Liczba wyświetleń: 1146
Tak aroganckiej postawy kierownictwa wobec pracowników w Polskich Liniach Lotniczych jeszcze nie było. Jak informuje „Gazeta Wyborcza”, rada nadzorcza LOT przyznała prezesowi i zarządowi LOT premię o łącznej wysokości 2,5 miliona złotych. W tym samym czasie firma odmawia pracownikom przyznania podwyżek i zmienia im umowy na śmieciowe.
Biznesowa prasa przedstawia Rafała Milczarskiego jako męża opatrznościowego Polskich Linii Lotniczych. Za jego prezesury przewoźnik osiąga najlepsze wyniki finansowe od lat. W 2017 roku przedsiębiorstwo wygenerowało 280 mln zł zysku. Prezes uważa, że to w dużej mierze jego zasługa. Jak podaje „Gazeta Wyborcza” w rozmowie z personelem miał powiedzieć, że „zapracował na każdą złotówkę” sowitej premii, jaką właśnie przyznała mu rada nadzorcza spółki.
Mimo znakomitego bilansu, władze spółki nie mają zamiaru dzielić się z pracownikami zainkasowanym bogactwem. W ramach trwającego od miesięcy sporu zbiorowego firma nie chce spełnić ich podstawowego oczekiwania – przywrócenia regulaminu wynagrodzeń sprzed siedmiu lat. Przypomnijmy – w 2010 roku, kiedy LOT stał na krawędzi upadki, związkowcy zostali postawieni pod ścianą – albo zgodzą się na obniżenie pensji, albo spółka może upaść. Zgodzili się, a władze zawarły z pracownikami aneksy do umów, które miały obowiązywać do 2016 roku. Personel do teraz, za nielicznymi wyjątkami, wciąż jest wynagradzany według zasad terapii oszczędnościowej. Jednym z tych szczęśliwców, którzy wygrali sprawę w sądzie i dostają wyższe pensje jest Grzegorz Włodek, pracownik LOT z 33-letnim stażem. Mimo to, jako związkowiec, aktywnie walczy o prawa swoich kolegów i koleżanek.
„Chodzi w końcu o łamanie prawa pracy w państwowej spółce. Mimo korzystnego dla nas wyroku sądu LOT go nie realizuje. W efekcie zarabiamy 25-30 proc. mniej niż w latach 2010-2013 – mówi w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”. „Szykujemy się do akcji strajkowej, choć mogliśmy jej uniknąć. Niewiele chcemy. Ilu prezesów w Polsce marzy o tym, żeby pracownicy chcieli wrócić do systemu wynagrodzeń sprzed siedmiu lat?” – zauważa Włodek.
„Mamy już dość propagandy sukcesu. W pracy musi być bezpiecznie, warunki personelu i pilotów muszą być na wysokim poziomie. Wtedy, i tylko wtedy, też bezpieczni będą pasażerowie, a na tym najbardziej nam zależy” – mówi w rozmowie z Money.pl Monika Żelazik, przewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego.
W firmie odbywa się właśnie referendum, podczas którego pracownicy mają zadecydować czy opowiadają się za przeprowadzeniem akcji strajkowej w czasie weekendu majowego. Prezes Milczarski podważa legalność plebiscytu i zarzuca media informacjami, że personel tak naprawdę nie chce strajkować, a mówi o tym jedynie grupka wichrzycieli. Milczarski nie zamierza również respektować obietnicy swojego poprzednika, Marcina Celejewskiego, który obiecał pilotom 2 mln złotych na wzrost budżetu płac. – Powiedział nam, że nie zasługujemy na podwyżki. A jego premia dotyczy pierwszego roku prezesury, gdy miał jeszcze niewielki wpływ na wyniki LOT-u – powiedział „Gazecie Wyborczej” jeden z pilotów.
Autorstwo: PN
Źródło: Strajk.eu
Niech ktoś policzy ile osób musi się wkur… i olać pracę na zasadzie strajku i niech to zrobią, jak ileś ludzi powie dość da ultimatum że albo dotrzymacie umowę podniesiecie apanaże o 30 % albo samoloty od jutra przestaną latać, to zarząd w zębach im kasę przyniesie w ciągu max miesiąca jak nie to doprowadza do wielomilionowy strat, co będzie argumentem aby ich wywalić na zbity…py…k.
Zbiorowym pozwem do sądu też można wywrzeć presję. Wątpię aby szybko znaleźli pilotów jak inni zastrajkują.