydenta Johna F. Kennedy’ego stoją tajne służby Stanów Zjednoczonych oraz sprzężony z nimi kompleks militarno-przemysłowy. Problem polega jednak na tym, że amerykańskie służby wojskowe niespecjalnie lubią się ze służbami cywilnymi. Z resztą nawet wśród służb cywilnych a więc FBI i CIA miłości nigdy nie było a ich wspólna historia naznaczona jest wielokrotnie zaciętą rywalizacją. Wynika to m.in. z faktu iż FBI to taki nieco bardziej rozbudowany komisariat policji, do którego mogli od zawsze wstępować Amerykanie wywodzący się z niższych warstw społecznych, natomiast CIA od swojego zarania zrzeszało przedstawicieli potężnych amerykańskich rodzin: Rockefellerów, Du Pontów, Vanderbiltów itd.

Żeby jednak nie odbiegać zbytnio od tematu zajmijmy się owym reżyserem filmu „JFK” a więc Oliverem Stonem. Stone jest przykładem reżysera który bardzo lubi w swoich filmach przemycać antyamerykańską propagandę, atakować działalność amerykańskich służb jednak ani przez chwilę nie zająknie się o kooperacji amerykańskich służb ze służbami izraelskimi czy też ukazaniu negatywów tak owej współpracy lub też o możliwym powiązaniu morderstwa JFK z jego słynnym listem do Dawida Ben Guriona, premiera Izraela, w którym to Kennedy jasno dał Syjonistom do zrozumienia że nie pozwoli na to, aby Izrael wszedł w posiadanie broni jądrowej.

Oglądając inny film Stone’a, mianowicie „Salwador” możemy się przekonać że za całym złem, które w tym kraju rozpleniło się w latach 80-tych stoją Stany Zjednoczone. Przypomnijmy, że film ten opowiada o lewackim dziennikarzu-pijaczku i drobnym ćpunie, który wyjeżdża do Salwadoru aby zarobić trochę pieniędzy w czasie kiedy w kraju tym szaleją szwadrony śmierci a Amerykanie chcą go wykorzystywać do zatrzymania sandinistowskiej rewolucji w Nikaragui. Krótko mówiąc: Amerykanie do spółki z Izraelem uczyniły sobie z Salwadoru swój przyczółek w Ameryce Środkowej. Podział obowiązków był prosty: Amerykanie wykładają fundusze, Izrael szkoli wojsko, organy bezpieczeństwa oraz faszystowskie szwadrony śmierci. A jak ktoś zarzuci Izraelowi, że szkoli fanatyków Adolfa Hitlera to padnie magiczne słowo „antysemityzm” i cała afera rozejdzie się po kościach.

W filmie Stone’a oczywiście niczego takiego nie uświadczymy. Całe zło w Salwadorze jest dziełem amerykańskiej ambasady i wojskowych elit bezpieczniackich, które tam mają swoje gniazdo. A że ich działania ograniczają się do popijania drogich drinków w czasie kiedy izraelscy doradcy wojskowi szkolą pseudoprawicowych rzeźników, którzy następnie będą mordować całe indiańskie wioski to kogo to obchodzi? Przecież całym złem w tej układance jest USA.

W podobnym antyamerykańskim tonie utrzymany jest film „JFK”. Powielono dokładnie te same schematy i przymknięto oko na fakty takie jak kategoryczny brak pozwolenia Kennedy’ego na izraelską bombę atomową czy też fakt, iż morderca który uciszył kozła ofiarnego strzelaniny w Dallas L. H. Oswalda a więc Jack Ruby był żydowskim mafiozą powiązanym z tajnymi służbami Izraela.

O ile jednak można zrozumieć, że Oliver Stone rozpowszechnia antyamerykańskie teorie spiskowe bo przecież jest Żydem o tyle jak wytłumaczyć fakt, iż Amerykanin mieniący się patriotą, Alex Jones, powiela dokładnie to samo?

Jeżeli przyjmiemy że w CIA tak jak u jej zarania tak i dzisiaj na najwyższych stanowiskach pracują amerykańscy patrioci jak można by wytłumaczyć fakt, że organizacja która ma dbać o bezpieczeństwo Amerykanów zorganizowała by zamachy terrorystyczne, w których zginęło kilka tys. ludzi, których życie miała chronić? I jak wytłumaczyć że przez tyle lat nie było stamtąd żadnego przecieku który by to udowodnił?

Jeżeli ktoś chociaż trochę interesuje się tematem wojen, które Ameryka wypowiedziała w następstwie zamachów 9/11 wie, że w przypadku wojny w Iraku źródłem fałszywych raportów, na podstawie których ją wypowiedziano było DIA a więc wywiad wojskowy Pentagonu a nie jakieś tam CIA czy FBI.

Biorąc pod uwagę skalę infiltracji Pentagonu i wojskowego wywiadu przez wpływy żydowskie (polecam pionierski w tej kwestii artykuł Davida Shiplera z 22 grudnia 1985, opublikowany w New York Timesie) i fakt, że źródłem fałszywych informacji o posiadaniu przez Irak broni masowego rażenia był Abram Shulsky, neokonserwatysta powiązany z Izraelem według którego celem działalności wywiadowczej nie jest prawda a osiąganie zamierzonych celów (czyli zwycięstwo) możemy z całą pewnością stwierdzić, że to nie Stany Zjednoczone były największym beneficjentem zamachów z 11 września i politycznego klimatu jaki one wygenerowały. Co więcej, Ameryka straciła w wyniku prowadzonych przez siebie wojen, będących rezultatem zamachów z 11 września 2001 roku biliony dolarów w czasie kiedy Chińczycy te same biliony dolarów zarabiali ciężko pracując i budując potęgę swojego kraju.

Jednak nijak się to ma do koncesjonowanych teoretyków spisku, którzy twierdzą, że Stany Zjednoczone, zwłaszcza Stany Zjednoczone rządzone przez Demokratów a więc ograniczające wpływy kompleksu militarno-przemysłowego sprzężonego z państwem żydowskim są złem z którym amerykańscy patrioci powinni walczyć.

Oczywiście widzimy wyraźnie wyłam w schemacie propagandy stosowanym od lat przez znanych dezinformatorów z branży teorii spisku. O ile jeszcze kilka-kilkanaście lat temu twierdzili oni, że Stany Zjednoczone w modelu postzimnowojennym są złe same w sobie o tyle od jakiegoś czasu postanowili oni przykleić się do którejś z potężnych mafii politycznych, aby ściągać do niej niezagospodarowany przez żadną z dwóch amerykańskich partii elektorat.

I tak wróg rodziny Bushów, CIA, Patriot Act i w ogóle New World Order Alex Jones stał się etatowym rzecznikiem Donalda Trumpa, człowieka który obstawił swoją administracje elitami wojskowymi i biznesowymi na skalę której mógłby mu pozazdrościć niejeden Barack Obama. Bo przecież co tam że Sekretarzem Skarbu zostaje człowiek George’a Sorosa z Goldman Sachs, doradcą ds. bezpieczeństwa dyrektor wywiadu wojskowego Pentagonu a Sekretarzem Zdrowia prezydent jednego z największych koncernów farmaceutycznych. Wszak technokracja i rządy najściślejszych elit to przecież najbardziej antysystemowy ustrój jaki można sobie wyobrazić…

Ale czas na sedno mojego artykułu. Bo przecież nie będę zapisywał całych akapitów drwinami z głupoty Amerykanów, która jest wszechobecna i nie napawa zbytnim optymizmem prawdziwych amerykańskich patriotów. Chciałbym poruszyć kwestię pewnego przemówienia, które miało miejsce już prawie miesiąc temu przed budynkiem amerykańskiego Sądu Najwyższego w trakcie demonstracji poparcia dla Donalda Trumpa. Przemówienie to trwało niemal 15 minut i wygłosił go właśnie ów wspomniany przeze mnie teoretyk spisków wszelakich Alex Jones. Mówiąc szczerze talentu do przemówień odebrać mu nie można. Co innego jednak forma przekazu a co innego jego treść.

Kiedy wsłuchamy się uważnie w połączenie formy przekazu i jego celu którym jest zagrzewanie amerykańskich patriotów do walki z wyimaginowanym przez Jonesa wrogiem a więc dalsza „militaryzacja” ich umysłów możemy być już poważnie zaniepokojeni. I mówiąc my nie mam na myśli Amerykanów ale nas Polaków.

Bo o to na zapewne wielusettysięcznej manifestacji poparcia dla obecnie jeszcze urzędującego prezydenta USA występuje człowiek z niewątpliwymi umiejętnościami oratorskimi, który przekierowuje energię amerykańskich patriotów na zwalczanie Chińskiej Republiki Ludowej.

Co więcej, rozpowszechnia on wątpliwej jakości teorię spiskową o potężnej konspiracji amerykańskich Demokratów, Joe Bidena, pedofilów z rodziny Bidena i powiązanych z Demokratami, Unii Europejskiej, komunistycznych Chin i satanistów. Wszystko było by ok, wszak co nas Polaków interesują wewnątrzamerykańskie wojenki. Jak amerykańscy patrioci i nacjonaliści chcą się bić z antifą i innymi lewusami, których finansuje … zdeklarowany amerykański nacjonalista George Soros to niech się biją. Jednak co innego napuszczanie lewicy na prawicę, które podsyca Jones a które jest gwarantem utrzymania władzy przez amerykańskie elity nad skłóconym ze sobą ludem a co innego utożsamiać swojego wroga z mocarstwem nuklearnym, które nie prowadzi wojskowego ekspansjonizmu w stylu amerykańskim a militaryzuje swój kraj i jego okolicę w celu zabezpieczenia sobie dostaw niezbędnych dla swojej gospodarki surowców oraz możliwości ekspansji gospodarczej w celu budowania dobrobytu swoich obywateli.

Oczywiście nie należy traktować Chin jako 100% pacyfistów którzy niosą pokój poprzez współpracę gospodarczą. Jednak sugerowanie konspiracji jakiejś bliżej nieokreślonej mafii pedofilskiej z ekipą Joe Bidena i Chińską Republiką Ludową, której to Biden według Jonesa ma być agentem co samo w sobie jest twierdzeniem absurdalnym, jednak kiedy głosi to człowiek potrafiący w zaawansowanym stopniu manipulować tłumem i zagrzewać go do walk ze swoimi wrogami, może okazać się tragiczne w konsekwencjach.

Bo przecież wciąż jeszcze nie wiemy kto ostatecznie zostanie amerykańskim prezydentem. Nie wie tego Jones, który jest (jak mniemam) jedynie marionetką kompleksu militarno-przemysłowego, który chce zarabiać na państwowych kontraktach zbrojeniowych, które gwarantować będzie mu wrogość opinii publicznej wobec Chin oraz gotowość amerykańskiej administracji do podkręcania zimnej wojny z Chinami.

Jednak ta zimna wojna może w końcu przerodzić się w gorącą. Ostrzegał przed tym m.in. Kevin Rudd, były premier Australii, który w jednym ze swoich artykułów jasno dał do zrozumienia, że do wybuchu konfliktu na zachodnim Pacyfiku pomiędzy nuklearnymi mocarstwami wystarczy jedna iskra, jeden drobny incydent. Jednak do prowadzenia wojny, która jak się wydaje bardzo szybko mogłaby się przeobrazić w wojnę z użyciem broni nuklearnej potrzeba byłoby poparcia amerykańskiej opinii publicznej. Chiny są krajem autorytarnym i zmierzają w kierunku totalitaryzmu (przynajmniej w niektórych aspektach) więc tam głos ludu znaczy tyle co głos Żyda w okupowanej przez Niemców Warszawie. Jednak amerykańscy wojskowi muszą liczyć się z tamtejszą opinią publiczną. A właściwie gdyby nie COVID-19 i wcześniejsze poczynania Donalda Trumpa typu sankcje czy też cła nakładane na Chiny i chińskie towary nikt nawet nie zdawałby sobie sprawy, że Chiny zagrażają w jakiś sposób dominacji USA.

Z resztą, co przeciętnego Amerykanina obchodzi kto będzie dominował na globalnym grajdołku? Jednak co innego przeciętny zjadacz chleba z Oklahomy a co innego wojskowy planista z Pentagonu. Temu drugiemu z pewnością leży na sercu aby to jego kraj dyktował swoją wolę 190-ciu kilku pozostałym krajom naszego globu.

Tak więc polityczny prowokator Jones idealnie wpisuje się w retorykę amerykańskich kół wojskowych, propagując teorię o konspiracji Demokratów, satanistów, pedofilów i chińskich komunistów, którzy chcą zniszczyć Amerykę i Donalda Trumpa. Bo przecież Joe Biden po dojściu do władzy w Białym Domu jako świadomy patriota (bo przecież gdyby nim nie był to w siedzibie amerykańskiego prezydenta mógłby co najwyżej oprzątać toalety) wcale nie podda swojego kraju Chinom jednak osłabi zdecydowanie zimnowojenny ton konfrontacji który propagował jego poprzednik i zacznie rozsadzać Chiny metodami „propagowania praw człowieka” wymyślonymi dawno temu przez administrację J. Cartera i jego doradcę ds. bezpieczeństwa Zbigniewa Brzezińskiego. Będzie to z pewnością dużo bezpieczniejsza metoda od tej, którą realizował Trump. Oczywiście Biden zapewne dalej będzie okładał Chiny cłami i sankcjami oraz potwierdzał i umacniał sojusze militarne z sąsiednimi wobec Chin krajami jako uzupełnienie w/w przeze mnie metod. Jednak samo osłabienie zimnowojennej retoryki z całą pewnością zmniejszy zagrożenie ewentualną konfrontacją militarną na zachodnim Pacyfiku i osłabi wpływ na amerykańską politykę kół wojskowych.

Bo przecież Biden musi znaleźć w budżecie sporo $$$ na kupienie sobie spokoju w murzyńskich gettach amerykańskich metropolii. A najlepszym sposobem na to będzie z całą pewnością obcięcie funduszy dla kompleksu wojskowego i przeznaczenie ich na socjal dla tamtejszych bojowników o sprawiedliwość społeczną (czyli o prawo do bycia nierobem i okradania, demolowania oraz podpalania sklepów) które to poprzez swoją politykę ukrócił zdecydowanie Donald Trump, aby więcej funduszy przekazać na rozbudowę amerykańskiego potencjału militarnego.

Ale aby uzyskać poparcie dla swojej polityki wobec Chin, amerykański prezydent, kimkolwiek by nie był, potrzebuje do tego przychylności opinii publicznej. A ta odpowiednio obrabiana przez najętych prowokatorów może dawać zielone światło na podkręcanie niebezpiecznego wyścigu zbrojeń na zachodnim Pacyfiku, który bardzo szybko może przerodzić się w otwarty konflikt. Konflikt w który może zostać zaangażowana Polska. Jeśli nie w samej Azji (chociaż należy pamiętać że Australijczycy w trakcie II wojny światowej walczyli w Niemcami w Afryce, tysiące km od swojego domu) to co najmniej w Europie. Bo przecież wciąż nie wiadomo po czyjej stronie w takim konflikcie, przynajmniej w jego pierwszej fazie, opowiedziałaby się Rosja. Jeżeli po stronie Chin to natychmiast chciała by odciążyć swoich sojuszników w Azji i utworzyć front europejski, aby podzielić amerykańską uwagę i zmusić Stany Zjednoczone do walki również w Europie. Co automatycznie wobec amerykańskich planów obrony państw bałtyckich przez mięso armatnie z Polski, wciągnęło by nasz kraj w III wojnę światową.

Tak więc podkręcanie nieuzasadnionej nienawiści wobec Chin w amerykańskim społeczeństwie czym zajmują się prowokatorzy sprzężeni z Trumpem oraz elitami które on reprezentuje z całą pewnością nie leży w interesie Polski. Jeżeli Ameryka chce walczyć z chińskim smokiem to niech sobie walczy, najlepiej na zasadach zdrowej rywalizacji ekonomicznej a nie prężenia muskuł i bezsensownego przeznaczania kolejnych setek miliardów dolarów na zbrojenia, które tylko, jak zauważają eksperci oraz ważni politycy z krajów obszaru zachodniego Pacyfiku mogą spowodować przekształcenie obecnego zamrożonego konfliktu Chin z USA w konflikt kinetyczny.

Odnosząc się do przemówienia Jonesa nie mogę nie skomentować jego słów o ogłaszaniu niepodległości spod dominacji różnych sił. W swoim wystąpieniu Jones podkreślił że oni (czyli jak mniemam jego wyznawcy) deklarują niepodległość: od Organizacji Narodów Zjednoczonych, komunistycznych Chin oraz pedofilskiej rodziny Joe Bidena.

Mówiąc szczerze nie wiem w jaki sposób pan Jones czy jego koledzy tudzież wyznawcy są zależni od „pedofilskiej rodziny Joe Bidena”. Takie urojenia nadają się już do konsultacji z pewnym specjalistą. Wiem natomiast jak ma się deklarowana niepodległość czy raczej podległość Stanów Zjednoczonych wobec Organizacji Narodów Zjednoczonych. Otóż jak do tej pory Stany Zjednoczone na forum ONZ najmocniej protestowały głównie przeciwko uchwalanym tam antyizraelskim rezolucjom. Co więcej, Stany Zjednoczone w imię realizowania interesów Izraela a nie swoich, opuściły grono kilku ONZ-owskich agend. Tak więc pan Jones powinien się konkretnie określić kim są Ci „my”, którzy deklarują niepodległość wobec ONZ. Czy my to Amerykanie czy też może Izraelczycy…

Autorstwo: Terminator2019
Źródło: WolneMedia.net


TAGI: , , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.