Liczba wyświetleń: 817
Gdy w 2014 doszło do awarii w starej elektrowni atomowej w Fassenheim we Francji, media i rządzący zbagatelizowali sprawę. Dopiero teraz wyszło na jaw, że nie kontrolowano temperatury reaktora, a jeden z dwóch systemów awaryjnego wyłączenia nie działał.
Fassenheim znajduje się na francusko-niemieckim pograniczu. Dwa lata temu w tamtejszej elektrowni atomowej przeprowadzano prace remontowe. W ich trakcie, jak podały wówczas media, doszło do „incydentu”. Przez przypadek gorąca para miała zetknąć się z nadtlenkiem wodoru – doszło do gwałtownej reakcji chemicznej. W jej wyniku dwóch robotników odniosło niezagrażające życiu poparzenia i uruchomiły się systemy przeciwpożarowe.
Mniej więcej tyle dowiedziały się media oraz międzynarodowe organy kontrolne, przede wszystkim Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (IAEA) w Wiedniu.
Dziś okazuje się, że awaria była dużo poważniejsza, a francuski urząd dozoru jądrowego ASN świadomie ją zbagatelizował, ukrywając prawdę. Donoszą o tym niemieckie media, żywo zainteresowane sytuacją w leżącym tak blisko granicy zakładzie. Otóż do wycieku wody doszło na kilku poziomach elektrowni. W jego wyniku uszkodzone zostały urządzenia elektryczne – w tym jeden z dwóch systemów awaryjnego wyłączenia reaktora.
Niemieckie media cytują Manfreda Martinsa, eksperta ds. energii jądrowej, którego zdaniem w Europie Zachodniej nie było jak dotąd porównywalnej sytuacji. „Awaria dotknęła jądra reaktora, czyli jego duszę” – ocenił ekspert, wieloletni pracownik niemieckiego stowarzyszenia ds. instalacji jądrowych i bezpieczeństwa jądrowego GRS. Ekspert podkreśla, że na trzy minuty temperatura w jądrze reaktora wymknęła się spod kontroli.
W Fassenheim zastosowano niecodzienną metodę ratowania sytuacji: awaryjne wyłączenie reaktora przez wprowadzenie do niego boru. Pisząca te słowa o borze w kontekście elektrowni atomowej wie mało,a nawet jeszcze mniej, nie ma więc zamiaru oceniać sytuacji. Była jednak na tyle poważna, by użycie boru ukryć przed Międzynarodową Agencją Energii Atomowej i mediami, a więc nami wszystkimi.
Sprawę ostro komentują między innymi niemieccy Zieloni. „Operator, który zachowuje się jak hazardzista, nadzór, który przymyka oczy i elektrownia jądrowa, która ledwo się trzyma, to nie do przyjęcia” – skomentowała liderka partii Simone Peter.
W poniedziałek, 7 marca, po niemieckiej stronie granicy miał miejsce kolejny protest inicjatywy pod nazwą Aktionbuendniss Fassenheim.
Autorstwo: Katarzyna Matuszewska
Źródło: Rownosc.info.pl
Ciekawe co za bajki teraz wymyślą. Za każdym razem zwalają to na zły projekt elektrowni albo inne tego typu bujdy. Kiedy w końcu ludzie zmądrzeją i zrozumieją że czerpanie energii z bomby o opóźnionym zapłonie to najlepszy dowód naszej głupoty i prymitywizmu a nie tak jak się co poniektórym wydaje „Zaawansowanej cywilizacji”.
Energia jest w przyrodzie i we wszechświecie wszędzie i nie trzeba do jej pozyskiwania niestabilnych reakcji nuklearnych które nie występują najprawdopodobniej w naturze nigdzie.
Co to za ekspert, który używa słowa „dusza”. Przecież w technice używano takich słów w 19 wieku!
Energetyka atomowa nie jest niczym złym, tylko są różne jej technologie. Rozwój dobrych, czystych technologii atomowych został zaniechany, ponieważ poszedł w kierunku tych najbardziej wydajnych ale niestety „najbrudniejszych”, które dają największy zysk. Bo to zyskowi jest podporządkowane niemal wszystko w dzisiejszym świecie przez co tak naprawdę hamowany jest rozwój techniki, medycyny itp.