Liczba wyświetleń: 650
Bank Żywności w ramach akcji „Napełniamy Talerzyk” zgromadził duże zapasy żywności, które powinny być przekazane szkolnym stołówkom. Jednak na 2000 uprawnionych szkół na Śląsku tylko 100 nawiązało z Bankiem współpracę.
Jak informuje stacja TVS, w jednej ze szkół w Rudzie Śląskiej, która korzysta z pomocy Banku Żywności, do rozdania jest 200 ton żywności (kaszy gryczanej, ryżu, makaronu itp.), z której przygotowywane są posiłki dla potrzebujących uczniów. Dla wielu dzieci szkoła to jedyne miejsce, gdzie mogą zjeść ciepły posiłek.
Z darmowej żywności może skorzystać dwa tysiące szkół (podstawówek i gimnazjów) w całym regionie, ale chętnych jest tylko setka. Dlaczego? Zdaniem prezesa Śląskiego Banku Żywności szkoły boją się, że korzystając z pomocy, ugrzęzną w dokumentacji. Te obawy nie mają jednak sensu: „Rozliczenie jest raz do roku – na zakończenie roku w czerwcu. Szkoła powinna się na jednej kartce rozliczyć, co z tym zrobiła. Ile zostało sporządzonych posiłków. Ile dzieci zostało objętych tym programem i czy na pewno wszystko zostało wykorzystane w stołówce szkolnej” – informuje Jan Szczęśniewski, prezes Śląskiego Banku Żywności. W praktyce wymagania nie są jednak aż tak restrykcyjne – jeśli dziecko nie ma szansy na posiłek w domu, część jedzenia ze stołówki może wziąć ze sobą.
Przedstawiciele kuratorium, które również zaangażowało się w walkę ze szkolnym głodem, dziwią się, że wśród dyrekcji szkół jest tak duży opór. Anna Wietrzyk ze Śląskiego Kuratorium Oświaty zapewnia, że do dyrektorów na pewno dotarła informacja o możliwości skorzystania z pomocy Banku Żywności, więc o braku wiedzy nie może być mowy.
Co istotne, aby wziąć udział w akcji, wystarczy wypełnić jedną kartkę zgłoszenia. „Mówienie o tym, że dziecko w Polsce jest głodne, że dziecko mdleje z głodu, że dziecko się trzęsie… Temu można przeciwdziałać naprawdę w bardzo prosty sposób” – przekonuje Barbara Siemińska, dyr. Szkoły Podstawowej nr 2 w Rudzie Śląska.
Niedawno pisaliśmy o tym, jak z powodu indolencji urzędników nie otrzymują przewidzianej pomocy dzieci z niezamożnych rodzin.
Źródło: Nowy Obywatel
Skoro dalej w temacie zywienia, jak znam Banki Zywnosci, to jest to full wypas smietnik hipermarketow, ktorym chca uraczyc dzieci za darmo. Rozwiazania takowe nie powinny byc tak niskiej jakosci i tak krotkowzroczne, gdy dotycza dzieci. W ogole nie powinny byc.
Lepiej jeść niskie jakościowo produkty, niż chodzić głodnym. Nie rozumiem, jak można krytykować ludzi za ich próby pomocy innym. Społeczeństwo obywatelskie- oto do czego powinniśmy dążyć.
Tym niemniej, mamy tutaj, na przekór libertarianom, przykład, że interwencja państwa jednak bywa konieczna. Wprowadzili by ustawę że każda szkoła musi brać udział w programie i nie byłoby gadania.
A ja wprost przeciwnie. Nie zgadzam się z Fuxygenem. Szkoła ma możliwość dostać jedzenie za darmo, a więc zrobić oszczędności w budżecie, które mogły by pójść na cokolwiek nawet na podwyżki dla dyrekcji, a z tego nie korzystają. A więc musi być naprawdę porządny haczyk w tym wszystkim. Jaki? Nie wiem, bo nie jestem w temacie. Może faktycznie rozprowadzają przeterminowane jedzenie. Kto wie.
Ziemniaki w hiperśmieciarce ile kosztują…1.50 zł 2.00 zł ? Rolnik w skupie ile dostaje…0.80 zł odprowadzi vat 0.65 zł ? Czy szkoły muszą być obsługiwane przez hiperśmietnik?
Tylko że żaden rolnik nie będzie sprzedawał od razu do szkoły, bo produkt musi mieć atest, musi być skontrolowane i hipermarkety muszą zarobić… więc raczej nikt nie da dzieciakom najlepszego jedzenia w najwyższej cenie, tylko takie co już praktycznie gnije w rękach. Pobankrutowali by inaczej.